wtorek, 20 sierpnia 2013

Głośne sapanie odbijało się od zimnych ścian korytarza. W jednej chwili z Justina wyparowała siła, której wcześniej miał pod dostatkiem. Zwijał się na podłodze, czując niesamowity ból z tyłu głowy. Próbował się bronić, bez skutku, mężczyzna był niepokonany. Dopiero po kilku minutach, opierając o co się tylko da, zdołał wstać. Powolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Liczył się z tym, że minął wyznaczony czas i dziewczyny na pewno już nie będzie. Ból nie ustępował, a przecież jakoś musiał dostać się do domu. W chwili opuszczenia budynku, jasność, jaka panowała na dworze natychmiastowo go oślepiła. Nie mógł się zatrzymać, przecież facet mógł w każdej chwili wrócić.
Obawiała się najgorszego, jednak wciąż czekała.
Opuścił posiadłość, tym samym mógł zauważyć, że czarny mercedes nadal stoi w tym samym miejscu.
Odwróciła wzrok, nieopodal niej stał on, cały we krwi. Na moment wstrzymała oddech, nie wierząc w to co widzi. Prędko wysiadła, biegnąc w jego kierunku. Pomogła mu wsiąść do samochodu, a chwilę potem, odjechali.
- Co oni z Tobą zrobili.. - jęknęła, gwałtownie przyśpieszając.
- Daj spokój, nic mi nie jest - odpowiedział, przymykając oczy. Dlaczego poczekała? - myślał.
- Spójrz na siebie, Justin! - warknęła.
- To nic takiego, kilka zadrapań i siniaków - syknął z bólu, chwytając się za głowę.
- Justin, hej - delikatnie szarpnęła go za ramię. Ten lekko poruszył powiekami, nie mając wystarczająco dużo sił, by je podnieść. Szatynka była przerażona, nie miała pojęcia co robić.
- Tylko nie szpital, proszę - szepnął, jednocześnie ściskając dłoń dziewczyny.
- Nie jedziemy do szpitala, spokojnie - wyjaśniła, parkując samochód na uboczu drogi. Dopiero wtedy zorientował się gdzie są. Dziewczyna pomogła mu wysiąść, po czym oboje skierowali się do jej domu. - Co tam się wydarzyło? - zaczęła, opatrując rany chłopaka.
- Nie mogę Ci powiedzieć - zmarszczył czoło, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
- Obiecałeś - przypomniała. W tej samej chwili telefon Justina zadzwonił. Niezdarnie odebrał przychodzące połączenie, wiedząc już dokładnie, kto dzwoni.
- Niczego się nie nauczyłeś, Bieber - stwierdził Carl.
- O czym Ty mówisz? - zacisnął wargi w wąską linię.
- Ta ślicznotka w czarnym mercedesie była z Tobą. Chyba nie chcesz, by stała jej się jakakolwiek krzywda, hm?
- Nie masz prawa - warknął, gwałtownie wstając.
- Ja mogę wszystko - tymi słowami zakończył rozmowę. Komórka wylądowała na podłodze, a sam Justin wyszedł z pokoju. Zdezorientowana szatynka pobiegła za nim.
- Co się stało? - spytała, gdy chłopak opuszczał jej posiadłość.
- Trzymaj się ode mnie z daleka - krzyknął, znikając za zakrętem. Tak po prostu ją zostawił, jak gdyby nigdy nic.
Stawiał stabilne kroki, nie zważając na nasilający się wciąż ból głowy. Czuł się potwornie, ale nie miał innego wyjścia, nie chciał by dziewczynie stałą się jakakolwiek krzywda. Stanęła w miejscu, niedowierzając w to co właśnie usłyszała. Kolejny raz dał jej powód, by myślała, że nie warto mu ufać. Pospiesznie weszła do domu, mocno trzaskając drzwiami. Nigdy o nic się nie prosiła, więc i tym razem tak zostało.


Następnego dnia..




Rozpoczął się kolejny nudny tydzień w szkole. Lekcje mijały znacznie szybciej po spożytej wcześniej dawce ecstasy. Pełna uśmiechu Heaven wkroczyła do sali, w której wszyscy uczniowie głośno rozmawiali, jedząc drugie śniadanie.
- Tak właściwie.. gdzie jest Dominic? - spytała Kimberly, upijając łyk wody mineralnej.
- Nie wiem - odpowiedziała obojętnie, rozglądając się dookoła - Mam tylko nadzieję, że nie jest z tym kretynem.
- Daj spokój, nie jest taki zły.. - na marne próbowała ją przekonać.
- Dba tylko o siebie. Najpierw prosi bym go gdzieś podwiozła, mówiąc później że mam się odpieprzyć, człowiek geniusz - skomentowała, głośno prychając.
- Tacy są faceci - westchnęła, wpychając w siebie kolejnego batonika.
- Swoją drogą.. mogłabyś trochę ograniczyć jedzenie, poszło ci w tyłek - zmieniła temat, tym samym pogrążając przyjaciółkę.


Co za idiota - pomyślała kolejny raz tego dnia, wspominając zdarzenie z dnia wczorajszego. Nigdzie się nie spiesząc zajęła miejsce na sofie w ulubionej kawiarni, uprzednio zamawiając waniliowe latte. Nie mając nic do roboty postanowiła zatelefonować do taty. Rozmowa nie trwała długo. Matka znów odstawiała szopkę, czepiając się o każdy małoistotny szczegół z życia ojca.



W tym samym czasie..



Leżał bezczynnie na łóżku, ślepo wgapiony w sufit. Czuł się jak zwykły śmieć, traktując Heaven w ten sposób. Polubił ją, jednak wiedział, że nie może sobie pozwolić na nic więcej. Chciał ją chronić. Jego rozmyślania przerwał cichy śmiech Jazmyn.
- Co jest młoda? - uśmiechnął się do ośmiolatki.
- Zostawiłeś telefon w salonie, ktoś dzwonił - wyjąkała, rzucając komórkę szatynowi. Chłopak wziął ją do rąk, jednak zanim cokolwiek zrobił, telefon zadzwonił.
- Nieładnie tak zostawić dziewczynę samą, nie wiadomo co mogłoby się przydarzyć - Justin zamarł, niedowierzając w to co słyszy.
- Odwal się od niej, ona w niczym nie zawiniła! - warknął.
- Ale za to ty tak. Jest taka ponętna, chętnie bym się zabawił, wiesz Justin? - zaśmiał się Carl, kończąc połączenie.
Co w tym momencie było najwłaściwsze? Nie miał pojęcia co uczynić. Tysiąc myśli na minutę, przez co trudniej było się skupić. Postanowił do niej jak najprędzej zadzwonić, mimo wszystko była dla niego ważna. Odbierz, proszę - błagał.

Spojrzała na wyświetlacz, na którym widniało jego imię. Głośno prychnęła, zastanawiając się dlaczego dzwoni.
- No proszę, pan gwiazda dzwoni - powiedziała kpiąco.
- To nie pora na żarty, gdzie jesteś? - zdenerwowany ton chłopaka od razu zaniepokoił szatynkę.
- Co się dzieje? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Heaven, odpowiedz do cholery! - krzyknął, odpalając samochód mamy.
- W Coffee Cave - szepnęła, desperacko przyglądając się otoczeniu.
- Czekaj na mnie - zakończył rozmowę, jednocześnie dociskając pedał gazu.
Minuty dłużyły się w nieskończoność. Każda osoba będąca w pobliżu stawała się podejrzana. Już nawet kawa wystygła i straciła swój specyficzny smak. Próbowała skontaktować się z Justinem, jednak na marne, telefon znajdował się poza zasięgiem. Wystukiwała melodię paznokciami na drewnianym stoliku. Nie reagowałby tak, gdyby to nie było nic poważnego. O co chodziło? W czym znów zawiniłam? - pytania, na które nie znała odpowiedzi. Czuła dziwną pustkę, ale czy powinna? Nic nie było w tamtej chwili wiadome.

Kawiarnia, która była jego celem znajdowała się za rogiem, jednak tłum przechodniów komplikował swobodny ruch. Serce biło niemiłosiernie, to za sprawą podwyższonej adrenaliny, jednak teraz nic nie było równie ważne, co Heaven. Nie mógł pozwolić żeby dziewczyna ucierpiała. Tym razem musiał zrobić wszystko co w jego mocy, by nikt nie został skrzywdzony. Przebiegł na drugą stronę ulicy, widząc szyld przyspieszył trochę.
Pierwszy raz od dawna bała się. Bała się o siebie, o Justina, o wszystko. Wzięła głęboki wdech, uspokajając tym samym skołotane serce. Emocje jednak znów wzrosły, gdy zobaczyła za szybą jego twarz.
Wszedł do pomieszczenia, szukając wzrokiem szatynki. Ich oczy spotkały się, to była niesamowita chwila, coś jakby zakochani, którzy nie widzieli się od bardzo długiego czasu. Chłopak wzdrygnął się, ale też odetchnął z ulgą, widząc że nic jej nie jest. Chciał ją przytulić tak mocno jak nikogo innego, jednak nie mógł sobie na to pozwolić. Bał się przywiązania... ale czy czasem już to nie nastąpiło?
- O co tu w tym wszystkim chodzi? - szepnęła, gdy Justin podszedł na tyle blisko, by ją usłyszeć.
- Nie mogę Ci powiedzieć, wiesz doskonale - odpowiedział, uciekając od niej wzrokiem.
- To nie mamy o czym rozmawiać. Dlaczego nie dasz mi spokoju?! - wrzasnęła tak, że wszyscy w kawiarni zwrócili na nich uwagę. Nie wiedział co odpowiedzieć, był zszokowany jej reakcją. Teraz albo nigdy, Justin - pomyślał.
- Muszę Cię chronić, Heaven. Chronić przed samym sobą - odparł, spuszczając głowę w dół. Dziewczyna nigdy nie spodziewała się takiej odpowiedzi, nie od niego. To tak wiele zmieniło w jej rozumowaniu... [...]

~


Tak bardzo przepraszam za tą 4 miesięczną nieobecność. Chyba nie poszła ona na marne! :) Pamiętacie mnie jeszcze? Dajcie znać w komentarzach. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba.

Byłyście na koncercie, Belieberki? To było coś niesamowitego, nie do opisania co się tam działo! Łzy same ciekły po policzkach, tęsknię za nim :( To właśnie po koncercie postanowiłam napisać ten rozdział, Justin dał mi siłę. NEVER SAY NEVER - remember that. Pochwalcie się swoimi odczuciami co do koncertu, jestem bardzo ciekawa!

DACIE MI SIŁĘ OPINIAMI NA TEMAT ROZDZIAŁU? :)
Tagi: #4
28.03.2013 o godz. 15:18
NowAndTomorrow

To nie jest tak, że wcale nie myślę o blogu, myślę codziennie, a oto tego dowód. Stworzyłam filmik, Nieobiecujący nic filmik. Może w małym stopniu wynagrodzi te wszystkie dni nieobecności. Chciałam Wam życzyć udanego roku 2013, żeby wszystkie Wasze zamiary i postanowienia się spełniły, ja osobiście kilka posiadam :) No więc, miłego oglądania miśki, dajcie znać co o tym sądzicie, będę szczęśliwa. Trzymajcie się :*



+ Mam nadzieję, że już niedługo zawita nowy rozdział, oczekuję powrotu weny! :)
Tagi: film
30.12.2012 o godz. 20:33
NowAndTomorrow

kto ma twittera?
oto mój, wszelkie zapytania proszę kierować właśnie tam :)+ follow please




WRÓCĘ,
I promise.
Tagi: twitter
10.12.2012 o godz. 22:35
NowAndTomorrow

gdzie się podziali moi czytelnicy?
chyba wyparowali razem z moją weną
i chęcią do pisania




ZAWIESZAM




* Wrócę gdy odzyskam siły i wtedy,
gdy będę widzieć, że chcecie bym wróciła.
Tagi: zawieszam
04.12.2012 o godz. 16:04
NowAndTomorrow
Niedziela w rodzinie Collins była najgorszym dniem w ciągu tygodnia. Po pierwsze, trzeba było zjeść wspólne śniadanie i obiad, po drugie mama cały dzień spędzała w domu. Ponadto Heaven od wczorajszej wizyty Justina była w złym humorze i nie miała najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać. Bez słowa zajęła miejsce przy niewielkim stole w kuchni. W międzyczasie odezwała się Katie.
- Chcę dzisiaj pojechać do Jazmyn - powiedziała, wpychając do buzi kanapkę.
- Dobrze kochanie, siostra Cię zawiezie - uśmiechnęła się do dziewczynki. Heaven zmierzyła matkę wzrokiem, po czym odeszła od stołu.
- O której? - rzuciła.
- O pierwszej - odpowiedziała młodsza siostra, a chwilę później szatynki już nie było. Miała niewiele czasu, więc od razu wzięła się za przygotowania. Po kąpieli wysuszyła włosy, a chwilę później siedziała przy toaletce, dbając o wygląd twarzy. Po kilku minutach oglądała ubrania, starannie powieszone na wieszakach. Zdecydowała się na jasne połączenie kolorów.

Ciemny mercedes sunął po asfalcie. Heaven skupiona na drodze nuciła melodię znanej jej piosenki. Jakiś czas później auto zaparkowało pod ogromnym domem. Nigdy nie miała okazji odwiedzić tej dzielnicy. Z gracją wysiadła z samochodu, wraz z siostrą kierując się w stronę wejścia. Katie zadzwoniła dwa razy, niecierpliwiąc się. Chwilę później drzwi uchyliły się, ukazując postać drobnej dziewczynki.
- Jazmyn! - krzyknęła Katie, przytulając koleżankę. Sekundę później pojawiła się inna sylwetka, znacznie większa od pierwszej. Heaven nigdy nie pomyślałaby, że to jest jego dom, że ich siostrą się przyjaźnią. Nie mogła uwierzyć.
- Heaven? Już zdążyłaś zatęsknić.. - zaczął z przekąsem.
- Nie wlewaj sobie. Przywiozłam siostrę - odpowiedziała - Młoda, będę o 6 - rzuciła, odchodząc. Byłoby za pięknie, gdyby Justin pozwolił jej tak po prostu odejść. Dorównał jej kroku, uważnie przyglądając się dziewczynie - Czego chcesz? - warknęła.
- Daj spokój, nie złość się już - zagadnął - Swoją drogą, byłbym wdzięczny, gdybyś mnie podrzuciła w jedno miejsce - ukazał rząd białych zębów. Szatynka nie zgodziła się, mierząc go wzrokiem - Proszę, będę grzeczny - dodał.
- Ostatni raz, Bieber - warknęła, zajmując miejsce za kierownicą [...]


Wiedział, że niebezpiecznie było zabierać nową twarz w tą dzielnicę. Liczył się ze skutkami.
- Gdzie dokładnie? - spytała po raz setny. Justin pokazał gestem dłoni, gdzie dokładnie ma zaparkować - No już, wysiadaj i nie chcę Cię widzieć na oczy - odparła zimno, zerkając na niego kątem oka.
- Mam jeszcze jedną prośbę - powiedział, ignorując poprzednią wypowiedź dziewczyny - Możesz na mnie zaczekać? Muszę coś komuś przekazać - mówiąc to, Justin głośno przełknął ślinę.
- Nie ma mowy - szybko odpowiedziała - Kim ja jestem? Szoferem? - rzuciła ironicznie.
- To dla mnie ważne, wytłumaczę ci wszystko później. Jeżeli nie wrócę w przeciągu 15 minut, to po prostu jedź - spojrzał dziewczynie w oczy. Czuła.. żal? To nie był ten sam wyluzowany Justin, ten tutaj czegoś się obawiał.
- Dobrze - zgodziła się, wzdychając. W tym samym czasie, Justin wysiadł z samochodu, kierując się w stronę wejścia na czyjąś posiadłość. Głowa szatynki pełna była myśli na jego temat. O co chodziło? Wiedziała, czym się zajmuje i że jest to niebezpieczne, jednak pomimo wszystko zgodziła się poczekać.
Minęło dziesięć minut, a chłopak nie wracał. Wystukiwała dziwne rytmy paznokciami, mocno się niecierpliwiąc. Nie znosiła jego obojętności i poczucia dominacji, jednak nie chciała go zostawić. Miała nadzieję na szczęśliwy powrót szatyna. Minuty mijały w błyskawicznym tempie, nawet nie spostrzegła się, gdy na samochodowym wyświetlaczu wybiła siedemnasta. To właśnie o tej godzinie miała wolną rękę, mogła stamtąd odjechać, jednak wciąż tego nie zrobiła. Miała złe przeczucie.


W tym samym czasie..



Stabilnie stawiał kroki, kruczowo trzymając w dłoni kopertę. Stanął przed drzwiami, pozornie normalnymi. Cicho westchnął, po czym zapukał dwa razy. W jednej chwili przez głowę przepłynęły dziesiątki tysięcy myśli, ponadto Justin na żadnej nie potrafił się skupić. Niepewnie nacisnął klamkę, jednocześnie przekraczając próg. Na środku stało biurko, a za nim, na obrotowym fotelu zajmowała miejsce najważniejsza osoba branży narkotyków w mieście.
- Proszę, proszę, kto to zawitał w moich skromnych progach - zażartował - Rozumiem, że masz to, o co już dawno prosiłem - Justin położył na stole paczkę i niepewnie odsunął się w tył.
- Odliczone - powiedział.
- Czyżby? - facet wachlował grubym plikiem banknotów - Niech będzie - pewnie podszedł do okna i długo się czemuś przyglądał - O, co to za ślicznotka? - uśmiechnął się, obserwując nadzwyczajnie piękną Heaven. Szatyna przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jakakolwiek dziewczyna znowu miała przez niego cierpieć.
Znowu? Nicole była pierwszą miłością Justina. Wszystko kręciło się wokół niej, była jego światem. Właśnie w tamtym czasie rozpoczęła się jego historia z dragami. Kazał jej zostać w domu, szykowała się większa akcja - nie posłuchała. Pojechała za nim, chciała go powstrzymać, miała dość życia w ciągłym stresie. Gangsterzy, z którymi miał do czynienia szatyn nie byli wyrozumiali, od razu zastrzelili dziewczynę. To właśnie od tamtego czasu chłopak stał się odporny na uczucia, zarozumiały i zimny w stosunku do innych.
- Nie znam - improwizował.
- Oh, wielka szkoda. Chętnie bliżej bym ją poznał - klasnął w dłonie, z powrotem zajmując miejsce na fotelu.
- Mogę iść?
- Jeszcze tylko jedna sprawa. Carl jest najważniejszy i Carlowi pieniądze oddaje się na czas, zrozumiano? - warknął, mówiąc o sobie w trzeciej osobie. Jednym gestem dłoni nakazał swojemu ochroniarzowi podjeść - Wbij do główki Panu Bieberowi to co powiedziałem. Facet o doskonale wyrzeźbionych mięśniach szarpnął Justina za rękaw kurtki, wyprowadzając za drzwi. Tam akcja potoczyła się szybko [...]

~


siemaneczko! to ja, pamiętacie mnie jeszcze? :3
mam nadzieję że tak! wracam z rozdziałem i nowym tłem,
I hope you like it :3

12 opinii = czwarty rozdział :)
Tagi: #3
01.12.2012 o godz. 20:16
NowAndTomorrow
- Wyluzujcie, nie jesteśmy tu po to, żeby się kłócić - do rozmowy włączył się Dominic.
- Powiedz to temu pajacowi - prychnęła Heaven - Poza tym na mnie już czas - wstała z sofy, zgarniając przy okazji torbę. Przy wyjściu jeszcze delikatnie się obróciła, spoglądając na nowego znajomego - Mam nadzieję, że rzadko będziemy się widywać - słodko się uśmiechnęła, ukazując tym samym dołeczki w policzkach. Szatyn zmrużył oczy, nie wierząc w to co usłyszał. Jak ona śmiała? Nie wiedziała kim on jest i do czego jest zdolny. Byłoby lepiej dla niej, gdyby nigdy się nie dowiedziała.


Była usatysfakcjonowana i dumna ze słów, którymi pożegnała Justina. Ściągając kurtkę, przeszła do salonu, gdzie jak myślała, tata oglądał telewizję. Jakie było jej zdziwienie, gdy na sofie ujrzała mamę. No pięknie, teraz się zacznie - pomyślała.
- Inaczej się umawiałyśmy - odparła, mierząc swoją córkę wzrokiem.
- Umawiałyśmy? - prychnęła.
- To było ostatni twój wybryk. Następnym razem, gdy coś postanowię, to po prostu to zrobisz.
- Wcale nie liczysz się z tatą, jesteś egoistką - rzuciła na odchodne. Szybko udała się do pokoju, gdzie wybuchnęła krzykiem. Nie cierpiała jej zachowania. Po chwili drzwi pokoju delikatnie się uchyliły, ukazując ciemną czuprynę taty.
- Spokojnie Heav, już o tym rozmawialiśmy - zaczął, cicho zatrzaskując klamkę.
- Nie tato, tego jest za wiele - odparła rozpaczliwie - W ogóle nas nie szanuje, jakbyśmy byli dla niej obcy.
- Wcale tak nie jest - uśmiechnął się, uciekając od córki wzrokiem. Wiedział, że szatynka ma rację, jednak nie chciał się do tego przyznać, to go przerastało.


Był wkurzony, nawet bardzo.
- Dlaczego ona mnie tak nie lubi? - zwrócił się do Dominica.
- Jesteś egoistą, ona też. Stanowisz zagrożenie - zaśmiał się.
- Skoro tak się nie lubimy, to może warto poznać się od innej strony - rozmyślał. Chłopak gwałtowanie wstał, podchodząc do Justina.
- Pamiętaj, że jeśli ją skrzywdzisz jesteś skreślony - zagroził.
- Wyluzuj - jak gdyby nigdy nic obrócił to w żart, co Dominica jeszcze bardziej wkurzyło - Chciałbym ją przeprosić, podasz mi jej adres? - skłamał, był w tym zbyt dobry. Po chwili cieszył się małą karteczką, na której zapisane było parę słów z cyframi. Postanowił złożyć Heaven wizytę, niekoniecznie krótką.


Krzątała się po swoim pokoju, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Rodzice wraz z Katie wyszli do znajomych, tym samym zostawiając dom na głowie dziewczyny. Lubiła uczucie wolności, beztroską ciszę w której często tonęła. Listopad nie należał do ulubionych pór roku szatynki, jednak chętnie siadała na parapecie z kubkiem kakao, przyglądając się wszystkiemu, co znajdowało się za cienką szybą. Tu ciepło, tam zimno, zupełne przeciwieństwa, a przecież dzieliło je zaledwie kilka milimetrów. Latarnie już dawno się zapaliły, by choć trochę oświetlić ciemne ulice Philadephii. Ślepo wpatrywała się w przejeżdżające samochody, jednak jeden, parkujący pod domem szczególnie przykuł jej uwagę. Przestraszyła się, jednak gdy ujrzała twarz kierowcy wszystko było jasne. Justin? Czego chce ten palant? - pomyślała, wywracając teatralnie oczami. Delikatnie zsunęła się z okna, słysząc pukanie do drzwi. Nie za bardzo się spieszyła, nawet przeszło jej przez myśl wcale mu nie otwierać, mimo tego ciekawość wzięła górę nad rozumem. Niechętnie uchyliła drzwi, ukazując niewielką część swojego ciała.
- Chcę porozmawiać - powiedział, ukazując rząd białych zębów.
- Nie mamy o czym - rzuciła obojętnie.
- Proszę - dodał, chwytając dłoń Heaven. Jak najszybciej potrafiła, wyrwała się z uścisku chłopaka.
- Tylko szybko - zaprosiła go do środka. Skierowali się do salonu, gdzie Justin zajął miejsce na sofie.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło, nie powinniśmy poznać się w ten sposób. Uwierz, że wcale taki nie jestem - mówił dokładnie to, co każda dziewczyna na miejscu szatynki chciała usłyszeć, tylko nie ona, nie wierzyła w ani jedno jego słowo.
- Wszyscy tak mówicie - zaśmiała się melodyjnie, oglądając paznokcie u rąk. Nim się spostrzegła chłopak znalazł się tuż obok niej, stał zbyt blisko, nie czuła się komfortowo.
- Zacznijmy od nowa - zaproponował, posyłając jej perskie oko. Delikatnie sunął palcem po jej odkrytym ramieniu, bawił się kosmykami włosów. Działał na nią w sposób magiczny, nie znała tego uczucia, jednak wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić, w końcu to Heaven Collins. Strzepnęła jego dłoń ze swojego ciała, mierząc go morderczym wzrokiem. Nie tolerował odrzucenia, co więcej nigdy nie miał z nim do czynienia, więc czym prędzej przycisnął dziewczynę do ściany, chcąc wpić się w jej usta. Heaven zaskoczona zachowaniem Justina jak najprędzej go odepchnęła.
- Tylko o to Ci chodziło, tak? - warknęła - Wynoś się stąd, kretynie!
- Maleńka, uważaj na słowa - parsknął śmiechem, poprawiając kurtkę. Powolnym krokiem skierował się w stronę wyjścia, przy którym stała szatynka - Do zobaczenia, złotko - wysłał jej całusa, po czym opuścił willę.


~



bardzo przepraszam.
przez ponad miesiąc nie dodałam nowego rozdziału, czuję się z tym okropnie.jeszcze w dodatku dodaję coś tak krótkiego i beznadziejnego, już na samym początku wena zniknęła, to przykre. Mam nadzieję, że zrozumiecie i zostaniecie ze mną. Pozdrawiam :*
Tagi: #2
01.11.2012 o godz. 09:16
NowAndTomorrow
Uwielbiała dziewczęce stroje i wysokie obcasy. Rzadko kiedy zdarzało się, że miała na nogach trampki. Przywiązywała dużą wagę do swojego wyglą

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz