Byłam jednym kłębkiem nerwów. Nie kontaktujemy się z Justinem telefonicznie, wiemy tylko gdzie mamy jechać. Więc...to będzie tak jakby niespodzianka.
- A ty gdzie będziesz? - spytałam brata.
- No z wami? - zaśmiał się.
- Chyba sobie żartujesz! - warknęłam.
- Nie spuszczę Cię z oka.
- Boże! Mike! Chcę się zobaczyć z Justinem! Ciebie widuję codziennie - ostatnie słowa wypowiedziałam z obrzydzeniem.
- No i co - zaśmiał się.
- Mike! Proszę Cię, chcę się widzieć tylko z Justinem. - mówiłam błagalnym głosem.
- Nie ma mowy! Wiem co chcecie robić! - powiedział nawet na mnie nie patrząc.
- Ciekawe co? - krzyknęłam i wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Chcecie uprawiać sex! - powiedział jakby to było coś strasznego.
Nagle poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Przełknęłam głośno ślinę.
- Nie będziemy uprawiali żadnego seksu - szepnęłam.
- Ktoś tu strzelił buraka - zaśmiał się.
- Debil! - warknęłam i odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Jesteś za młoda na sex
- Och? Powiedz mi...ile ty miałeś lat kiedy miałeś swój pierwszy raz? - szybko obróciłam się w stronę chłopaka.
- Ja no...to co innego - odpowiedział zmieszany i poprawił się na siedzeniu.
- Nie! Nie jesteś co innego - syknęłam i spojrzałam na zegarek. Dochodzi trzecia.
- Nie pyskuj! - krzyknął i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
- Och! Prawda w oczy kole!
- Bo zaraz wrócimy!
- A sobie wracaj! - krzyknęłam patrząc w szybę.
- Okej - mruknął i zakręcił.
Mocno zacisnęłam zęby.
- Zatrzymaj się! - krzyknęłam.
Chłopak mnie ignorował.
- Powiedziałam, zatrzymaj się! - wrzasnęłam i odpięłam pas.
Nadal mnie ignorował. Już otwierałam drzwi, kiedy nagle stanął. Szybko wysiadłam z samochodu, otworzyłam tylne drzwi i zabrałam swoją torbę.
- Gdzie ty się wybierasz? - brunet wysiadł z samochodu.
- Jak najdalej od Ciebie! - krzyknęłam i szłam w stronę, w którą przed chwilą jechaliśmy.
- Nie wygłupiaj się! - krzyknął.
Nie odwracając się pokazałam mu środkowy palec.
Pieprzony idiota. Co on sobie myśli? Nie jest moim ojcem! Sama sobie pójdę do Justina.
- Wsiadaj do samochodu. Jest ciemno. - przede mną pojawił się samochód Mike'a.
- Nie! - warknęłam i szłam dalej.
- Nie pytałem Cię o zdanie! Wsiadaj do samochodu - warknął.
- Pierdol się - przeklęłam.
Po chwili samochód został w tyle, uśmiechnęłam się sama do siebie i szłam dalej, aż poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie, by po chwili przerzucić sobie przez ramię.
- Puść mnie ty...ty...ty pieprzony, nadopiekuńczy idioto! - wydusiłam z siebie.
Po chwili siedziałam już w samochodzie.
- Jeszcze nie przekroczyliśmy Stanów - rzucił oschle, zamykając drzwi od samochodu.
- Nieważne - rzuciłam i odwróciłam głowę w stronę okna.
- Przepraszam - szepnął.
- Coś mówiłeś? - odwróciłam się w jego stronę wydymając usta.
- Przepraszam - powiedział niechętnie.
- Nie słyszę - przystawiłam rękę do ucha, żeby lepiej go słyszeć.
- Przepraszam, okej? - powiedział głośno.
- Okej - uśmiechnęłam się triumfalnie i patrzyłam na migający mi przed oczami, obraz.
- Nie będziesz z nami w jednym pokoju, prawda? - zagryzłam dolną wargę patrząc w okno.
- Nie - jęknął. - Pójdę sobie gdzieś na imprezę.
- Cieszę się - uśmiechnęłam się lekko i wygodnie rozsiadłam.
W końcu po trzech godzinach zasnęłam. Kiedy się już obudziłam powoli robiło się ciemno.
- Która godzina? - szepnęłam i przetarłam oczy.
- Dochodzi siedemnasta - powiedział ziewając.
Spojrzałam przez okno, powoli się ściemnia. Za chwilę będzie wieczór.
- Może ja poprowadzę? - spytałam podnosząc się na siedzeniu.
- O nie, nie, nie! - zaśmiał się. - Nie ma takiej opcji.
- Mike, zaraz zaśniesz za kierownicą.
- Nie prawda. Jeszcze jakaś godzina...i będziemy na miejscu. - ziewnął.
- Mike!
- Jessica, dam radę - chyba sam dokładnie nie wierzył w to co mówił.
- Boże, Mike. Zatrzymaj się. Chcę dojechać cała do Justina!
- Zajedziemy tu na kawę i później poprowadzisz. - powiedział skręcając do jakiegoś baru. Ciekawe czy tu w ogóle podają kawę. Pokręciłam głową, po czym wysiedliśmy z samochodu. Poprawiłam swój ubiór Mike otworzył drewniane drzwi od baru/pubu i puścił mnie pierwszą.
- Och, jaki dżentelmen - parsknęłam śmiechem.
Spojrzałam na wnętrze i aż mną wzdrygnęło.
- Może pojedziemy gdzie indziej? - skrzywiłam się, widząc tu prawie samych mężczyzn, którzy wręcz...rozbierali mnie wzrokiem. Obrzydliwe.
- Och przestań. Idę do ubikacji. Zamów mi kawę - powiedział i zniknął.
No świetnie! Zostawił mnie samą z tymi...obleśnymi facetami. Nie o to chodzi czy się bałam. Po prostu...obrzydzali mnie. Nie uważam się za jakąś panienkę z dobrego domu, ale bez przesady...tu się leje alkohol litrami. Niektórzy ledwo stoją, a drudzy obściskują swoje kobiety. Podeszłam do baru, nie patrząc na nikogo.
- Po proszę kawę na wynos - powiedziałam do starszej kobiety.
- Kawę? - zaśmiała się. - Słońce...spójrz gdzie jesteś. - uśmiechnęła się.
- Bardzo panią proszę. Jestem w podróży- zagryzłam dolną wargę.
Kobieta głośno westchnęła i poszła na zaplecze.
Przeskakiwałam z nogi na nogę, czekając na tego debila. Nie czułam się tu komfortowo.
- Cześć ślicznotko - zaczepił mnie jakiś mężczyzna.
Przewróciłam oczami i dalej wyczekiwałam starszej kobiety.
Po chwili poczułam obcą dłoń oplatającą mnie w pasie, która stopniowo zjeżdżała na mój tyłek. Głośno westchnęłam, obróciłam się w stronę mężczyzny z uśmiechem na twarzy. Złożyłam dłoń w pięść i z całej siły uderzyłam mężczyznę.
- Łapy przy sobie! - krzyknęłam do mężczyzny, który trzymał się za krwawiący nos. Wystarczająco jestem podenerwowana, że zaraz spotkam się z Justinem.
- Jessica! - krzyknął Mike.
Och, w samą porę! Serio, nie mógł się pospieszyć?
- Pieprzona dziwka! - krzyknął i wstał.
- Pieprzony frajer! - odszczekałam.
- Wychodzimy! - krzyknął i szarpnął mnie za rękę.
- Ja jeszcze nie skończyłam! - syknęłam.
- Chyba sobie żartujesz, że dałabyś sobie z nimi radę - zakpił. - Masz kluczyki i jedziemy! - rzucił we mnie kluczykami.
- Suka! - krzyknął w drzwiach, kiedy już wsiadałam.
Wstałam i pokazałam mężczyźnie środkowy palec, po czym kolejny raz wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik i z piskiem opon odjechaliśmy.
*Justin*
- No chodź z nami - zajęczał Christian
- Źle się czuję - mruknąłem.
- To może załatwimy Ci jakąś panienkę, hm? - wyszczerzył się Bruce.
- Nie, serio. Dzięki chłopaki, ale pójdę spać.
- Jest dopiero dwudziesta. Co ty pierdolisz - zaśmiał się Christian.
- Łeb mnie napierdala. Jeszcze może popracuję - powiedziałem łapiąc się za głowę.
- Świruje! Zaraz pewnie załatwi sobie stado dziwek - parsknął Bruce.
- Idźcie już, co? - zaśmiałem się. - Bawcie się za mnie - dodałem.
- No dobra, jak chcesz, jak coś to dzwoń - powiedział Christian
- Spoko. - rzuciłem i pożegnałem się z chłopakami uściskiem dłoni.
Zamknąłem drzwi i od razu rzuciłem się na łóżko.
- Kiedy ona będzie? - szeptałem do siebie.
Nie mogłem się już doczekać, aż zobaczę moją modelkę. Dlaczego im nie powiedziałem o Jessice? Bo raczej by tego nie podzielali. Zważając na sytuację w jakiej się znajdujemy i ogólnie...nasz zawód nie pozwala na to, by mieć kogoś bliskiego. Wrogowie tylko czekają, żeby zabić Cię od środka, przez najbliższych.
*Jessica*
- Do reszty cię powaliło? - warknął.
- Złapał mnie za tyłek! - krzyknęłam.
- Nie mogłaś mnie zawołać?
- Serio? - zaśmiałam się, patrząc na drogę. - Mogłeś się pospieszyć. Mówiłam Ci, że to miejsce mi się nie podoba.
- Boli ręka? - spytał zmartwiony.
- Trochę.
- To dobrze - powiedział stanowczo.
Z całej siły wcisnęłam obcasem pedał gazu.
- Zwolnij! - warknął.
- Pieprz się. Lepiej zapnij pasy - zakpiłam.
- Masz w ogóle prawo jazdy?
- Oczywiście! - zaśmiałam się, cały czas patrząc na drogę.
Kątem oka dostrzegłam, że Mike właśnie się przeżegnał. Dzięki GPS dojechaliśmy do celu, zaparkowałam z piskiem opono, omal nie uderzając w ścianę. Odpięłam pasy i wyskoczyłam z samochodu.
- Chryste! Nic Ci nie jest? - mówił błagalnym głosem Mike.
- Nie. - odpowiedziałam.
- Mówiłem do samochodu - syknął i spojrzał na maskę, czy jest cała.
- Wal się - syknęłam i mocno stąpałam po schodkach.
- Wracaj! - krzyknął za mną.
- I jeszcze czego! Miałeś gdzieś jechać! - krzyknęłam do niego, odwracając się na chwilę i w tym momencie potknęłam się o schodek, przewracając się.
- Kurwa - zaklęłam pod nosem.
- Niezdara - zakpił i zaraz pomógł mi się pozbierać.
- Dam sobie radę! Idę do SWOJEGO chłopaka, a ty gdzieś się zabawić.
- Zaraz do was przyjdę, nie martw się. - Zaśmiał się. - Idę nas zameldować.
- O przepraszam Cię kochanie, ale ja mieszkam u Justina.
- Hah. Dobre mi.
Wzruszyłam ramionami i poszłam pod drzwi Justina. Zapukałam i odwróciłam się tyłem. Po chwili usłyszałam otwierające się drzwi. Zagryzłam dolną wargę i szybko rzuciłam się na chłopaka oplatając go nogami i zachłannie całując. Szatyn przez chwilę był w szoku, po czym położył dłonie na moich pośladkach i kopnął drzwi, by się zamknęły.
- Miłe powitanie - powiedział między pocałunkami, a po chwili leżeliśmy już na jego łóżku. Nie dane nam było się sobą nacieszyć, aczkolwiek do pokoju WPADŁ, dosłownie WPADŁ Mike.
- Wiedziałem! - krzyknął uradowany, i jednocześnie dumny z siebie.
- Co wiedziałeś? - warknęłam, przeczesując dłonią włosy.
- No siema - ucieszył się Bieber, podchodząc do Mike i mocno go ściskając.
- Że będziecie uprawiać sex - powiedział dumny.
- Przestań oglądać tyle filmów - warknęłam. - Dopiero przyszłam i ...chciałam się jakoś przywitać - powiedziałam siadając na łóżku.
- Ja bym na nią uważał - powiedział Mike, patrząc na mnie kątem oka.
- Hm? - mruknął Justin, siadając obok mnie i obejmując w talii.
- No pochwal się co dzisiaj zrobiłaś. - uśmiechnął się brunet.
- Nic nie zrobiłam. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Najpierw...naskoczyła na jakiegoś faceta w barze. Sorry, ona nawet na niego nie naskoczyła, najpierw mu zajebała!
- Co? - spytał z niedowierzaniem Justin.
- Boże! - przyłożyłam rękę do czoła.
- Pokaż rękę - powiedział Justin.
Głośno westchnęłam i pokazałam mu zaczerwienioną rękę.
- Za co go uderzyłaś? - spytał.
- Y...bo ten kretyn...zostawił mnie tam samą , a jakiś obcy facet zaczął się do mnie dobierać.
- To nie jest powód do bicia - rzucił Mike.
- Och! I kto to mówi! Sam uczyłeś mnie bić - syknęłam.
- Co Ci zrobił? - spytał dociekliwie Justin.
- A czy to ważne? - spojrzałam w sufit.
- Tak?
- Złapał mnie za tyłek.
- Należało mu się - zaśmiał się Justin.
- Stary, oni mogli nas tam zabić! A później prawie zginęliśmy przez nią, bo prowadzi jak szalona. Nie wiem kto jej dał prawo jazdy.
- Ale ona nie ma prawa jazdy - zaśmiał się Justin.
- Huh?
- Nie zdała trzy razy - parsknął śmiechem Justin.
- Nie mów dlaczego! - podniosłam głos.
- Za pierwszym razem stwierdziła, że kierowca ją podrywał, później wjechała w sklep, a następnym razem zatrzymała się na środku ulicy i zaczęła śmiać. - wybuchnął śmiechem szatyn.
- Skąd ty to wiesz? - spytał Mike.
- Bo mi opowiadała - Justin próbował przestać się śmiać.
- Mike! Miałeś gdzieś iść! Chcemy uprawiać sex!
- Bardzo śmieszne! - powiedział z pogardą brunet.
- Tak? - spojrzał na mnie podejrzliwie szatyn.
- No...przecież tyle się nie widzieliśmy...- zagryzłam dolną wargę.
- Wyłaź! Moja dziewczyna chce się pieprzyć. - Szatyn się podniósł i zaczął wyganiać bruneta.
- Jak już...to kochać! - wtrąciłam się.
- No wyłaź! - krzyknął Justin, starając się wypchać Mike'a
- Żadnego seksu Jessica! - krzyknął Mike.
- Dobrze tato! - zaśmiałam się i poszłam do łazienki obmyć rękę. Stanęłam przed umywalką, przeczesałam włosy palcami i włożyłam dłoń pod zimny strumień wody. Zaraz pojawił się przy mnie szatyn, obejmując mnie w pasie.
- Serio, będzie sex? - mruknął mi do ucha, podczas kiedy ja cały czas chłodziłam dłoń.
- Nie - zaśmiałam się. - Żartowałam. - dodałam.
- Na pewno? - wyszeptał uwodzicielsko i mocno mnie do siebie przycisnął.
Spojrzałam w nasze odbicie.
- Tęskniłem - zaczął obsypywać moją szyję mokrymi pocałunkami.
- Justin. Nie przyjechałam tu tylko i wyłącznie po to, żeby uprawiać sex. Stęskniłam się.
- Ja też. Możemy się kochać i rozmawiać - zaśmiał się i włożył ręce pod moją koszulę, jeżdżąc nimi po moim nagim brzuchu. Z trudem przełknęłam ślinę.
- Justin...- szepnęłam. Serce waliło mi jak młotem, a oddech był urywany.
- Shh...- dmuchnął po mojej szyi, przez co przeszedł mnie dreszcz. Po chwili odwrócił mnie do siebie i przyparł do umywalki, trzymając dłonie na moich biodrach.
- Ślicznie dziś wyglądasz - uśmiechnął się czarująco, przekrzywiając głowę w bok.
- Dzięki - szepnęłam i patrzyłam mu prosto w oczy. - Um...chcę się wykąpać, jestem zmęczona po podróży - powiedziałam spuszczając wzrok w dół.
- Pomogę Ci - zaśmiał się i zaczął rozpinać moją koszulę.
- Poradzę sobie sama - parsknęłam śmiechem.
- Pamiętaj, że zawsze będziesz moja - mruknął, odpinając ostatni guzik mojej koszulki. - Zawsze będę Cię kochał. - dodał, całując mnie w usta.
- Mówisz to jakbyśmy się żegnali. - powiedziałam smutno.
- Po prostu chcę, żebyś to wiedziała - uśmiechnął się i położył ręce na mojej tali.
- Okej, już wiem - zaśmiałam się i cmoknęłam go w usta. - Czy mogę się już wykąpać?
- Pod warunkiem, że ze mną - puścił mi oczko.
- Wiesz...chyba skorzystam z łazienki u Mike'a - poruszałam brwiami.
- Nie, dobra...okej! - natychmiast mnie puścił. - Ale szybko!
- Nooo - przeciągnęłam. Już po chwili byłam sama w łazience.
Rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic. Starałam się to zrobić jak najszybciej. Już po chwili byłam owinięta w ręcznik i poprawiałam swoje włosy, zaczęłam rozglądając się za bielizną, aż zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą torebki z ciuchami na zmianę. Spojrzałam na siebie, ręcznik ledwo zakrywał mi uda. Serio? Zawsze muszą być takie krótkie. Delikatnie uchyliłam drzwi, Justin siedział na łóżku tyłem do drzwi i robił coś na laptopie. Przełknęłam głośno ślinę i na palcach poszłam po swój telefon. Kiedy byłam już przy łóżku, podłoga mocno zaskrzypiała. Zacisnęłam powieki z nadzieją, że jestem niewidzialna.
- Mrr - zamruczał.
- Ja tylko po telefon - szepnęłam. Złapałam za telefon i już chciałam wracać, kiedy Justin pociągnął mnie za nadgarstek i mocno do siebie przyciągnął.
- Gdzie idziesz? - wymruczał, całując moją szyję.
- No..ten...muszę zadzwonić do...Mike'a, bo...nie wzięłam ciuchów z auta. - zagryzłam dolną wargę.
- Nie są Ci potrzebne - uśmiechnął się lubieżnie.
Przewróciłam oczami i wybrałam numer do brata.
- Mike, przynieś mi rzeczy z samochodu - powiedziałam do telefonu patrząc na Justina, który zaraz wyrwał mi telefon z dłoni.
- Nie będą jej potrzebne - rzucił i szybko się rozłączył, po czym wziął mnie na ręce i położył na łóżku, a sam zaraz zawisł nade mną.
- Justin, złaź ze mnie! - warknęłam i próbowałam zepchnąć z siebie chłopaka.
- Nigdy - zaprzeczył i przykleił się do mojej szyi.
- Przestań, to łaskocze! - śmiałam się kiedy ssał moją szyję. - Justin! - wydukałam.
Nagle ktoś mocno uderzył w drzwi, ponieważ były zamknięte na klucz.
- Jessica? - krzyczał Mike. - Otwierajcie te cholerne drzwi - nadal walił.
- Przyszły moje ciuchy - zaśmiałam się.
Szatyn przewrócił oczami i zszedł ze mnie.
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
- Nic Ci nie jest? - spytał wystraszony Mike.
- Dzięki za ubrania - zaśmiałam się i wystawiłam rękę w jego kierunku po torebkę. Ale ma chłopak refleks.
- Justin nic Ci nie zrobił? - dalej dopytywał.
- Nie! Daj mi w końcu te ubrania - zaśmiałam się, a zaraz za mną pojawił się szatyn.
- Mówiłem, że niepotrzebne jej będą - zaśmiał się wrednie.
- Jak chcesz, to mogę Ci dać coś swojego? Mam długie bluzki i wiesz.
- Nie Mike, dam rade - uśmiechnęłam się.
- Sami sobie poradzimy - wyszczerzył się szatyn, kładąc rękę na moim pośladku, tak aby nie zauważył tego Mike.
- Zamknij się kretynie - warknął Mike.
- To my wracamy do siebie, ty do siebie - zaśmiał się Justin ciągnąc mnie do tyłu.
- Ale...Justin!
Już po chwili szatyn stał pod drzwiami i starał się je zamknąć.
- To się chociaż zabezpieczcie! - krzyknął Mike i po chwili walenie ustało.
Głośno westchnęłam i poszłam do łazienki i szybko zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam ręce o umywalkę i spojrzałam w swoje odbicie, kręcąc głową z rozbawieniem. Kiedy już byłam ubrana w bieliznę, mogłam wyjść.
- No, to to ja rozumiem - zaśmiał się szatyn, oblizując usta.
Zagryzłam dolną wargę i weszłam do niego na łózko, siadając na nim w rozkroku. Pochyliłam się i zaczęłam go namiętnie całować. Zaczesałam włosy na jeden bok i przeniosłam się na szyję brązowookiego, nie musiałam długo czekać, aż zacznie wszystko odwzajemniać. Słychać było jego ciche mruczenie, a jego ręce cały czas ściskały moje półnagie pośladki, od skąpej bielizny.
***
Rozdział mega długi, jak chcecie nn to musicie się trochę postarać. Obserwujesz?-skomentuj -,-. Pozdro:* i do nn
Tagi: rozdział 25
- Masz wyjątkową urodę. Takich dziewczyn szukam - zaczął mężczyzna.
Mrugnęłam szybko oczami. Ja i wyjątkowa uroda? Hah! Dobre mi!
- Marzyłaś kiedyś o tym, żeby zostać modelką? - spytał.
-
- Ty? kompleksy? - zakpił.
- Och, nie widział mnie pan dwa lata temu - zaśmiałam się. - byłam małym grubaskiem.
- Mów mi Dominic - uśmiechnął się. - Co wpłynęło na Ciebie, żeby zrzucić kilka kilogramów? - spytał drapiąc się po brodzie.
- Nowe otoczenie, i moja osobista motywacja do bycia lepszą.
- Hm...ciekawe - pokiwał głową. - Tak więc...chciałabyś z nami współpracować?
- Musiałabym się zastanowić. To dla mnie zbyt dużo, żeby odpowiadać teraz.
- Ile czasu potrzebujesz?
- Nie wiem? trzy dni?
- W takim bądź razie czekam na twój telefon.
- Dziękuję. - wstałam i uściskałam dłoń mężczyzny.
- Do zobaczenia - puścił mi oczko, po czym wyszłam z jego gabinetu.
- I jak, jak? - pisnęła Cassie.
- Spokojnie - zaśmiałam się i weszłyśmy do windy.
- Christian! - krzyknąłem szczęśliwy.
- Bieber! Kope lat! - zaśmiał się chłopak i mocno klepnął mnie w plecy.
Razem wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy do niego do domu.
- Co Cię do mnie sprowadza? - spytał, patrząc na drogę.
- Chodzi o Nick'a - szepnąłem.
Christian od razu mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
- Co z nim? - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Znalazł mnie.
- Co kurwa? Jak! - krzyknął.
- Nie wiem! Dlatego wyjechałem, i potrzebuję twojej pomocy. Musimy to załatwić raz a porządnie.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! - walił w kierownice.
- Ciebie pewnie też zacznie szukać.
- Leila ledwo się pozbierała. - syknął.
- Dlatego musimy go w końcu załatwić - powiedziałem stanowczo. - A właśnie, co z nią?
- Mieszka dalej z rodzicami, rodzice nie chcą, żeby się ze mną widywała. To nawet lepiej, nie ściągnę na nią więcej kłopotów. W naszym zawodzie nie można mieć rodziny, trzeba się od niej odizolować, bo oni tylko czyhają, żeby Cię zranić poprzez bliskich.
Pochłaniałem każde jego słowo. Ma rację, tak już jest w tym zawodzie. Dlatego uciekłem jak najszybciej, żeby nie mógł mnie powiązać z Jessicą, o ile JUŻ tego nie zrobił. Nie wybaczę sobie, jeśli kolejny raz coś jej się stanie przeze mnie.
W końcu dojechaliśmy do domu Beadlesa. Christian jak zwykle zaparkował byle jak auto i wysiadł. Po chwili znaleźliśmy się już w jego domu.
*Po 3 tygodniach*
- Znaleźliście go? - warknąłem drapiąc się po karku.
- Nie! Szukamy - odszczekał Austin.
- Ty! Bieber! Chodź, znalazłem Manuela - Krzyknął Elijah.
Szybko pobiegłem do chłopaka.
- Gdzie jest?
- Um...Floryda? - zaśmiał się.
- Christian! Zbieraj się, jedziemy na Florydę! - krzyknąłem do blondyna.
- Co? Po co? - spytał z pełną buzią jedzenia.
- Manuel tam jest. Zbieraj się i jedziemy - powiedziałem i pobiegłem do 'siebie' na górę. Spakowałem potrzebne rzeczy i broń, po czym zszedłem na dół. Zastanawiacie się, po co mi Manuel? A więc...potrzebni nam są ludzie, żeby zniszczyć Nicka. Nie ważne, że Manuel jest moim wrogiem, muszę zniszczyć Nicka i chronić Jessice. Wzięliśmy ze sobą jeszcze Bruca i czym prędzej wyjechalismy.
- Pomorze nam? - spytał Christian.
- Musi - warknalem.
- Gdzie to ma być? - zaczął Bruce.
- Mmm...gdzieś tutaj - szliśmy chodnikem, a po prawej stronie były pokoje hotelowe. Sprawdziłem ostatni raz na telefonie, numer pokoju, i w końcu go znaleźliśmy. Grzecznie zapukalem, a już po chwili w drzwiach pojawił się Manuel z pistoletem w dłoni.
- A ty tu czego? - warknal.
Popchalem go na bok i wszedłem z chłopakami do pomieszczenia. Nagle wszyscy się poderwali i skierowali w nasze głowy pistolety.
- Sorry dziewczyny, nie mam czasu na zabawy - zasmialem sie i w tym momencie usłyszałem, hak wszyscy odbezpieczyli bronie.
- Spokojnie chłopaki - usłyszałem za sobą Manuela. - O co chodzi? Chyba nie przyszedłes mnie błagać o śmierć - zasmial się, a wraz z nim jego ludzie.
- Widzę, że nadal trzymasz się żartów - zakpilem. Oblizalem spierzchniete wargi. - Potrzebuje twojej pomocy.
- Hah! Nie wierze, Justin Bieber przychodzi do mnie o pomoc - parsknął śmiechem.
- Nie wkurwiaj mnie! - syknąłem. - Chodzi o Nicka, z tego co mi wiadomo, to też zalaz Ci za skórę.
- Wyjdzmy na zewnątrz - rzekł i razem wyszliśmy, zostawiając w pokoju swoich ludzi.
- O co chodzi? - spytal, odpalajac papierosa. - Trzeba w końcu zrobic z nim porządek.
- No co ty nie powiesz - wypuszczając dym z ust. - Ale po cholerę Ci ja?
- Bo sam nie dam rady. - powiedziałem i wlozylem dłonie w kieszenie spodni.
- Wiesz co robi.
- Wiem, mi też się to nie podoba, ale...teraz znalazł sobie dobrych ludzi, nie da się go ruszyć - odpowiedział.
- To nie ściana - zasmialem się. - Wszystko sie da, tylko trzeba chcieć.
- Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. - powiedział zaciągając sie papierosem.
- Dzięki - usciskalem chłopaka i poklepalem go po plecach.
- Czego Ci potrzeba? - spytał.
- Zbierz tyle ludzi, ile możesz. Zaczniemy po cichu, a później uderzymy.
- Spoko - powiedzial i zdeptal niedopalek, po czym weszliśmy do pokoju. Wszyscy stali na baczności i przyglądali się sobie nawzajem, gotowi skoczyć sobie zaraz do gardeł.
- Chłopaki, będziemy współpracować z Justinem - ogłosił Manuel.
- Postarajcie się znaleźć Nicka - powiedziałem. - Przez jakiś czas tu bedę. Masz do mnie kontakt. Dzwon jak coś - dodalem na wychodne i wszedłem ze swoimi chłopakami.
- Co my tu będziemy robić? - spytał Christian wsiadajac do samochodu.
- Muszę się tu z kims spotkać - uśmiechnąłem się na samą myśl, że jutro spotkam się z Jessica. Na razie pisaliśmy ze sobą tylko listy, to było chyba najbezpieczniejsze.
- w interesach oczywiście - odchrzaknalem.
- Mhm- pokiwali głowami.
Zatrzymaliśmy się w jakimś tanim motelu. każdy ma osobny pokój. Wysłałem Mike'iemu wiadomość z adresem, po czym odłożyłem telefon na bok i wpatrywałem się w sufit, nie mogąc się już doczekać kiedy zobaczę Jessi. Nie myslcie sobie, że Mike tak od razu się na to zgodził. Długo go o to prosiłem, aż w końcu się zgodził. Dochodziła właśnie pierwsza, jeszcze piętnaście godzin.
Boże! to już dzisiaj! za niedługo go zobaczę. Miesiąc sie już nie widzieliśmy. Jestem już dobrze spakowana i czekam, aż w końcu pojedziemy. Ten wyjazd na pewno długo pozostanie w naszej pamięci.
- Mike! możemy już jechać? - krzyknęłam.
- Nie - warknal.
- Bogam, braciszku kochany - złożyłam ręce jak do modlitwy.
- Zaraz, musze coś zjeść .
- Mike, nie mecz jej i jedzcie już - zasmial sie Chaz.
- Muszę zjeść - warknal.
Głośno westchnelam i opadlam bezwladnie na kanapie obok Chaza.
- Spokojnie mała- uśmiechnął sie Alfredo.
Po godzinie w końcu ruszyliśmy, zostawiając chłopaków samych w domu.
Cholera, ale się denerwuje, sama nie wiem czym. Pewnie się zastanawiacie jak moja 'kariera modelki'? Zgodziłam sie, zrobili mi już parę zdjęć. Jestem nawet na okładce gazety o modzie. Ale czy z tego będę żyć? Na pewno nie.
ROZDZIAŁ PISANY NA TELEFONIE. NIE WIEM KIEDY KOMPUTER BĘDZIE NAPRAWIONY ;( PROSZĘ ŁADNIE KOMENTOWAĆ!! WY CHCECIE ROZDZIAŁ, JA CHCE WASZEJ OPINII. MYŚLĘ, ŻE SIE DOGADAMY. PISZCIE SWOJE NAZWY NA TT JEŚLI CHCECIE BYĆ INFORMOWANE. DO NN:*
Mrugnęłam szybko oczami. Ja i wyjątkowa uroda? Hah! Dobre mi!
- Marzyłaś kiedyś o tym, żeby zostać modelką? - spytał.
-
- Ty? kompleksy? - zakpił.
- Och, nie widział mnie pan dwa lata temu - zaśmiałam się. - byłam małym grubaskiem.
- Mów mi Dominic - uśmiechnął się. - Co wpłynęło na Ciebie, żeby zrzucić kilka kilogramów? - spytał drapiąc się po brodzie.
- Nowe otoczenie, i moja osobista motywacja do bycia lepszą.
- Hm...ciekawe - pokiwał głową. - Tak więc...chciałabyś z nami współpracować?
- Musiałabym się zastanowić. To dla mnie zbyt dużo, żeby odpowiadać teraz.
- Ile czasu potrzebujesz?
- Nie wiem? trzy dni?
- W takim bądź razie czekam na twój telefon.
- Dziękuję. - wstałam i uściskałam dłoń mężczyzny.
- Do zobaczenia - puścił mi oczko, po czym wyszłam z jego gabinetu.
- I jak, jak? - pisnęła Cassie.
- Spokojnie - zaśmiałam się i weszłyśmy do windy.
*Justin*
- Christian! - krzyknąłem szczęśliwy.
- Bieber! Kope lat! - zaśmiał się chłopak i mocno klepnął mnie w plecy.
Razem wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy do niego do domu.
- Co Cię do mnie sprowadza? - spytał, patrząc na drogę.
- Chodzi o Nick'a - szepnąłem.
Christian od razu mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
- Co z nim? - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Znalazł mnie.
- Co kurwa? Jak! - krzyknął.
- Nie wiem! Dlatego wyjechałem, i potrzebuję twojej pomocy. Musimy to załatwić raz a porządnie.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! - walił w kierownice.
- Ciebie pewnie też zacznie szukać.
- Leila ledwo się pozbierała. - syknął.
- Dlatego musimy go w końcu załatwić - powiedziałem stanowczo. - A właśnie, co z nią?
- Mieszka dalej z rodzicami, rodzice nie chcą, żeby się ze mną widywała. To nawet lepiej, nie ściągnę na nią więcej kłopotów. W naszym zawodzie nie można mieć rodziny, trzeba się od niej odizolować, bo oni tylko czyhają, żeby Cię zranić poprzez bliskich.
Pochłaniałem każde jego słowo. Ma rację, tak już jest w tym zawodzie. Dlatego uciekłem jak najszybciej, żeby nie mógł mnie powiązać z Jessicą, o ile JUŻ tego nie zrobił. Nie wybaczę sobie, jeśli kolejny raz coś jej się stanie przeze mnie.
W końcu dojechaliśmy do domu Beadlesa. Christian jak zwykle zaparkował byle jak auto i wysiadł. Po chwili znaleźliśmy się już w jego domu.
*Po 3 tygodniach*
- Znaleźliście go? - warknąłem drapiąc się po karku.
- Nie! Szukamy - odszczekał Austin.
- Ty! Bieber! Chodź, znalazłem Manuela - Krzyknął Elijah.
Szybko pobiegłem do chłopaka.
- Gdzie jest?
- Um...Floryda? - zaśmiał się.
- Christian! Zbieraj się, jedziemy na Florydę! - krzyknąłem do blondyna.
- Co? Po co? - spytał z pełną buzią jedzenia.
- Manuel tam jest. Zbieraj się i jedziemy - powiedziałem i pobiegłem do 'siebie' na górę. Spakowałem potrzebne rzeczy i broń, po czym zszedłem na dół. Zastanawiacie się, po co mi Manuel? A więc...potrzebni nam są ludzie, żeby zniszczyć Nicka. Nie ważne, że Manuel jest moim wrogiem, muszę zniszczyć Nicka i chronić Jessice. Wzięliśmy ze sobą jeszcze Bruca i czym prędzej wyjechalismy.
- Pomorze nam? - spytał Christian.
- Musi - warknalem.
***
- Gdzie to ma być? - zaczął Bruce.
- Mmm...gdzieś tutaj - szliśmy chodnikem, a po prawej stronie były pokoje hotelowe. Sprawdziłem ostatni raz na telefonie, numer pokoju, i w końcu go znaleźliśmy. Grzecznie zapukalem, a już po chwili w drzwiach pojawił się Manuel z pistoletem w dłoni.
- A ty tu czego? - warknal.
Popchalem go na bok i wszedłem z chłopakami do pomieszczenia. Nagle wszyscy się poderwali i skierowali w nasze głowy pistolety.
- Sorry dziewczyny, nie mam czasu na zabawy - zasmialem sie i w tym momencie usłyszałem, hak wszyscy odbezpieczyli bronie.
- Spokojnie chłopaki - usłyszałem za sobą Manuela. - O co chodzi? Chyba nie przyszedłes mnie błagać o śmierć - zasmial się, a wraz z nim jego ludzie.
- Widzę, że nadal trzymasz się żartów - zakpilem. Oblizalem spierzchniete wargi. - Potrzebuje twojej pomocy.
- Hah! Nie wierze, Justin Bieber przychodzi do mnie o pomoc - parsknął śmiechem.
- Nie wkurwiaj mnie! - syknąłem. - Chodzi o Nicka, z tego co mi wiadomo, to też zalaz Ci za skórę.
- Wyjdzmy na zewnątrz - rzekł i razem wyszliśmy, zostawiając w pokoju swoich ludzi.
- O co chodzi? - spytal, odpalajac papierosa. - Trzeba w końcu zrobic z nim porządek.
- No co ty nie powiesz - wypuszczając dym z ust. - Ale po cholerę Ci ja?
- Bo sam nie dam rady. - powiedziałem i wlozylem dłonie w kieszenie spodni.
- Wiesz co robi.
- Wiem, mi też się to nie podoba, ale...teraz znalazł sobie dobrych ludzi, nie da się go ruszyć - odpowiedział.
- To nie ściana - zasmialem się. - Wszystko sie da, tylko trzeba chcieć.
- Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. - powiedział zaciągając sie papierosem.
- Dzięki - usciskalem chłopaka i poklepalem go po plecach.
- Czego Ci potrzeba? - spytał.
- Zbierz tyle ludzi, ile możesz. Zaczniemy po cichu, a później uderzymy.
- Spoko - powiedzial i zdeptal niedopalek, po czym weszliśmy do pokoju. Wszyscy stali na baczności i przyglądali się sobie nawzajem, gotowi skoczyć sobie zaraz do gardeł.
- Chłopaki, będziemy współpracować z Justinem - ogłosił Manuel.
- Postarajcie się znaleźć Nicka - powiedziałem. - Przez jakiś czas tu bedę. Masz do mnie kontakt. Dzwon jak coś - dodalem na wychodne i wszedłem ze swoimi chłopakami.
- Co my tu będziemy robić? - spytał Christian wsiadajac do samochodu.
- Muszę się tu z kims spotkać - uśmiechnąłem się na samą myśl, że jutro spotkam się z Jessica. Na razie pisaliśmy ze sobą tylko listy, to było chyba najbezpieczniejsze.
- w interesach oczywiście - odchrzaknalem.
- Mhm- pokiwali głowami.
Zatrzymaliśmy się w jakimś tanim motelu. każdy ma osobny pokój. Wysłałem Mike'iemu wiadomość z adresem, po czym odłożyłem telefon na bok i wpatrywałem się w sufit, nie mogąc się już doczekać kiedy zobaczę Jessi. Nie myslcie sobie, że Mike tak od razu się na to zgodził. Długo go o to prosiłem, aż w końcu się zgodził. Dochodziła właśnie pierwsza, jeszcze piętnaście godzin.
*Jessi*
Boże! to już dzisiaj! za niedługo go zobaczę. Miesiąc sie już nie widzieliśmy. Jestem już dobrze spakowana i czekam, aż w końcu pojedziemy. Ten wyjazd na pewno długo pozostanie w naszej pamięci.
- Mike! możemy już jechać? - krzyknęłam.
- Nie - warknal.
- Bogam, braciszku kochany - złożyłam ręce jak do modlitwy.
- Zaraz, musze coś zjeść .
- Mike, nie mecz jej i jedzcie już - zasmial sie Chaz.
- Muszę zjeść - warknal.
Głośno westchnelam i opadlam bezwladnie na kanapie obok Chaza.
- Spokojnie mała- uśmiechnął sie Alfredo.
Po godzinie w końcu ruszyliśmy, zostawiając chłopaków samych w domu.
Cholera, ale się denerwuje, sama nie wiem czym. Pewnie się zastanawiacie jak moja 'kariera modelki'? Zgodziłam sie, zrobili mi już parę zdjęć. Jestem nawet na okładce gazety o modzie. Ale czy z tego będę żyć? Na pewno nie.
ROZDZIAŁ PISANY NA TELEFONIE. NIE WIEM KIEDY KOMPUTER BĘDZIE NAPRAWIONY ;( PROSZĘ ŁADNIE KOMENTOWAĆ!! WY CHCECIE ROZDZIAŁ, JA CHCE WASZEJ OPINII. MYŚLĘ, ŻE SIE DOGADAMY. PISZCIE SWOJE NAZWY NA TT JEŚLI CHCECIE BYĆ INFORMOWANE. DO NN:*
Tagi: rozdział 24
Czułam jak mnie niesie do domu. Coś szeptali między sobą, ale nie bardzo wiedziałam co. Po chwili poczułam pod sobą coś miękkiego, chyba kanapa.
- Chodź - mruknęłam do chłopaka i pociągnęłam go na siebie.
- Jessi, śpij - szepnął.
- Nie chcę spać sama - jęknęłam. - Proszę - szepnęłam.
Usłyszałam głośne westchnięcie chłopaka i zaraz położył się przy mnie mocno mnie obejmując.
- Justin! Musimy się zaraz zbierać - krzyknął szeptem Mike
- Jeszcze chwileczkę - szepnąłem kiedy chłopak wyrwał mnie ze snu.
- Jessi - szepnąłem jej nad uchem
- Hm? - mruknęła.
- Zaraz jadę.
- Mhm...Kup mi coś do jedzenia - mruknęła, mocno wtulając się w poduszkę.
- Jessi...wyjeżdżam
- Co? - nagle się poderwała.
- Już czas się pożegnać. - dalej leżałem na kanapie.
- Boże! Teraz tragiczne rozstanie - zaśmiał się ironicznie Mike
- Wal się! - warknęła brunetka.
- Nie Justin, nie zostawiaj mnie - z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Nie zostawiam Cię, wrócę - szepnąłem i mocno przytuliłem dziewczynę. Sam nie wierzyłem w swoje słowa.
- Proszę. Na pewno jest inne wyjście - wyszlochała.
- To jest jedyne wyjście - zacząłem gładzić dłonią jej włosy.
- Wy! Zakochani! Trzeba się zbierać. - przed nami stanął Fredo.
- Daj mi chwilę! - syknąłem.
Chłopak odszedł unosząc dłonie w geście obrony.
- Justin...proszę - zaczęła, ale nie dałem jej skończyć. Wiedziałem, co chciała powiedzieć, po prostu ją pocałowałem. Nie chcę się z nią rozstawać, ale...muszę. Zrobiłem kiedyś coś bardzo złego. Wierzchem dłoni starłem jej łzy z policzka.
- Mogę chociaż jechać z wami? - spytała zagryzając wargę.
- Nie! - warknął Mike.
Spojrzałem na niego, był wkurzony, że jeszcze nie ruszyliśmy.
- Możesz - uśmiechnąłem się i cmoknąłem jej usta.
Dziewczyna od razu się rozpogodziła. Szybko poszła po bluzę i zaraz do nas wróciła.
- No i na cholere nam ona jeszcze? - warknął Mike
- Zamknij się! - syknęła Jess.
Wziąłem swoje rzeczy i wyszliśmy na zewnątrz. Było już trochę po trzeciej nad ranem. Zaraz dołączył do nas Mike, bawiący się kluczykami od samochodu, aczkolwiek...nie zawiezie mnie on tylko na stację kolejową. Wsiedliśmy do samochodu na tylne siedzenia, a Mike zajął miejsce kierowcy.
- Chłopaki nie jadą? - spytała Jess siadając obok mnie.
- Nie. - fuknął Mike. Chyba dalej nie może się pogodzić, że jestem z jego siostrą.
- Kocham Cię maleńka - szepnąłem do dziewczyny mocno ją obejmując. Myśl, że mogę jej już więcej nie zobaczyć, mocniej mnie dobijała. Nawet nie zauważyłem jak znaleźliśmy się na miejscu.
- To siema! - rzucił Mike.
- Jessi, muszę iść - szepnąłem.
Jej wargi zadrżały.
- Proszę Cię, wróć do mnie. - Obiecaj mi to
Chwilę się zastanowiłem, po czym spojrzałem najpierw w lusterko, na Mike'a, a później na Jess.
- Obiecuję - szepnąłem.
- Kocham Cię - uśmiechnęła się. To był uśmiech, który tak cholernie uwielbiałem. Dla którego codziennie rano się budziłem. Szkoda, że ta rzadko go widywałem.
- Ja Ciebie też maleńka - pocałowałem namiętnie dziewczynę i wyszedłem z samochodu, a za mną Mike.
- Stary! Co ty odpierdalasz? - warknął, kiedy Jessi nie mogła nas już usłyszeć.
- O co Ci chodzi?
- Po cholere jej obiecasz, że wrócisz?
- Bo wrócę! - syknąłem przez zaciśnięte zęby. - Dla niej!
- Lepiej żebyś się wywiązał.
- Czy tak będzie już zawsze? - spytałem.
- Jak? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Będziemy sobie skakać do gardeł o Jessi? Ja też ją Kocham. - krzyknąłem szeptem, mocno zaciskając dłonie na torbie podręcznej.
- Kochasz ją tak samo jak Caitlin? - zakpił.
- Dobrze wiesz, że nie! Kocham ją, i niech to wreszcie do Ciebie dotrze. Nie tylko ty ją możesz kochać - warknąłem.
- Zaraz Ci pociąg ucieknie - rzucił obojętnie brunet.
- Do zobaczenia - zaśmiałem się i uściskałem chłopaka, klepiąc go mocno w plecy.
- Mam nadzieję, bo inaczej sam Cię tu sprowadzę - parsknął Mike.
Spojrzałem jeszcze raz na auto, i nagle wyskoczyła z niego Jessi, po czym rzuciła mi się w ramiona.
- Jess, wracaj do auta. - powiedział Mike
- Kocham Cię - wydukała brunetka.
- Do zobaczenia - uśmiechnąłem się i ucałowałem czubek głowy dziewczyny.
Spojrzałem na Mike'a, dając mu do zrozumienia, że musi zabrać Jessicę.
- Chodź mała - szepnął brunet i wziął siostrę w ramiona.
- Nie, proszę - wybuchła płaczem.
- On musi już jechać - szepnął i mocno przytulił siostrę.
- Do zobaczenia - powiedziałem beznamiętnie i ruszyłem w stronę pociągu, który za kilka minut ma odjechać. Muszę wrócić, muszę wrócić dla niej. Walczyłem ze sobą, żeby się nie odwrócić więcej, bo pewnie nigdzie bym nie pojechał. W końcu wsiadłem w pociąg. Zająłem miejsce w pustym przedziale, przy oknie. Widziałem jak Mike próbuje pocieszać Jess. Spuściłem głowę w dół, cholernie bolało widząc ją w takim stanie. Nie wiem nawet kiedy znowu ją zobaczę, kiedy znowu ją pocałuję, przytulę, kiedy zobaczę jej uśmiech. Pokręciłem głową, starając się odgonić te myśli, które atakowały we mnie jak karabin maszynowy. Muszę się teraz skupić na sobie, muszę do niej wrócić, a żeby to zrobić, muszę się dobrze ukryć. Na razie wyjadę z Kanady, pojadę do Christiana do Atlanty. Razem załatwimy tę sprawę raz a dobrze. Źle zrobiliśmy zostawiając ją wtedy. Pewnie zastanawiacie się o co chodzi? Dwa lata temu, Nick uprowadził siostrę Christiana. Miała wtedy szesnaście lat. Posunął się za daleko, zgwałcił ją. W odzewie zabiliśmy jego brata i przyjaciela. Jego też powinniśmy byli zabić, ale tego nie zrobiliśmy. I teraz poluje na mnie i Christiana. Nie może się dowiedzieć o Jess! To jest pewne!
Pojechaliśmy razem do domu.
Bez słowa weszłam do swojego pokoju, kierując się od razu do łazienki. Justin zostawił swoje dresy, w których śpi.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wykąpałam się, po czym włożyłam bluzkę szatyna i jego dresy. Położyłam się do łóżka i leżałam w pozycji embrionalnej. Ledwo wróciłam, a już musiałam się z nim rozstawać. Po moich policzkach spłynęły słone łzy, które natychmiast starłam pościelą. Mocno zacisnęłam powieki i próbowałam zasnąć. Jutro też jest dzień na płakanie.
Obudziłam się cała obolała i zmęczona. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Niechętnie zwlokłam się z łóżka, od razu sprawdziłam telefon, ale żadnej wiadomości. Rzuciłam komórką z powrotem na stolik i poszłam do łazienki.
Owinięta w ręcznik wyszłam do pokoju, po czym ubrałam bieliznę, a następnie zaczęłam szukać czegoś w co mogę się ubrać. W końcu wybrałam czarne getry, białą bokserkę i szary sweter, który 'zapięłam' paskiem. Wzięłam telefon i torbę, po czym zeszłam na dół, gdzie wszyscy jeszcze spali. Wzięłam butelkę wody z lodówki i banana. Na zewnątrz czekała na mnie już Cass z resztą dziewczyn.
- Cześć - uśmiechnęłam się blado.
- Och Jess...- uściskała mnie blondynka.
- Zobaczysz, znajdzie się - uśmiechnęła się Ash.
Teraz zdecydowanie łatwiej jest mi udawać, że Justin zaginął.
Weszłyśmy w końcu do szkoły. Co jakiś czas odpowiadałam tylko 'cześć' ludziom, których nie pamiętam.
- Damy radę - pocieszała mnie Shay
Posłałam tylko blady uśmiech przyjaciółce i szłyśmy ramię w ramię pod klasę od matematyki. Nie ma to jak zacząć dzień od matematyki.
W końcu przyszła pora Lunchu. Jeden banan mi nie wystarczył. Wzięłam sałatkę z kurczakiem, frytki, pudding i cole.
- Zjesz to wszystko? - zaśmiał się Ian
- Mhm - uśmiechnęłam się i zabrałam za jedzenie.
- Co robisz po szkole? - spytała Ash.
- Miałam zamiar iść zobaczyć tę agencję modelek - uśmiechnęłam się lekko.
- Ach tak! Pamiętam! Możemy iść z tobą? - pisnęła Cass.
- Jasne
- Coś wiadomo z Justinem? - zagadnął Lucas.
- Lucas! - upomniała chłopaka, blondynka.
- Spoko - uśmiechnęłam się. - Nie, nic nie wiadomo.
- Sorry, nie chciałem - chłopak posłał mi spojrzenie pełne współczucia.
- Nie ma za co - odpowiedziałam i wróciłam do swojej sałatki.
Po szkole tak jak planowałam, udałam się wraz z dziewczynami do agencji modelek. Weszłyśmy przez szklane drzwi ogromnego wieżowca. Na mapie dostrzegłyśmy, że agencja modelek jest na piętnastym piętrze. Weszłyśmy do windy i pojechałyśmy na wskazane piętro, po chwili drzwi się rozsunęły. Wszystkie zaniemówiłyśmy kiedy zobaczyłyśmy tę całą agencję.
- W czym mogę służyć? - zza lady wyłoniła się zgrabna blondynka.
- Um... - podeszłyśmy do kobiety.
- Jesteście umówione? - spytała.
- Dostałam wizytówkę, ale wolałam przyjść sama.
- Och, skarbie. Każdy może odstać wizytówkę - zakpiła. - Najpierw trzeba się umówić.
- O! To ty! - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się i spojrzałam na mężczyznę, który dał mi tę wizytówkę.
- Dominic jestem - teraz mogłam dokładniej przyjrzeć się mężczyźnie. Brunet, niebieskooki, przed trzydziestką, nienagannie ubrany.
- Jessica - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Nie jest umówiona. - fuknęła blondynka, siedząca za biurkiem.
- Nie musi - warknął mężczyzna do dziewczyny.
- Zapraszam. - gestem dłoni zaprosił mnie do swojego gabinetu, oddzielonego od całego pomieszczenia, szkłem.
Zaraz będę - Poruszyłam ustami w stronę dziewczyn, na co mocno zacisnęły kciuki.
DZIEWCZYNY DOPIERO ZACZYNAJĄ, WCHODŹCIE NA rainbow415011
- Chodź - mruknęłam do chłopaka i pociągnęłam go na siebie.
- Jessi, śpij - szepnął.
- Nie chcę spać sama - jęknęłam. - Proszę - szepnęłam.
Usłyszałam głośne westchnięcie chłopaka i zaraz położył się przy mnie mocno mnie obejmując.
Justin
- Justin! Musimy się zaraz zbierać - krzyknął szeptem Mike
- Jeszcze chwileczkę - szepnąłem kiedy chłopak wyrwał mnie ze snu.
- Jessi - szepnąłem jej nad uchem
- Hm? - mruknęła.
- Zaraz jadę.
- Mhm...Kup mi coś do jedzenia - mruknęła, mocno wtulając się w poduszkę.
- Jessi...wyjeżdżam
- Co? - nagle się poderwała.
- Już czas się pożegnać. - dalej leżałem na kanapie.
- Boże! Teraz tragiczne rozstanie - zaśmiał się ironicznie Mike
- Wal się! - warknęła brunetka.
- Nie Justin, nie zostawiaj mnie - z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Nie zostawiam Cię, wrócę - szepnąłem i mocno przytuliłem dziewczynę. Sam nie wierzyłem w swoje słowa.
- Proszę. Na pewno jest inne wyjście - wyszlochała.
- To jest jedyne wyjście - zacząłem gładzić dłonią jej włosy.
- Wy! Zakochani! Trzeba się zbierać. - przed nami stanął Fredo.
- Daj mi chwilę! - syknąłem.
Chłopak odszedł unosząc dłonie w geście obrony.
- Justin...proszę - zaczęła, ale nie dałem jej skończyć. Wiedziałem, co chciała powiedzieć, po prostu ją pocałowałem. Nie chcę się z nią rozstawać, ale...muszę. Zrobiłem kiedyś coś bardzo złego. Wierzchem dłoni starłem jej łzy z policzka.
- Mogę chociaż jechać z wami? - spytała zagryzając wargę.
- Nie! - warknął Mike.
Spojrzałem na niego, był wkurzony, że jeszcze nie ruszyliśmy.
- Możesz - uśmiechnąłem się i cmoknąłem jej usta.
Dziewczyna od razu się rozpogodziła. Szybko poszła po bluzę i zaraz do nas wróciła.
- No i na cholere nam ona jeszcze? - warknął Mike
- Zamknij się! - syknęła Jess.
Wziąłem swoje rzeczy i wyszliśmy na zewnątrz. Było już trochę po trzeciej nad ranem. Zaraz dołączył do nas Mike, bawiący się kluczykami od samochodu, aczkolwiek...nie zawiezie mnie on tylko na stację kolejową. Wsiedliśmy do samochodu na tylne siedzenia, a Mike zajął miejsce kierowcy.
- Chłopaki nie jadą? - spytała Jess siadając obok mnie.
- Nie. - fuknął Mike. Chyba dalej nie może się pogodzić, że jestem z jego siostrą.
- Kocham Cię maleńka - szepnąłem do dziewczyny mocno ją obejmując. Myśl, że mogę jej już więcej nie zobaczyć, mocniej mnie dobijała. Nawet nie zauważyłem jak znaleźliśmy się na miejscu.
- To siema! - rzucił Mike.
- Jessi, muszę iść - szepnąłem.
Jej wargi zadrżały.
- Proszę Cię, wróć do mnie. - Obiecaj mi to
Chwilę się zastanowiłem, po czym spojrzałem najpierw w lusterko, na Mike'a, a później na Jess.
- Obiecuję - szepnąłem.
- Kocham Cię - uśmiechnęła się. To był uśmiech, który tak cholernie uwielbiałem. Dla którego codziennie rano się budziłem. Szkoda, że ta rzadko go widywałem.
- Ja Ciebie też maleńka - pocałowałem namiętnie dziewczynę i wyszedłem z samochodu, a za mną Mike.
- Stary! Co ty odpierdalasz? - warknął, kiedy Jessi nie mogła nas już usłyszeć.
- O co Ci chodzi?
- Po cholere jej obiecasz, że wrócisz?
- Bo wrócę! - syknąłem przez zaciśnięte zęby. - Dla niej!
- Lepiej żebyś się wywiązał.
- Czy tak będzie już zawsze? - spytałem.
- Jak? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Będziemy sobie skakać do gardeł o Jessi? Ja też ją Kocham. - krzyknąłem szeptem, mocno zaciskając dłonie na torbie podręcznej.
- Kochasz ją tak samo jak Caitlin? - zakpił.
- Dobrze wiesz, że nie! Kocham ją, i niech to wreszcie do Ciebie dotrze. Nie tylko ty ją możesz kochać - warknąłem.
- Zaraz Ci pociąg ucieknie - rzucił obojętnie brunet.
- Do zobaczenia - zaśmiałem się i uściskałem chłopaka, klepiąc go mocno w plecy.
- Mam nadzieję, bo inaczej sam Cię tu sprowadzę - parsknął Mike.
Spojrzałem jeszcze raz na auto, i nagle wyskoczyła z niego Jessi, po czym rzuciła mi się w ramiona.
- Jess, wracaj do auta. - powiedział Mike
- Kocham Cię - wydukała brunetka.
- Do zobaczenia - uśmiechnąłem się i ucałowałem czubek głowy dziewczyny.
Spojrzałem na Mike'a, dając mu do zrozumienia, że musi zabrać Jessicę.
- Chodź mała - szepnął brunet i wziął siostrę w ramiona.
- Nie, proszę - wybuchła płaczem.
- On musi już jechać - szepnął i mocno przytulił siostrę.
- Do zobaczenia - powiedziałem beznamiętnie i ruszyłem w stronę pociągu, który za kilka minut ma odjechać. Muszę wrócić, muszę wrócić dla niej. Walczyłem ze sobą, żeby się nie odwrócić więcej, bo pewnie nigdzie bym nie pojechał. W końcu wsiadłem w pociąg. Zająłem miejsce w pustym przedziale, przy oknie. Widziałem jak Mike próbuje pocieszać Jess. Spuściłem głowę w dół, cholernie bolało widząc ją w takim stanie. Nie wiem nawet kiedy znowu ją zobaczę, kiedy znowu ją pocałuję, przytulę, kiedy zobaczę jej uśmiech. Pokręciłem głową, starając się odgonić te myśli, które atakowały we mnie jak karabin maszynowy. Muszę się teraz skupić na sobie, muszę do niej wrócić, a żeby to zrobić, muszę się dobrze ukryć. Na razie wyjadę z Kanady, pojadę do Christiana do Atlanty. Razem załatwimy tę sprawę raz a dobrze. Źle zrobiliśmy zostawiając ją wtedy. Pewnie zastanawiacie się o co chodzi? Dwa lata temu, Nick uprowadził siostrę Christiana. Miała wtedy szesnaście lat. Posunął się za daleko, zgwałcił ją. W odzewie zabiliśmy jego brata i przyjaciela. Jego też powinniśmy byli zabić, ale tego nie zrobiliśmy. I teraz poluje na mnie i Christiana. Nie może się dowiedzieć o Jess! To jest pewne!
*Jessica*
Pojechaliśmy razem do domu.
Bez słowa weszłam do swojego pokoju, kierując się od razu do łazienki. Justin zostawił swoje dresy, w których śpi.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wykąpałam się, po czym włożyłam bluzkę szatyna i jego dresy. Położyłam się do łóżka i leżałam w pozycji embrionalnej. Ledwo wróciłam, a już musiałam się z nim rozstawać. Po moich policzkach spłynęły słone łzy, które natychmiast starłam pościelą. Mocno zacisnęłam powieki i próbowałam zasnąć. Jutro też jest dzień na płakanie.
Obudziłam się cała obolała i zmęczona. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Niechętnie zwlokłam się z łóżka, od razu sprawdziłam telefon, ale żadnej wiadomości. Rzuciłam komórką z powrotem na stolik i poszłam do łazienki.
Owinięta w ręcznik wyszłam do pokoju, po czym ubrałam bieliznę, a następnie zaczęłam szukać czegoś w co mogę się ubrać. W końcu wybrałam czarne getry, białą bokserkę i szary sweter, który 'zapięłam' paskiem. Wzięłam telefon i torbę, po czym zeszłam na dół, gdzie wszyscy jeszcze spali. Wzięłam butelkę wody z lodówki i banana. Na zewnątrz czekała na mnie już Cass z resztą dziewczyn.
- Cześć - uśmiechnęłam się blado.
- Och Jess...- uściskała mnie blondynka.
- Zobaczysz, znajdzie się - uśmiechnęła się Ash.
Teraz zdecydowanie łatwiej jest mi udawać, że Justin zaginął.
Weszłyśmy w końcu do szkoły. Co jakiś czas odpowiadałam tylko 'cześć' ludziom, których nie pamiętam.
- Damy radę - pocieszała mnie Shay
Posłałam tylko blady uśmiech przyjaciółce i szłyśmy ramię w ramię pod klasę od matematyki. Nie ma to jak zacząć dzień od matematyki.
W końcu przyszła pora Lunchu. Jeden banan mi nie wystarczył. Wzięłam sałatkę z kurczakiem, frytki, pudding i cole.
- Zjesz to wszystko? - zaśmiał się Ian
- Mhm - uśmiechnęłam się i zabrałam za jedzenie.
- Co robisz po szkole? - spytała Ash.
- Miałam zamiar iść zobaczyć tę agencję modelek - uśmiechnęłam się lekko.
- Ach tak! Pamiętam! Możemy iść z tobą? - pisnęła Cass.
- Jasne
- Coś wiadomo z Justinem? - zagadnął Lucas.
- Lucas! - upomniała chłopaka, blondynka.
- Spoko - uśmiechnęłam się. - Nie, nic nie wiadomo.
- Sorry, nie chciałem - chłopak posłał mi spojrzenie pełne współczucia.
- Nie ma za co - odpowiedziałam i wróciłam do swojej sałatki.
Po szkole tak jak planowałam, udałam się wraz z dziewczynami do agencji modelek. Weszłyśmy przez szklane drzwi ogromnego wieżowca. Na mapie dostrzegłyśmy, że agencja modelek jest na piętnastym piętrze. Weszłyśmy do windy i pojechałyśmy na wskazane piętro, po chwili drzwi się rozsunęły. Wszystkie zaniemówiłyśmy kiedy zobaczyłyśmy tę całą agencję.
- W czym mogę służyć? - zza lady wyłoniła się zgrabna blondynka.
- Um... - podeszłyśmy do kobiety.
- Jesteście umówione? - spytała.
- Dostałam wizytówkę, ale wolałam przyjść sama.
- Och, skarbie. Każdy może odstać wizytówkę - zakpiła. - Najpierw trzeba się umówić.
- O! To ty! - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się i spojrzałam na mężczyznę, który dał mi tę wizytówkę.
- Dominic jestem - teraz mogłam dokładniej przyjrzeć się mężczyźnie. Brunet, niebieskooki, przed trzydziestką, nienagannie ubrany.
- Jessica - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Nie jest umówiona. - fuknęła blondynka, siedząca za biurkiem.
- Nie musi - warknął mężczyzna do dziewczyny.
- Zapraszam. - gestem dłoni zaprosił mnie do swojego gabinetu, oddzielonego od całego pomieszczenia, szkłem.
Zaraz będę - Poruszyłam ustami w stronę dziewczyn, na co mocno zacisnęły kciuki.
~*~
Spóźniłam się 40 minut :( Sorka, ale nie miałam czasu pisać. W końcu dodaje. Jeśli chcecie być informowane o nowych rozdziałach, zostawcie w komentarzu swojego TT. Do nn :*
DZIEWCZYNY DOPIERO ZACZYNAJĄ, WCHODŹCIE NA rainbow415011
Tagi: rozdział 23
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz