To miał być twój najlepszy dzień w życiu. Dostałaś się na najlepszy uniwersytet w mieście. Wychodząc ze swojego auta, spojrzałaś na plan lekcji i wzięłaś łyka coca coli, którą miałaś w ręku. Idąc przed siebie dostrzegłaś wysokiego chłopaka, który po chwili się odwrócił i wylał na ciebie twój napój.
- Cholera! - krzyknęłaś, wycierając swój mokry dekolt.
- Dlaczego się denerwujesz? Tak ci lepiej - łobuzersko się uśmiechnął.
Przewróciłaś oczami i ominęłaś go, lekko udejrzając ramieniem o jego mięsień.
- Gdzieś ci się spieszy? Lekcji jeszcze nie ma. - Krzyknął.
W tej chwili się zatrzymałaś i do niego wróciłaś.
- Przeproś mnie. - powiedziałaś stanowczo.
- Co?
- Przeproś mnie. - krzyknęłaś głośniej
- Dlaczego miałbym to robić? Serio. Tak jest lepiej. Powinnaś mi dziękować - przysunął się do ciebie.
- Znam wiele takich jak ty. Odkupisz mi tą cole i Będziesz mnie przepraszał do końca życia.
- Czy to groźba? - zaśmiał się.
- Przeproś mnie albo zacznę krzyczeć. Teraz ci grożę.
- Krzycz, a zacznę krzyczeć razem z tobą. To obietnica.
W tej chwili otworzyłaś szeroko usta i wydAałaś z siebie głośny pisk. Wszystkie spojrzenia skierowały się na ciebie. Chłopak wydawał się nie ruszony, a po chwili zaczął krzyczeć głośniej od ciebie.
- Myślałem że umiesz lepiej - zaśmiał się
Znów mając zamiar go wyminąć poczułaś mocny uścisk ręki na swoim ramieniu.
- Jestem Justin.
*Kolejny dzień*
Podjechałaś pod szkołę i wysiadłaś z auta. Trzasnęłaś drzwiami i ruszyłaś w stronę budynku.
- Przepraszam - przed twoimi oczami pojawił się Justin z puszką coca coli.
Lekko się uśmiechnęłaś i wzięłaś od niego prezent.
Okazało się że macie razem pare lekcji. Na każdej siedzieliście razem.
*Dzeń 3*
Pod twoim domem pojawił się nieznajomy samochód. Kiedy zeszłaś na dół kierując się do swojego auta, z czarnego volvo wysiadł Justin.
- Od teraz ja cię zawożę. - uśmiechnął się.
Wsiedliście do samochodu i już po chwili byliście pod szkołą. Justin złapał cię za nadgarstek i zaprowadził w miejsce gdzie dwa dni temu się poznaliście.
- Przzepraszam - wyjął zza siebie puszkę coli.
Znów siedzieliście razem. Na lekcjach. Na przerwach. Na stołówce.
*Dzień 4*
Bieber wręczył ci kolejną puszkę coli. W tym miejscu co zawsze. O tym samym czasie.
Opowiedział ci o swojej miłości do muzyki. Już wiedziałaś dlaczego tak głośno krzyczy.
- Zaśpiewaj dla mnie
- Nie, nie robiłem tego od śmierci rodziców.
- Proszę.
- Zaśpiewam, ale nie teraz.
- Obiecujesz?
- Oboecuję.
*Dzień 5*
Cola. Znów kolejna cola. Już miałaś ich dosyć. Twój brzuch źle na nie reagował. Zamiast iść do szkoły Justin zakrył ci oczy opaską i prowadził do nieznanego ci miejsca. Kiedy zdjął opaskę, twojemu obrazowi pokazał się niesamowity las który ścielił się u twoich stóp. Staliście na wzgórzu.
- Tutaj możesz krzyczeć do woli. - uśmiechnął się i złapał twoją rękę.
*Dzień 6*
Kolejna puszka znanego ci już dobrze picia. Mimo że zawsze wyglądał na szczęśliwego, nigdy nie uśmiechał się tak szczerze jak wtedy kiedy wręczał ci colę. Nie potrafiłas mu odmówić. Justin złapał cię za rękę i ruszyliście w kierunku szkoły. Nie uczyłas się. Wieczorami wychodziłaś z Bieberem na dwór. Leżeliście na trawie i patrzyliście w gwiazdy.
- Co byś zmieniła w swoim życiu?
- Chyba nic - spojrzałaś na niego. A Ty?
- Ja bym zmienił twoje nazwisko. - uśmiechnął się.
*Noc*
Obudził cię telefon. Szybko za niego złapałaś i nacisnęłaś zieloną słuchawkę.
- Kocham cię - usłyszałaś słodki głos, który rozpoznałabyś wszędzie.
Na twojej twarzy wymalował się uśmiech.
- Ja ciebie też.
*Dzień 7*
Obudziłaś się i wyjrzałaś przez okno. Justina samochodu nie było widać. Przetarłaś oczy i szybko się ubrałaś. Zeszłaś na dół po schoodach i dostrzegłaś rodziców ktrórzy oglądają telewizję.
Podeszłaś bliżej i dostrzegłaś nowe wiadomości.
*- Nastoletni Justin B. od lat lat walczył z rakiem. Wczoraj niestety przegrał walkę. Uczęszczał do najlepszego iniwersetytu w mieście. Przed śmiercią prosił o puszczenie tego nagrania. *
W tej chwili w telewizji ukazała ci się twarz Justina który z przekrwionymi oczami patrzy w kamerę. Mimo trudności jakie sprawiało mu uśmiechnięcie się, zrobił to. W ręku trzymał gitarę.
- Obiecałem komuś że zaśpiewam. - powiedział - Dziś to zrobię. - poruszył ręką o struny i wydał ze swoich ust dźwięk który rozprowadził się po całym twoim ciele. Nie wiedziałas kiedy po twoich policzkach spłonęły łzy. Mimo że serce właśnie pękło ci na kawałki, obejrzałaś do końca. Kiedy przestał grać, to tak jakbyś przestała też oddychać.
- To nie prawda. - wybiegłaś z domu i wsiadłaś do samochodu. Podjeachałaś pod szkołę i stanęłaś w miejscu w którym poznałaś swojego anioła. Na ziemi leżała puszka coli i kartka. Ze łzami w oczach ją podniosłaś.
"Miałem cię przepraszać aż do śmierci. Chyba mi się udało. Kocham Cię - Justin"
- Cholera! - krzyknęłaś, wycierając swój mokry dekolt.
- Dlaczego się denerwujesz? Tak ci lepiej - łobuzersko się uśmiechnął.
Przewróciłaś oczami i ominęłaś go, lekko udejrzając ramieniem o jego mięsień.
- Gdzieś ci się spieszy? Lekcji jeszcze nie ma. - Krzyknął.
W tej chwili się zatrzymałaś i do niego wróciłaś.
- Przeproś mnie. - powiedziałaś stanowczo.
- Co?
- Przeproś mnie. - krzyknęłaś głośniej
- Dlaczego miałbym to robić? Serio. Tak jest lepiej. Powinnaś mi dziękować - przysunął się do ciebie.
- Znam wiele takich jak ty. Odkupisz mi tą cole i Będziesz mnie przepraszał do końca życia.
- Czy to groźba? - zaśmiał się.
- Przeproś mnie albo zacznę krzyczeć. Teraz ci grożę.
- Krzycz, a zacznę krzyczeć razem z tobą. To obietnica.
W tej chwili otworzyłaś szeroko usta i wydAałaś z siebie głośny pisk. Wszystkie spojrzenia skierowały się na ciebie. Chłopak wydawał się nie ruszony, a po chwili zaczął krzyczeć głośniej od ciebie.
- Myślałem że umiesz lepiej - zaśmiał się
Znów mając zamiar go wyminąć poczułaś mocny uścisk ręki na swoim ramieniu.
- Jestem Justin.
*Kolejny dzień*
Podjechałaś pod szkołę i wysiadłaś z auta. Trzasnęłaś drzwiami i ruszyłaś w stronę budynku.
- Przepraszam - przed twoimi oczami pojawił się Justin z puszką coca coli.
Lekko się uśmiechnęłaś i wzięłaś od niego prezent.
Okazało się że macie razem pare lekcji. Na każdej siedzieliście razem.
*Dzeń 3*
Pod twoim domem pojawił się nieznajomy samochód. Kiedy zeszłaś na dół kierując się do swojego auta, z czarnego volvo wysiadł Justin.
- Od teraz ja cię zawożę. - uśmiechnął się.
Wsiedliście do samochodu i już po chwili byliście pod szkołą. Justin złapał cię za nadgarstek i zaprowadził w miejsce gdzie dwa dni temu się poznaliście.
- Przzepraszam - wyjął zza siebie puszkę coli.
Znów siedzieliście razem. Na lekcjach. Na przerwach. Na stołówce.
*Dzień 4*
Bieber wręczył ci kolejną puszkę coli. W tym miejscu co zawsze. O tym samym czasie.
Opowiedział ci o swojej miłości do muzyki. Już wiedziałaś dlaczego tak głośno krzyczy.
- Zaśpiewaj dla mnie
- Nie, nie robiłem tego od śmierci rodziców.
- Proszę.
- Zaśpiewam, ale nie teraz.
- Obiecujesz?
- Oboecuję.
*Dzień 5*
Cola. Znów kolejna cola. Już miałaś ich dosyć. Twój brzuch źle na nie reagował. Zamiast iść do szkoły Justin zakrył ci oczy opaską i prowadził do nieznanego ci miejsca. Kiedy zdjął opaskę, twojemu obrazowi pokazał się niesamowity las który ścielił się u twoich stóp. Staliście na wzgórzu.
- Tutaj możesz krzyczeć do woli. - uśmiechnął się i złapał twoją rękę.
*Dzień 6*
Kolejna puszka znanego ci już dobrze picia. Mimo że zawsze wyglądał na szczęśliwego, nigdy nie uśmiechał się tak szczerze jak wtedy kiedy wręczał ci colę. Nie potrafiłas mu odmówić. Justin złapał cię za rękę i ruszyliście w kierunku szkoły. Nie uczyłas się. Wieczorami wychodziłaś z Bieberem na dwór. Leżeliście na trawie i patrzyliście w gwiazdy.
- Co byś zmieniła w swoim życiu?
- Chyba nic - spojrzałaś na niego. A Ty?
- Ja bym zmienił twoje nazwisko. - uśmiechnął się.
*Noc*
Obudził cię telefon. Szybko za niego złapałaś i nacisnęłaś zieloną słuchawkę.
- Kocham cię - usłyszałaś słodki głos, który rozpoznałabyś wszędzie.
Na twojej twarzy wymalował się uśmiech.
- Ja ciebie też.
*Dzień 7*
Obudziłaś się i wyjrzałaś przez okno. Justina samochodu nie było widać. Przetarłaś oczy i szybko się ubrałaś. Zeszłaś na dół po schoodach i dostrzegłaś rodziców ktrórzy oglądają telewizję.
Podeszłaś bliżej i dostrzegłaś nowe wiadomości.
*- Nastoletni Justin B. od lat lat walczył z rakiem. Wczoraj niestety przegrał walkę. Uczęszczał do najlepszego iniwersetytu w mieście. Przed śmiercią prosił o puszczenie tego nagrania. *
W tej chwili w telewizji ukazała ci się twarz Justina który z przekrwionymi oczami patrzy w kamerę. Mimo trudności jakie sprawiało mu uśmiechnięcie się, zrobił to. W ręku trzymał gitarę.
- Obiecałem komuś że zaśpiewam. - powiedział - Dziś to zrobię. - poruszył ręką o struny i wydał ze swoich ust dźwięk który rozprowadził się po całym twoim ciele. Nie wiedziałas kiedy po twoich policzkach spłonęły łzy. Mimo że serce właśnie pękło ci na kawałki, obejrzałaś do końca. Kiedy przestał grać, to tak jakbyś przestała też oddychać.
- To nie prawda. - wybiegłaś z domu i wsiadłaś do samochodu. Podjeachałaś pod szkołę i stanęłaś w miejscu w którym poznałaś swojego anioła. Na ziemi leżała puszka coli i kartka. Ze łzami w oczach ją podniosłaś.
"Miałem cię przepraszać aż do śmierci. Chyba mi się udało. Kocham Cię - Justin"
Tagi: Humor
Dylan Gonet- arogancki, chamski, pewny siebie chłopak, który myśli, że może mieć wszystko i każdą jaką zapragnie ale kiedy spotka wybrankę swego życia postanowi się zmienić? Czy dalej będzie miał wszystko i wszystkich gdzieś?,a może dołączy do innej mafii? Znany jest ze swoich gierek w kotka i myszkę "wypuszcza" swoje zdobycze, a potem na nie poluje, ale czy uda mu się utrzymać peiwien sekret w tajemnicy??
Tagi: Nowy bohater
Już miałam się wycofywać gdy z przeciwnej strony otworzyły się drzwi z głośnym hukiem, a do pokoju została wciągnięta kobieta podobna do mojej mamy. Doznałam szoku przecież to jest nie możliwe, to nie może być prawdą. Moja mama zginęła w katastrofie lotniczej, kiedy byłam jeszcze dzieckiem więc jakim cudem stoi teraz parę metrów ode mnie? Sam jej widok nie pozwalał mi na bezczynne czekanie i patrzenie jak cierpi ale przecież nie wiedziałam czy to jest naprawdę ona więc niewiele myśląc weszłam do pomieszczenia, o którym wcześniej wspomniałam i jednym zwinnym ruchem przyłożyłam broń do głowy chłopaka, który stał najbliżej.
-Słuchaj mam dla ciebie pewną propozycję.- Wyszeptałam mu do ucha przy okazji zerkając w stronę kobiety, która intensywnie wpatrywała się w moją twarz i najwidoczniej coś w niej znalazła bo jej nagle pobladła, a nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Nie mogłam na to dłużej patrzeć więc swój wzrok z powrotem przeniosłam na wystraszoną twarz chłopaka.
-Wiem, że przetrzymujecie tutaj pewną dziewczynę, a dokładniej brunetkę, którą niedawno porwaliście.- Powiedziałam już nieco głośniej tak aby usłyszeli mnie pozostali i nie pomyliłam się. Każdy z nich skinął głową na znak, że wiedzą o kim mowa więc skinieniem ręki pokazałam aby mnie do niej zaprowadzili. Długo to nie trwało gdyż po paru chwilach znaleźliśmy się w wąskim korytarzu, który jak mniemam miał zaprowadzić mnie do Jess. Do mojej biednej kruchej przyjaciółki, która zapewnie siedzi w jakimś kącie i trzęsie się z zimna lub gorzej, a jeśli jej coś zrobili? Te myśli towarzyszyły mi już od dłuższego czasu ale przysięgam, że jeśli spadł jej chociaż jeden włos z głowy to są martwi. Zanim się zorientowałam stałam już przed wielkimi metalowymi drzwiami, które na mój rozkaz otworzyły się w mgnieniu oka ukazując mi tak dobrze znaną drobną brunetkę gapiącą się w pustą przestrzeń przed sobą. Była blada, nie ruszała się, a jej twarz nie wyrażała zupełnie nic co nie wróżyło nic dobrego więc czym prędzej podbiegłam do Jessici i z całej siły przytuliłam ją do swojego drobnego ciała na co nawet nie zareagowała była jak marionetka, którą porusza się za pomocą sznurków była „martwa”.
-Już po wszystkim Jess jestem przy tobie tu i teraz.- Dopiero, kiedy usłyszała mój cichy szept poruszyła się i wtuliła w moje ramie gwałtownie oddychając jakby wstrzymywała powietrze przez bite dwie godziny, a nie przez parę sekund.
-Dobra skoro ty zobaczyłaś brunetkę to teraz my chcemy się dowiedzieć co to za propozycja.- Usłyszałam głos nad sobą i w szybkim tempie podniosłam się stając twarzą twarz z chłopakiem, który jak mniemam był liderem grupy czy mafii sama nie wiem do czego można było ich zaliczyć. Nie wyglądali na zgranych i wprawionych w szeregi mafii raczej na niedoświadczonych gówniarzy, którzy uwielbiają się popisać i nie zdziwiłby mnie fakt jakby nie umieli odróżnić 65 od 75 dobrego kalibru.
-Zrobimy wymianę ja w zamian za Jessice. Wypuścicie ją, a ja wstąpię w wasze szeregi bo chyba jak na razie nie umiecie powiązać końca z końcem co wy na to?.- Kiedy tylko wypowiedziałam te słowa Jess w raz z kobietą podobną do mojej mamy krzyknęły nie i stanęły murem przede mną gotowe mnie obronić tylko przed czym? lub kim?. Może nie wiem za wiele, ale przecież właśnie dlatego tu jestem, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o tej kobiecie i uratować Jess więc jednym zwinnym ruchem wyminęłam je i stanęłam przed grupką chłopaków, którzy intensywnie nad czymś dyskutowali.
-Podjęliśmy już decyzję i przystaniemy na twoją propozycję więc brunetka może już odejść, a ciebie zapraszam do salonu.- Powiedziawszy to wskazał dłonią na wąski korytarz, na którego końcu znajdowały się dość wąskie i kręte schody.
Oczami Jessici
Kiedy tylko usłyszałam jaką propozycję złożyła im Leyla krzyknęłam głośne i wyraźne nie po czym stanęłam przed moją najlepszą przyjaciółką, a zaraz koło mnie wyłoniła się starsza kobieta, która miała brązowe lekko kręcone włosy, kakaową cerę, pełne usta oraz niebieskie jak ocean oczy, które już miałam okazję zobaczyć u Li. Tylko te były bardziej intensywne, a zarazem wyblakłe i przemęczone. Rozmyślałam tak parę minut gdy nagle zobaczyłam jak Leyla rozmawia z Dylanem, a potem rusza gdzieś w głąb pomieszczenia co mnie już całkiem zbiło z tropu. Dlaczego to zrobiła? Po co? Przecież oni są niedoświadczeni i łatwo mogłybyśmy z tond uciec bez zbędnej wymiany dlatego czym prędzej wybrałam numer do Justina, a on odebrał już po pierwszym sygnale.
-Halo.- Usłyszałam zdenerwowany, a za razem spokojny głos Jusa.
-Justin to ja Jess słuchaj mam ważną wiadomość Leyla, żeby mnie ratować zrobiła wymianę ona za mnie, ale nie wiem dlaczego to zrobiła. – Wykrzyczałam na wstępie dość przyśpieszonym tempem, ale mam nadzieję, że jednak mnie zrozumiał i nie będę musiała powtarzać tego jeszcze raz.
-Rozumiem, a teraz najważniejsze więc się skup i słuchaj uważnie. Z jakim rodzajem mafii mamy do czynienia? I gdzie wy do cholery jesteście?.- Powiedział już trochę spokojniejszym, a za razem pewnym siebie głosem choć morze był wkurzony?. Nie znam go na tyle dobrze, żeby muc odróżnić jego zmianę głosu, czy charakteru.
-Po pierwsze nie tym tonem, po drugie to raczej nie jest mafia tylko jakaś niedoświadczona grupa, która najwyraźniej chce się popisać i po trzecie jesteśmy na Florydzie.- Wychrypiałam i usiadłam pod drzewem jak najdalej od budynku, a raczej jego ostatkami.
-Wiesz ile zajmie mi przeszukanie całej Florydy? Może wiesz, gdzie jesteś albo pamiętasz coś? Przypomnij sobie bo to jest teraz najistotniejsze.- Kiedy tylko to powiedział dało się usłyszeć jak jego głos całkowicie się zmienia, a tętno przyśpiesza i staje się nierówne.
-Wiem tylko tyle, że za znakiem jest polna droga, która prowadzi do tego budynku z resztą zobaczysz, gdzieś na jej środku czarnego Range Rovera. Muszę kończyć cześć.- Powiedziałam wszystko na jednym wdechu i zakończyłam rozmowę gdyż z prawej strony usłyszałam strzały oraz głośne krzyki więc czym prędzej się podniosłam i biegiem ruszyłam w głąb ciemnego lasu, który nie wyglądał zbyt przyjaźnie.
Oczami Justina
Już miałem wchodzić do pokoju, gdy nagle usłyszałem dźwięk mojej komórki, która jak na złość nie cichła, a wzmagała się co kilka sekund o dwa tony wyżej więc tak, żeby nie obudzić chłopaków wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i odebrałem połączenie.
Halo.- Powiedziałem dosyć sucho, gdyż nie wiedziałem kto dzwoni.
- Justin to ja Jess słuchaj mam ważną wiadomość Leyla, żeby mnie ratować zrobiła wymianę ona za mnie, ale nie wiem dlaczego to zrobiła.- Usłyszałem zdenerwowany i pełen smutku głos, który mówił tak szybko jakby ktoś nastawił płytę na przewijanie ale na szczęście zrozumiałem o co chodzi i nie mogłem zrozumieć dlaczego to zrobiła? Po co? Dlaczego nam nic nie powiedziała przecież byśmy jej pomogli. Dopiero znalazłem odpowiedź na niektóre pytania, a już pojawiły się nowe bardziej trudniejsze, łatwiejsze sam nie wiem ale przecież to moje życie już od kilku lat i zdążyłem się pogodzić, że w cale nie jest łatwo.
-Rozumiem, a teraz najważniejsze więc się skup i słuchaj uważnie. Z jakim rodzajem mafii mamy do czynienia? I gdzie wy do cholery jesteście?.- Spytałem się choć nie do końca miałem pewność czy chcę to wiedzieć przecież może się okazać, że jest to grupa Dylana, a wtedy nie jestem wstanie nic zrobić. Wyglądają na niedoświadczonych ale tak naprawdę są groźniejsi od nas, a najgorsze jest to, że już od paru miesięcy chcemy ich zlikwidować ale mają znajomości i nie tak łatwo jest to zrobić. Zdążyłem już zanalizować jej każde słowo, a ona dalej nie odpowiedziała mi na pytanie więc już trochę wkurzony odchrząknąłem do telefonu i po niespełna minucie dostałem upragnioną odpowiedź.
-Po pierwsze nie tym tonem, po drugie to raczej nie jest mafia tylko jakaś niedoświadczona grupa, która najwyraźniej chce się popisać i po trzecie jesteśmy na Florydzie.- Ledwo wychrypiała co oznaczało, że jest zmęczona ale musi uciekać jeśli chce przeżyć, a wiecie dlaczego bo niestety moje przypuszczenia się potwierdziły. Idealnie opisała grupę Goneta i oni mają swoją siedzibę przy wjeździe na Florydę ale wolałem się upewnić więc ją oto spytałem.
-Wiesz ile zajmie mi przeszukanie całej Florydy? Może wiesz, gdzie jesteś albo pamiętasz coś? Przypomnij sobie bo to jest teraz najistotniejsze.- Warknąłem już trochę podirytowany jej zachowaniem i przysłuchiwałem się tego co ma do powiedzenia.
-Wiem tylko tyle, że za znakiem jest polna droga, która prowadzi do tego budynku z resztą zobaczysz, gdzieś na jej środku czarnego Range Rovera. Muszę kończyć cześć. –Kiedy mówiła dało się usłyszeć strzały i krzyk co świadczyło o tym, że Dylan Gonet zaczął polowanie, a jego celem jest właśnie Jessica. Nie myśląc o konsekwencjach swojego czynu wbiegłem do pokoju i z wielkiej szafy wyciągnąłem torbę awaryjną, gdzie znajdowała się najnowsza broń i sprzęt do namierzania. Wrzuciłem też parę potrzebnych rzeczy i w pośpiechu zdążyłem chwycić w dłonie srebrny kluczyk do swojego auta po czym zbiegłem po schodach do salonu , gdzie drogę zagrodzili mi chłopaki.
-Gdzie się wybierasz co?.- Spytał się Nat, a reszta posłała mi tylko chłodne spojrzenia i bardziej przybliżyli się do siebie w obawie, że może im się coś stać.
-Ratować Jess i Leyle, gdyż prawdopodobnie nie wiecie, ale Gonet i jego banda polują na twoją dziewczynę, a Li jest z nimi. Można powiedzieć, że do nich dołączyła.- Wykrzyczałem im prosto w zdziwione twarze i jednym ruchem wyminąłem ich, ale kiedy chciałem ponownie otworzyć drzwi poczułem na swoim nadgarstku silny uchwyt na co się odwróciłem i ujrzałem dość poważną minęChrisa.
-Idę z Tobą.- Powiedziawszy to wyszedł na zewnątrz i wsiadł do auta.
-Słuchaj mam dla ciebie pewną propozycję.- Wyszeptałam mu do ucha przy okazji zerkając w stronę kobiety, która intensywnie wpatrywała się w moją twarz i najwidoczniej coś w niej znalazła bo jej nagle pobladła, a nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Nie mogłam na to dłużej patrzeć więc swój wzrok z powrotem przeniosłam na wystraszoną twarz chłopaka.
-Wiem, że przetrzymujecie tutaj pewną dziewczynę, a dokładniej brunetkę, którą niedawno porwaliście.- Powiedziałam już nieco głośniej tak aby usłyszeli mnie pozostali i nie pomyliłam się. Każdy z nich skinął głową na znak, że wiedzą o kim mowa więc skinieniem ręki pokazałam aby mnie do niej zaprowadzili. Długo to nie trwało gdyż po paru chwilach znaleźliśmy się w wąskim korytarzu, który jak mniemam miał zaprowadzić mnie do Jess. Do mojej biednej kruchej przyjaciółki, która zapewnie siedzi w jakimś kącie i trzęsie się z zimna lub gorzej, a jeśli jej coś zrobili? Te myśli towarzyszyły mi już od dłuższego czasu ale przysięgam, że jeśli spadł jej chociaż jeden włos z głowy to są martwi. Zanim się zorientowałam stałam już przed wielkimi metalowymi drzwiami, które na mój rozkaz otworzyły się w mgnieniu oka ukazując mi tak dobrze znaną drobną brunetkę gapiącą się w pustą przestrzeń przed sobą. Była blada, nie ruszała się, a jej twarz nie wyrażała zupełnie nic co nie wróżyło nic dobrego więc czym prędzej podbiegłam do Jessici i z całej siły przytuliłam ją do swojego drobnego ciała na co nawet nie zareagowała była jak marionetka, którą porusza się za pomocą sznurków była „martwa”.
-Już po wszystkim Jess jestem przy tobie tu i teraz.- Dopiero, kiedy usłyszała mój cichy szept poruszyła się i wtuliła w moje ramie gwałtownie oddychając jakby wstrzymywała powietrze przez bite dwie godziny, a nie przez parę sekund.
-Dobra skoro ty zobaczyłaś brunetkę to teraz my chcemy się dowiedzieć co to za propozycja.- Usłyszałam głos nad sobą i w szybkim tempie podniosłam się stając twarzą twarz z chłopakiem, który jak mniemam był liderem grupy czy mafii sama nie wiem do czego można było ich zaliczyć. Nie wyglądali na zgranych i wprawionych w szeregi mafii raczej na niedoświadczonych gówniarzy, którzy uwielbiają się popisać i nie zdziwiłby mnie fakt jakby nie umieli odróżnić 65 od 75 dobrego kalibru.
-Zrobimy wymianę ja w zamian za Jessice. Wypuścicie ją, a ja wstąpię w wasze szeregi bo chyba jak na razie nie umiecie powiązać końca z końcem co wy na to?.- Kiedy tylko wypowiedziałam te słowa Jess w raz z kobietą podobną do mojej mamy krzyknęły nie i stanęły murem przede mną gotowe mnie obronić tylko przed czym? lub kim?. Może nie wiem za wiele, ale przecież właśnie dlatego tu jestem, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o tej kobiecie i uratować Jess więc jednym zwinnym ruchem wyminęłam je i stanęłam przed grupką chłopaków, którzy intensywnie nad czymś dyskutowali.
-Podjęliśmy już decyzję i przystaniemy na twoją propozycję więc brunetka może już odejść, a ciebie zapraszam do salonu.- Powiedziawszy to wskazał dłonią na wąski korytarz, na którego końcu znajdowały się dość wąskie i kręte schody.
Oczami Jessici
Kiedy tylko usłyszałam jaką propozycję złożyła im Leyla krzyknęłam głośne i wyraźne nie po czym stanęłam przed moją najlepszą przyjaciółką, a zaraz koło mnie wyłoniła się starsza kobieta, która miała brązowe lekko kręcone włosy, kakaową cerę, pełne usta oraz niebieskie jak ocean oczy, które już miałam okazję zobaczyć u Li. Tylko te były bardziej intensywne, a zarazem wyblakłe i przemęczone. Rozmyślałam tak parę minut gdy nagle zobaczyłam jak Leyla rozmawia z Dylanem, a potem rusza gdzieś w głąb pomieszczenia co mnie już całkiem zbiło z tropu. Dlaczego to zrobiła? Po co? Przecież oni są niedoświadczeni i łatwo mogłybyśmy z tond uciec bez zbędnej wymiany dlatego czym prędzej wybrałam numer do Justina, a on odebrał już po pierwszym sygnale.
-Halo.- Usłyszałam zdenerwowany, a za razem spokojny głos Jusa.
-Justin to ja Jess słuchaj mam ważną wiadomość Leyla, żeby mnie ratować zrobiła wymianę ona za mnie, ale nie wiem dlaczego to zrobiła. – Wykrzyczałam na wstępie dość przyśpieszonym tempem, ale mam nadzieję, że jednak mnie zrozumiał i nie będę musiała powtarzać tego jeszcze raz.
-Rozumiem, a teraz najważniejsze więc się skup i słuchaj uważnie. Z jakim rodzajem mafii mamy do czynienia? I gdzie wy do cholery jesteście?.- Powiedział już trochę spokojniejszym, a za razem pewnym siebie głosem choć morze był wkurzony?. Nie znam go na tyle dobrze, żeby muc odróżnić jego zmianę głosu, czy charakteru.
-Po pierwsze nie tym tonem, po drugie to raczej nie jest mafia tylko jakaś niedoświadczona grupa, która najwyraźniej chce się popisać i po trzecie jesteśmy na Florydzie.- Wychrypiałam i usiadłam pod drzewem jak najdalej od budynku, a raczej jego ostatkami.
-Wiesz ile zajmie mi przeszukanie całej Florydy? Może wiesz, gdzie jesteś albo pamiętasz coś? Przypomnij sobie bo to jest teraz najistotniejsze.- Kiedy tylko to powiedział dało się usłyszeć jak jego głos całkowicie się zmienia, a tętno przyśpiesza i staje się nierówne.
-Wiem tylko tyle, że za znakiem jest polna droga, która prowadzi do tego budynku z resztą zobaczysz, gdzieś na jej środku czarnego Range Rovera. Muszę kończyć cześć.- Powiedziałam wszystko na jednym wdechu i zakończyłam rozmowę gdyż z prawej strony usłyszałam strzały oraz głośne krzyki więc czym prędzej się podniosłam i biegiem ruszyłam w głąb ciemnego lasu, który nie wyglądał zbyt przyjaźnie.
Oczami Justina
Już miałem wchodzić do pokoju, gdy nagle usłyszałem dźwięk mojej komórki, która jak na złość nie cichła, a wzmagała się co kilka sekund o dwa tony wyżej więc tak, żeby nie obudzić chłopaków wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i odebrałem połączenie.
Halo.- Powiedziałem dosyć sucho, gdyż nie wiedziałem kto dzwoni.
- Justin to ja Jess słuchaj mam ważną wiadomość Leyla, żeby mnie ratować zrobiła wymianę ona za mnie, ale nie wiem dlaczego to zrobiła.- Usłyszałem zdenerwowany i pełen smutku głos, który mówił tak szybko jakby ktoś nastawił płytę na przewijanie ale na szczęście zrozumiałem o co chodzi i nie mogłem zrozumieć dlaczego to zrobiła? Po co? Dlaczego nam nic nie powiedziała przecież byśmy jej pomogli. Dopiero znalazłem odpowiedź na niektóre pytania, a już pojawiły się nowe bardziej trudniejsze, łatwiejsze sam nie wiem ale przecież to moje życie już od kilku lat i zdążyłem się pogodzić, że w cale nie jest łatwo.
-Rozumiem, a teraz najważniejsze więc się skup i słuchaj uważnie. Z jakim rodzajem mafii mamy do czynienia? I gdzie wy do cholery jesteście?.- Spytałem się choć nie do końca miałem pewność czy chcę to wiedzieć przecież może się okazać, że jest to grupa Dylana, a wtedy nie jestem wstanie nic zrobić. Wyglądają na niedoświadczonych ale tak naprawdę są groźniejsi od nas, a najgorsze jest to, że już od paru miesięcy chcemy ich zlikwidować ale mają znajomości i nie tak łatwo jest to zrobić. Zdążyłem już zanalizować jej każde słowo, a ona dalej nie odpowiedziała mi na pytanie więc już trochę wkurzony odchrząknąłem do telefonu i po niespełna minucie dostałem upragnioną odpowiedź.
-Po pierwsze nie tym tonem, po drugie to raczej nie jest mafia tylko jakaś niedoświadczona grupa, która najwyraźniej chce się popisać i po trzecie jesteśmy na Florydzie.- Ledwo wychrypiała co oznaczało, że jest zmęczona ale musi uciekać jeśli chce przeżyć, a wiecie dlaczego bo niestety moje przypuszczenia się potwierdziły. Idealnie opisała grupę Goneta i oni mają swoją siedzibę przy wjeździe na Florydę ale wolałem się upewnić więc ją oto spytałem.
-Wiesz ile zajmie mi przeszukanie całej Florydy? Może wiesz, gdzie jesteś albo pamiętasz coś? Przypomnij sobie bo to jest teraz najistotniejsze.- Warknąłem już trochę podirytowany jej zachowaniem i przysłuchiwałem się tego co ma do powiedzenia.
-Wiem tylko tyle, że za znakiem jest polna droga, która prowadzi do tego budynku z resztą zobaczysz, gdzieś na jej środku czarnego Range Rovera. Muszę kończyć cześć. –Kiedy mówiła dało się usłyszeć strzały i krzyk co świadczyło o tym, że Dylan Gonet zaczął polowanie, a jego celem jest właśnie Jessica. Nie myśląc o konsekwencjach swojego czynu wbiegłem do pokoju i z wielkiej szafy wyciągnąłem torbę awaryjną, gdzie znajdowała się najnowsza broń i sprzęt do namierzania. Wrzuciłem też parę potrzebnych rzeczy i w pośpiechu zdążyłem chwycić w dłonie srebrny kluczyk do swojego auta po czym zbiegłem po schodach do salonu , gdzie drogę zagrodzili mi chłopaki.
-Gdzie się wybierasz co?.- Spytał się Nat, a reszta posłała mi tylko chłodne spojrzenia i bardziej przybliżyli się do siebie w obawie, że może im się coś stać.
-Ratować Jess i Leyle, gdyż prawdopodobnie nie wiecie, ale Gonet i jego banda polują na twoją dziewczynę, a Li jest z nimi. Można powiedzieć, że do nich dołączyła.- Wykrzyczałem im prosto w zdziwione twarze i jednym ruchem wyminąłem ich, ale kiedy chciałem ponownie otworzyć drzwi poczułem na swoim nadgarstku silny uchwyt na co się odwróciłem i ujrzałem dość poważną minęChrisa.
-Idę z Tobą.- Powiedziawszy to wyszedł na zewnątrz i wsiadł do auta.
Przepraszam, że tak dawno nie dodawałam ale miałam przeprowadzkę no i byłam na obozie i nie mogłam nic dodać ale czytałam i komentowałam wasze blogi:). Nowy bohater to Dylan Gonet i dodam go za chwilę.
Tagi: Rozdział6
Zastanawialiście się kiedyś jak chłopak odstający od reszty ludzi może kochać? Bo ja nie i to był chyba największy błąd jaki popełniłem w całym swoim życiu, a przeżyłem i widziałem już wiele, ale nigdy nie pomyślałem o tym, że mogę się w kimś zauroczyć, a co dopiero zakochać. Tyle miesięcy pracowałem na to aby zdusić w sobie wszystkie uczucia, pokonać słabości i stać się niezależnym co w tej pracy było na pierwszym miejscu. Zawsze traktowałem dziewczyny jak rękawiczki zmieniałem je co noc, a ona jest inna wyjątkowa. Ten charakter, uśmiech, styl, niebieskie jak ocean oczy, w które mógłbym wpatrywać się godzinami i nigdy by mi się nie znudziły. Pewnie zastanawiacie się jak osoba z sercem zimnym jak lód może mieć jakiekolwiek uczucia? Skoro zabijam ludzi i nie mam żadnych wyrzutów sumienia to jak mogę kochać? To pytanie wywołuje u mnie fale wspomnień, a wiecie dlaczego? Za nim dołączyłem do gangu ludzie wytykali mnie palcami mówiąc” Z tego chłopaka wyrośnie gangster. Trzymajcie się od niego z daleka.” albo” On jest niebezpieczny”. Na początku chciałem im pokazać, że się mylą, ale po jakimś czasie zrozumiałem, że to i tak nie ma sensu więc dołączyłem do gangu Nathana i wiecie co wam powiem nareszcie znalazłem prawdziwy dom, gdzie źli ludzie okazali się bardziej przyjaźni niż ci, których do tej pory poznałem. Zawsze byli przy mnie, kiedy ich potrzebowałem choć zabijali i robili nielegalne rzeczy to wiem, że wcale nie są źli, a wręcz przeciwnie. Moje intensywne myślenie przerwało głośne pukanie do drzwi co wcale mi się nie spodobało. Dzień w dzień robią to samo przychodzą pukają przez dwie minuty, a kiedy zdają sobie w końcu sprawę, że i tak im nie otworzę odchodzą i przychodzą następnego dnia tak już jest kiedy powiedzieli mi, że nie mogę brać udziału w poszukiwaniach. Od tamtej chwili nie opuszczam czterech pustych ścian swojego pokoju bo po co? Nie jem, nie piję, nie śpię tylko stoję przy oknie i wyczekuję jej powrotu. Jedyne co zmienia się w tym pomieszczeniu to ubrania na moim ciele i nic poza tym. Kolejny raz ktoś przerwał moje rozmyślania tylko, że tym razem pukanie wzmocniło się do walenia i krzyczenia ale czy mnie to ruszyło? Wcale.
-Bieber otwieraj te drzwi albo je wyważę.- Powiedział Chris z drugiej strony drzwi na co się ironicznie zaśmiałem i wróciłem do dalszego myślenia tylko, że tym razem o Leyli. Przecież nie mogła zapaść się pod ziemię, a jeśli coś jej zrobili. Muszę zacząć działać, a nie tylko użalać się nad sobą i słuchać tych idiotów, którzy za pewnie przez te parę dni nie zrobili nic pożytecznego, a wręcz przeciwnie. Kiedy skończył się dzień, a nadeszła noc po raz pierwszy od tych kilku dni wyszedłem z swojego pokoju po czym wolnym krokiem skierowałem się ku sypialni Li. Otworzyłem drzwi i po cichu wszedłem do pomieszczenia zamykając je za sobą. Wszedłem bardziej w głąb pokoju i zacząłem przeszukiwać wszystkie szafki, półki dosłownie wszystko aż natknąłem się na zrzucony z komody tablet, który o dziwo był włączony więc zajrzałem w historię i zobaczyłem coś czego w życiu bym się nie spodziewał. Na pierwszej stronie widniały linie lotnicze więc pomyślałem, że Leyla może ostatnio rezerwowała jakiś bilet. Z moimi postanowieniami zajrzałem na wcześniej wymienioną stronę i jak się okazało ostatni bilet był zarezerwowany cztery dni temu czyli w dzień zniknięcia Li, a jak się domyślam celem podróży była Floryda tylko czego akurat tam? Dlaczego nic nam nie powiedziała o podróży?. Z każdym dniem mam coraz więcej pytań i coraz mniej odpowiedzi. Kurwa o co w tym wszystkim chodzi?. Już miałem wchodzić do swojego pokoju, gdy nagle…
Oczami Leyli
Kiedy tylko wysiadłam z samolotu poczułam jak moją twarz owiał ciepły podmuch wiatru. Nie żebym nie lubiła ciepła bo lubię ale za gorącem nie przepadam więc szybkim krokiem ruszyłem ku cholowi gdzie można było poczuć choć trochę ulgi. Odbierając swój bagaż zadzwoniłam do wypożyczalni samochodów aby dostarczyli mi czarnego Range Rovera na parking obok lotniska, a ja go odbiorę i zapłacę na miejscu. Powoli ruszyłam w wyznaczone miejsce, gdzie stało już „moje” cudeńko.
Powoli wyjechałam autem na drogę, gdzie skierowałam się ku wyjazdowi lub wjazdowi do Florydy jak kto woli. Co ja do cholery mówię? Za miast skupić się na drodze i znakach gadam jakieś bzdury, które nikogo nie obchodzą. Bo kto normalny zastanawiałby się nad wjazdem i wyjazdem z danego kraju?. Dobra koniec tego czas najwyższy wypróbować sprzęt i odnaleźć Jessice, która przez telefon mówiła o znaku i polnej drodze gdzieś za nim. Kiedy byłam prawie przy wyjeździe zwolniłam aby móc trochę się rozejrzeć oraz wpisać dane do komputera o, którym nie raz już wspomniałam i po chwili otrzymałam potrzebne mi informację i lokalizację terenu o zasięgu 100 km. Nie powiem ale sprzęt działał jak należy jednym słowem nie miałam jakichkolwiek zastrzeżeń co do jego działania. Po minięciu zakrętu zobaczyłam drogę, która była podobna, a właściwie taka sama jak w opisie Jess więc przyśpieszyłam i z piskiem opon skręciłam w boczną drużkę. Jechałam tak z dobre 10 minut i nic podejrzanego nie zauważyłam z wyjątkiem lasów i krzaków, które rosły przy bocznej dróżce co znacznie utrudniało mi dalszą jazdę. Próbowałam jeszcze się jakoś przedostać ale na marne więc wyłączyłam silnik po czym wysiadłam z auta i ruszyłam w dalszą drogę. Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym co zrobię, kiedy ją znajdę ale wiem jedno nie mogę się poddać. Nie po tym co musiała przejść Jessica. Wiem, że nie wiele o niej wiecie ale Jess jest bardzo skryta i jeśli chcielibyście ją poznać tak dogłębniej to nie powie wam nic oprócz rzeczy podstawowych. Imię, nazwisko i wiek więcej dla niej się nie liczy bo uważa, że ludzi to nie obchodzi. Nie obchodzi ich to jak się czujesz, co cię interesuje po prostu podchodzą i pytają się jak u ciebie? Ale powiedzmy szczerze obchodzi ich to? Nic, a nic bo ludzie to pieprzeni materialiści dla, których liczą się tylko pieniądze, sex i wygląd, a może warto na chwilę się zatrzymać i spojrzeć na otaczający nas świat, na ludzi, których ranimy. Pewnie zastanawiacie się teraz jak taka osoba jak ja może was pouczać skoro postępuje tak samo albo jeszcze gorzej. Sama jestem egoistką bez serca ale czasami zdarzy mi się pokazać choć odrobinę skruchy, a jeśli już się za coś zabiorę to robię to do końca najlepiej jak potrafię, a jeśli coś obiecam to zawsze dotrzymuję słowa choć bym miała dopiero spełnić daną obietnicę dzień przed śmiercią. Myślałam tak jeszcze chwilę, gdy nagle z prawej strony zobaczyłam wielki obskurny szary budynek, który najwidoczniej nie był używany od bardzo dawna. Był opuszczony choć nie do końca gdyż z przodu można było usłyszeć śmiechy i krzyki ale nie należały one do dzieci, a wręcz przeciwnie do dorosłych ludzi. Pierwsza myśl, która przychodziła mi do głowy to, to, że jadąc na imprezę czy wracający z niej napici gówniarze zatrzymali się właśnie tutaj ale szybko odrzuciłam te spekulacje, kiedy zobaczyłam u jednego z nich broń i to nie byle jaką, a najnowszej generacji. Chcąc nie chcąc musiałam sprawdzić, a raczej przeszukać wszystkie pomieszczenia gdyż mogła być tu przetrzymywana Jessica ale z tym musiałam zaczekać do nocy aby nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Tak myślałam do tej chwili i zmieniłam zdanie nie chciałam aby ze mnie zostały tylko strzępki lub prochy, a wiecie dlaczego? Bo w moim życiu pojawiła się osoba właściwie dwie, które znaczą dla mnie wiele zbyt wiele by je zostawić ni skazać na męczarnie jaką pewnie w tej chwili znosi Justin. Tak dobrze myślicie zamiast kombinować jak uratować moją najlepszą przyjaciółkę to martwię się o Jusa. Coś jest ze mną nie tak. Nie myślę racjonalnie, a to wszystko przez niego, kiedy pojawił się pierwszy raz na wyścigach coś we mnie pękło jakby moja dawna ja chciała wyjść na powierzchnię ale coś jej nie pozwala i to mnie w pewien sposób cieszy. Moje myślenie tak mnie pochłonęło, że nawet nie wiem, kiedy znalazłam się koło „swojego” auta więc jednym zwinny ruchem otworzyłam drzwi samochodu po czym wyciągnęłam z bagażnikanowy zestaw ubrań tym razem ciemniejszy żeby móc dopasować się do ciemności jaka panowała na niebie i wokoło mnie. W pełni gotowa ruszyłam truchtem do wcześniej wspomnianego budynku, gdzie tym razem czekała na mnie niespodzianka w postaci trzech dużych terenowych samochodów oraz ludzi. Będzie trudno się przedostać ale co to dla mnie. Już miałam pokonać odcinek dzielący mnie od tej zardzewiałej nory ale jeszcze tak na wszelki wypadek rozglądnęłam się na boki i dopiero ruszyłam. Kiedy byłam już blisko ściany szczytowej zobaczyłam na jej dolnej części otwartą szybę przez, którą mogłabym się przecisnąć i wejść do środka, a więc tak jak pomyślałam tak też zrobiłam. Ślizgiem wjechałam do środka i najdelikatniej jak tylko mogłam wylądowałam na nogach co mnie trochę zabolało gdyż było dużo wyżej niż się tego spodziewałam. Podniosłam się z zimnej podłogi i ruszyłam w głąb domu, ale kiedy wchodziłam po schodach usłyszałam ciche jęczenie i pojękiwanie gdzieś z lewej strony. Przesunęłam się jeszcze trochę i doskonale usłyszałam krzyki, westchnięcia, ból, który przeszywał moje ciało choć nie zadawany był mi, a komuś za ścianą. Nie znałam tej osoby, nie wiedziałam co takiego zrobiła, że tak strasznie musi teraz cierpieć ale skoro już tu jestem to pomogę i temu komuś. Dokładnie zaczęłam przeszukiwać kawałek brudnej ściany aż natknęłam się na metalową rączkę lub gałkę sama nie wiem. Mniejsza z tym przekręciłam ją do siebie, a one z lekkim skrzypnięciem uchyliły się więc widziałam cząstkę tego co tam się działo. Nagie dziewczyny, rury, skąpe stroje, a co jest najgorszego w tym wszystkim, że im się to podoba. Skąd to wiem? Proste ich miny wyrażają wszystko za siebie. Jednym słowem zwykły burdel. Już miałam się wycofywać gdy z przeciwnej strony otworzyły się drzwi z głośnym hukiem, a do pokoju została wciągnięta…
-Bieber otwieraj te drzwi albo je wyważę.- Powiedział Chris z drugiej strony drzwi na co się ironicznie zaśmiałem i wróciłem do dalszego myślenia tylko, że tym razem o Leyli. Przecież nie mogła zapaść się pod ziemię, a jeśli coś jej zrobili. Muszę zacząć działać, a nie tylko użalać się nad sobą i słuchać tych idiotów, którzy za pewnie przez te parę dni nie zrobili nic pożytecznego, a wręcz przeciwnie. Kiedy skończył się dzień, a nadeszła noc po raz pierwszy od tych kilku dni wyszedłem z swojego pokoju po czym wolnym krokiem skierowałem się ku sypialni Li. Otworzyłem drzwi i po cichu wszedłem do pomieszczenia zamykając je za sobą. Wszedłem bardziej w głąb pokoju i zacząłem przeszukiwać wszystkie szafki, półki dosłownie wszystko aż natknąłem się na zrzucony z komody tablet, który o dziwo był włączony więc zajrzałem w historię i zobaczyłem coś czego w życiu bym się nie spodziewał. Na pierwszej stronie widniały linie lotnicze więc pomyślałem, że Leyla może ostatnio rezerwowała jakiś bilet. Z moimi postanowieniami zajrzałem na wcześniej wymienioną stronę i jak się okazało ostatni bilet był zarezerwowany cztery dni temu czyli w dzień zniknięcia Li, a jak się domyślam celem podróży była Floryda tylko czego akurat tam? Dlaczego nic nam nie powiedziała o podróży?. Z każdym dniem mam coraz więcej pytań i coraz mniej odpowiedzi. Kurwa o co w tym wszystkim chodzi?. Już miałem wchodzić do swojego pokoju, gdy nagle…
Oczami Leyli
Kiedy tylko wysiadłam z samolotu poczułam jak moją twarz owiał ciepły podmuch wiatru. Nie żebym nie lubiła ciepła bo lubię ale za gorącem nie przepadam więc szybkim krokiem ruszyłem ku cholowi gdzie można było poczuć choć trochę ulgi. Odbierając swój bagaż zadzwoniłam do wypożyczalni samochodów aby dostarczyli mi czarnego Range Rovera na parking obok lotniska, a ja go odbiorę i zapłacę na miejscu. Powoli ruszyłam w wyznaczone miejsce, gdzie stało już „moje” cudeńko.
Powoli wyjechałam autem na drogę, gdzie skierowałam się ku wyjazdowi lub wjazdowi do Florydy jak kto woli. Co ja do cholery mówię? Za miast skupić się na drodze i znakach gadam jakieś bzdury, które nikogo nie obchodzą. Bo kto normalny zastanawiałby się nad wjazdem i wyjazdem z danego kraju?. Dobra koniec tego czas najwyższy wypróbować sprzęt i odnaleźć Jessice, która przez telefon mówiła o znaku i polnej drodze gdzieś za nim. Kiedy byłam prawie przy wyjeździe zwolniłam aby móc trochę się rozejrzeć oraz wpisać dane do komputera o, którym nie raz już wspomniałam i po chwili otrzymałam potrzebne mi informację i lokalizację terenu o zasięgu 100 km. Nie powiem ale sprzęt działał jak należy jednym słowem nie miałam jakichkolwiek zastrzeżeń co do jego działania. Po minięciu zakrętu zobaczyłam drogę, która była podobna, a właściwie taka sama jak w opisie Jess więc przyśpieszyłam i z piskiem opon skręciłam w boczną drużkę. Jechałam tak z dobre 10 minut i nic podejrzanego nie zauważyłam z wyjątkiem lasów i krzaków, które rosły przy bocznej dróżce co znacznie utrudniało mi dalszą jazdę. Próbowałam jeszcze się jakoś przedostać ale na marne więc wyłączyłam silnik po czym wysiadłam z auta i ruszyłam w dalszą drogę. Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym co zrobię, kiedy ją znajdę ale wiem jedno nie mogę się poddać. Nie po tym co musiała przejść Jessica. Wiem, że nie wiele o niej wiecie ale Jess jest bardzo skryta i jeśli chcielibyście ją poznać tak dogłębniej to nie powie wam nic oprócz rzeczy podstawowych. Imię, nazwisko i wiek więcej dla niej się nie liczy bo uważa, że ludzi to nie obchodzi. Nie obchodzi ich to jak się czujesz, co cię interesuje po prostu podchodzą i pytają się jak u ciebie? Ale powiedzmy szczerze obchodzi ich to? Nic, a nic bo ludzie to pieprzeni materialiści dla, których liczą się tylko pieniądze, sex i wygląd, a może warto na chwilę się zatrzymać i spojrzeć na otaczający nas świat, na ludzi, których ranimy. Pewnie zastanawiacie się teraz jak taka osoba jak ja może was pouczać skoro postępuje tak samo albo jeszcze gorzej. Sama jestem egoistką bez serca ale czasami zdarzy mi się pokazać choć odrobinę skruchy, a jeśli już się za coś zabiorę to robię to do końca najlepiej jak potrafię, a jeśli coś obiecam to zawsze dotrzymuję słowa choć bym miała dopiero spełnić daną obietnicę dzień przed śmiercią. Myślałam tak jeszcze chwilę, gdy nagle z prawej strony zobaczyłam wielki obskurny szary budynek, który najwidoczniej nie był używany od bardzo dawna. Był opuszczony choć nie do końca gdyż z przodu można było usłyszeć śmiechy i krzyki ale nie należały one do dzieci, a wręcz przeciwnie do dorosłych ludzi. Pierwsza myśl, która przychodziła mi do głowy to, to, że jadąc na imprezę czy wracający z niej napici gówniarze zatrzymali się właśnie tutaj ale szybko odrzuciłam te spekulacje, kiedy zobaczyłam u jednego z nich broń i to nie byle jaką, a najnowszej generacji. Chcąc nie chcąc musiałam sprawdzić, a raczej przeszukać wszystkie pomieszczenia gdyż mogła być tu przetrzymywana Jessica ale z tym musiałam zaczekać do nocy aby nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Tak myślałam do tej chwili i zmieniłam zdanie nie chciałam aby ze mnie zostały tylko strzępki lub prochy, a wiecie dlaczego? Bo w moim życiu pojawiła się osoba właściwie dwie, które znaczą dla mnie wiele zbyt wiele by je zostawić ni skazać na męczarnie jaką pewnie w tej chwili znosi Justin. Tak dobrze myślicie zamiast kombinować jak uratować moją najlepszą przyjaciółkę to martwię się o Jusa. Coś jest ze mną nie tak. Nie myślę racjonalnie, a to wszystko przez niego, kiedy pojawił się pierwszy raz na wyścigach coś we mnie pękło jakby moja dawna ja chciała wyjść na powierzchnię ale coś jej nie pozwala i to mnie w pewien sposób cieszy. Moje myślenie tak mnie pochłonęło, że nawet nie wiem, kiedy znalazłam się koło „swojego” auta więc jednym zwinny ruchem otworzyłam drzwi samochodu po czym wyciągnęłam z bagażnikanowy zestaw ubrań tym razem ciemniejszy żeby móc dopasować się do ciemności jaka panowała na niebie i wokoło mnie. W pełni gotowa ruszyłam truchtem do wcześniej wspomnianego budynku, gdzie tym razem czekała na mnie niespodzianka w postaci trzech dużych terenowych samochodów oraz ludzi. Będzie trudno się przedostać ale co to dla mnie. Już miałam pokonać odcinek dzielący mnie od tej zardzewiałej nory ale jeszcze tak na wszelki wypadek rozglądnęłam się na boki i dopiero ruszyłam. Kiedy byłam już blisko ściany szczytowej zobaczyłam na jej dolnej części otwartą szybę przez, którą mogłabym się przecisnąć i wejść do środka, a więc tak jak pomyślałam tak też zrobiłam. Ślizgiem wjechałam do środka i najdelikatniej jak tylko mogłam wylądowałam na nogach co mnie trochę zabolało gdyż było dużo wyżej niż się tego spodziewałam. Podniosłam się z zimnej podłogi i ruszyłam w głąb domu, ale kiedy wchodziłam po schodach usłyszałam ciche jęczenie i pojękiwanie gdzieś z lewej strony. Przesunęłam się jeszcze trochę i doskonale usłyszałam krzyki, westchnięcia, ból, który przeszywał moje ciało choć nie zadawany był mi, a komuś za ścianą. Nie znałam tej osoby, nie wiedziałam co takiego zrobiła, że tak strasznie musi teraz cierpieć ale skoro już tu jestem to pomogę i temu komuś. Dokładnie zaczęłam przeszukiwać kawałek brudnej ściany aż natknęłam się na metalową rączkę lub gałkę sama nie wiem. Mniejsza z tym przekręciłam ją do siebie, a one z lekkim skrzypnięciem uchyliły się więc widziałam cząstkę tego co tam się działo. Nagie dziewczyny, rury, skąpe stroje, a co jest najgorszego w tym wszystkim, że im się to podoba. Skąd to wiem? Proste ich miny wyrażają wszystko za siebie. Jednym słowem zwykły burdel. Już miałam się wycofywać gdy z przeciwnej strony otworzyły się drzwi z głośnym hukiem, a do pokoju została wciągnięta…
Tagi: Rozdział 5
Przypuśćmy że Po kolejnym dniu wyzwisk ze strony kolegów postanawiasz ze sobą skończyć. Nie myślisz o rodzinie, nie myślisz o dalszym życiu, nie ma już dla ciebie przyszłości.Idziesz do pokoju, rozwalasz temperówkę i przykładasz ją z całych sił do żył.Zaciskasz powieki i marszczysz czoło. Czekasz na odwagę która miała ci pomóc, ale zamiast tego w twojej głowie pojawia się obraz małego Justina. Ma może pięć lat.Uśmiecha się do ciebie i z jego ruchu warg odczytujesz że idzie sprzątać. Sprzątać? Powinien powiedzieć że idzie odśnieżać prawda? "Co sprzątać?'' zapytał głos kobiety, który rozniósł się echem po twojej głowie.
"Problemy" odpowiedział Justin i po chwili znikł.
Następnie pojawił się nastoletni Justin. Grał na gitarze. Patrzył prosto w twoje oczy, jakby były one kamerą. Tym razem się nie uśmiechał.
- Zostań - wyszeptał a z jego oka popłynęła łza.
Zanim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, obraz ponownie znikł.
Twoje serce przyspieszyło. Przed twoimi zamkniętymi oczami pojawił się 19latek. Stał i uważnie przyglądał ci się bez ruchu.
- Justin - twoje oczy mimo że były zamknięte, w twojej głowie były wysoko rozszerzone i przyglądały się chłopakowi.
- Odłóż to - wskazał na żyletkę która dotykała twojej skóry.
- Dlaczego? Nie ma cie tu przy mnie.
- Jesteś pewna? - po tych słowach znikł.
Opuściłaś głowę w dół i głęboko odetchnęłaś.Nie chciałaś otwierać oczu. Tu było lepiej prawda?
- Tak jestem pewna - wyszeptałaś wybuchając jeszcze większym płaczem.
- To się mylisz - rozniosło się echo po twojej głowie, a na swojej ręce poczułaś ciepły dotyk.
Odwróciłaś się i zobaczyłaś z bliska znane ci tylko z plakatów czekoladowe oczy które cię obserwowały.
- Zawsze jestem z tobą - powiedział głosem który przeszedł przez całe twoje ciało.
Zacisnęłaś mocno wargi i wyrzuciłaś żyletkę na bok. Justin mocno cię przytulił, a ty to odwzajemniłaś.
- Na zawsze - echo w twojej głowie powtórzyło jeszcze kilka razy te słowa. Otworzyłaś oczy, tak bardzo chciałaś żeby to wszystko było prawdą. Klęczałaś na kolanach przytulając zimne powietrze, które wlatywało przez otwarte okno. Wcześniej było zamknięte i dobrze o tym wiedziałaś. Wstałaś i wychyliłaś przez nie głowę.
- Obiecuje Justin - wyrzuciłaś żyletkę która leżała na ziemi i popatrzyłaś w jasne niebo. Wyglądało jakby chmury były otwarte a teraz się zamykały, a blask słońca który wydobywał się z pomiędzy nich, padał na twoją twarz. Justin to twój anioł. Justin kocha cię ponad wszystko. Dla Justina jesteś najważniejsza na świecie. Justin jest z tobą.
"Problemy" odpowiedział Justin i po chwili znikł.
Następnie pojawił się nastoletni Justin. Grał na gitarze. Patrzył prosto w twoje oczy, jakby były one kamerą. Tym razem się nie uśmiechał.
- Zostań - wyszeptał a z jego oka popłynęła łza.
Zanim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, obraz ponownie znikł.
Twoje serce przyspieszyło. Przed twoimi zamkniętymi oczami pojawił się 19latek. Stał i uważnie przyglądał ci się bez ruchu.
- Justin - twoje oczy mimo że były zamknięte, w twojej głowie były wysoko rozszerzone i przyglądały się chłopakowi.
- Odłóż to - wskazał na żyletkę która dotykała twojej skóry.
- Dlaczego? Nie ma cie tu przy mnie.
- Jesteś pewna? - po tych słowach znikł.
Opuściłaś głowę w dół i głęboko odetchnęłaś.Nie chciałaś otwierać oczu. Tu było lepiej prawda?
- Tak jestem pewna - wyszeptałaś wybuchając jeszcze większym płaczem.
- To się mylisz - rozniosło się echo po twojej głowie, a na swojej ręce poczułaś ciepły dotyk.
Odwróciłaś się i zobaczyłaś z bliska znane ci tylko z plakatów czekoladowe oczy które cię obserwowały.
- Zawsze jestem z tobą - powiedział głosem który przeszedł przez całe twoje ciało.
Zacisnęłaś mocno wargi i wyrzuciłaś żyletkę na bok. Justin mocno cię przytulił, a ty to odwzajemniłaś.
- Na zawsze - echo w twojej głowie powtórzyło jeszcze kilka razy te słowa. Otworzyłaś oczy, tak bardzo chciałaś żeby to wszystko było prawdą. Klęczałaś na kolanach przytulając zimne powietrze, które wlatywało przez otwarte okno. Wcześniej było zamknięte i dobrze o tym wiedziałaś. Wstałaś i wychyliłaś przez nie głowę.
- Obiecuje Justin - wyrzuciłaś żyletkę która leżała na ziemi i popatrzyłaś w jasne niebo. Wyglądało jakby chmury były otwarte a teraz się zamykały, a blask słońca który wydobywał się z pomiędzy nich, padał na twoją twarz. Justin to twój anioł. Justin kocha cię ponad wszystko. Dla Justina jesteś najważniejsza na świecie. Justin jest z tobą.
Tagi: Forever
DZIEŃ 1.
Leżałaś na łóżku i kątem oka spoglądałaś w telewizor w którym aż huczało o "skandalach Justina". Transmisja leciała na żywo i właśnie w tej chwili pokazywali go na ekranie.
Justin był smutny. Zmęczony. Biegł skulony do samochodu. Nie dali mu odjechać. Krzyczałaś do telewizora żeby go zostawili, ale to nic nie dało. Dziennikarze obtoczyli jego auto i robili setki zdjęć.
Justin westchnął i oparł głowę o siedzenie. Widziałaś że ma dość. Gdybyś tam tylko była to pozabijałabyś każdego kto stanął by ci na drodze.
Nagle lunął deszcz. Nie tylko w kraju w którym był Justin. U ciebie także. W tym samym momencie.
Aparaty dziennikarzy zaczynały moknąć i lekko się zacinać, więc uciekli do środka hotelu przy którym stali.
Justin odjechał.
DZIEŃ 2.
Rano obudził cię deszcz. Padał bez przerwy. Sięgnęłaś po telefon, który leżał obok twojej głowy i weszłaś na twittera. Justin dodał akurat nowy wpis. "Beliebers....ja już nie daje rady" i wyszedł.
DZIEŃ 3.
Po południu włączyłaś telewizor. Jak zwykle o tej porze leciały wiadomości.
"Na całym świecie od dwóch dni leje deszcz. Jeśli tak dalej pójdzie, czekają nas wielkie powodzie."
DZIEŃ 4
Wyszła nowa piosenka Justina.
Usiadłaś na parapecie, zamknęłaś okna i ją włączyłaś aby zagłuszyć dźwięk deszczu, który nie ustępował.
"Pada deszcz bo płacze bóg,
muszę odejść, muszę wrócić tam znów"
- taki był jej refren.
Weszłaś na twittera, i zauważyłaś tylko falę radości. Każdy cieszył się z nowej piosenki, jakby nie słyszał że jej tempo jest wolne, a głos Justina w pewnych momentach się załamuje.
"Naprawdę nie widzicie co sie dzieje?" - napisałaś i znów wyszłaś.
DZIEŃ 5
Nadal pada. Zalało kilka miast.
Justin napisał na twitterze "Beliebers, ktoś mnie woła."
DZIEŃ 6
Znów media. Tweet że ktoś wzywa Justina trafił na każde okładki, z nagłówkiem że ma przesłuchy i stał się ćpunem.
Nadal pada. Wsłuchiwałaś się w dźwięk kropel, które uderzały o parapet i przy pomocy nucenia odtworzyłaś piosenkę Justina "Everythings Gonna Be Alright".
Dzień 7.
Usiadłaś w kuchni i włączyłaś telewizor. Znowu wiadomości.
"Dzisiejszy program rozpoczniemy od tragicznej wiadomości. Bardzo współczujemy fanom i rodzinie. Justin Bieber właśnie popełnił samobójstwo..."
Właśnie przestał padać deszcz.
Leżałaś na łóżku i kątem oka spoglądałaś w telewizor w którym aż huczało o "skandalach Justina". Transmisja leciała na żywo i właśnie w tej chwili pokazywali go na ekranie.
Justin był smutny. Zmęczony. Biegł skulony do samochodu. Nie dali mu odjechać. Krzyczałaś do telewizora żeby go zostawili, ale to nic nie dało. Dziennikarze obtoczyli jego auto i robili setki zdjęć.
Justin westchnął i oparł głowę o siedzenie. Widziałaś że ma dość. Gdybyś tam tylko była to pozabijałabyś każdego kto stanął by ci na drodze.
Nagle lunął deszcz. Nie tylko w kraju w którym był Justin. U ciebie także. W tym samym momencie.
Aparaty dziennikarzy zaczynały moknąć i lekko się zacinać, więc uciekli do środka hotelu przy którym stali.
Justin odjechał.
DZIEŃ 2.
Rano obudził cię deszcz. Padał bez przerwy. Sięgnęłaś po telefon, który leżał obok twojej głowy i weszłaś na twittera. Justin dodał akurat nowy wpis. "Beliebers....ja już nie daje rady" i wyszedł.
DZIEŃ 3.
Po południu włączyłaś telewizor. Jak zwykle o tej porze leciały wiadomości.
"Na całym świecie od dwóch dni leje deszcz. Jeśli tak dalej pójdzie, czekają nas wielkie powodzie."
DZIEŃ 4
Wyszła nowa piosenka Justina.
Usiadłaś na parapecie, zamknęłaś okna i ją włączyłaś aby zagłuszyć dźwięk deszczu, który nie ustępował.
"Pada deszcz bo płacze bóg,
muszę odejść, muszę wrócić tam znów"
- taki był jej refren.
Weszłaś na twittera, i zauważyłaś tylko falę radości. Każdy cieszył się z nowej piosenki, jakby nie słyszał że jej tempo jest wolne, a głos Justina w pewnych momentach się załamuje.
"Naprawdę nie widzicie co sie dzieje?" - napisałaś i znów wyszłaś.
DZIEŃ 5
Nadal pada. Zalało kilka miast.
Justin napisał na twitterze "Beliebers, ktoś mnie woła."
DZIEŃ 6
Znów media. Tweet że ktoś wzywa Justina trafił na każde okładki, z nagłówkiem że ma przesłuchy i stał się ćpunem.
Nadal pada. Wsłuchiwałaś się w dźwięk kropel, które uderzały o parapet i przy pomocy nucenia odtworzyłaś piosenkę Justina "Everythings Gonna Be Alright".
Dzień 7.
Usiadłaś w kuchni i włączyłaś telewizor. Znowu wiadomości.
"Dzisiejszy program rozpoczniemy od tragicznej wiadomości. Bardzo współczujemy fanom i rodzinie. Justin Bieber właśnie popełnił samobójstwo..."
Właśnie przestał padać deszcz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz