staram się. odmawiam spotkań z przyjaciółmi tylko dlatego, by napisać nowy rozdział. zależy mi na tym blogu, nie chcę go zaniedbać, ale skoro ja daję coś od siebie, to moi obserwujący chyba też powinni. nowy rozdział dodałam dwa dni temu. uzyskałam tylko 6 komentarzy, co było i jest dla mnie szokiem. kiedyś było ich co najmniej dziesięć. no cóż, może mój blog zszedł na psy [?] nie mam pojęcia, proszę, uświadomcie mnie.. mam 50 obserwujących, to dla mnie szok, że jest Was tak dużo. tylko nie jestem pewna, czy aby na pewno mój blog jest czytany. czy to aż tak dużo skomentować rozdział? nawet nie wiecie jaką radość mi to przynosi..
pozdrawiam serdecznie..
Tagi: ...
Zsunęła się po ścianie, niezdarnie zdejmując buty. Płacz nie ustępował. Makijaż, o który dziś rano tak zadbała spłynął wraz z kryształowymi łzami. Miała taką szansę, przecież mogła mu powiedzieć prawdę. Czy to zawsze musi tak być? Wszystkie szanse na lepsze życie przemijają. Pozostało jej gdybać... Zebrała się z podłogi, kierując w stronę łóżka. Nie dbała o to, że ma na sobie ubrania, ani że jest rozmazana. Po prostu położyła się z brzegu, szczelnie nakrywając kołdrą. Nie miała zamiaru spać. Myślała, że w ten sposób zatopi się w nieświadomości i wyjdzie dopiero, gdy jej świat nabierze sensu. A to było takie dziecinne, ucieczka od spraw dorosłego życia.
Justin długo tkwił w tym miejscu, dopóki nie doszło do niego, że to co zobaczył, by wytwórem jego zniszczonej już psychiki. Jak najszybciej wrócił do hotelu, od razu biorąc zimną kąpiel. Nawet to nie pomogło. Nie mógł przestać o niej myśleć, była taka realistyczna. Przecież nawet ją dotknął, czuł ciepło bijące z jej drobnego ciałka. Oparł się plecami o zimne płytki, a woda swobodnie spływała po jego ciele. Nie wiedział co myśleć, bo przecież chciał wierzyć w to, że jego największy skarb żyje, że oddycha tym samym powietrzem, a nie wącha kwiatki od spodu. Jego pragnieniem w tej chwili było dowiedzenie się prawdy, czy możliwe było ujrzenie zjawy osoby nieżyjącej? Niestarannie zakręcił wodę, owinąwszy się ręcznikiem wokół pasa, przeszedł do salonu, układając na kanapie przed telewizorem. Doskonale wiedział, że tej nocy nie zaśnie. [...] Justin popijał kawę, szperając w internecie. Szukał czegoś o zjawach i aniołach. Miał ogromną nadzieję, że nie tylko jemu przytrafiło się coś takiego. Tak, nie mylił się, w sieci aż roiło się od podobnych historii. W wyszukiwarce wpisał hasło "Rosalie Brown". Ukazały się fotografie klasowe, konto na facebooku i innych portalach społecznościowych. Zdziwił go jednak fakt, że nie pojawiło się nic, związane z katastrofą lotniczą, w której zginęła. Ta cała sprawa była coraz bardziej zagmatwana, a sam Justin czuł się nieświadomym idiotą.
Polemizowała sama ze sobą. Miała dwa wyjścia. Wyjawienie prawdy Justinowi, czego bardzo pragnęła, lub ponowna ucieczka. Nie pierwszy raz myślała o tym, że chłopak cierpi właśnie przez nią i tą chorą sytuację, do której jakby nie było sama doprowadziła. Ile nerwów stracił, ile łez wylał. Nie chciała myśleć teraz o sobie, ale właśnie o nim, był sensem wszystkiego. Obraz sytuacji, w której Justin dowiaduje się prawdy chodził jej po głowie. Wszystko mogło zakończyć się happy endem, no właśnie, mogło. W zasadzie reakcja szatyna mogła być różna. Mógł przyjąć ją z otwartymi ramionami, ale również mógł powiedzieć, jak bardzo jej nienawidzi za to co mu zrobiła. Tak bardzo chciała się tego dowiedzieć, przeżyć to bez względu na wszystko. W dłoni obracała swój telefon komórkowy, zastanawiając się czy ma wykonać ten krok, którym zmieniłaby teraźniejszość. Pragnęła tego i nawet całkiem nieświadomie wybrała numer swojego przyjaciela.
- Słucham? - po kilku sygnałach odebrał, a w Rosalie wzebrały się wszystkie dobre wspomnienia. Nie wiedziała od czego zacząć, co powiedzieć.
- Ethan.. cześć - szepnęła, delikatnie się uśmiechając.
- Rosalie? - wyraźnie się zdziwił - Boże, Rosalie, jak dobrze Cię słyszeć - ucieszył się.
- Ciebie też, tak bardzo tęsknię - skomentowała - Jak się masz?
- Szczerze? Bez rewelacji, nie ma dnia, w którym nie myślałbym o tym co się stało - westchnął - A Ty jak sobie radzisz?
- Hm, bez rewelacji - odparła, cicho chichocząc - Nie mów proszę nikomu, że dzwoniłam.
- Jasne, nie masz się o co martwić - odpowiedział.
- A teraz mam do Ciebie ogromną prośbę - głośno wypuściła powietrze z płuc - Wiem, może to dziwny zbieg okoliczności, sama do końca nie wiem jak to możliwe, ale widziałam Justina, na sto procent - mimowolnie się uśmiechnęła - Chciałabym się dowiedzieć, który hotel zamieszkuje. Pomożesz mi?
- Kurczę, jesteście sobie przeznaczeni. Jasne, że pomogę. Zaraz do niego zadzwonię, a adres podeślę smsem - Rosalie była pewna, że Ethan właśnie teraz szeroko się uśmiechał. Blondynka grzecznie dziekując, zakończyła rozmowę. Nie wierzyła w to, co właśnie zrobiła. Właśnie dziś chciała żyć chwilą, a o konsekwencje będzie się martwić jutro. Szeroko się uśmiechnęła, słysząc dźwięk smsa. Chwyciła komórkę do rąk, po czym odczytała niezbędny do dalszych działań adres. Po chwili kolejna wiadomość zagłuszyła ciszę w apartamencie.
"Niczego się nie domyślił, mocno trzymam za Was kciuki, xoxo"
Cieszyła się jak nigdy dotąd. Wierzyła, że to jej ostatnia szansa na bycie szczęśliwą. Pragnęła tego, pomimo wszystko.
Zażyła ciepłej kąpieli, kojącej wszytkie jej zmysły. Olejek arbuzowy wypełnił jej nozdrza, czuła się taka spełniona. Owinięta w ręcznik, udała się w stronę garderoby, gdzie wybrała piękną kreację. Włosy, przy pomocy prostownicy zakręciła w fale, co dodało jej uroku. Delikatny makijaż, z cienką kreską na powiece. Była gotowa. Wyglądała olśniewająco, niejedna dziewczyna mogła pozazdrościć jej urody. Wsiadając w taksówkę, podała kierowcy adres, pod którym chciała się jak najprędzej znaleźć. Miała gdzieś Pattie, ważne było to, że ma odwagę, dzięki której będzie w stanie porozmawiać z szatynem, tylko to się liczyło. Po niespełna 20 minutach podziwiała ogromny hotel w centrum. Dziwiła się, że nawet w tym momencie ma tyle chęci i odwagi by tam wejść. Tak też zrobiła. Wcale nie zwróciła się do recepcji o pomoc w odnalezieniu jego pokoju. Ethan był na tyle sprytny, że wypytał nawet o numer apartamentu. Była coraz bliżej. Z każdym kolejnym krokiem nogi uginały się pod nią bardziej, jednak nie zamierzała odpuścić. Serce waliło jak oszalałe, ale i tak chciała go zobaczyć. Na głos przeczytała numer, widniejący na drzwiach. Porównała go z tym w smsie. Wszystko się zgadzało. Niepewnie nacisnęła klamkę, która niespodziewanie odskoczyła. Wślizgnęła się do środka, analizując całe pomieszczenie. Panował w nim porządek, nawet sterylny. Była pewna, że Justin bierze kąpiel, dlatego też po cichu usiadła na jednym z foteli w salonie. Głęboko oddychała, fala gorąca zalała jej ciało. Teraz bała się, nie na żarty. Reakcja Justina mogła być różna, tak jak myślała wcześniej. Było za późno na jakiekolwiek wycofanie. Pomimo, że tak bardzo pragnęła, by wszystko wróciło do normy, to miała obawy, że szatyn jej nie wybaczy. Kilka chwil później drzwi od łazienki zaskrzypiały, co oznaczało, że chłopak skończył brać prysznic. Siedziała bez ruchu, ślepo wgapiając się w jeden, widoczny tylko dla niej element. Chciało jej się krzyczeć, płakać i wszystko na raz. Kroki były coraz bliżej, a Rosalie czuła, jak jej serce pragnie wyrwać się z persi. Powoli obróciła głowę, z której dochodziły dźwięki. Stał tam,z mokrymi włosami i w samych spodniach, analizując ją wzrokiem.
- Jak miło, że znów przyszłaś - uśmiechnął się, opierając dłońmi o kanapę. Był przekonany, że to zjawa, wytwór jego wyobraźni. Nigdy nie domyśliłby się, że ona jest prawdziwa, że to właśnie jego mały skarb, którego tak pragnie. A Rosalie? Głośno przełknęła ślinę, po czym jak gdyby nigdy nic zamknęła oczy, z których po kilku chwilach zaczęły wypływać słone łzy - Znowu płaczesz.. - stwierdził z troską - Nie płacz, proszę.
- Justin.. - szepnęła - To wszystko nie jest tak, jak powinno - zaczęła, wycierając dłonią ciecz.
- Wiem, wiem. Powinnaś być tu ze mną, ale to niemożliwe - odparł, spuszczając wzrok na dół.
- Nie! - krzyknęła, szybko wstając. Czwyciła się za czoło, myśląc nad tym, co ma powiedzieć - To wszystko było jednym, wielkim kłamstwem. Ja jestem prawdziwa, rozumiesz? Ja żyję - zwróciła się do niego. Ten przyglądał jej się z ciekawością, analizując to, co dotychczas powiedziała.
- To przecież niemożliwe. Proszę, nie żartuj sobie - zaśmiał się z nutką zdenerwowania.
- Ja nie żartuję. Uwierz mi, proszę. Opowiem Ci wszystko, tylko posłuchaj- odparła, zajmując miejsce obok niego. Justin delikatnie ujął dłoń blondynki. To było świetny znak dla niej, że może nie wszystki stracone - Miałeś wypadek, Twoja matka znienawidziła mnie, powtarzała, że to moja wina. Kazała mi zniknąć z Twojego życia, powiedz mi, co ja miałam zrobić? - popatrzyła mu w oczy, analizując jego całą twarz. Łzy nie ustępowały, swobodnie spływały po policzkach.
- Mówisz poważnie - skomentował, wstając z miejsca. Przechadzał się w tą i z powrotem. Jego głowa była pełna myśli. Przecież to tak dużo zmienia. Skierował swój wzrok w stronę Rosalie, po czym ruchem ręki kazał jej podejść. Ta bez zbędnych dyskusji podeszła. Oczy szatyna wypełniły się łzami. Ona tu była, jego kruszyna stała obok niego.
- Tak bardzo tęskniłem - odparł, upadając na podłogę. Schował twarz w dłonie, tak bardzo to wszystko przeżywał - Obiecaj, że już nigdy mnie nie zostawisz - zwrócił się do niej, nadal szlochając.
- Tak bardzo Cię przepraszam, Justin.. - szepnęła, klęcząc tuż obok szatyna.
- Obiecaj mi, proszę..
- Już zawsze będziemy razem - skomentowała, opierając się o ramię swojego chłopaka. Los znów ich połączył, miejmy nadzieję, że na wieki wieków.
- - - - - - - - - - - - -
o Bożenko, jaki długi!
ale chciałam, żeby to rozegrało się w jednym rozdziale.
i jak wrażenia? mam nadzieję, że Was nie zawiodłam,
chociaż osobiście nie jestem zadowolona, zawsze mogło
być lepiej. Chciałabym przeczytać szczere opinie od każdego
z Was. Wszelką krytykę przyjmę z godnością.
Mam nadzieję, że nie jesteście źli, że dodaję dopiero dziś :3
Justin długo tkwił w tym miejscu, dopóki nie doszło do niego, że to co zobaczył, by wytwórem jego zniszczonej już psychiki. Jak najszybciej wrócił do hotelu, od razu biorąc zimną kąpiel. Nawet to nie pomogło. Nie mógł przestać o niej myśleć, była taka realistyczna. Przecież nawet ją dotknął, czuł ciepło bijące z jej drobnego ciałka. Oparł się plecami o zimne płytki, a woda swobodnie spływała po jego ciele. Nie wiedział co myśleć, bo przecież chciał wierzyć w to, że jego największy skarb żyje, że oddycha tym samym powietrzem, a nie wącha kwiatki od spodu. Jego pragnieniem w tej chwili było dowiedzenie się prawdy, czy możliwe było ujrzenie zjawy osoby nieżyjącej? Niestarannie zakręcił wodę, owinąwszy się ręcznikiem wokół pasa, przeszedł do salonu, układając na kanapie przed telewizorem. Doskonale wiedział, że tej nocy nie zaśnie. [...] Justin popijał kawę, szperając w internecie. Szukał czegoś o zjawach i aniołach. Miał ogromną nadzieję, że nie tylko jemu przytrafiło się coś takiego. Tak, nie mylił się, w sieci aż roiło się od podobnych historii. W wyszukiwarce wpisał hasło "Rosalie Brown". Ukazały się fotografie klasowe, konto na facebooku i innych portalach społecznościowych. Zdziwił go jednak fakt, że nie pojawiło się nic, związane z katastrofą lotniczą, w której zginęła. Ta cała sprawa była coraz bardziej zagmatwana, a sam Justin czuł się nieświadomym idiotą.
Polemizowała sama ze sobą. Miała dwa wyjścia. Wyjawienie prawdy Justinowi, czego bardzo pragnęła, lub ponowna ucieczka. Nie pierwszy raz myślała o tym, że chłopak cierpi właśnie przez nią i tą chorą sytuację, do której jakby nie było sama doprowadziła. Ile nerwów stracił, ile łez wylał. Nie chciała myśleć teraz o sobie, ale właśnie o nim, był sensem wszystkiego. Obraz sytuacji, w której Justin dowiaduje się prawdy chodził jej po głowie. Wszystko mogło zakończyć się happy endem, no właśnie, mogło. W zasadzie reakcja szatyna mogła być różna. Mógł przyjąć ją z otwartymi ramionami, ale również mógł powiedzieć, jak bardzo jej nienawidzi za to co mu zrobiła. Tak bardzo chciała się tego dowiedzieć, przeżyć to bez względu na wszystko. W dłoni obracała swój telefon komórkowy, zastanawiając się czy ma wykonać ten krok, którym zmieniłaby teraźniejszość. Pragnęła tego i nawet całkiem nieświadomie wybrała numer swojego przyjaciela.
- Słucham? - po kilku sygnałach odebrał, a w Rosalie wzebrały się wszystkie dobre wspomnienia. Nie wiedziała od czego zacząć, co powiedzieć.
- Ethan.. cześć - szepnęła, delikatnie się uśmiechając.
- Rosalie? - wyraźnie się zdziwił - Boże, Rosalie, jak dobrze Cię słyszeć - ucieszył się.
- Ciebie też, tak bardzo tęsknię - skomentowała - Jak się masz?
- Szczerze? Bez rewelacji, nie ma dnia, w którym nie myślałbym o tym co się stało - westchnął - A Ty jak sobie radzisz?
- Hm, bez rewelacji - odparła, cicho chichocząc - Nie mów proszę nikomu, że dzwoniłam.
- Jasne, nie masz się o co martwić - odpowiedział.
- A teraz mam do Ciebie ogromną prośbę - głośno wypuściła powietrze z płuc - Wiem, może to dziwny zbieg okoliczności, sama do końca nie wiem jak to możliwe, ale widziałam Justina, na sto procent - mimowolnie się uśmiechnęła - Chciałabym się dowiedzieć, który hotel zamieszkuje. Pomożesz mi?
- Kurczę, jesteście sobie przeznaczeni. Jasne, że pomogę. Zaraz do niego zadzwonię, a adres podeślę smsem - Rosalie była pewna, że Ethan właśnie teraz szeroko się uśmiechał. Blondynka grzecznie dziekując, zakończyła rozmowę. Nie wierzyła w to, co właśnie zrobiła. Właśnie dziś chciała żyć chwilą, a o konsekwencje będzie się martwić jutro. Szeroko się uśmiechnęła, słysząc dźwięk smsa. Chwyciła komórkę do rąk, po czym odczytała niezbędny do dalszych działań adres. Po chwili kolejna wiadomość zagłuszyła ciszę w apartamencie.
"Niczego się nie domyślił, mocno trzymam za Was kciuki, xoxo"
Cieszyła się jak nigdy dotąd. Wierzyła, że to jej ostatnia szansa na bycie szczęśliwą. Pragnęła tego, pomimo wszystko.
Zażyła ciepłej kąpieli, kojącej wszytkie jej zmysły. Olejek arbuzowy wypełnił jej nozdrza, czuła się taka spełniona. Owinięta w ręcznik, udała się w stronę garderoby, gdzie wybrała piękną kreację. Włosy, przy pomocy prostownicy zakręciła w fale, co dodało jej uroku. Delikatny makijaż, z cienką kreską na powiece. Była gotowa. Wyglądała olśniewająco, niejedna dziewczyna mogła pozazdrościć jej urody. Wsiadając w taksówkę, podała kierowcy adres, pod którym chciała się jak najprędzej znaleźć. Miała gdzieś Pattie, ważne było to, że ma odwagę, dzięki której będzie w stanie porozmawiać z szatynem, tylko to się liczyło. Po niespełna 20 minutach podziwiała ogromny hotel w centrum. Dziwiła się, że nawet w tym momencie ma tyle chęci i odwagi by tam wejść. Tak też zrobiła. Wcale nie zwróciła się do recepcji o pomoc w odnalezieniu jego pokoju. Ethan był na tyle sprytny, że wypytał nawet o numer apartamentu. Była coraz bliżej. Z każdym kolejnym krokiem nogi uginały się pod nią bardziej, jednak nie zamierzała odpuścić. Serce waliło jak oszalałe, ale i tak chciała go zobaczyć. Na głos przeczytała numer, widniejący na drzwiach. Porównała go z tym w smsie. Wszystko się zgadzało. Niepewnie nacisnęła klamkę, która niespodziewanie odskoczyła. Wślizgnęła się do środka, analizując całe pomieszczenie. Panował w nim porządek, nawet sterylny. Była pewna, że Justin bierze kąpiel, dlatego też po cichu usiadła na jednym z foteli w salonie. Głęboko oddychała, fala gorąca zalała jej ciało. Teraz bała się, nie na żarty. Reakcja Justina mogła być różna, tak jak myślała wcześniej. Było za późno na jakiekolwiek wycofanie. Pomimo, że tak bardzo pragnęła, by wszystko wróciło do normy, to miała obawy, że szatyn jej nie wybaczy. Kilka chwil później drzwi od łazienki zaskrzypiały, co oznaczało, że chłopak skończył brać prysznic. Siedziała bez ruchu, ślepo wgapiając się w jeden, widoczny tylko dla niej element. Chciało jej się krzyczeć, płakać i wszystko na raz. Kroki były coraz bliżej, a Rosalie czuła, jak jej serce pragnie wyrwać się z persi. Powoli obróciła głowę, z której dochodziły dźwięki. Stał tam,z mokrymi włosami i w samych spodniach, analizując ją wzrokiem.
- Jak miło, że znów przyszłaś - uśmiechnął się, opierając dłońmi o kanapę. Był przekonany, że to zjawa, wytwór jego wyobraźni. Nigdy nie domyśliłby się, że ona jest prawdziwa, że to właśnie jego mały skarb, którego tak pragnie. A Rosalie? Głośno przełknęła ślinę, po czym jak gdyby nigdy nic zamknęła oczy, z których po kilku chwilach zaczęły wypływać słone łzy - Znowu płaczesz.. - stwierdził z troską - Nie płacz, proszę.
- Justin.. - szepnęła - To wszystko nie jest tak, jak powinno - zaczęła, wycierając dłonią ciecz.
- Wiem, wiem. Powinnaś być tu ze mną, ale to niemożliwe - odparł, spuszczając wzrok na dół.
- Nie! - krzyknęła, szybko wstając. Czwyciła się za czoło, myśląc nad tym, co ma powiedzieć - To wszystko było jednym, wielkim kłamstwem. Ja jestem prawdziwa, rozumiesz? Ja żyję - zwróciła się do niego. Ten przyglądał jej się z ciekawością, analizując to, co dotychczas powiedziała.
- To przecież niemożliwe. Proszę, nie żartuj sobie - zaśmiał się z nutką zdenerwowania.
- Ja nie żartuję. Uwierz mi, proszę. Opowiem Ci wszystko, tylko posłuchaj- odparła, zajmując miejsce obok niego. Justin delikatnie ujął dłoń blondynki. To było świetny znak dla niej, że może nie wszystki stracone - Miałeś wypadek, Twoja matka znienawidziła mnie, powtarzała, że to moja wina. Kazała mi zniknąć z Twojego życia, powiedz mi, co ja miałam zrobić? - popatrzyła mu w oczy, analizując jego całą twarz. Łzy nie ustępowały, swobodnie spływały po policzkach.
- Mówisz poważnie - skomentował, wstając z miejsca. Przechadzał się w tą i z powrotem. Jego głowa była pełna myśli. Przecież to tak dużo zmienia. Skierował swój wzrok w stronę Rosalie, po czym ruchem ręki kazał jej podejść. Ta bez zbędnych dyskusji podeszła. Oczy szatyna wypełniły się łzami. Ona tu była, jego kruszyna stała obok niego.
- Tak bardzo tęskniłem - odparł, upadając na podłogę. Schował twarz w dłonie, tak bardzo to wszystko przeżywał - Obiecaj, że już nigdy mnie nie zostawisz - zwrócił się do niej, nadal szlochając.
- Tak bardzo Cię przepraszam, Justin.. - szepnęła, klęcząc tuż obok szatyna.
- Obiecaj mi, proszę..
- Już zawsze będziemy razem - skomentowała, opierając się o ramię swojego chłopaka. Los znów ich połączył, miejmy nadzieję, że na wieki wieków.
- - - - - - - - - - - - -
o Bożenko, jaki długi!
ale chciałam, żeby to rozegrało się w jednym rozdziale.
i jak wrażenia? mam nadzieję, że Was nie zawiodłam,
chociaż osobiście nie jestem zadowolona, zawsze mogło
być lepiej. Chciałabym przeczytać szczere opinie od każdego
z Was. Wszelką krytykę przyjmę z godnością.
Mam nadzieję, że nie jesteście źli, że dodaję dopiero dziś :3
Tagi: XXVI
Przetarła zmęczony oczy. Tak jak myślała, w noc nie zmrużyła nawet oka. Mimo wszystko wstała z zamiarem wzięcia orzeźwiającej kąpieli. Po wyjściu z wanny narzuciła na siebie polarowy szlafrok, jej ulubiony. Włosy wysuszyła, umyła starannie zęby. Od razu po opuszczeniu łazienki, udała się w stronę garderoby w celu wybrania stroju. Z nie wiadomych przyczyn czuła, że ten dzień nie będzie należał do zwyczajnych. Każdy z nas tak czasem ma, ale w przypadku Rosalie było to zbyt silne. Do dzisiejszego wyglądu przywiązała bardzo dużą wagę. Chciała wyglądać elegancko, a zarazem luźno. W szybkim tempie ubrała się, po czym przysiadła do toaletki, gdzie dokładnie nałożyła makijaż. Wyszła z domu godzinę później, bez konkretnego zamiaru. Szła przed siebie, jak zawsze. Dopiero teraz pierwszy raz dzisiejszego dnia pomyślała o nim. O zaistniałej wczoraj sytuacji i o tym, że mogła usłyszeć jego głos. To na pewno ukoiło jej zmysły choć na moment.
Samolot wylądował. Justin bardzo się ucieszył, że wszystko poszło sprawnie i bez zbędnych turbulencji. Opuszczając pokład, nałożył okulary, gdyż meksykańskie słońce strasznie raziło w oczy. Szybko odebrał walizkę, którą chwilę później wsadzał do bagażnika jednej z taksówek. Nakazał kierowcy zawieźć się do najlepszego hotelu w mieście. Cieszył się na odpoczynek, na nowe otoczenie i być może na nowych znajomych. Hotel robił wrażenie, był ogromny. Wynajął najlepszy apartament jaki tylko był wolny, należało mu się to. Trochę zapomnienia, relaksu. Pokój również był sporych rozmiarów, w końcu co się dziwić, mieścił kuchnię, obszerną łazienkę, salon, garderobę i sypialnię. Zupełnie jak średniej wielkości dom jednorodzinny. Tuż po zapoznaniu się z nowym miejscem, Justin wziął ciepły prysznic i ubrał świeże ubrania. Był gotowy na nową przygodę, na odrobinę rozkoszy. [...] Zajął miejsce przy barze, w około szaleli ludzie. Bawili się świetnie gdyż była to najlepsza dyskoteka w mieście. Jednak nie Justin, ten jak zwykle siedział odosobniony, popijając kolorowego drinka. Wspominał czasy, w których powoli poznawał Rosalie, jej sposób bycia, nastawienie do świata, wszystko. Wtedy był taki nieświadomy przyszłości, taki niedojrzały. Jego rozmyślania przerwał telefon od mamy. Justin przeszedł do cichszej części lokalu, odbierając połączenie.
- Tak, mamo? - zaczął, trochę już wstawiony.
- Justin, gdzie jesteś? - spytała zmartwiona.
- Na wakacjach! - krzyknął, szeroko się uśmiechając. Pierwszą myślą kobiety był jej sekret, że może jakimś dziwnym przypadkiem spotkaliby się, a szatyn poznałby prawdę. Nie, przecież to nie możliwe - pomyślała kobieta, odganiając od siebie złe myśli.
- Mogłeś nas uprzedzić. Baw się dobrze - odparła. Chłopak schował telefon do kieszeni po czym ruszył na parkiet. Nie miał problemu ze znalezieniem partnerki do tańca. Wszyscy wiemy, że jego uroda nie jest zwyczajna. Blondynka od razu oddała się tańcu z Justinem, nie chciała przegapić okazji na zapoznanie takiego przystojniaka. Ich ciała były bardzo blisko siebie, ocierali się jej każdą częścią. Dziewczyna wtopiła dłoń we włosy szatyna, jednak nadal poruszała się w rytm muzyki. Tym razem Justin nie miał żadnych wyrzutów sumienia, ani niczego w tym stylu. Całą imprezę spędził właśnie z nią, nie żałował. Na sam koniec odprowadził ją do domu.
- Nawet nie wiem jak Ci na imię - zachichotał.
- Andrea, miło mi - przytuliła chłopaka - A Tobie?
- Justin - uśmiechnął się - W takim razie żegnaj, Andrea - pokiwał jej, a gdy już chciał odchodzić, poczuł jak drobna dłoń łapie go za ramię po czym zsuwa niżej, do dłoni. Dziewczyna włożyła coś do ręki chłopaka, po czym jakby nigdy nic obróciła się i odeszła. Justin otworzył rękę, ukazując tym samym mały skrawek papieru z numerem telefonu. Uśmiechnął sie przelotnie, po czym udał się w stronę hotelu.
Na dworze było już ciemno, jednak wcale jej to nie przeszkadzało. Po obejrzeniu zachodu słońca, udała się w stronę centrum. Naszła ją nagła ochota na spędzenie czasu wśród ludzi, nawet jeśli z żadną z osób miałaby nie zamienić słowa. Gdy dotarła do celu, poczuła się jakoś inaczej, lepiej. Może to dziwne, ale czuła, że każdy człowiek którego mijała, był jej znajomym. Może właśnie to było powodem porannych przeczuć? Możliwe, chociaż z tym nigdy nie wiadomo. Przechadzała się wśród ludzi, stoisk z pamiątkami, przy których jak zawsze były tłumy. Zatrzymała się przy jednej z kolejek w celu zakupienia koktajlu. Gdy już mogła rozkoszować się smakiem przeszła przez wielki plac, gdzie dokończyła napój. Następnie przez centrum udała się w drogę powrotną do domu. Tłumy wcale nie malały, jednak Rose przeszła ochota na dalsze przebywanie tutaj. Powoli, bez pośpiechu kroczyła chodnikiem na właściwą ulicę. Co wtedy się stało? Jej świat niespodziewanie się zakręcił. Poczuła to, jego perfumy. Uniosła wzrok, zauważyła sylwetkę jakże idealną, kolorowy t-shirt, spodnie z opuszczonym stanem i vansy. Tak bardzo zapragnęła zobaczyć twarz, była wręcz przekonana, że to Justin. To nie mógł być zbieg okoliczności, że te wszystkie cechy miałby nosić ktoś inny, nie ma dwóch takich samych szatynów, którzy mają ten sam styl, te same perfumy. Jej bicie serca przybrało zupełnie inne tempo. Ale przecież nie mogła, obiecała. Ukucnęła na marmurowym chodniku i ze łzami w oczach obserwowała, co raz to bardziej oddalającego się Justina. Była pewna, że to on, nigdy nie śmiałaby pomylić osoby, którą nad życie kocha. Co czuła? Jak wszystko powraca, jednak za moment znowu znika. Pustka i bezsilność przeważały nad wszystkim.
- Justin - szepnęła, analizując myśli w głowie - Justin! - zaczęła krzyczeć. Poderwała się z miejsca, pędząc w kierunku chłopaka. Nie mogła stracić takiej szansy, pomimo wszystko. Nie obchodziła ją matka Justina, nie teraz. To wszystko było silniejsze od niej - Justin! - krzyknęła po raz ostatni, a gdy wyszła zza rogu, nieopodal niej tkwiła postać. Tak, to był on.
Stał plecami do niej. Słyszał jej głos, był pewny. Przecież to niemożliwe, ona nie żyje. Otarł twarz dłońmi, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Dziewczyna stała w tym samym miejscu, starając się nie ruszać. Nawet nie wycierała mokrych policzków. Nie była do końca świadoma tego, co właśnie zrobiła. Chciała się wycofać, uciec jak najdalej i wymazać to Justinowi z pamięci. Ale było już za późno. Usłyszał ją. To niezwykły zbieg okoliczności. Los łączy i rozdziela, to już drugi raz. Powoli obrócił głowę w jej stronę. Tak jak myślał, to była ona, wyglądała jak anioł.
- Rosalie? - zapytał niedowierzając. Ta pokiwała niepewnie głową, uśmiechając się przez łzy. Zrobił parę kroków wprzód - Ja chyba śnię - uśmiechnął się marzycielsko - Jesteś moim aniołem stróżem? - zwrócił się do niej, stojąc tuż obok. Wtedy w głowie blondynki zrodził się pomysł, według niej doskonały. Pomyślała, że to będzie najlepsze rozwiązanie, nikt na tym nie ucierpi, wszyscy będą szczęśliwi.
- Tak, Justin. Chronię Cię - odparła - Obiecaj, że nie popełnisz żadnej głupoty.
- Obiecuję - szepnął - Dlaczego płaczesz? Anioły nie powinny płakać - rzekł, wyciągając rękę w stronę Rosalie. Nieśmiało przetarł jej mokry policzek.
- Jestem złym aniołem - spuściła wzrok, bo czuła, jak łzy na powrót stopniowo wypełniają jej oczy.
- Nie, wcale nie. Jesteś cudowna - szybko odpowiedział, ścierając łzy ze swoich policzków. Nie bał się, że ktoś mógłby go zobaczyć. Mężczyzna, a płacze? To się nie liczyło - Tak bardzo za Tobą tęsknię, Rose - usiadł na chodniku, obejmując ramionami swoje nogi - Umieram bez Ciebie.. każdego dnia, każdej nocy. Proszę, wróć! - podniósł ton głosu - Kocham Cię i nigdy nie przestanę - jego głos się łamał, to przez płacz i gulę w gardle.
- Przepraszam Cię - szepnęła, wycofując się. Zerknęła ostatni raz na szatyna, po czym obróciła się i szybkim krokiem oddaliła.
- Rosalie, proszę Cię, zostać ze mną! - krzyczał, jednak dziewczyna już dawno zniknęła za rogiem.
- - - - - - - - - - - - -
nie chcę Was zawieść, dlatego dodaję rozdział.
przepraszam, że są tak rzadko, chcę się poprawić.
Samolot wylądował. Justin bardzo się ucieszył, że wszystko poszło sprawnie i bez zbędnych turbulencji. Opuszczając pokład, nałożył okulary, gdyż meksykańskie słońce strasznie raziło w oczy. Szybko odebrał walizkę, którą chwilę później wsadzał do bagażnika jednej z taksówek. Nakazał kierowcy zawieźć się do najlepszego hotelu w mieście. Cieszył się na odpoczynek, na nowe otoczenie i być może na nowych znajomych. Hotel robił wrażenie, był ogromny. Wynajął najlepszy apartament jaki tylko był wolny, należało mu się to. Trochę zapomnienia, relaksu. Pokój również był sporych rozmiarów, w końcu co się dziwić, mieścił kuchnię, obszerną łazienkę, salon, garderobę i sypialnię. Zupełnie jak średniej wielkości dom jednorodzinny. Tuż po zapoznaniu się z nowym miejscem, Justin wziął ciepły prysznic i ubrał świeże ubrania. Był gotowy na nową przygodę, na odrobinę rozkoszy. [...] Zajął miejsce przy barze, w około szaleli ludzie. Bawili się świetnie gdyż była to najlepsza dyskoteka w mieście. Jednak nie Justin, ten jak zwykle siedział odosobniony, popijając kolorowego drinka. Wspominał czasy, w których powoli poznawał Rosalie, jej sposób bycia, nastawienie do świata, wszystko. Wtedy był taki nieświadomy przyszłości, taki niedojrzały. Jego rozmyślania przerwał telefon od mamy. Justin przeszedł do cichszej części lokalu, odbierając połączenie.
- Tak, mamo? - zaczął, trochę już wstawiony.
- Justin, gdzie jesteś? - spytała zmartwiona.
- Na wakacjach! - krzyknął, szeroko się uśmiechając. Pierwszą myślą kobiety był jej sekret, że może jakimś dziwnym przypadkiem spotkaliby się, a szatyn poznałby prawdę. Nie, przecież to nie możliwe - pomyślała kobieta, odganiając od siebie złe myśli.
- Mogłeś nas uprzedzić. Baw się dobrze - odparła. Chłopak schował telefon do kieszeni po czym ruszył na parkiet. Nie miał problemu ze znalezieniem partnerki do tańca. Wszyscy wiemy, że jego uroda nie jest zwyczajna. Blondynka od razu oddała się tańcu z Justinem, nie chciała przegapić okazji na zapoznanie takiego przystojniaka. Ich ciała były bardzo blisko siebie, ocierali się jej każdą częścią. Dziewczyna wtopiła dłoń we włosy szatyna, jednak nadal poruszała się w rytm muzyki. Tym razem Justin nie miał żadnych wyrzutów sumienia, ani niczego w tym stylu. Całą imprezę spędził właśnie z nią, nie żałował. Na sam koniec odprowadził ją do domu.
- Nawet nie wiem jak Ci na imię - zachichotał.
- Andrea, miło mi - przytuliła chłopaka - A Tobie?
- Justin - uśmiechnął się - W takim razie żegnaj, Andrea - pokiwał jej, a gdy już chciał odchodzić, poczuł jak drobna dłoń łapie go za ramię po czym zsuwa niżej, do dłoni. Dziewczyna włożyła coś do ręki chłopaka, po czym jakby nigdy nic obróciła się i odeszła. Justin otworzył rękę, ukazując tym samym mały skrawek papieru z numerem telefonu. Uśmiechnął sie przelotnie, po czym udał się w stronę hotelu.
Na dworze było już ciemno, jednak wcale jej to nie przeszkadzało. Po obejrzeniu zachodu słońca, udała się w stronę centrum. Naszła ją nagła ochota na spędzenie czasu wśród ludzi, nawet jeśli z żadną z osób miałaby nie zamienić słowa. Gdy dotarła do celu, poczuła się jakoś inaczej, lepiej. Może to dziwne, ale czuła, że każdy człowiek którego mijała, był jej znajomym. Może właśnie to było powodem porannych przeczuć? Możliwe, chociaż z tym nigdy nie wiadomo. Przechadzała się wśród ludzi, stoisk z pamiątkami, przy których jak zawsze były tłumy. Zatrzymała się przy jednej z kolejek w celu zakupienia koktajlu. Gdy już mogła rozkoszować się smakiem przeszła przez wielki plac, gdzie dokończyła napój. Następnie przez centrum udała się w drogę powrotną do domu. Tłumy wcale nie malały, jednak Rose przeszła ochota na dalsze przebywanie tutaj. Powoli, bez pośpiechu kroczyła chodnikiem na właściwą ulicę. Co wtedy się stało? Jej świat niespodziewanie się zakręcił. Poczuła to, jego perfumy. Uniosła wzrok, zauważyła sylwetkę jakże idealną, kolorowy t-shirt, spodnie z opuszczonym stanem i vansy. Tak bardzo zapragnęła zobaczyć twarz, była wręcz przekonana, że to Justin. To nie mógł być zbieg okoliczności, że te wszystkie cechy miałby nosić ktoś inny, nie ma dwóch takich samych szatynów, którzy mają ten sam styl, te same perfumy. Jej bicie serca przybrało zupełnie inne tempo. Ale przecież nie mogła, obiecała. Ukucnęła na marmurowym chodniku i ze łzami w oczach obserwowała, co raz to bardziej oddalającego się Justina. Była pewna, że to on, nigdy nie śmiałaby pomylić osoby, którą nad życie kocha. Co czuła? Jak wszystko powraca, jednak za moment znowu znika. Pustka i bezsilność przeważały nad wszystkim.
- Justin - szepnęła, analizując myśli w głowie - Justin! - zaczęła krzyczeć. Poderwała się z miejsca, pędząc w kierunku chłopaka. Nie mogła stracić takiej szansy, pomimo wszystko. Nie obchodziła ją matka Justina, nie teraz. To wszystko było silniejsze od niej - Justin! - krzyknęła po raz ostatni, a gdy wyszła zza rogu, nieopodal niej tkwiła postać. Tak, to był on.
Stał plecami do niej. Słyszał jej głos, był pewny. Przecież to niemożliwe, ona nie żyje. Otarł twarz dłońmi, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Dziewczyna stała w tym samym miejscu, starając się nie ruszać. Nawet nie wycierała mokrych policzków. Nie była do końca świadoma tego, co właśnie zrobiła. Chciała się wycofać, uciec jak najdalej i wymazać to Justinowi z pamięci. Ale było już za późno. Usłyszał ją. To niezwykły zbieg okoliczności. Los łączy i rozdziela, to już drugi raz. Powoli obrócił głowę w jej stronę. Tak jak myślał, to była ona, wyglądała jak anioł.
- Rosalie? - zapytał niedowierzając. Ta pokiwała niepewnie głową, uśmiechając się przez łzy. Zrobił parę kroków wprzód - Ja chyba śnię - uśmiechnął się marzycielsko - Jesteś moim aniołem stróżem? - zwrócił się do niej, stojąc tuż obok. Wtedy w głowie blondynki zrodził się pomysł, według niej doskonały. Pomyślała, że to będzie najlepsze rozwiązanie, nikt na tym nie ucierpi, wszyscy będą szczęśliwi.
- Tak, Justin. Chronię Cię - odparła - Obiecaj, że nie popełnisz żadnej głupoty.
- Obiecuję - szepnął - Dlaczego płaczesz? Anioły nie powinny płakać - rzekł, wyciągając rękę w stronę Rosalie. Nieśmiało przetarł jej mokry policzek.
- Jestem złym aniołem - spuściła wzrok, bo czuła, jak łzy na powrót stopniowo wypełniają jej oczy.
- Nie, wcale nie. Jesteś cudowna - szybko odpowiedział, ścierając łzy ze swoich policzków. Nie bał się, że ktoś mógłby go zobaczyć. Mężczyzna, a płacze? To się nie liczyło - Tak bardzo za Tobą tęsknię, Rose - usiadł na chodniku, obejmując ramionami swoje nogi - Umieram bez Ciebie.. każdego dnia, każdej nocy. Proszę, wróć! - podniósł ton głosu - Kocham Cię i nigdy nie przestanę - jego głos się łamał, to przez płacz i gulę w gardle.
- Przepraszam Cię - szepnęła, wycofując się. Zerknęła ostatni raz na szatyna, po czym obróciła się i szybkim krokiem oddaliła.
- Rosalie, proszę Cię, zostać ze mną! - krzyczał, jednak dziewczyna już dawno zniknęła za rogiem.
- - - - - - - - - - - - -
nie chcę Was zawieść, dlatego dodaję rozdział.
przepraszam, że są tak rzadko, chcę się poprawić.
Tagi: XXV
Mijały dni, tygodnie miesiące. Chłopak powoli zmieniał swoje nastawienie do całego świata, chciał z powrotem żyć pełnią życia. Fakt, zdawał sobie sprawę z tego, że teraz nie będzie to aż tak możliwe, jednak nie chciał poddać się na samym starcie. Właśnie teraz szykował się na coroczną imprezę, był bardzo podekscytowany, każdy szczegół traktował równie poważnie. Wybrał strój, który po chwili już zdobił jego zgrabne ciało. Spryskał się perfumami, ułożył fryzurę i był gotowy do wyjścia. W zasadzie nie wybierał się tam sam, tylko w towarzystwie drobnej szatynki, którą załatwił jej kumpel. Nie bardzo miał ochotę na jakiekolwiek flirty, a co dopiero na nową dziewczynę, o nie. Tylko jedna skradła mu serce i nadal nie oddała. Szatyn obawiał się, że już nigdy go nie odzyska.
A właśnie, co u Rosalie? Daje radę, już dawno zaklimatyzowała się w nowym miejscu, w końcu minęły 4 miesiące od wyprowadzki. Praktycznie całe swoje dnie spędzała na plaży, ślepo wgapiając się w plażowiczów, lub po prostu podziwiała pięknie rozprzestrzeniający się horyzont. Nic szczególnego. W oczach mijających ją chłopców była samotną, jednak bardzo urodziwą dziewczyną i wcale nie przechodzili obok niej obojętnie. Nie raz próbowali zagadać, poprosić o numer telefonu jednak wszelkie próby kończyły się niepowodzeniem. Ta również nie miała ochoty poznawać chłopaka, któremu miałaby dać złudną nadzieję na jakikolwiek ciąg dalszy. Jednak to nie znaczy, że była osamotniona. Akurat tak się składa, że poznała bardzo miłą dziewczynę, Mirandę. Pracowała w ulubionej kawiarnii blondynki. Widywały się prawie codziennie, gdyż Rose uwielbiała odwiedzać miejsce pracy czarnowłosej. Dogadywały się w prawie wszystkim, miały wspólne poglądy na świat, nawet ich styl ubierania był niemal identyczny. Czuła się bardzo dobrze w jej towarzystwie, w nowym mieście i ogółem, myślała, że jej samopoczucie będzie o wiele, wiele gorsze. Dziewczyna właśnie przekroczyła próg pomieszczenia, z którego wydobywał się cudowny aromat świeżo zmielonej kawy. Zajęła miejsce w rogu, czekając aż Miranda podejdzie do jej stolika i chociaż przez chwilę będą mogły porozmawiać.
- Cześć, cześć - ucieszyła się czarnowłosa i przywitała Rosalie całusem w policzek.
- Mogłabyś podać mi Latte, byłabym wdzięczna - odezwała się, prosząc nieśmiało.
- Jasne, poczekaj moment - już po chwili wracała z zamówieniem. Podała i zaraz po tym opadła na przeciwny fotel - W zasadzie mam kilka pytań do Ciebie - zaczęła z chytrym uśmieszkiem - Jakie były Twoje związki? - no i trafiła w czuły punkt. Tak bardzo Rosalie nie chciała o tym opowiadać, bała się tego. Znów będzie musiała rozdrapać świeżo zagojone blizny. Chciała być fair wobec znajomej, dlatego też wzięła głęboki wdech i zaczęła swoją przemowę.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - ta pokiwała twierdząco głową - Tak dokładniej miałam dwóch chłopaków. Pierwszy, to znaczy Liam.. nie żyje - zatrzymała się na chwilę, by przeanalizować wszystkie myśli, które kłębiły się jej w głowie - Może kiedyś opowiem Ci wszystko ze szczegółami. Drugi, Justin - mimowolnie się uśmiechnęła, wypowiadając jego imię - Nie możemy być razem, to dlatego przeprowadziłam się właśnie tu. Tak bardzo go kocham, rozumiesz to? - zwróciła się do brunetki - Miał wypadek, jego matka mnie znienawidziła, a wiesz co jest w tym najgorsze? Kazała mi się wynieść, a swojemu synowi powiedziała, że ja, Rosalie Brown nie żyję - była już na krańcu wytrzymałości, łzy napierały na jej powieki tak bardzo, że po chwili swobodnie spływały po bladej skórze. Miranda siedziała z otwartą buzią, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszała. Szybko poderwała się z miejsca, by po chwili przytulić Rosalie. Nie miała pojęcia, że ktoś ją tak bardzo skrzywdził i gdyby wiedziała nigdy by o to nie zapytała.
- Przecież to jest karalne - szepnęła brunetka, kołysząc ciało blondynki - Powinnaś coś z tym zrobić - poradziła jej.
- Ale co mam robić? Jestem bezsilna, rozumiesz? Justin żyje w przekonaniu, że zniknęłam z powierzchni ziemi i lepiej niech tak zostanie - odparła. Trzęsącymi się dłońmi objęła szklankę z ciepłym napojem, upijając przy tym łyk - Przepraszam Cię, ale lepiej będzie, jak już pójdę - wymusiła uśmiech, z którego w ostateczności wyszedł zniesmaczony grymas - Trzymaj się - powiedziała, całując koleżankę w policzek. Kilka minut później przechadzała się ogromnymi uliczkami miasta. Szła, nie wiedziała gdzie, ale szła mimo wszystko.
Justin od dobrych dwóch godzin zajmował miejsce przy barze. Popijał właśnie piątego z rzędu drinka, czując się o niebo lepiej. Może rozwiązaniem na ten cały ból był alkohol? Pierwszy raz wypił go w tak dużych ilościach. Nie czuł się z tym jakoś źle, nie zależało mu na opinii innych. Pił bo chciał, a nie dla szpanu. Niestabilnie opierał się rękoma o blat, czując uginające się pod nim nogi. Wszystko było dziwnie rozmazane, mniej prawdziwe. W pewnym momencie poczuł, jak ktoś łapie go za rękę. Była to drobna dłoń, na sto procent dziewczęca. Przeanalizował twarz nieznajomej, jednak wcale jej nie kojarzył.
- Znamy się? - spytał, przyciągając blondynkę. Ta pokiwała przecząco głową, jednak wcale nie miała zamiaru odpuścić - Nie szkodzi - uśmiechnął się cwaniacko - Jesteś bardzo ładna. Jak masz na imię?
- Cassandra, miło Cię w końcu poznać, Justin - niespodziewanie przybliżyła się do twarzy chłopaka i delikatnie musnęła jego policzek. A on? Był w szoku. A najgorsze w tym wszystkim było to, że czuł, jakby zdradzał Rosalie.. Dlatego też bez zbędnych namysłów odepchnął dziewczynę, po czym ruszył w stronę wyjścia. Myślał trzeźwiej. Justin w myślach pluł sobie w brodę. "Jak ona mogła?", "Przecież Rosalie nigdy mi tego nie wybaczy" - takie myśli pojawiały się w jego głowie. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że jej nie ma i nie będzie. Za każdym razem, gdy myślał o tym wszystko w jego głowie szalało. Oddałby wszystko, byleby była z nim. W drodze do domu wyciągnął telefon i wybrał numer do swojej dziewczyny. To było całkiem nieświadome, łudził się, że może tym razem odbierze, jednak znowu się zawiódł. Kilka miesięcy temu to również nie poskutkowało. A wiecie, jaka pierwsza myśl przyszła Justinowi do głowy? Chciał wyjechać, może nie od razu wyprowadzić, po prostu był pewny, że drobne wakacje dobrze mu zrobią. Chciał wyjechać natychmiast, tylko się spakuje. Bez konkretnego celu, gdziekolwiek. Wpadł do domu jak opętany, natychmiast wyciągnął walizkę. Wrzucał do niej ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy. Po dłuższym zastanowieniu stwierdził, że nocna podróż będzie zły wyjściem, dlatego postanowił wyjechać z rana.
Rosalie podziwiała wspaniały zachód słońca z okna swojej sypialni. Już za moment musiała się z nim pożegnać, ponieważ słońce szło spać i zobaczy je dopiero jutro, ale zobaczy. Nie mogła porównać tego do swojej sytuacji, bo przecież słońce wraca, a ona nie mogła. Pomimo tego jak bardzo tego pragnęła, to nie mogła. Czy jej codzienność się zmieniła? Nie. Płacz i tak każdego dnia pojawiał się na twarzy, bez wyjątku. Chwyciła komórkę, odszukała w spisie swoich kontaktów numer Justina. Bez zastanowienia nacisnęła zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach usłyszała go. Jego nierówny oddech i ciche "Słucham". Cholernie jej tego brakowało. Chciała się odezwać, jednak od razi by ją poznał. Jakie miała inne wyjście? Musiała się rozłączyć. Po chwili dźwięk sms'a zagłuszył ciszę panującą w pokoju. Niepewnie otworzyła wiadomość. To od Justina. "To nie czas na zabawy Cassie, miłej nocy, J." Gdy blondynka przeanalizowała wiadomość po raz czwarty była pewna, że szatyn już dawno o niej zapomniał i znalazł sobie nową. To tak bardzo bolało, że nie spostrzegła się gdy po jej policzkach zaczęły skapywać kryształowe łzy. Gdy już wszystko zaczęło nabierać sensu, musiało się coś popsuć. Załamała się po raz kolejny, myślała, że to właśnie ona jest jedną jedyną Justina i że będzie jej wierny całe życie. Jednak myliła się, tak bardzo się myliła. W tej chwili nie rozumiała sama siebie, bo z jednej strony chciała, by był szczęśliwy, a z drugiej nie mogła pogodzić się z tym, że miałaby go mieć inna dziewczyna. Długo jeszcze męczyły ją myśli na ten temat. Chciała zasnąć, jednak szatyn w jej głowie na to nie pozwalał.
Bladym świtem chłopak wyjechał. Nie mówiąc nic nikomu, wsiadł do samochodu i odjechał. Bez konkretnego celu zaparkował na parkingu lotniska, zabierając walizkę założył okulary na nos, bo słońce mimo wczesnej pory wdawało się we znaki. Podszedł do lady, za którą stała starsza kobieta. Spytał o wolne miejsca na pokładach samolotów. Ta przedstawiła mu oferty, z których Justin wybrał jedną. Pomyślał, że to będzie wspaniałe miejsce na odpoczynek.
- - - - - - - - - - - - - - - - -
rozdział o niczym.
i nawet jakoś specjalnie dobrze go nie napisałam.
nie podoba mi się, ale w następnym w końcu zacznie się coś dziać.
liczę na opinie, a jeśli będzie ich niemało,
to już jutro dodam rozdział, taktak, napisałam dwa :3
więc czekam <3
A właśnie, co u Rosalie? Daje radę, już dawno zaklimatyzowała się w nowym miejscu, w końcu minęły 4 miesiące od wyprowadzki. Praktycznie całe swoje dnie spędzała na plaży, ślepo wgapiając się w plażowiczów, lub po prostu podziwiała pięknie rozprzestrzeniający się horyzont. Nic szczególnego. W oczach mijających ją chłopców była samotną, jednak bardzo urodziwą dziewczyną i wcale nie przechodzili obok niej obojętnie. Nie raz próbowali zagadać, poprosić o numer telefonu jednak wszelkie próby kończyły się niepowodzeniem. Ta również nie miała ochoty poznawać chłopaka, któremu miałaby dać złudną nadzieję na jakikolwiek ciąg dalszy. Jednak to nie znaczy, że była osamotniona. Akurat tak się składa, że poznała bardzo miłą dziewczynę, Mirandę. Pracowała w ulubionej kawiarnii blondynki. Widywały się prawie codziennie, gdyż Rose uwielbiała odwiedzać miejsce pracy czarnowłosej. Dogadywały się w prawie wszystkim, miały wspólne poglądy na świat, nawet ich styl ubierania był niemal identyczny. Czuła się bardzo dobrze w jej towarzystwie, w nowym mieście i ogółem, myślała, że jej samopoczucie będzie o wiele, wiele gorsze. Dziewczyna właśnie przekroczyła próg pomieszczenia, z którego wydobywał się cudowny aromat świeżo zmielonej kawy. Zajęła miejsce w rogu, czekając aż Miranda podejdzie do jej stolika i chociaż przez chwilę będą mogły porozmawiać.
- Cześć, cześć - ucieszyła się czarnowłosa i przywitała Rosalie całusem w policzek.
- Mogłabyś podać mi Latte, byłabym wdzięczna - odezwała się, prosząc nieśmiało.
- Jasne, poczekaj moment - już po chwili wracała z zamówieniem. Podała i zaraz po tym opadła na przeciwny fotel - W zasadzie mam kilka pytań do Ciebie - zaczęła z chytrym uśmieszkiem - Jakie były Twoje związki? - no i trafiła w czuły punkt. Tak bardzo Rosalie nie chciała o tym opowiadać, bała się tego. Znów będzie musiała rozdrapać świeżo zagojone blizny. Chciała być fair wobec znajomej, dlatego też wzięła głęboki wdech i zaczęła swoją przemowę.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - ta pokiwała twierdząco głową - Tak dokładniej miałam dwóch chłopaków. Pierwszy, to znaczy Liam.. nie żyje - zatrzymała się na chwilę, by przeanalizować wszystkie myśli, które kłębiły się jej w głowie - Może kiedyś opowiem Ci wszystko ze szczegółami. Drugi, Justin - mimowolnie się uśmiechnęła, wypowiadając jego imię - Nie możemy być razem, to dlatego przeprowadziłam się właśnie tu. Tak bardzo go kocham, rozumiesz to? - zwróciła się do brunetki - Miał wypadek, jego matka mnie znienawidziła, a wiesz co jest w tym najgorsze? Kazała mi się wynieść, a swojemu synowi powiedziała, że ja, Rosalie Brown nie żyję - była już na krańcu wytrzymałości, łzy napierały na jej powieki tak bardzo, że po chwili swobodnie spływały po bladej skórze. Miranda siedziała z otwartą buzią, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszała. Szybko poderwała się z miejsca, by po chwili przytulić Rosalie. Nie miała pojęcia, że ktoś ją tak bardzo skrzywdził i gdyby wiedziała nigdy by o to nie zapytała.
- Przecież to jest karalne - szepnęła brunetka, kołysząc ciało blondynki - Powinnaś coś z tym zrobić - poradziła jej.
- Ale co mam robić? Jestem bezsilna, rozumiesz? Justin żyje w przekonaniu, że zniknęłam z powierzchni ziemi i lepiej niech tak zostanie - odparła. Trzęsącymi się dłońmi objęła szklankę z ciepłym napojem, upijając przy tym łyk - Przepraszam Cię, ale lepiej będzie, jak już pójdę - wymusiła uśmiech, z którego w ostateczności wyszedł zniesmaczony grymas - Trzymaj się - powiedziała, całując koleżankę w policzek. Kilka minut później przechadzała się ogromnymi uliczkami miasta. Szła, nie wiedziała gdzie, ale szła mimo wszystko.
Justin od dobrych dwóch godzin zajmował miejsce przy barze. Popijał właśnie piątego z rzędu drinka, czując się o niebo lepiej. Może rozwiązaniem na ten cały ból był alkohol? Pierwszy raz wypił go w tak dużych ilościach. Nie czuł się z tym jakoś źle, nie zależało mu na opinii innych. Pił bo chciał, a nie dla szpanu. Niestabilnie opierał się rękoma o blat, czując uginające się pod nim nogi. Wszystko było dziwnie rozmazane, mniej prawdziwe. W pewnym momencie poczuł, jak ktoś łapie go za rękę. Była to drobna dłoń, na sto procent dziewczęca. Przeanalizował twarz nieznajomej, jednak wcale jej nie kojarzył.
- Znamy się? - spytał, przyciągając blondynkę. Ta pokiwała przecząco głową, jednak wcale nie miała zamiaru odpuścić - Nie szkodzi - uśmiechnął się cwaniacko - Jesteś bardzo ładna. Jak masz na imię?
- Cassandra, miło Cię w końcu poznać, Justin - niespodziewanie przybliżyła się do twarzy chłopaka i delikatnie musnęła jego policzek. A on? Był w szoku. A najgorsze w tym wszystkim było to, że czuł, jakby zdradzał Rosalie.. Dlatego też bez zbędnych namysłów odepchnął dziewczynę, po czym ruszył w stronę wyjścia. Myślał trzeźwiej. Justin w myślach pluł sobie w brodę. "Jak ona mogła?", "Przecież Rosalie nigdy mi tego nie wybaczy" - takie myśli pojawiały się w jego głowie. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że jej nie ma i nie będzie. Za każdym razem, gdy myślał o tym wszystko w jego głowie szalało. Oddałby wszystko, byleby była z nim. W drodze do domu wyciągnął telefon i wybrał numer do swojej dziewczyny. To było całkiem nieświadome, łudził się, że może tym razem odbierze, jednak znowu się zawiódł. Kilka miesięcy temu to również nie poskutkowało. A wiecie, jaka pierwsza myśl przyszła Justinowi do głowy? Chciał wyjechać, może nie od razu wyprowadzić, po prostu był pewny, że drobne wakacje dobrze mu zrobią. Chciał wyjechać natychmiast, tylko się spakuje. Bez konkretnego celu, gdziekolwiek. Wpadł do domu jak opętany, natychmiast wyciągnął walizkę. Wrzucał do niej ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy. Po dłuższym zastanowieniu stwierdził, że nocna podróż będzie zły wyjściem, dlatego postanowił wyjechać z rana.
Rosalie podziwiała wspaniały zachód słońca z okna swojej sypialni. Już za moment musiała się z nim pożegnać, ponieważ słońce szło spać i zobaczy je dopiero jutro, ale zobaczy. Nie mogła porównać tego do swojej sytuacji, bo przecież słońce wraca, a ona nie mogła. Pomimo tego jak bardzo tego pragnęła, to nie mogła. Czy jej codzienność się zmieniła? Nie. Płacz i tak każdego dnia pojawiał się na twarzy, bez wyjątku. Chwyciła komórkę, odszukała w spisie swoich kontaktów numer Justina. Bez zastanowienia nacisnęła zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach usłyszała go. Jego nierówny oddech i ciche "Słucham". Cholernie jej tego brakowało. Chciała się odezwać, jednak od razi by ją poznał. Jakie miała inne wyjście? Musiała się rozłączyć. Po chwili dźwięk sms'a zagłuszył ciszę panującą w pokoju. Niepewnie otworzyła wiadomość. To od Justina. "To nie czas na zabawy Cassie, miłej nocy, J." Gdy blondynka przeanalizowała wiadomość po raz czwarty była pewna, że szatyn już dawno o niej zapomniał i znalazł sobie nową. To tak bardzo bolało, że nie spostrzegła się gdy po jej policzkach zaczęły skapywać kryształowe łzy. Gdy już wszystko zaczęło nabierać sensu, musiało się coś popsuć. Załamała się po raz kolejny, myślała, że to właśnie ona jest jedną jedyną Justina i że będzie jej wierny całe życie. Jednak myliła się, tak bardzo się myliła. W tej chwili nie rozumiała sama siebie, bo z jednej strony chciała, by był szczęśliwy, a z drugiej nie mogła pogodzić się z tym, że miałaby go mieć inna dziewczyna. Długo jeszcze męczyły ją myśli na ten temat. Chciała zasnąć, jednak szatyn w jej głowie na to nie pozwalał.
Bladym świtem chłopak wyjechał. Nie mówiąc nic nikomu, wsiadł do samochodu i odjechał. Bez konkretnego celu zaparkował na parkingu lotniska, zabierając walizkę założył okulary na nos, bo słońce mimo wczesnej pory wdawało się we znaki. Podszedł do lady, za którą stała starsza kobieta. Spytał o wolne miejsca na pokładach samolotów. Ta przedstawiła mu oferty, z których Justin wybrał jedną. Pomyślał, że to będzie wspaniałe miejsce na odpoczynek.
- - - - - - - - - - - - - - - - -
rozdział o niczym.
i nawet jakoś specjalnie dobrze go nie napisałam.
nie podoba mi się, ale w następnym w końcu zacznie się coś dziać.
liczę na opinie, a jeśli będzie ich niemało,
to już jutro dodam rozdział, taktak, napisałam dwa :3
więc czekam <3
Tagi: XXIV
W głowie Justina kłębiło się tysiące myśli, słowa matki nadal do niego nie doszły. Nie chciał wierzyć w to, co usłyszał. Jego mała iskierka nie żyje? Przecież to niemożliwe. Płakał, chciał uciec jak najdalej. Chciał być przy niej, przytulić i pocałować, powiedzieć jak bardzo ją kocha. Myślał, jak bardzo ta sytuacja pozmienia w jego życiu. Nie wstydził się swoich łez, nie miał przed kim. Przecież mama rozumie. Nie wiedział jednak, że te słowa były wytworem jej chorej wyobraźni i nie zawierają ani krzty prawdy.
- Justin, tak mi przykro - westchnęła mama. Tak strasznie było jej przykro, że wolała wystawić swojego syna na cierpienie, niżeli zaakceptować Rosalie w jego życiu. Każdy normalny człowiek, kochający swoje dziecko wybrałby drugą opcję, ale najwidoczniej Pattie nie należała do zwyczajnych osób. A Ty co o tym myślisz? Jestem prawie pewna, że plujesz sobie w brodę i nie możesz zrozumieć zachowania matki szatyna. Pomyśl jednak, co czuje Rosalie. Przywiązała się do miasta, do ludzi w nim żyjących, a najbardziej do Justina, nie pomijając też Ethana. Kochała swojego chłopaka ponad życie, była w stanie się poświęcić, żeby tylko innym żyło się lepiej. Usunęła się z drogi do szczęścia, była zbyt słaba by walczyć o swoje.
- Przecież Ty jej nawet nie znałaś! - wykrzyczał Justin, był zdenerwowany, nawet bardzo. Matka chciała go objąć, jednak ten szybko się wyrwał, przeszywając ją wzrokiem pełnym wyrzutów - Daj mi spokój - odparł i szybko obrócił się w stronę ściany, by zaraz zwinąć się w kłębek. Miał nadzieję, że w ten sposób ucieknie z tego miejsca, od wszystkich problemów, od ludzi. Kryształowe łzy swobodnie skapywały na szpitalną pościel.
Rosalie właśnie przemierzała kolejne kilometry, a było ich co nie miara. Na lotnisku zadecydowała, jak jej dalsze życie się potoczy. Wybrała słoneczny Meksyk, uważała że to bardzo dobry cel, z dala od znajomych twarzy, a co najważniejsze, z dala od Justina.
Kilka dni później...
Chłopak nie spał, od kilku dni ani razu nie zaznał spokojnego snu. Nawet o to nie dbał, nie dbał o nic. O to, jak wygląda, jak się ubiera, jak zachowuje się w stosunku do innych. Nie obchodziło go to, nie miał po co się starać. Bo przecież jego sens życia zniknął, przepadł jak kamień w wodę. Doskonale wiedział, że trzeba żyć dalej, że ważniejsza jest przyszłość. To co działo się wcześniej nie jest aż tak ważne, bo nie cofniemy się w czasie, nawet jeśli tego tak bardzo pragniemy. Tęsknota rozbraja człowieka na czynniki pierwsze, sprawiając przy tym niewyobrażalny ból. Justin znał ten ból od kilku dni i nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłby czegoś podobnego. Do pokoju chłopaka wkroczyła matka, by wyciągnąć go z tej codziennej rutyny, by spróbował zapomnieć o tym co się stało. Sama do końca nie wierzyła w to, że jej się uda..
- Justin, nie możesz tak się zaniedbywać - skarciła go Pattie, odsłaniając zasłony w pokoju.
- Nie będziesz mi mówić co mogę, a czego nie - odpowiedział chłodno szatyn. Tak właśnie był nastawiony do wszystkich, w jego głowie wszyscy byli winni śmierci Rosalie. Obwiniał każdego, choć wiedział, że nie powinnien. Kobieta miała po dziurki w nosie zachowania swojego syna, czasem nachodziła ją ochota, by wyjawić chłopakowi cały sekret, by stał się w końcu szczęśliwy. Jednak nie mogła tego zrobić, troszczyła się wyłącznie o swoje potrzeby i martwiła o to, co stałoby się gdyby Justin poznał prawdę.
- Proszę Cię - kobieta usiadła na rogu łóżka łąpiąc się za głowę - Czy już wcale nie liczę się ja, ani inni bliscy?
- Ty nic nie rozumiesz! - ton głosu chłopaka momentalnie się podniósł - Tak bardzo ją kochałem - szepnął, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Nawet pojedyncze łzy wypłynęły z jego pięknych, brązowych oczu.
- Kochanie, ja to rozumiem, tylko powinieneś iść w przód, nie oglądać się za siebie. Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo to boli, jednak.. - Justin bezczelnie przerwał matce.
- Nic o tym nie wiesz, a teraz wyjdź, chcę zostać sam - warknął obracając się plecami do Pattie. Ta westchnęła, jednak posłuchała Justina i w błyskawicznym tempie opuściła pokój.
Rose właśnie w tym momencie rozpakowywała swoje bagaże w jednym z najładniejszych apartamentów w tej części Meksyku. Długo zajęło jej szukanie mieszkania, tymczasowo pomieszkiwała w hotelu. Jako pierwsze wyciągnęła zdjęcia, starannie układając je na komodzie w rogu pokoju. Wywoływały one tyle wspomnień, dobrych, ale też złych. Tęsknoty, a minęło niespełna kilka dni. Marzeń, bez szansy na spełnienie. Jedno z nich to na przykład przytulenie się do szatyna i zaciągnięcie się słodkimi perfumami. Zdawała sobie sprawę z tego, że już ich więcej nie poczuje, że niemożliwe będzie poczucie jego warg na swoich, że nigdy już nie przeżyją wspólnych chwil. Wszystkie gesty sprawiały jej niesamowity ból, przeradzający się w płacz. Drobna blondynka nawet nie próbowała go zatrzymać, bo przecież nikt jej nie widział, była całkiem sama.
Szatyn wziął do ręki swój telefon i całkiem nieświadomie wybrał numer Rosalie. Przywitał go radosny głos blondynki, proszący o nagranie się na pocztę. Doskonale wiedział, że tego dźwięku nie usłyszy już nigdy na żywo. Zostały tylko zdjęcia, umieszczone na błahych kadrach, ale zawsze jest to jakaś pamiątka, przypominająca o istnieniu bliskiej osoby. Po raz kolejny tego dnia rozpłakał się. Z każdą nadchodzącą nocą i dniem uświadamiał sobie coraz bardziej, że ona już nie wróci.
Dziewczyna zabrała torebkę, pakując do niej najpotrzebniejsze rzeczy, między innymi telefon wraz z nowym numerem, portfel i lustrzankę, którą chciała zapoczątkować nowy start w życiu. Dopiero niedawno zdała sobie sprawę z tego, że warto fotografować, bo później, gdy obejrzy zdjęcia razem ze swoim potomstwem przypomną jej się chwile godne zapamiętania, a tylko takie Rosalie miała zamiar uwieczniać. Otarła jeszcze mokry policzek, dla niepoznaki nałożyła na twarz lekki makijaż w postaci podkładu i pudru. W pierwszym lepszym sklepie z pamiątkami blondynka zakupiła mapę Meksyku, na sam początek chciała poznać plan miasta, by czasem nie zgubiła drogi do swojego nowego domu. Przechadzała się szerokimi ulicami, pełnymi turystów, ale też w pewnym stopniu mieszkańców. Każdy drobiazg starała się zapamiętać, chociaż teraz to miasto będzie jej rutyną, będzie widziała je codziennie. Miała niezwykłe szczęście kupując mieszkanie z widokiem na znaczną część Meksyku. Była pewna, że panorama jeszcze bardziej zaprze dech w piersiach nocą, gdy widoczne będę tylko ogromne banery, latarnie, ale też Morze Karaibskie. W zasadzie Rosalie chciała właśnie dziś znaleźć plażę, bardzo jej na tym zależało. Do zachodu słońca miała niewiele czasu, dlatego błyskawicznie spojrzała na mapę i szybko ruszyła we właściwym kierunku.
Justin usłyszał ciche pukanie. Od niechcenia szepnął ciche 'proszę', skupiając całą swoją uwagę na osobie przekraczającej próg jego pokoju. To był jego kuzyn, Tom. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na brzegu łóżka twarzą do szatyna. Ten spojrzał na niego pytająco, chcąc dowiedzieć się, w jakim celu przyszedł go odwiedzić.
- Tak wiele chciałbym Ci powiedzieć, a nie wiem od czego zacząć - westchnął chłopak, unikając wzroku Justina.
- Wcale nie musisz nic mówić, to nie jest potrzebne - odparł.
- Wiem, że jest Ci z tym cholernie trudno, ale porozmawiaj ze mną Justin - zaczął od rzeczy.
- Ale o czym Ty chcesz rozmawiać?! - wydarł się Justin kolejny raz tego dnia - O tym, że nie wiem jak potoczy się teraz moje życie bez niej? Szczerze, to nie wyobrażam sobie tego wszystkiego. Po prostu nie potrafię bez niej żyć, duszę się tlenem, rozumiesz? Wszystko z dnia na dzień zatruwa mnie coraz bardziej, każdy gest, każda rozmowa - zakrztusił się swoimi łzami. Był taki bezbronny, taki wrażliwy. A Tom? Nie wiedział co powiedzieć, przyszedł tu, bo poprosiła go ciocia Pattie. Miała nadzieję, że chociaż on zdoła wyciągnąć coś z szatyna. Kobieta nagabywała wszystkich, by kłamali właśnie dla niej, bo przecież starszy kuzyn równie dobrze mógł własnie teraz wyjawić Justinowi tajemnicę, skrywaną przez jego matkę. Chciał być fair wobec wszystkich, jednak nie wyszło mu to w stosunku do chłopaka. On sam miał dość tych kłamstw, dusił się nimi tak samo, jak Justin powietrzem.
- Przepraszam Cię - Tom otarł swoją twarz, która nie wiadomo kiedy zrobiła się wilgotna od łez. Był równie wrażliwy na wszelkie zło, nie wytrzymał psychicznie sytuacji, rozgrywającej się między nimi od kilku dni. Justin nie do końca zrozumiał, za co przeprasza go kuzyn, ale w ostateczności wymyślił, że przeprosiny były za tą wścibskość, którą okazał Tom na wstępie.
Rosalie znalazła upragnioną plażę, na której sfotografowała piękny zachód słońca. Teraz siedziała i zastanawiała się nad wszystkim. Czy w tej całej sytuacji nadal jest sens życia? Czy ma po co żyć i dla kogo? Jej zdaniem nie miała już dla kogo, bo nie mogła utrzymywać kontaktu z bliskimi osobami. Justin, Dylan, Ethan - ich wszyskich tak nagle zostawiła, tak jakby była egositką, która szuka lepszego życia. Ale to była nieprawda, ona chciała wszystko ułatwić. Wszystko.. w zasadzie tylko życie Justina, a przypłaciła tym kontaktami z innymi. Tak bardzo pragnęła wrócić i po prostu być. Przez te wszystkie myśli nawet nie zauważyła, gdy jej policzki pokryły się słoną cieczą, która stopniowo wypływała z brązowych oczu. Nie miała już siły, łzy stały się codziennością, nawet częściej płakała, niżeli uśmiechała. Czy to normalne? Oczywiście, że nie, ale takie miała życie i chcąc, nie chcąc musiała je ogarnąć..
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
ale zepsułam, przepraszam.
przepraszam też, że tak rzadko dodaję,
brak weny, przykro mi. Oto jest nawet przykład tego..
Tagi: XXIII
Chciałam Wam sprawić miłą niespodziankę. Szczerze, to siedziałam nad tym dobre 5 godzin, ale mam nadzieję, że nie na marne. To jest taki skrót, w niektórych momentach brzydko się zacina, za co przepraszam. W takim razie miłego oglądania, bloblowiczki <3
Tagi: zwiastun
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz