Kiedy tylko wszedł do pomieszczenia na jego twarzy malowała się złość, a my wyczekująco patrzyliśmy na niego i już miał się odezwać, kiedy tym razem przerwała moja komórka, która nieustannie dzwoniła, a osoba po drugiej stronie nie chciała najwyraźniej odpuścić więc z wielką niechęcią wyciągnęłam ją z kieszeni spodni i naciskając zieloną słuchawkę przyłożyłam do ucha. Na początku nikt się nie odzywał, ale wiedziałam, że ktoś jednak jest po drugiej stronie co można było wywnioskować z ciężkiego oddechu.
-Halo
-Jak dobrze, że odebrałaś. Musisz mi pomóc proszę.- Usłyszałam jak jej głos się załamuje i cichy szloch co było w ogóle do niej nie podobne. Zawsze była twarda nawet, gdy w jej życiu wszystko się waliło była nieugięta. Nigdy też nie słyszałam ani nie widziałam jak płacze więc musiało stać się coś złego. Zaniepokojona zachowaniem Jess przeprosiłam chłopaków na chwilę i szybkim krokiem ruszyłam ku pokojowi. Kiedy już się w nim znalazłam z powrotem zaczęłam rozmowę.
-Jessica co się stało? Gdzie jesteś?.-Wykrzyczałam do telefonu coraz bardziej się martwiąc.
-Nie wiem jak to się stało. Oni podeszli mnie z zaskoczenia próbowałam się bronić ale ich było więcej i byli silniejsi. Nie dałam rady.- Wychlipała tak, że ledwo usłyszałam co powiedziała.
-Nic się nie stało ważne, że tobie nic nie jest. Powiedz gdzie jesteś?
-Nie wiem. Pamiętam tylko, że po drodze mijaliśmy znak z napisem Floryda i zjechaliśmy w jakąś polną drogę potem zasnęłam, a kiedy się obudziłam byłam już w tej ciemnej piwnicy. Nie wierzę, że to mówię, ale boję się.-Powiedziała i kiedy chciała coś jeszcze mi przekazać usłyszałam jak do pomieszczenia ktoś wchodzi i najwyraźniej próbował ją uderzyć. – Trzymaj się za niedługo znów będziesz bezpieczna.- Zdołałam tylko tyle wypowiedzieć za nim połączenie zostało zerwane. Wstałam z łóżka i w pośpiechu zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Kiedy byłam już spakowana zgarnęłam z komody nowy zestaw i wędrując do łazienki złapałam za tablet aby przy okazji zamówić bilet na Florydę. Kiedy i to było już załatwione weszłam do kabiny, gdzie mogłam choć trochę się rozluźnić i zrelaksować. W pełni gotowa tak aby nikt mnie nie zauważył zeszłam po schodach i wsiadając do auta odjechałam najciszej jak się tylko dało. Po godzinie jazdy samochodem dotarłam na lotnisko po czym wysiadłszy z mojego cudeńka zabrałam z bagażnika walizkę i szybkim krokiem ruszyłam ku wielkiemu budynkowi zrobionemu w całości ze szkła. Kiedy tylko przekroczyłam szklane drzwi budynku usłyszałam komunikat prosimy pasażerów lotu 315 na Florydę o udanie się do odprawy. W szybkim tempie zaczęłam przedzierać się przez ludzi, aż w końcu dotarłam do upragnionego celu i już po chwili siedziałam w wielkim mechanicznym ptaku, który był moim jedynym ratunkiem właściwie nie moim, a Jess. Jak na złość droga dłużyła się nie miłosiernie, a ja czułam się jak bym siedziała na szpilkach i zaraz miała eksplodować. Moje myśli były teraz zaprzątnięte tym co przekazała mi Jessica oraz , gdzie może znajdować się opisane przez nią miejsce, a co najważniejsze co z nią? Czy nic jej nie zrobili? Czy przypadkiem już się nie przenieśli w inne miejsce?. Tak bardzo chciałam znać na te wszystkie pytania odpowiedzi, ale przecież jestem tylko człowiekiem trochę odstającym od reszty ludzi, ale człowiekiem. Nic na to nie poradzę, ale jedno wiem na pewno nigdy ale to nigdy się nie poddam choćby nie wiem co i znajdę moją przyjaciółkę szybciej niż się tego spodziewają. Obiecuję.
Oczami Justina
Trwaliśmy tak w uścisku patrząc wyczekująco na Nathana chciałem już dowiedzieć się o co chodzi, ale przerwał mu dzwoniący telefon tym razem Leyli. Na początku próbowała go ignorować, ale ktoś był tak natrętny, że w końcu odebrała. Chwilę nic się nie odzywała, lecz po paru minutach jej twarz pobladła i najszybciej jak się dało weszła po schodach jak mniemam do swojego pokoju skąd mogłem, a właściwie mogliśmy usłyszeć krzyk. Zerwałem się z kanapy jak poparzony i już chciałem do niej pobiec, gdy Brunce złapał mnie za rękę i karcąco pokręcił głową.
-Stary opanuj się to tylko zwykła laska.
-Może dla ciebie, ale dal mnie jest kimś wyjątkowym.- Mówiąc to z powrotem usiadłem na sofie i zacząłem słuchać tego co miał nam do powiedzenia Nat.
-Słuchajcie dzwonił nasz informator i powiedział, że szykuje się zamach na nasz stary magazyn, gdzie jak się okazało przetrzymywany jest jeden z kamiennych twarzy. Raz, ale to raz zgodziłem się im pomóc dlatego musimy go uratować inaczej będziemy mieli przerąbane, a teraz jazda nie mamy za wiele czasu. Na te słowa każdy ruszył się z swojego miejsca i popędził do piwnicy, gdzie leżała broń. Złapałem za pierwszą lepszą z brzegu po czym wyszedłem z pomieszczenia i wychodząc z domu zabrałem jeszcze skórzaną kurtkę i już byłemgotowy. Siedząc tak w samochodzie myślałem tylko i wyłącznie o Li. Czy przypadkiem nic jej się nie stało? Dlaczego krzyczała?, a szczególnie nie dawała mi spokoju jedna myśl dlaczego nikt się tym nie przejął? Nawet Nathan olał całą sprawę bo dla niego ważniejsza była misja i swój tyłek. Choć dobrze wiedziałem, że sobie poradzi to nie dopuszczałem myśli, że coś mogłoby się jej stać. Nie wybaczyłbym sobie tego. Byłem tak pochłonięty myśleniem o niej, że nie zauważyłem nawet, że jesteśmy już na miejscu więc bez wahania wysiadłem z samochodu i zabierając masywną broń z rąk Josha ustawiłem się na wskazanym przez Chrisa miejscu. Kiedy każdy zajął swoje stanowisko czekałem na znak od Nathana, że można już zaczynać lecz on nie nadchodził. Odwróciłem się w stronę Brunca i skinieniem głowy zapytałem o co chodzi, ale i on nie wiedział dlaczego aż tak długo zwleka z wydaniem jednego rozkazu. Wycofałem się do tyłu i sprytnie pokonując ostatnie milimetry znalazłem się w miejscu, w którym powinien być Nat, ale ku mojemu zdziwieniu wcale go tam nie było. Wkurwiony wyjąłem ze spodni komórkę i wybierając numer Chrisa przyłożyłem urządzenie do ucha.
-Co do cholery się tutaj dzieje?.- Wydarłem się, kiedy tylko odebrał swoją komórkę.
-O co ci chodzi Bieber?.- Spytał się przyciszonym głosem.
-O to czemu Nathana nie ma na swoim miejscu. Gdzie on w ogóle jest? Wiedziałem, że coś musi się spieprzyć żebyście nauczyli się działać razem, a nie na swoją rękę. Do póki się nie znajdzie ja tutaj rządzę zrozumiano?.- Warknąłem i nawet nie czekając na odpowiedź rozłączyłem się rzucając pod nosem wiązankę przekleństw. Podniosłem rękę do góry i dając tak wyczekiwane pozwolenie ruszyliśmy w głąb ciemnego zaułka, gdzie znajdował się rozpadający budynek. Poczekałem jeszcze chwilę i wszedłem w pierwszy budynek od lewej. Przeszedłem przez wąski korytarz i zszedłem po stromych kręconych schodach na sam dół, gdzie ku mojemu zaskoczeniu nie znalazłem nikogo z kamiennych twarzy, ale za to na krzesełku siedział cały zakrwawiony Nathan. Wyglądał jakby siedział już tu z dobre parę tygodni, a nie na dopiero co schwytanego. Coś mi się tu nie zgadzało skoro On jest tu to gdzie do jasnej cholery jest ten drugi. Bez chwili zastanowienia podszedłem do Nata i jednym zwinnym ruchem rozciąłem nożem gruby sznur i kiedy miałem już go z tond wynieść usłyszałem strzały, które nasilały się z każdym moim oddechem. Przerzuciłem go sobie przez ramię i chowając się w jakimś ciemnym kącie czekałem aż obiekt ustawi się na wprost mnie tak żebym miał jak najlepsze dojście do rywala. Stałem tak zaczajony, kiedy drzwi się otworzyły i pojawili się w nich ci trzej durnie. Wyszedłem za ściany i podchodząc do nich pokręciłem z niedowierzeniem głową.
-Jednego tutaj nie pojmuję. Skoro tutaj było zaledwie dwóch chłopaków to gdzie reszta? A najważniejsze jest to, że znalazłem Nathana związanego, zakrwawionego ale przytomnego no do połowy przytomnego.- Powiedziałem to i podszedłem do leżącego na podłodze Nata. Pomogłem mu wstać i z powrotem usiąść na krześle. Chwilę tak siedział i kiedy już doszedł do siebie zaczął mówić.
- To zasadzka, a Leyla i Jessica są w niebezpieczeństwie.- Kiedy tylko to usłyszałem moje ręce zacisnęły się w pięści. Nie wierzę w to po prostu nie wierzę. Zerwałem się i biegiem ruszyłem ku wyjściu, ale kiedy byłem już blisko schodów usłyszałem nawoływanie Chrisa.
-Justin czekaj idę z tobą.
-Niby po co? Sam sobie poradzę.- Syknąłem odwracając się w jego stronę. Był przygnębiony, smutny, a na jego zaczerwienionych policzkach widniały krople łez. Co ze mnie za gamoń przecież on kocha Jess nad życie i na pewno się o nią martwi, a ja go jeszcze bardziej dołuję. Biegiem pokonałem ostatnie parę zakrętów i wybiegając z obszernego budynku wbiegłem prosto na siedzenie kierowcy. Jeszcze chwilę poczekałem na Chrisa i z piskiem opon ruszyłem ku naszej willi. Jechałem bardzo szybko co pokazywał mi licznik w samochodzie, ale dla mnie w tej chwili nie liczyło się nic innego tylko jak najszybsze dotarcie do celu. Nagle w głowie pojawiła mi się pewna myśl, a co jeśli w domu jej nie ma?. Przeanalizowałem całą dzisiejszą noc i po paru minutach skojarzyłem ze sobą wszystkie fakty. Dzwoniący telefon, jej pobladła mina, krzyk, który mogliśmy usłyszeć na dole. Na pewno coś jej się stało, a to wszystko prze ze mnie bo posłuchałem się ich absurdalnej gadaniny. Myśląc tak docisnąłem jeszcze mocniej pedał gazu i po nie całych 10 minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłem z auta i jak strzała wbiegłem do domu rozglądając się na wszystkie strony. Szukałem jej dobre 20 minut i nie mogłem w to uwierzyć. Nie mogłem wyobrazić sobie co musi teraz przechodzić, co myśleć. Załamany usiadłem na białej, skórzanej sofie i chowając głowę w ręce myślałem, gdzie mogli ją zabrać?
-Nie martw się znajdziemy je obie całe i zdrowe.- Usłyszałem za sobą cichy szept swojego najlepszego przyjaciela i już wiedziałem, że mogę liczyć na jego wsparcie.
-Halo
-Jak dobrze, że odebrałaś. Musisz mi pomóc proszę.- Usłyszałam jak jej głos się załamuje i cichy szloch co było w ogóle do niej nie podobne. Zawsze była twarda nawet, gdy w jej życiu wszystko się waliło była nieugięta. Nigdy też nie słyszałam ani nie widziałam jak płacze więc musiało stać się coś złego. Zaniepokojona zachowaniem Jess przeprosiłam chłopaków na chwilę i szybkim krokiem ruszyłam ku pokojowi. Kiedy już się w nim znalazłam z powrotem zaczęłam rozmowę.
-Jessica co się stało? Gdzie jesteś?.-Wykrzyczałam do telefonu coraz bardziej się martwiąc.
-Nie wiem jak to się stało. Oni podeszli mnie z zaskoczenia próbowałam się bronić ale ich było więcej i byli silniejsi. Nie dałam rady.- Wychlipała tak, że ledwo usłyszałam co powiedziała.
-Nic się nie stało ważne, że tobie nic nie jest. Powiedz gdzie jesteś?
-Nie wiem. Pamiętam tylko, że po drodze mijaliśmy znak z napisem Floryda i zjechaliśmy w jakąś polną drogę potem zasnęłam, a kiedy się obudziłam byłam już w tej ciemnej piwnicy. Nie wierzę, że to mówię, ale boję się.-Powiedziała i kiedy chciała coś jeszcze mi przekazać usłyszałam jak do pomieszczenia ktoś wchodzi i najwyraźniej próbował ją uderzyć. – Trzymaj się za niedługo znów będziesz bezpieczna.- Zdołałam tylko tyle wypowiedzieć za nim połączenie zostało zerwane. Wstałam z łóżka i w pośpiechu zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Kiedy byłam już spakowana zgarnęłam z komody nowy zestaw i wędrując do łazienki złapałam za tablet aby przy okazji zamówić bilet na Florydę. Kiedy i to było już załatwione weszłam do kabiny, gdzie mogłam choć trochę się rozluźnić i zrelaksować. W pełni gotowa tak aby nikt mnie nie zauważył zeszłam po schodach i wsiadając do auta odjechałam najciszej jak się tylko dało. Po godzinie jazdy samochodem dotarłam na lotnisko po czym wysiadłszy z mojego cudeńka zabrałam z bagażnika walizkę i szybkim krokiem ruszyłam ku wielkiemu budynkowi zrobionemu w całości ze szkła. Kiedy tylko przekroczyłam szklane drzwi budynku usłyszałam komunikat prosimy pasażerów lotu 315 na Florydę o udanie się do odprawy. W szybkim tempie zaczęłam przedzierać się przez ludzi, aż w końcu dotarłam do upragnionego celu i już po chwili siedziałam w wielkim mechanicznym ptaku, który był moim jedynym ratunkiem właściwie nie moim, a Jess. Jak na złość droga dłużyła się nie miłosiernie, a ja czułam się jak bym siedziała na szpilkach i zaraz miała eksplodować. Moje myśli były teraz zaprzątnięte tym co przekazała mi Jessica oraz , gdzie może znajdować się opisane przez nią miejsce, a co najważniejsze co z nią? Czy nic jej nie zrobili? Czy przypadkiem już się nie przenieśli w inne miejsce?. Tak bardzo chciałam znać na te wszystkie pytania odpowiedzi, ale przecież jestem tylko człowiekiem trochę odstającym od reszty ludzi, ale człowiekiem. Nic na to nie poradzę, ale jedno wiem na pewno nigdy ale to nigdy się nie poddam choćby nie wiem co i znajdę moją przyjaciółkę szybciej niż się tego spodziewają. Obiecuję.
Oczami Justina
Trwaliśmy tak w uścisku patrząc wyczekująco na Nathana chciałem już dowiedzieć się o co chodzi, ale przerwał mu dzwoniący telefon tym razem Leyli. Na początku próbowała go ignorować, ale ktoś był tak natrętny, że w końcu odebrała. Chwilę nic się nie odzywała, lecz po paru minutach jej twarz pobladła i najszybciej jak się dało weszła po schodach jak mniemam do swojego pokoju skąd mogłem, a właściwie mogliśmy usłyszeć krzyk. Zerwałem się z kanapy jak poparzony i już chciałem do niej pobiec, gdy Brunce złapał mnie za rękę i karcąco pokręcił głową.
-Stary opanuj się to tylko zwykła laska.
-Może dla ciebie, ale dal mnie jest kimś wyjątkowym.- Mówiąc to z powrotem usiadłem na sofie i zacząłem słuchać tego co miał nam do powiedzenia Nat.
-Słuchajcie dzwonił nasz informator i powiedział, że szykuje się zamach na nasz stary magazyn, gdzie jak się okazało przetrzymywany jest jeden z kamiennych twarzy. Raz, ale to raz zgodziłem się im pomóc dlatego musimy go uratować inaczej będziemy mieli przerąbane, a teraz jazda nie mamy za wiele czasu. Na te słowa każdy ruszył się z swojego miejsca i popędził do piwnicy, gdzie leżała broń. Złapałem za pierwszą lepszą z brzegu po czym wyszedłem z pomieszczenia i wychodząc z domu zabrałem jeszcze skórzaną kurtkę i już byłemgotowy. Siedząc tak w samochodzie myślałem tylko i wyłącznie o Li. Czy przypadkiem nic jej się nie stało? Dlaczego krzyczała?, a szczególnie nie dawała mi spokoju jedna myśl dlaczego nikt się tym nie przejął? Nawet Nathan olał całą sprawę bo dla niego ważniejsza była misja i swój tyłek. Choć dobrze wiedziałem, że sobie poradzi to nie dopuszczałem myśli, że coś mogłoby się jej stać. Nie wybaczyłbym sobie tego. Byłem tak pochłonięty myśleniem o niej, że nie zauważyłem nawet, że jesteśmy już na miejscu więc bez wahania wysiadłem z samochodu i zabierając masywną broń z rąk Josha ustawiłem się na wskazanym przez Chrisa miejscu. Kiedy każdy zajął swoje stanowisko czekałem na znak od Nathana, że można już zaczynać lecz on nie nadchodził. Odwróciłem się w stronę Brunca i skinieniem głowy zapytałem o co chodzi, ale i on nie wiedział dlaczego aż tak długo zwleka z wydaniem jednego rozkazu. Wycofałem się do tyłu i sprytnie pokonując ostatnie milimetry znalazłem się w miejscu, w którym powinien być Nat, ale ku mojemu zdziwieniu wcale go tam nie było. Wkurwiony wyjąłem ze spodni komórkę i wybierając numer Chrisa przyłożyłem urządzenie do ucha.
-Co do cholery się tutaj dzieje?.- Wydarłem się, kiedy tylko odebrał swoją komórkę.
-O co ci chodzi Bieber?.- Spytał się przyciszonym głosem.
-O to czemu Nathana nie ma na swoim miejscu. Gdzie on w ogóle jest? Wiedziałem, że coś musi się spieprzyć żebyście nauczyli się działać razem, a nie na swoją rękę. Do póki się nie znajdzie ja tutaj rządzę zrozumiano?.- Warknąłem i nawet nie czekając na odpowiedź rozłączyłem się rzucając pod nosem wiązankę przekleństw. Podniosłem rękę do góry i dając tak wyczekiwane pozwolenie ruszyliśmy w głąb ciemnego zaułka, gdzie znajdował się rozpadający budynek. Poczekałem jeszcze chwilę i wszedłem w pierwszy budynek od lewej. Przeszedłem przez wąski korytarz i zszedłem po stromych kręconych schodach na sam dół, gdzie ku mojemu zaskoczeniu nie znalazłem nikogo z kamiennych twarzy, ale za to na krzesełku siedział cały zakrwawiony Nathan. Wyglądał jakby siedział już tu z dobre parę tygodni, a nie na dopiero co schwytanego. Coś mi się tu nie zgadzało skoro On jest tu to gdzie do jasnej cholery jest ten drugi. Bez chwili zastanowienia podszedłem do Nata i jednym zwinnym ruchem rozciąłem nożem gruby sznur i kiedy miałem już go z tond wynieść usłyszałem strzały, które nasilały się z każdym moim oddechem. Przerzuciłem go sobie przez ramię i chowając się w jakimś ciemnym kącie czekałem aż obiekt ustawi się na wprost mnie tak żebym miał jak najlepsze dojście do rywala. Stałem tak zaczajony, kiedy drzwi się otworzyły i pojawili się w nich ci trzej durnie. Wyszedłem za ściany i podchodząc do nich pokręciłem z niedowierzeniem głową.
-Jednego tutaj nie pojmuję. Skoro tutaj było zaledwie dwóch chłopaków to gdzie reszta? A najważniejsze jest to, że znalazłem Nathana związanego, zakrwawionego ale przytomnego no do połowy przytomnego.- Powiedziałem to i podszedłem do leżącego na podłodze Nata. Pomogłem mu wstać i z powrotem usiąść na krześle. Chwilę tak siedział i kiedy już doszedł do siebie zaczął mówić.
- To zasadzka, a Leyla i Jessica są w niebezpieczeństwie.- Kiedy tylko to usłyszałem moje ręce zacisnęły się w pięści. Nie wierzę w to po prostu nie wierzę. Zerwałem się i biegiem ruszyłem ku wyjściu, ale kiedy byłem już blisko schodów usłyszałem nawoływanie Chrisa.
-Justin czekaj idę z tobą.
-Niby po co? Sam sobie poradzę.- Syknąłem odwracając się w jego stronę. Był przygnębiony, smutny, a na jego zaczerwienionych policzkach widniały krople łez. Co ze mnie za gamoń przecież on kocha Jess nad życie i na pewno się o nią martwi, a ja go jeszcze bardziej dołuję. Biegiem pokonałem ostatnie parę zakrętów i wybiegając z obszernego budynku wbiegłem prosto na siedzenie kierowcy. Jeszcze chwilę poczekałem na Chrisa i z piskiem opon ruszyłem ku naszej willi. Jechałem bardzo szybko co pokazywał mi licznik w samochodzie, ale dla mnie w tej chwili nie liczyło się nic innego tylko jak najszybsze dotarcie do celu. Nagle w głowie pojawiła mi się pewna myśl, a co jeśli w domu jej nie ma?. Przeanalizowałem całą dzisiejszą noc i po paru minutach skojarzyłem ze sobą wszystkie fakty. Dzwoniący telefon, jej pobladła mina, krzyk, który mogliśmy usłyszeć na dole. Na pewno coś jej się stało, a to wszystko prze ze mnie bo posłuchałem się ich absurdalnej gadaniny. Myśląc tak docisnąłem jeszcze mocniej pedał gazu i po nie całych 10 minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłem z auta i jak strzała wbiegłem do domu rozglądając się na wszystkie strony. Szukałem jej dobre 20 minut i nie mogłem w to uwierzyć. Nie mogłem wyobrazić sobie co musi teraz przechodzić, co myśleć. Załamany usiadłem na białej, skórzanej sofie i chowając głowę w ręce myślałem, gdzie mogli ją zabrać?
-Nie martw się znajdziemy je obie całe i zdrowe.- Usłyszałem za sobą cichy szept swojego najlepszego przyjaciela i już wiedziałem, że mogę liczyć na jego wsparcie.
Hej przepraszam, że dodaję dopiero teraz, ale nie miałam za bardzo czasu no i weny. Wiem, że mi nie wyszedł i jest denny, ale w następnym będzie już ciekawiej. Zapraszam do czytania i komentowania bo to dla mnie bardzo ważne, Z góry dziękuję.
Tagi: Rozdział4
Hej zapraszam na swojego aska, gdzie będziecie mogli się dowiedzieć coś o następnych rozdziałach i nie tylko. Z chęcią odpowiem na wszystkie pytania bez wyjątków.
http://ask.fm/savanahbraun
Tagi: Ask
Hej przepraszam, że tak późno dodałam ale ten tydzień był strasznie ciężki. Ciągłe przygotowania do biegów. Tak jestem w drużynie lekkoatletycznej więc trzy razy w tygodiu mamy treningi, a do tego dochodzi szkoła. Teraz bierzemy udział w międzynarodowych, ale postaram następny dodać już szybciej mam nadzieję że przez to mnie nieznawidzicie. Never give up.
Tagi: Przepraszam
Podałam mu czystą koszulkę i już chciałam odejść gdy poczułam lekki ale stanowczy uścisk na swojej dłoni. Przybliżył mnie do siebie i obejmując w pasie zaczął muskać szyję co mnie strasznie podnieciło. Odwróciłam się przodem do niego po czym wpiłam w jego usta na co on pogłębił nasz pocałunek. Moje serce zaczęło bić trzy razy szybciej, a oddech przyśpieszył. Na chwilę oderwaliśmy się od siebie by złapać powietrze i zaraz ponownie wpił się w moje usta. Jego oddech tak jak i mój stał się nierówny i ciężki. Wplotłam mu jedną rękę we włosy, a drugą wsunęłam pod koszulkę i delikatnie zaczęłam gładzić idealnie umięśniony tors. On nie był mi dłużny zjechał dłońmi na moje biodra po czym je kurczowo ścisnął i jednym ruchem podniósł do góry na co ja oplotłam go nogami w koło pasa. Justin rzucił mnie na łóżko po czym usiadł na mnie okrakiem przywarł ustami do szyi i powoli drażniąc ją językiem zaczął jechać w dół. Było nam gorąco w końcu nie wytrzymałam i jednym zwinnym ruchem zdjęłam z niego czarną bluzkę, a moim oczom ukazał się tak zwany sześciopak, który u Biebera był wprost perfekcyjny. Na sam widok przygryzłam wargę na co chłopak uśmiechnął się pociągająco. Dopiero teraz poczułam jak jego ręce błądzą po całym moim ciele, a potem pozbywają koszulki. –Leyla.- Wysapał prosto w moje usta.- Co?.- Muszę ci coś powiedzieć.- Nie możesz kiedy indziej?.- Spytałam no bo kto normalny przerywa taką chwilę by coś powiedzieć.- Nie bo widzisz jeśli chodzi o sex. Jesteś pewna, że tego chcesz?.- Zadał mi pytanie na co skinęłam głową na tak.- To musisz wiedzieć jedną rzecz jeśli już zacznę nie będzie odwrotu. Boję się, że później mogę się nie opanować.- Wysapał to nadal siedząc na mnie okrakiem i składając mokre pocałunki na szyi oraz dekolcie.- Justin wiem co stało się dwa lata temu i uwierz mi, że tym razem to się nie powtórzy.- Powiedziałam mu to prosto w oczy ale sama nie byłam co do tego pewna. Otóż Jus dwa lata temu miał dziewczynę Emmę. Pewnego dnia poszli do klubu bawili się świetnie i w pewnym momencie poszli do toalety i zaczęli uprawiać sex. Bieber nie mógł nad sobą zapanować wylądowała w szpitalu, a potem najwyraźniej w świecie on nie chciał jej ponownie skrzywdzić, a ona niczego nie pamiętała prócz tego, że znała kogoś o takim imieniu jak Justin. – Nie ma czym się martwić z resztą wiem co mam zrobić jeśli ty nie będziesz w stanie.- Uśmiechnęłam się zadziornie po czym z powrotem zaczęłam całować jego malinowe usta. Jego ręce z powrotem zaczęły błądzić po moim ciele aż dotarły do czerwonego stanika i zwinnie go ściągnął ukazując dość duże piersi. Nachylił się nade mną i powoli zaczął je ssać oraz ugniatać. Podniecenie rosło z minuty na minutę, a z moich ust było co chwilę słychać jęki rozkoszy jaką w tej chwili czułam. Przewróciłam nas tak, że tym razem ja górowałam. Sunęłam językiem po nagim torsie Biebera gdzie nie gdzie zataczając koła oraz lekko przygryzając. Zjechałam coraz niżej aż moje usta napotkały przeszkodę jaką był pasek nie wiele myśląc rozpięłam go i z małą pomocą chłopaka zsunęłam spodnie z jego jakże zgrabnych, a zarazem umięśnionych nóg. Środkowym palcem zaczęłam sunąć po udzie w górę i dół co mu się najwyraźniej spodobało bo zaczął wyjękiwać moje imię co i mnie trochę podnieciło. Zębami powoli ściągałam bokserki ukazując dużych, a raczej wielkich rozmiarów Jerrego, który mógł odetchnąć gdyż zakładam, że było mu tam strasznie ciasno. Wzięłam go do buzi i powoli ssałam, okalałam po pewnym czasie przyśpieszyłam tak, że z jego ust wydobywały się jęki podniecenia. Tak jak myślałam nawet nie skończyłam, a już leżałam przed nim naga. Bez wahania zaczął we mnie wchodzić, a fala rozkoszy zawładnęła moim ciałem. Za każdym razem jego ruchy stawały się coraz głębsze, szybsze i regularne. Przyciągnęłam go bliżej siebie wplatając ręce w jego włosy. Słyszałam jego ciche jęki i nierówny oddech, który jakimś cudem współgrał z moim. Na jego skroniach pojawiły się kropelki potu, które co rusz spływały po twarzy na mój płaski brzuch. – Szybciej.- Wysapałam prosto w jego usta na co na jego twarzy pojawił się figlarny uśmieszek i nie minęła sekunda, a ja już poczułam jak jego ruchy stały się płynniejsze oraz szybsze. Teraz nasze ciała ocierały się o siebie w nieobrażanie szybkim tempie. W pokoju można było usłyszeć ciągłe pojękiwania oraz poczuć woń seksu, która unosiła się w powietrzu co dodawało nam sił. Nagle poczułam jak przez moje ciało przepływają przyjemne dreszcze, które całkowicie przejęły kontrolę nad moim ciałem gdyż pod wpływem podniecenia wygięłam się w łuk, a na ustach pojawił się uśmiech. Kiedy już zbliżałam się do triumfu Justin mimowolnie przyśpieszył jeszcze bardziej co spowodowało, że straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Leżałam tak bezwładnie jak by to już nie byłam ja. Na początku nie wiedziałam co się dzieje, ale po paru chwilach wszystko wracało do normy nawet ta świadomość, że muszę powstrzymać Jusa, który może potem żałować tego do końca życia. Nie wiem jak to zrobiłam ale po nie mniej niż minucie opadł bezwładnie na łóżko po czym Morfeusz zabrał go do krainy snów z resztą nie tylko jego. Rano obudziły mnie promienie słoneczne wkradające się do pokoju, które nie miłosiernie raziły w oczy co uniemożliwiało mi ponowne zaśnięcie. Przetarłam leniwie oczy i już chciałam wstawać, kiedy poczułam jak jakieś ręce oplątują moją talię i upadłam z powrotem na miękkie łóżko. –Gdzie się moja księżniczka wybiera?.- Usłyszałam z za pleców ten pociągający, a zarazem seksowny głos.-Poczekaj chwilkę niech no ja pomyślę.- Udawałam, że się zastanawiam lecz po paru chwilach zadziornie się uśmiechnęłam po czym usiadłam okrakiem na jego idealnie umięśnionym brzuchu i powoli wyszeptałam mu do ucha.- Wziąć prysznic i w końcu się ubrać bo wiesz naga nie mam zamiaru paradować po całym domu, gdzie mogą mnie wszyscy zobaczyć.- Mówiąc to delikatnie przygryzłam jego ucho i już miałam ponownie wstawać, kiedy znowu poczułam na swojej tali rękę i usłyszałam jego głos, który wydawał być się inny niż dotychczasowy. Był opiekuńczy, troskliwy, delikatny, a w jego oczach można było zobaczyć przejęcie, żal, ból oraz tak zwane zmartwienie, a uwierzcie znam go bardzo dobrze i nigdy ale to przenigdy nie widziałam w nim tyle dobrych uczuć naraz. Zawsze na jego twarzy można było wyczytać jedno i to samo uczucie obojętność. Gardził każdym kogo napotkał, chamski, bez uczuć chłopak jak kamień, a tu takie coś.- Przepraszam za wczoraj wiem, że mnie poniosło i sprawiło ci to ból, ale uwierz mi ja nie chciałem tego to jakoś tak samo wyszło.-Powiedział po czym spuścił głowę w dół, ale po jakieś minucie podniósł ją z powrotem i spytał.- Dobrze się czujesz? Coś cię boli?.-Spytał przejętym głosem i jak poparzony wstał z łóżka. Nie minęła minuta, a już stał koło mnie i jak najdelikatniej mógł objął mnie w tali po czym ucałował mój i tak już zaróżowiony policzek. –Czuję się wręcz wspaniale, a do tego czy coś mnie boli to nie mam żadnych zastrzeżeń.- Kiedy tylko skończyłam mówić na jego twarzy pojawił się tak długo prze zemnie oczekiwany uśmiech. Tak ten sam pociągający uśmiech, który widziałam tej pamiętnej nocy na nielegalnych wyścigach. Wpatrywaliśmy się tak w swoje oczy gdy nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi oraz zdenerwowany głos Nathana.- Leyla jest u ciebie Justin?.- Wykrzyczał i już miał zamiar otworzyć drzwi lecz nie umożliwiły mu to krzyki Joha, Chrisa oraz Brunca, którzy jak się okazało próbowali coś, a raczej kogoś zatrzymać. W pośpiechu zgarnęłam lezące na podłodze ciuchy i wbiegłam do łazienki, gdzie wzięłam gorący prysznic po czym nałożyłam na siebie nowy zestaw ubrań. Zrobiłam lekki makijaż, spięłam włosy w niezdarnego kucyka i wchodząc do pokoju zobaczyłam już odświeżonego i ubranego Jusa. Stał oparty o ścianę i wpatrywał się w rozciągający przed nim ocean. Był podenerwowany, ale za razem skupiony. Widać było, że nad czymś intensywnie myślał. Podeszłam do niego od tyłu i objęłam w tali po czym wyszeptałam do jego ucha.- Nad czym tak myślisz?.- Kiedy tylko usłyszał mój głos podskoczył w miejscu i jak na zawołanie odwrócił w moją stronę. Z jego twarzy można było wyczytać, że jest zdenerwowany, ale też i bardzo spięty co można było wywnioskować z naprężonych mięśni. – Musimy się zbierać. Pakuj się.- Nic do mnie nie docierało jak to musimy się zbierać o co chodzi? Co się dzieje?. Wiele pytań przychodziło mi do głowy ale niestety na żadną z nich nie znałam odpowiedzi. Zanim Bieber zdążył wyjść z pokoju ja zdążyłam się otrząsnąć i odwracając się na pięcie podbiegłam do niego tym samym zagradzając mu drogę.- Żądam wyjaśnień.- Syknęłam prosto w jego twarz z czego nie był zadowolony.- Nie musisz nic wiedzieć z resztą nie powinno cię to w ogóle obchodzić.- Warknął i już chciał wychodzić kiedy w ostatniej chwili złapałam jego zaciśniętą w pięść dłoń.- Owszem muszę wiedzieć co się dzieje. Dlaczego mam się pakować? Po co?, a co najważniejsze dokąd my tak w ogóle się przenosimy?.- Wykrzyczałam wszystko na jednym tchu i wpatrując się prosto w jego twarz czekałam aż w końcu raczy odpowiedzieć.- Nie odpuścisz?.- Spytał na co tylko kiwnęłam głową i czekałam na dalszy rozbieg sprawy.- A więc tak przeciwny gang zlokalizował nasz dom więc przenosimy się do Meksyku. Kojarzysz dom ze szkła to tam. My się już spakowaliśmy i oczyszczamy dom z broni, prochów oraz kasujemy cały system. Więc radzę pośpiesz się bo nie mamy zbyt wiele czasu.- Rozumiem, ale będziesz musiał mi pomóc bo poza pakowaniem muszę jeszcze wyczyścić wszystkie pliki z komputerów.- Powiedziałam i odwracając się podeszłam do szafy z, której wyciągnęłam trzy duże walizki i zaczęłam wkładać do nich ubrania. Kiedy cała moja garderoba znalazła się w walizkach weszłam do łazienki i ze wszystkich szafek powyciągałam kosmetyki, suszarki, lokówki i resztę nie zbędnych mi rzeczy. Kiedy i tam już wszystko pozbierałam dałam znak Justinowi, że może to wszystko już zanieść do mojego samochodu, a ja wyszłam szklanymi drzwiami na taras gdzie na jednej z kanap odszukałam guziczek, który otworzył mi dziurę w podłodze i ku moim oczom ukazały mi się tak dobrze znane schody. Zeszłam po nich na sam dół skręciłam w wąski korytarz prowadzący do tajnej bazy komputerowej, gdzie powoli zaczęłam kasować każde pliki z komputów i laptopów oraz włączyłam czerwony guzik samo zniszczenia. Wybiegłam z pracowni i szybkim tempem pokonałam korytarz i czym prędzej wbiegłam po schodach na górę zamykając za sobą otwór. Przeszłam przez długi marmurowy korytarz i zbiegając po schodach zobaczyłam jak reszta domowników rozlewa po całym domu benzynę. Pewnie się zastanawiacie po co?. Otóż nie chcemy by znaleźli coś w niedopałkach kartek, lub coś odszyfrowali ze ścian w niektórych pokojach, a do płonącego domu raczej nie wejdą. Rozglądałam się tak po całym domu z dobre dwie minuty gdy usłyszałam jak Nathan mnie woła.- Wszystko gotowe więc pora się zbierać. Chcesz uczynić honory i spalić nasze dotychczasowe miejsce zamieszkania czy sam mam to zrobić ?.- Spytał się wystawiając w moim kierunku zapalniczkę. Chwilę się wahałam czy to dobry pomysł ale gdy tylko zobaczyłam jak mój wujek triumfalnie się uśmiecha i już powoli przyciągał zapalniczkę do siebie przerwałam mu w połowie.- Chyba śnisz, że ci oddam ten zaszczyt.- Warknęłam w jego stronę po czym wzięłam ją od niego i jednym zwinnym ruchem rzuciłam w stronę rozlanej mazi, która po chwili zapełniła się ogniem. Chwilę tak jeszcze postaliśmy wpatrując się w płonące meble, schody oraz podłogi, a ogień coraz bardziej rozprzestrzeniał się po pomieszczeniu. Normalny człowiek, kiedy robi się niebezpiecznie ucieka, a my staliśmy jak te słupy, kiedy ogień już nas prawie dosięgał cofnęliśmy się o kilka kroków do tyłu i odwracając się na pięcie każdy po kolei zaczął wychodzić i wsiadać do podstawionych pod płonący dom samochodów. Kiedy każdy już siedział wygodnie w swoim aucie Nathan i Brunce pojechali najkrótszą drogą z możliwych, John i Chris za to wybrali mniej zatłoczoną drogę i pojechali przez lasy, polne drogi i stare już nie używane tory wyścigowe. Za to ja i Justin wybraliśmy tą najbardziej zatłoczoną, najdłuższą drogę z możliwych czyli na około bo przecież musieliśmy ominąć straż graniczną inaczej było by po nas. Jechaliśmy tak z dobre 10 godzin, a ja dopiero teraz przypomniałam sobie o Jessice ciekawe co u niej w Europie, co porabia w tej chwili?. Dostała zlecenie i musiała nas opuścić czy na długo tego nikt z nas nie wie nawet Chris, a oni mówią sobie wszystko. Przez taki pobyt nie możesz się z nikim kontaktować, z nikim rozmawiać trzeba być tajemniczym i nie wzbudzać żadnych ale to żadnych podejrzeń. W tej branży nie ma miejsca dla słabeuszy trzeba być twardym ale też wytrwałym no bo co by było gdybyś się poddał w połowie drogi, a zostało tak nie wiele do jej ukończenia. Tak jest z nami ze mną i Jess jeśli już zaczynamy to robimy to do samego końca najlepiej jak potrafimy. Nawet nie wiem kiedy zapadła noc, a my z Jusem dotarliśmy na wcześniej umówione miejsce. Wysiadłam z samochodu i od razu poczułam lekki wiaterek otulający moją twarz przekręciłam głowę w drugą stronę i zobaczyłam uśmiechniętego Biebera, który podążał w moją stronę. Kiedy byliśmy na tyle blisko siebie usłyszałam ten anielski głos.- Wiesz kochanie to jest nasza nowa posiadłość, którą trzeba ochrzcić i myślałem, że może tak byśmy.- Zatrzepał brwiami co mnie rozbawiło.- Nawet nie waż się o tym myśleć, a jak cię przyłapię na patrzeniu na mój jakże seksowny tyłeczek to.- Pierwszy raz od nie dawna nie umiałam się wysłowić ani odpyskować tylko i wyłącznie jemu co on takiego ma w sobie, że jednym spojrzeniem rozwala mój umysł. – to co mi zrobisz?.- Wyszeptał uwodzicielsko i przyciągając mnie bliżej siebie zaczął namiętnie muskać moje usta, a następnie się w nie wpił. Trwaliśmy tak złączeni w pocałunku i pewnie dłużej byśmy tak stali gdyby nie fakt, że brakowało nam powietrza, kiedy się od siebie oderwaliśmy ruszyliśmy do szklanych drzwi, które były tak zaciemniane, że przechodzący ludzie nie mogli zobaczyć nas ale my za to mogliśmy zobaczyć ich. Kiedy tylko drzwi się rozsunęły mogłam zobaczyć przepiękny salon z którego można było podziwiać falujący ocean. Zostawiając Justina samego poszłam rozejrzeć się po naszej nowej willi. Tak jak wcześniej wspominałam na lewo od wejścia można było podziwiać salon, a dalej za schodami, które jak miewam prowadziły na kolejne piętro kuchnia. Weszłam po schodach na górę i pierwszą rzeczą jaka zobaczyłam był taras i już wiedziałam gdzie spocznie moje ciałko następnego dnia rano. Kiedy już moje oczy w pełni zadowoliły się widokiem zobaczyłam, że są dwa korytarze jeden prowadził w lewo, a drugi w prawo no i teraz w którym skrzydle domu był mój pokój?. Cofnęłam się o dwa kroki do tyłu i poczułam silne uderzenie w plecy co sprawiło bolesny upadek na chłodną podłogę. Co za idiota jak to będzie któryś z chłopaków nie odpuszczę nawet Bieberowi. Odwróciłam się tak, że teraz siedziałam i wpatrywałam się w roześmianych chłopaków, a na czele stał Nathan z głupkowatym uśmiechem.- Z czego się śmiejecie, a ty co tak głupio się uśmiechasz może byś tak mi pomógł, a nie stoisz bezczynnie.- Wykrzyczałam im prosto w twarz i sama wstałam rzucając im pogardliwe spojrzenie zeszłam po schodach gdzie zastałam oglądającego telewizję Jusa.- Hej mogę się dosiąść.- Spytałam wskazując wolne miejsce koło niego.- Jasne. Może wiesz z czego oni się tak śmieją?.- Tak wiem bo śmieją się ze mnie co za chamy.- Odparłam i bardziej się wtuliłam w gorący tors, a jego ręka powędrowała na moje ramie i tak siedząc oglądaliśmy komedię, która swoją drogą była bardzo zabawna. Po godzinie dołączyła do nas reszta, a kiedy tylko nas zobaczyli w takiej pozie zaczęli posyłać sobie uśmiechy.- A wam co się stało?.- Spytałam i wpatrując się w każdego po kolei czekałam na odpowiedź.- Wy się staliście od kiedy jesteście parą.- Powiedział poważnie Nathan ale było po nim widać, że ledwo co maskuje wielki uśmiech.- My nie jesteśmy parą.- Odezwał się tym razem Justin i spojrzał na mnie śmiesznie ruszając brwiami. Wszyscy pousiadali na kanapach i dalej w ciszy oglądaliśmy filmy, aż nagle usłyszeliśmy dzwoniący telefon, który nie ustawał więc Nathan poszedł do kuchni i w ciszy zaczął rozmowę jeśli rozmową można nazwać krzyki i wyklinanie. Kiedy tylko wszedł do pomieszczenia na jego twarzy malowała się złość, a my wyczekująco patrzyliśmy na niego i już miał się odezwać, kiedy…
[/i][/center][/b]
Tagi: Rozdział 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz