wtorek, 20 sierpnia 2013


_______________________Oczami Justina_______________________
Pożegnałem się z fankami. To było takie niesamowite, że były mi tak oddane. Co ja bym bez nich zrobił?
Uśmiechnąłem się.
Czekała tam na mnie...

________________________Oczami Alice________________________
Popatrzyłam na niego, ale jego wzrok skupiony był na Selenie.
Podszedł do niej i uśmiechnął się.
- Hej co ty tu robisz? - powiedział i przytulił ją.
- Stęskniłam się - odpowiedziała ze śmiechem.
Nadal się przytulali.
- Kiedy przyleciałaś?
- Do San Francisco? Dwie godziny temu, może trzy.
- I dopiero teraz przychodzisz? - mrugnął do niej.
Teraz obejmował ją ramieniem w talii.
- No wiesz - tu wskazała na siebie - musiałam się przygotować.
Dopiero teraz zobaczyłam w co jest ubrana.
Znowu spojrzałam na swój strój i ścisnęłam dłonie w pięści.
- To pech, bo my dzisiaj jedziemy dalej - powiedział chłopak.
- Scooter Ci nie mówił? - Zdziwiła się - jadę z wami, aż do Los Angeles!
Chłopak uśmiechnął się szeroko, a ona odwzajemniła ten uśmiech.
Ja zesztywniałam.
Postanowiłam niepostrzeżenie wymknąć się stąd i udać się do Scootera, który stał kilka metrów dalej.
I udało mi się. Byli zbyt zajęci, żeby zauważyć.
- Alice! A gdzie Justin?
- Eeeem, rozmawia z przyjaciółką.
Popatrzył na mnie z podniesionymi brwiami.
- Niezbyt Ci to pasuje, prawda? - powiedział.
- Nie, no co ty? - zaprzeczyłam pospiesznie - Jest spoko, my - tu wskazałam na siebie i kciukiem w bok w stronę Justina - tylko się przyjaźnimy.
Pokiwał powoli głową.
- Selena będzie z nami w trasie, aż do końca?
Drgnął, a ja ugryzłam się w język. Chyba nie powinnam była mówić "z nami"...
- Selena tu jest? - spytał zdziwiony.
- No tak... - myślałam, że wiedział - To z nią rozmawia Justin.
A Scooter zapomniał o wszystkim i podbiegł do uroczej pary, która teraz (najwyraźniej z trudem) w żaden sposób się nie dotykała.
Patrzyli sobie w oczy i ciągle się śmiali.
Poczułam ukłucie w sercu.
Ból nie zelżał kiedy odwróciłam się i pobiegłam prosto przed siebie, przez łzy nie wiedząc nawet gdzie biegnę.




Tagi: 19
03.08.2011 o godz. 14:20
AliceWrites
Stałam tam i słuchałam jak śpiewa.
Nie był taki najgorszy, pomyślałam.
- Cześć! - usłyszałam za sobą piskliwy głos.
Odwróciłam się gwałtownie, a moje włosy zawirowały w powietrzu.
Stała tam dziewczyna z krótkimi, rudymi włosami, na oko miała 15 lat.
- Cześć - odpowiedziałam - Czy my się znamy?
- Nie, ale chciałabym cię poznać!
Pierwszą rzeczą jaka przyszła mi do głowy gdy to usłyszałam było - ona jest dziwna.
Wyciągnęłam rękę w jej stronę.
- Jestem Alice.
- A ja Hope - uśmiechnęła się szeroko.
- Wcześniej Cię tu nie widziałam - zmieniłam temat.
- Bo ja nie jestem z ekipy. Jestem siostrzenicą Maddie.
Westchnęłam, zdecydowanie za głośno.
Potem zostałam zmuszona słuchać tego, jak to przyleciała tutaj do swojej cioci, ale okazało się, że Maddie będzie teraz jeździła po Stanach i nie będzie miała czasu dla swojej siostrzenicy, dlatego w Seattle wsiada w samolot i wraca z powrotem do Kanady, gdzie się urodziła i ma zamiar w tej rodzinnej Kanadzie umrzeć, a także wychować swoje dzieci i wnuki.
- A ty czym się zajmujesz? - spytała.
- Ja tutaj nie pracuję. Jestem przyjaciółką Justina.
Pokiwała głową. Po jej minie widać było, że sama chciałaby się z nim zaprzyjaźnić ale najwyraźniej on nie był zainteresowany, albo ona za bardzo nieśmiała. Od razu domyśliłam się, że to jednak to pierwsze.
Wykręciłam się potrzebą pójścia do toalety.
Kiedy wreszcie znalazłam odpowiednie drzwi weszłam do środka i stanęłam przed lustrem.
Przeczesałam palcami swoje włosy i umyłam ręce.
Kiedy odwróciłam się w stronę drzwi aż podskoczyłam. Nie byłam w łazience sama!
W drzwiach stała dziewczyna z ciemnymi włosami do ramion. Kojarzyłam ją, ale nie wiedziałam skąd.
Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Przepraszam, że cię wystraszyłam.
- Nie, nic się nie stało.
Jej głos też był mi dobrze znany. Kim ona była?
Pokiwała głową i stanęła przed lustrem.
Śmieszne było to, że zrobiła dokładnie to co ja.
Uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę drzwi, a ja uczyniłam to samo.
Zatrzymałam się tam gdzie pożegnał mnie Justin i okazało się, że ona również.
- Czy my się znamy? - spytałam w końcu.
Zaśmiała się.
- Tak osobiście to raczej nie.
Przyjrzałam się jej uważnie
Nagle ktoś krzyknął - Cześć Selena!
A ona pomachała w kierunku z którego dochodził głos.
Zamarłam.
- Selena? Selena Gomez?
- Tak. A ty jesteś?
- Alice. Alice Burns.
Wyciągnęła rękę w moją stronę, więc ja zrobiłam to samo.
- Jesteś przyjaciółką Justina, prawda?
Zdziwiło mnie to, że widziała.
- Tak.
- To tak samo jak ja.
Zastanowiły mnie jej słowa.
Może dlatego była dla mnie miła? Może przyjaźń z Justinem otwierała dla mnie nowe, ciekawe znajomości?
Rozpoczęłam rozmowę, którą ona podjęła. Nie było to problemem, łatwo znajdowałyśmy wspólne tematy.
Reszta wieczoru upłynęła mi szybko, z pewnością dzięki towarzystwie Seleny.
---------------------------------------------------------
Witam na moim blogu, Na początek chciałabym wam powiedzieć, że jesteście naprawdę wspaniali! Dziękuję wam za to, że mogę dla was pisać! Uwielbiam to robić, sprawia mi to olbrzymią przyjemność, a wasze komentarze dodają mi otuchy i pomagają w pisaniu. Dziękuję wam za to, naprawdę <3 Jesteście kochani :*

PS. Mój blog jest dzisiaj pełnoletni :) W prezencie możecie pisać komentarze, za co będę ogromnie wdzięczna :)

Pozdrawiam i życzę miłego czytania!
Tagi: 18
02.08.2011 o godz. 12:30
AliceWrites
Siedziałam na kanapie i wyczekiwałam Justina. Byłam już na granicy wytrzymałości.
W końcu po 32 minutach mojej męki, chłopak wyszedł z garderoby.
Spojrzał na mnie i stłumił wybuch śmiechu.
- Co? - spytałam.
- Nie nic.
- To dlaczego się śmiejesz?
- Nie śmieję.
Zazgrzytałam zębami ze złości. Czy on nie może mi po prostu powiedzieć?
Spojrzałam po sobie.
- Proszę, powiedz - powiedziałam tak słodko jak umiałam.
Usiadł obok mnie na kanapie i popatrzył mi w oczy.
Nie wiem jak długo tak siedzieliśmy, ale jak dla mnie zdecydowanie za krótko.
W końcu się odezwał.
- Chyba nie będziemy mieli dla siebie tak dużo czasu.
Zdziwił mnie tym wyznaniem.
Byłam pewna, że czasu będziemy mieć mnóstwo.
- A te dwa tygodnie?
- Koncerty, próby, spotkania z fankami. Taką mam pracę. Uwielbiam to, ale chciałbym być też blisko ciebie. Nie chcę, żebyś poczuła się samotna. Może będzie nawet lepiej, jeśli wrócisz.
- Ale ja nie chce wracać - odpowiedziałam tak szybko, że aż drgnął.
Zamyślił się.
Po jakiejś chwili znowu na mnie spojrzał i uśmiechnął się.
Odwzajemniłam ten uśmiech.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jesteśmy tak blisko siebie.
Zareagował mój instynkt samozachowawczy i gwałtownie zerwałam się na dwie nogi.
Poczułam się jak kompletna idiotka.
Chłopak wyglądał na trochę zdziwionego, ale nic nie powiedział.
Po prostu wstał i podszedł do drzwi.
- Idziemy?
- Idziemy.
Zaśmiał się cicho.
Kiedy wyszłam z pojazdu, zadrżałam. Zawiało chłodem, a ja nadal nie miałam bluzy.
Justin od razu ściągnął swoją białą, skórzaną kurtkę i nałożył mi ją na ramiona.
Poczułam jak się czerwienię.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy.
Razem z ochroną doszliśmy do ulicy i wstrzymałam oddech.
Stała tam czarna, długa limuzyna.
Justin zobaczył moją minę, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę pojazdu.
Byłam w szoku. Właśnie siedziałam w limuzynie z Justinem Bieberem. Na świecie było mnóstwo dziewczyn które marzyły o czymś takim. Poczułam się wyróżniona.
Ale także czułam, że nie pasuję do otoczenia.
Do środka wsiadali kolejno : Scooter, Maddie, blondynka którą widziałam rano i jeden z ochroniarzy.
Maddie miała na sobie czarną, skórzaną sukienkę na ramiączkach, sięgającą do kolan, natomiast blondynka szarą tunikę i czarne legginsy.
Spojrzałam na swój strój i zrobiło mi się strasznie głupio.
Justin nadal trzymał moją rękę, z czego zdałam sobie sprawę, gdy spróbowałam ścisnąć obie dłonie w pięści. Popatrzył na mnie marszcząc brwi. Chyba już się domyślił.

Koncert odbywał się na dachu galerii handlowej.
Jeden z parkingów znajdujących się w środku, cały został zarezerwowany dla naszej ekipy. Jak to dziwnie brzmiało "nasza ekipa". Zaśmiałam się w duchu.
Kiedy wjechaliśmy, w środku stały już wozy ochrony i dużo innych pojazdów.
Justin od razu został zabrany na zaplecze, aby się przygotować, ale zaprotestował i dlatego ja również stałam teraz na zapleczu, gdzie dostaliśmy się windą.
Stałam i rozglądałam się. Po jakimś czasie na zaplecze dołączył Scooter i Maddie, którzy załatwiali jakieś problemy.
Po 2 godzinach Justin był gotowy i stał teraz przed wyjściem na scenę. Podeszłam do niego. Wyraźnie się ucieszył.
- I jak tam stres? - spytałam niby to od niechcenia.
Krzyki wielu dziewczyn sprawiły, że znowu rozbolała mnie głowa.
- Bywało gorzej.
- Ja się na tym nie znam.
Złapał mnie za obie dłonie i popatrzył w oczy. Jego własne błyszczały z podekscytowania.
- Życz mi powodzenia - powiedział.
A kiedy zniknął ja poczułam narastającą pustkę.
------------------------------------------------------------
Czy chcielibyście, żebym wklejała na bloga linki ze zdjęciami ubrań Alice? Wcześniej tego nie robiłam, ale chciałabym poznać waszą opinię na ten temat.
I jak podobał się rozdział? Piszcie w komentarzach!
Następny dodam chyba jutro, ale zastanawiam się czy nie zrobię tego, dopiero wtedy gdy dostanę 5 komentarzy... :)
Pamiętajcie, żeby pisać opinie na temat tych linków ze zdjęciami!
Pozdrawiam!

Tagi: 17
01.08.2011 o godz. 11:47
AliceWrites
- To ja już spadam - uśmiechnął się Scooter. - Jakbyście coś chcieli to dzwońcie.
- Jasne - odpowiedział Justin.
- Scooter ja... - zawołałam za nim - jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co, naprawdę - mrugnął do mnie.
I wyszedł.
Justin na mnie popatrzył.
- To jak Alice? Chcesz telefon? - spytał.
Westchnęłam przeciągle.
- Tak.

- Słucham? - Usłyszałam znajomy głos przyjaciółki. Za wiele tej nocy nie spała.
- Cześć Julie! To ja Alice.
- Alice! Nic Ci nie jest? Co się z tobą stało? Gdzie jesteś?
- Spokojnie, nic mi ie jest. Jestem gdzieś pod San Francisco...
- Gdzie? Jak ty się tam znalazłaś? Porwali Cię?
- Nie.... Bo ja... Zasnęłam w autobusie Justina - wyznałam zakłopotana. Teraz mi się dostanie, pomyślałam.
- Słucham?! Alice! Co ty wygadujesz?
- No bo ja byłam w jego autobusie i zasnęłam, a kiedy się obudziłam byłam już pod San Francisco. Przepraszam Cię Julie. - Powiedziałam szczerze.
- A kiedy wracasz? - spytała rozdrażniona.
- I z tym jest problem... bo za jakieś dwa tygodnie.
- Co?!
- No bo tak będzie najlepiej. Rodzice wyślą mi rzeczy do hotelu w Seattle.
- No to miłej zabawy - powiedziała. Byłam pewna, że wcale mi tego nie życzy.
- Julie! Nie rozłączaj się, proszę. Daj mi wyjaśnić.
- Co wyjaśnić?
- Przepraszam! Wiem, że się na mnie zawiodłaś, po raz kolejny, ale ja to naprawię, obiecuję! Coś wymyślę, przysięgam. Wiesz, że jesteś dla mnie ważna.
- Alice, wszystko się wali.
- Wiem, ale obiecuję, naprawię to. Tylko ...
- Muszę kończyć.
- Nienawidzisz mnie?
- Nie Alice. Ale muszę wszystko przemyśleć. Pa. Zadzwoń jeszcze, kiedyś.

Rozłączyła się.

Popatrzyłam Ślepo w przestrzeń.
Byłam na siebie wściekła.
Oddałam Justinowi telefon, nawet na niego nie patrząc.
Czułam na sobie jego wzrok.
- Wszystko dobrze? - spytał.
- Wszystko się wali - westchnęłam. - Powiedziała, że wszystko się wali.
- I co teraz? Chcesz jednak wrócić? - Po tonie jego głosu wiedziałam, że wolałby żebym została.
- Nie. Ale muszę coś wymyślić. Nie mogę jej stracić. Znamy się od dzieciństwa.
- Czemu miałabyś ją stracić? Ej, wszystko będzie dobrze. - Poklepał mnie po ramieniu.
- Mam nadzieję. - coś sobie przypomniałam - Ona ma urodziny w sobotę! A mnie nie będzie. A chciała, żebym to ja to urządziła!
- A masz jakiś pomysł?
Spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- A co to za różnica?
- Wiesz, zawsze możemy coś wymyślić - oznajmił.
To dało mi do myślenia.

Przez następne dwie godziny drogi omawialiśmy szczegóły imprezy dla mojej przyjaciółki.
Mój dobry humor powrócił.
Wiedziałam już co mogę zrobić.
Wszystko dzięki Justinowi.

-----------------------------------------------------------
Witam ponownie! Teraz trochę ciężko mi się pisze, ale obiecuję, że w przyszłym tygodniu się poprawię.
Dziękuję wszystkim którzy czytają moje opowiadanie i komentują je. Wszystkie komentarze dodają mi otuchy i pomagają w pisaniu. Bez was nie byłoby Alice.
Jestem wam za to bardzo wdzięczna <3
PS. Czy uda się zebrać pod tym postem 5 komentarzy? :)
Tagi: 16
31.07.2011 o godz. 11:14
AliceWrites
- Ale dlaczego?!
- Jesteś na to za młoda, Alice.
- Ale skoro i tak nie jadę nigdzie na wakacje, to czy nie możecie potraktować tego jak wycieczkę na którą pojechałam? Sama?
- Nie Alice, nie możemy - powiedział surowszym tonem.
Słyszałam jak mama mówi coś do taty, a on odmawia.
- Tato, daj mi mamę.
- To niczego nie zmieni.
- Dobrze, ale chcę porozmawiać z mamą - odpowiedziałam stanowczo.
Westchnął.
- Tak córeczko? - spytała mama.
Zdziwił mnie ton jej głosu. Jakby starała się być za wszelką cenę dla mnie miła.
- Cześć mamo! Dlaczego tata nie pozwala mi jechać?
- Kochanie... - zastanawiała się co mi powiedzieć. - To nie jest do końca tak. Bo widzisz... tata się o ciebie martwi. Nie chce, żeby coś Ci się stało.
- Ale nic mi tutaj nie grozi! - Coś mi przyszło do głowy - Czyli ty się zgadzasz? - spytałam podekscytowana.
- Alice... proszę cię.
- Ty się zgadzasz, prawda? Mamo proszę Cię! Wiesz, że nigdy nie byłam w Nowym Yorku! Wiesz ile to dla mnie znaczy! Nigdzie nie jadę na wakacje, czy nie mogłabym po prostu pojechać z nimi?
- Ja wiem, ale to niczego nie zmienia...
- Proszę! - przerwałam jej już niemal płacząc.
Westchnęła.
- Dobrze, jedź.
Zapiszczałam ze szczęścia.
- Dziękuję mamo! Jesteś wspaniała! Kocham Cię!
- Też Cię kocham - odpowiedziała. - A Alice? Ale czy jesteś tam mile widziana?
Popatrzyłam na Justina i Scootera.
- Tak. Myślę, że tak.
Scooter wyciągnął rękę, po telefon. Chciał porozmawiać z moją mamą.
- Mamo, ktoś chce z Tobą porozmawiać.
- No dobrze. W takim razie do usłyszenia.
- Pa mamo. Dziękuję.
Zaśmiała się cicho.
Oddałam telefon Scooterowi.
Rozmawiał z nią o hotelu, adresie i rzeczach do wysłania, a także mówił, gdzie będziemy i kiedy wrócimy. Słuchałam go jednym uchem.
Byłam bardzo szczęśliwa. A patrząc na Justina, stwierdziłam, że on również jest w takim dobrym humorze.
W końcu Scooter zakończył rozmowę.
Zwrócił się do mnie.
- I jak tam Alice? Cieszysz się?
Pokiwałam głową, uśmiechając się szeroko.
- Dziękuję. - Odpowiedziałam wdzięczna, za wszystko co dla mnie zrobił.
- Nie ma za co - on również odwzajemnił uśmiech.
- Chciałabyś jeszcze gdzieś zadzwonić? - spytał uprzejmie Justin.
Przytaknęłam.
Miałam tylko nadzieję, że Julie nie przestanie się do mnie odzywać, za wszystko co jej zrobiłam.
----------------------------------------------------------
Jak tam rozdział? Wiem, że był nudny, ale myślę, że następne rozdziały będą ciekawsze :)
Dziękuję za wszystkie miłe słowa <3
Pozdrawiam!
Tagi: 15
29.07.2011 o godz. 12:32
AliceWrites
Teraz pozostawało mi tylko czekać.
Weszłam do łazienki, aby trochę się odświeżyć. Nie zamierzałam teraz iść spać, a byłam pewna, że nie wyglądam najlepiej po nocy spędzonej w autobusie.
Jednego mogłam być pewna. Na razie nie musiałam się rozstawać z Justinem.
Przemyłam twarz wodą i wytarłam ją papierowym ręcznikiem. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.
Moje brązowe włosy były poczochrane, ale zakładałam, że będę wyglądać gorzej. Przeczesałam je palcami.
Nie było tak źle.
Martwiłam się jeszcze o to co powiem Julie. Musiała się strasznie o mnie bać.
Nie miałam nawet telefonu, żeby móc do niej teraz zadzwonić.
Wszystko zależy od tego co powie Scooter.
Wyszłam z łazienki i przy kasie zobaczyłam Justina.
Podeszłam do niego i oparłam się o ladę.
Uśmiechnął się do mnie.
- To jak? Możemy wracać? - spytałam.
- Pewnie.
- Co kupiłeś?
- Chipsy.
- Czemu mnie to nie dziwi? - mruknęłam pod nosem.
Uśmiechnął się ponownie. Tak łatwo mi się z nim rozmawiało.
- Którym chcesz jechać?
Zastanowiłam się. Chciałabym zobaczyć też inne busy, ale na to będę mieć jeszcze czas. Dodając, że oprócz Justina, Scootera, Maddie i Johna, nie znałam tu nikogo, wolałam jechać busem mojego sławnego kolegi.
- Twoim - odpowiedziałam z uśmiechem.
Kiedy wsiadaliśmy do busa, dogonił nas Scooter.
- Pozwolicie, że pojadę z wami i obgadamy wszystko po kolei?
Justin na mnie popatrzył. Przytaknęłam.
Usiedliśmy z Justinem na kanapie, Scooter zajął miejsce w fotelu.
- Sprawa wygląda tak - zaczął - Następny przystanek mamy w San Francisco i dziś wieczór Biebs daje tam koncert. Potem jedziemy do Seattle, gdzie Justin ma 2 występy. Zatrzymujemy się tam w hotelu na 3 dni. Jeśli Alice będzie chciała, może pojechać z nami również do Nowego Yorku i dalej. Albo w Seattle wsiądzie w samolot i wróci do domu.
Do hotelu w Seattle rodzice mogą wysłać Ci potrzebne rzeczy. - zwrócił się do mnie - Ale wszystko zależy od tego czy chcesz z nami jechać, czy wolisz wrócić.
Pokręciłam głową.
- Wszystko zależy od moich rodziców. Jeśli będą wściekli, to na pewno nigdzie nie pojadę.
- To trzeba do nich zadzwonić.
- Nie mam telefonu - odpowiedziałam rozgoryczona.
- Ale numer znasz? - spytał troskliwie Justin.
Pokiwałam głową.
Scooter podał mi komórkę.
Wpisałam numer, wzięłam głęboki oddech i wcisnęłam "połącz".
Telefon odebrał tata po dwóch sygnałach.
- Halo? - spytał. W jego głosie słyszałam żal i troskę, a również nutkę nadziei.
- Cześć tato!
- Alice! Gdzie jesteś? Nic Ci nie jest? Dlaczego nie dzwoniłaś? - Tato, nic mi nie jest. Zaszła pewna pomyłka i jestem teraz pod San Francisco.
- Co? Jak to możliwe? - stawał się coraz bardziej nerwowy.
- Bo ja jestem w autobusie Justina Biebera - wyznałam.
Po drugiej stronie cisza.
- Żartujesz sobie? - spytał.
- Tato, naprawdę! Po prostu przez pomyłkę mnie wzięli i teraz jestem w drodze do San Francisco.
Opowiedziałam mu całą historię, którą zakończyłam pytaniem - Czy mogę pojechać?
Po drugiej stronie znowu panowała cisza. Kiedy myślałam, że już nie odpowie padło:
- Nie Alice. Nie zgadzamy się.
----------------------------------------------------
Rozdział trochę krótki, ale mam nadzieję, że się podobał :)
Chciałabym wam podziękować za miłe komentarze, ale mam nadzieję, że nadal będę je dostawać ;p
Pozdrawiam! 
Tagi: 14
28.07.2011 o godz. 11:24
AliceWrites
Podniosłam się powoli, obolała. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się gdzie jestem.
Rozglądnęłam się niespokojnie.
I wtedy sobie przypomniałam.
Odsłoniłam firankę i wyjrzałam przez okno.
I w tymże momencie zamarłam.
Musiałam spać bardzo długo, już świtało. Ale nie to mnie przeraziło. Znajdowałam się teraz na parkingu, ale nie na tym w zaciszu parku, niedaleko mojego domu. Staliśmy na Stacji Benzynowej.
Widziałam jak ludzie z innych busów wydostają się ze środka i przeciągają się odrętwiali. I właśnie w tym momencie w którym miałam zasunąć zasłonę, zobaczyłam jak z busa wychodzi Justin.
Czym prędzej pobiegłam do drzwi, ale nie było to takie proste. Musiałam się z nimi trochę pomocować, nim wreszcie ustąpiły i pozwoliły mi wysiąść. Od razu pobiegłam w stronę Justina.
- Bieber! - krzyknęłam do niego ze złością.
Oglądnął się i dopiero po chwili zorientował się kto go woła. Popatrzył na mnie i zrobił wielkie oczy. Właściwie wszyscy teraz się na mnie gapili, ale w tym momencie mi to nie przeszkadzało.
Podbiegł do mnie, marszcząc brwi.
- Możesz mi powiedzieć, co ja tu przepraszam bardzo robię?! - Krzyknęłam mu prosto w twarz
- Alice? Jak ty tu? - Wydukał, wspomagając się gestami.
Wzięłam głęboki oddech. Poranek był chłodny, a ja miałam na sobie szorty i bluzkę na ramiączkach. Przetarłam ramiona, aby było mi cieplej.
Kątem oka dostrzegłam, że Maddie rozmawia o czymś zawzięcie z długowłosą blondynką. Co chwilę patrzyły na mnie, więc byłam pewna, że zaraz ktoś przyjdzie wymierzyć mi karę. Przynajmniej teraz miałam Justina.
- Co teraz? - spytałam.
- Nie mam pojęcia. To wszystko moja wina - walnął pięścią o ścianę busa, z którego wyszłam. - Zapomniałem o tobie. Po prostu zasnąłem. Nie mam pojęcia co Ci powiedzieć. Przepraszam Alice. Znowu Cię zawiodłem. Jestem jakimś...
- Justin! - Przerwałam mu - przestań. Ja też zasnęłam.
- Ale Alice! Ty nie powinnaś tutaj być! Przecież nikt nawet nie wie, że tutaj jesteś.
- Tutaj czyli gdzie?
Westchnął.
- Nie wiem - odpowiedział.
- Justin...
- Naprawdę nie wiem gdzie teraz jesteśmy! Pewnie gdzieś pod San Francisco!
Otworzyłam buzię ze zdumienia.
Patrzyłam się na niego wielkimi oczami i otwartymi ustami.
- Przestań suszyć zęby dziecko - powiedział szorstki kobiecy głos. Od razu poznałam w nim Maddie.
- Madeline! - zaoponował Justin.
Popatrzyłam wrogo na "Madeline".
Ona natomiast uniosła oczy ku niebu i popatrzyła na Justina z przesadzoną słodyczą.
- Wybacz skarbie - powiedziała do Justina - nie chciałam obrazić twojej koleżanki, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że mamy teraz poważne kłopoty? Kim ona jest do cholery?!
- Jestem Alice Burns - uśmiechnęłam się zjadliwie.
Myślałam, że oczy wylecą jej z orbit.
Odwróciła się do nas plecami.
- Scooter! Chodź tu szybko! - zawołała. Widziałam jak Scooter wzdycha po czym idzie w naszą stronę. Faktycznie jej nie lubił.
- Co tym razem zrobiłeś, Justin? - spytał.
Justin nieśmiało na mnie spojrzał.
- Justin! Co Alice tutaj robi?!
- Ty ją znasz? - W głosie Maddie było słychać zawód.
- Alice? Jak to się stało, że tutaj jesteś?
Westchnęłam. Już miałam zacząć się tłumaczyć, ale Justin mnie uprzedził.
- Zostawiłem ją w moim busie, po czym o niej zapomniałem - wyznał skruszony.
- A czemu nic nie powiedziała kierowcy? - Maddie wyraźnie szukała na mnie zaczepki.
- Zasnęłam - powiedziałam, żeby Justin tak za mnie nie odpowiadał.
- I ja również - dodał szybko.
- I co teraz? - spytał Scooter.
Maddie pokręciła głową.
- Nie możemy jej odwieść, już i tak straciliśmy za dużo czasu w L.A.. Pozostaje nam wsadzić ją w samolot.
- Albo niech zostanie z nami - dodał Scooter, wyraźnie robiąc na złość Madeline. - Teraz jedziemy do San Francisco, później Seattle, a następnie przesiadamy się w samolot do Nowego Yorku. Potem podróżujemy już tylko samolotami i na końcu i tak wracamy do L.A.
- Zajmie nam to co najmniej dwa tygodnie, pamiętając o tym, że nie wiadomo jakie będą okoliczności.
- Ale myślę, że skoro Alice już tu jest, to możemy pozwolić jej zwiedzić trochę świata? Nie sądzisz? Możemy od czasu, do czasu zrobić coś miłego, prawda?
- Bycie miłym, a to nie ma nic wspólnego! Daj spokój Scooter! Czemu nigdy nie możesz się ze mną zgodzić?
- Bo mam inne zdanie niż ty!
- I w tym właśnie jest problem.
Justin złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę stacji.
- Nieźle się nakręcili - powiedział, kiedy nie byliśmy już w zasięgu ich słuchu. Ale i tak słyszeliśmy podniesione głosy, podobnie jak wszyscy obecni na parkingu.
- Ale co teraz będzie ze mną?
- Widziałaś jak Scooter walczy o to, żebyś została z nami? Myślę, że w końcu ją przekona, albo po prostu zrobi co chce.
- Ale naprawdę będę mogła pojechać?
- No pewnie - powiedział z uśmiechem.
- Nawet nie mam rzeczy...
- Te najpotrzebniejsze rodzice mogą wysłać Ci do Hotelu w Seattle.
- Rodzice! Nie wiedzą co się ze mną dzieje!
- Zaraz do nich zadzwonisz. Jak tylko Scooter powie nam jaki jest plan.
- Na pewno się martwią - byłam bliska łez.
- Alice. - Objął mnie ramieniem - Wszystko będzie dobrze. Nie ma się co martwić.
Skoro Scooter faktycznie jest po mojej stronie, to kto wie? Może faktycznie wszystko się ułoży?
Miałam skrytą nadzieję, że tak właśnie będzie.
------------------------------------------------------------
Witam wszystkich na moim blogu! Bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze i proszę o więcej :)
Jak podoba wam się rozdział? Następny pojawi się pewnie jutro, chociaż chętnie napisałabym go od razu :P
Mam nadzieję, że wam się podoba i opiszecie to w komentarzach.
Pozdrawiam! <3
Tagi: 13
27.07.2011 o godz. 12:38
AliceWrites
Patrzyłam na niego wielkimi oczami. Widziałam, że tłumi wybuch śmiechu.
- Myślę, że znam kogoś kto chciałby się z tobą zobaczyć - powiedział - Co ty na to?
- Ja, ja bardzo chętnie - wydukałam.
Teraz już nie wytrzymał. Śmiał się na cały głos.
Wskazał palcem jeden z kilku olbrzymich busów i ruszyliśmy w jego kierunku.
- I jak Ci się podobał koncert?
Zawstydziłam się. Co miałam mu powiedzieć?
- Justin był świetny - powiedziałam. Z tym akurat mogłam się chyba zgodzić.
- Tak. Dziewczyny go uwielbiają. Ale to też świetny przyjaciel - oznajmił.
Przytaknęłam.
- Mało mówisz - nie owijał w bawełnę.
Staliśmy już przed drzwiami busa.
- To tutaj - uśmiechnął się szeroko - Wchodź śmiało.
Otworzył przede mną drzwi i poklepał mnie po ramieniu, tak jak pierwszy raz gdy się spotkaliśmy.
Stanęłam na stopniu i weszłam do środka.
Po mojej prawej rozciągało się wnętrze busa. Na samym końcu znajdowały się dwoje drzwi. Pod ścianą stała skórzana, biała kanapa, a przed nią telewizor. Obok telewizora wieża stereofoniczna i głośniki, a pod telewizorem gry wideo. Był tam jeszcze fotel,dwa stojaki na płyty, gitara i stół, przy którym stały krzesła. Na stole tkwiły resztki chipsów, żelków i puszek po coli. Oprócz tego sterta książek. Na fotelu ktoś postawił włączonego laptopa.
Patrzyłam na to wszystko w milczeniu. W środku nie było nikogo, a Scooter zamknął za mną drzwi.
Usiadłam na kanapie i czekałam, aż Justin się pojawi.
Długo nie wytrzymałam. Podeszłam do pierwszych drzwi i otworzyłam je. Była to łazienka. Spodziewałam się, że będzie o wiele mniejsza.
Otworzyłam drugie drzwi i zamarłam.
Była tam, jak się już wcześniej domyśliłam garderoba. Mnóstwo ubrań, butów i czapek, ale nie to sprawiło, że wstrzymałam oddech.
Na środku stał nie kto inny, jak Justin. Na sobie miał tylko czarne spodnie, w ręce trzymał czarny T-shirt, który zapewne miał zamiar założyć.
Stał do mnie bokiem zwrócony w stronę wieszaków z koszulkami.
Zaczął powoli odwracać się w moją stronę, jednocześnie zakładając koszulkę.
- Scooter, teraz czas na rewanż, pamiętasz? - powiedział i w momencie w którym skończył, popatrzył na mnie i zamarł. Musieliśmy wyglądać przezabawnie.
- Alice!- krzyknął i podbiegł do mnie, jednocześnie łapiąc mnie w niedźwiedzim uścisku.
Nagle opanował się i odsunął.
- Przepraszam. Po prostu nie mogłem się doczekać, aż Cię znowu zobaczę.
Popatrzyłam na niego z uśmiechem, który od razu odwzajemnił.
- Chodź- pociągnął mnie w stronę drzwi i zaprowadził do kanapy.
Usiedliśmy wygodnie, zwróceni w swoją stronę.
- Myślałem, że już Cię nie zobaczę.
- Mogło tak być - uśmiechnęłam się pod nosem. - Byłoby łatwiej, gdybyś w wiadomościach powiedział gdzie spotkamy się po koncercie.
- Ale cieszę się, że sobie poradziłaś - drgnął nagle - No właśnie, jak się tu znalazłaś?
- Przez płot. Dobrze, że trafiłam na Scootera.
Zmarszczył czoło.
- A gdzie zniknęłaś poprzednio? - spytał.
- Raczej gdzie ty zniknąłeś?
- Przybiegłem tutaj. Byłem pewien, że za mną biegniesz.
- Chciałam pobiec, ale kiedy zeskoczyłam z płotu, to wpadłam na jakąś kobietę i ona zawołała Johna, żeby mnie wyprowadził. Poza tym, nigdzie Cię nie widziałam. Czułam się strasznie głupio - uznałam, że mogę mu to powiedzieć. Znowu czułam się przy nim bardzo dobrze.
- A jak wyglądała ta kobieta?
- Hmm -spróbowałam odtworzyć ją sobie w pamięci. - Miała ciemne włosy do ramion, była drobna i miała jasną karnację. Chyba pod trzydziestką.
Zaśmiał się.
- To pewnie Maddie.
- A czym się zajmuje?
- Pomaga załatwiać koncerty. Pracuje razem ze Scooterem, ale chyba nie mogą się dogadać.
- Aha - nie dziwiłam się. Nie wiem, jak można by dogadać się z Maddie.
- Alice? Mogę Cię o coś spytać? -Przybrał poważny ton.
- Pewnie.
- No więc... Nie jesteś na mnie zła?
Popatrzyłam na niego z głupią miną. Niby dlaczego?
- Czemu miałabym być zła?
- No bo... - wahał się co powiedzieć - bo nie odpisywałaś na wiadomości i po prostu nie wiem czy nie uznałaś, że Cię zostawiłem czy coś. Bo ja nie chciałem Cię zostawić, wiesz o tym, prawda?
- Oczywiście, że wiem. To nie twoja wina.
- Ale czułaś się głupio, sama tak powiedziałaś.
- No bo nie chcieli mi uwierzyć, że przyszłam z tobą. Poza tym wywróciłam i siebie i Maddie. Strasznie się na mnie wkurzyła. Cieszę się, że tym razem wpadłam na Scootera.
Rozbawiłam go.
- Z czego się śmiejesz? - spytałam lekko poirytowana.
- Nie, no tylko, czy na Scootera też wpadłaś tak jak na Maddie?
Śmialiśmy się teraz razem.
Czułam się wspaniale siedząc obok niego, jakbyśmy znali się od dawna.
- Przyniosę coś do picia - powiedział i wyszedł z busa. Położyłam się na boku i rozmyślałam o wszystkim co się dzisiaj wydarzyło.
Musiałam zasnąć, bo następną rzeczą jaką usłyszałam był donośny dźwięk wyłączanego silnika...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz