Patrzyłam na niego z rozżaleniem. Nie widział mnie, choć patrzył w moim kierunku. Nie słyszał mnie, stojąc kilkanaście metrów dalej. Ale ja siebie słyszałam. Słyszałam jak ciężko oddycham. Czułam jak szybko bije moje serce. Ale on był za daleko. Nie miał pojęcia, że tu jestem.
Nie chciałam zostać znaleziona, ale wiedziałam, że jeśli podbiegnę do chłopaka, to nic nie będzie mi grozić. Miałam taką nadzieję.
Spróbowałam podnieść się z zimnej ziemi. Wstałam, ale zatoczyłam się i poleciałam na kolana. Tym razem narobiłam więcej hałasu niż zamierzałam.
Łzy poleciały mi po policzkach.
Bynajmniej nie z powodu bólu w kolanach. Czułam się tak, jakby ktoś oderwał mnie z mojego ciała. Nie panowałam nad tym co się z nim dzieje, nie byłam w stanie poruszać się, tak jakbym chciała.
Rozglądnęłam się dookoła. Widziałam zarys idącego w moją stronę mężczyzny. Pierwszą rzeczą jaką chciałam zrobić była ucieczka. Potem poczułam nadzieję, licząc na to, że to Justin idzie w moją stronę.
Nie był to jednak on. Jednakże wyglądał znajomo, co sprawiło, że trochę się uspokoiłam. Liczyłam tylko na to, że nie jest to John - bardzo miły facet z ochrony.
Był już bardzo blisko, a ja odetchnęłam z ulgą. Mężczyźnie przede wszystkim brakowało mięśni.
- Nic Ci nie jest? - spytał. Wychwyciłam w jego głosie nutkę rozbawienia.
Popatrzyłam na niego bliska rozpaczy. Co miałam mu powiedzieć?
Podał mi rękę, a następnie pomógł wstać.
- Co się stało? - spytał.
- Kręci mi się w głowie - odpowiedziałam.
- Chyba mocno się uderzyłaś. Mam rację?
Faktycznie, teraz bolało niemiłosiernie.
Przytaknęłam.
- Jak masz na imię?
Popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
- Jeśli chcesz, żebym mówił do ciebie "dziewczyno", to da się zrobić. Myślę jednak, że będzie miło, jeśli mi się przedstawisz. - Wyciągnął rękę - Ja jestem Scooter.
- Alice - powiedziałam nieśmiało. Mimo wszystkiego zaczynałam się rozluźniać. Facet był bardzo miły. Myślę, że gdyby chciał mnie odesłać z Johnem, już by to zrobił.
- Dobrze Alice. Powiesz mi jak się tu znalazłaś? Albo czego szukałaś?
Popatrzyłam nerwowo w stronę płotu. Szybko jednak odwróciłam wzrok i spojrzałam w stronę budynku z toaletami.
- Mam pilną potrzebę skorzystania z toalety - dobrze, że było ciemno, bo byłam cała czerwona.
- To może odprowadzę cię pod drzwi, aby nikt cię nie zgarnął - uśmiechnął się przyjacielsko - pasuje Ci?
Przytaknęłam.
Ruszyliśmy w stronę budynku.
Kiedy przechodziliśmy obok latarni popatrzył na mnie i wyglądał tak jakby poważnie się zdziwił.
- Alice? - spytał -Alice Burns?
- Tak - odpowiedziałam po chwili namysłu.
- Ciekawie się składa - powiedział tajemniczo.
Kiedy wszyłam z budynku, on nadal tam stał. Uśmiechnęłam się w duchu. Przynajmniej byłam bezpieczna.
Rozluźniłam się i mogłam odpowiadać na wszystkie pytania. Nie miałam już problemów z poruszaniem nogami.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Patrzyłam na niego, a on na mnie. Widziałam, że nad czymś się zastanawia. Nagle drgnął, jakby wpadło mu coś do głowy.
- Alice? - uśmiechnął się do mnie - Masz ochotę zwiedzić zaplecze?
Nie chciałam zostać znaleziona, ale wiedziałam, że jeśli podbiegnę do chłopaka, to nic nie będzie mi grozić. Miałam taką nadzieję.
Spróbowałam podnieść się z zimnej ziemi. Wstałam, ale zatoczyłam się i poleciałam na kolana. Tym razem narobiłam więcej hałasu niż zamierzałam.
Łzy poleciały mi po policzkach.
Bynajmniej nie z powodu bólu w kolanach. Czułam się tak, jakby ktoś oderwał mnie z mojego ciała. Nie panowałam nad tym co się z nim dzieje, nie byłam w stanie poruszać się, tak jakbym chciała.
Rozglądnęłam się dookoła. Widziałam zarys idącego w moją stronę mężczyzny. Pierwszą rzeczą jaką chciałam zrobić była ucieczka. Potem poczułam nadzieję, licząc na to, że to Justin idzie w moją stronę.
Nie był to jednak on. Jednakże wyglądał znajomo, co sprawiło, że trochę się uspokoiłam. Liczyłam tylko na to, że nie jest to John - bardzo miły facet z ochrony.
Był już bardzo blisko, a ja odetchnęłam z ulgą. Mężczyźnie przede wszystkim brakowało mięśni.
- Nic Ci nie jest? - spytał. Wychwyciłam w jego głosie nutkę rozbawienia.
Popatrzyłam na niego bliska rozpaczy. Co miałam mu powiedzieć?
Podał mi rękę, a następnie pomógł wstać.
- Co się stało? - spytał.
- Kręci mi się w głowie - odpowiedziałam.
- Chyba mocno się uderzyłaś. Mam rację?
Faktycznie, teraz bolało niemiłosiernie.
Przytaknęłam.
- Jak masz na imię?
Popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
- Jeśli chcesz, żebym mówił do ciebie "dziewczyno", to da się zrobić. Myślę jednak, że będzie miło, jeśli mi się przedstawisz. - Wyciągnął rękę - Ja jestem Scooter.
- Alice - powiedziałam nieśmiało. Mimo wszystkiego zaczynałam się rozluźniać. Facet był bardzo miły. Myślę, że gdyby chciał mnie odesłać z Johnem, już by to zrobił.
- Dobrze Alice. Powiesz mi jak się tu znalazłaś? Albo czego szukałaś?
Popatrzyłam nerwowo w stronę płotu. Szybko jednak odwróciłam wzrok i spojrzałam w stronę budynku z toaletami.
- Mam pilną potrzebę skorzystania z toalety - dobrze, że było ciemno, bo byłam cała czerwona.
- To może odprowadzę cię pod drzwi, aby nikt cię nie zgarnął - uśmiechnął się przyjacielsko - pasuje Ci?
Przytaknęłam.
Ruszyliśmy w stronę budynku.
Kiedy przechodziliśmy obok latarni popatrzył na mnie i wyglądał tak jakby poważnie się zdziwił.
- Alice? - spytał -Alice Burns?
- Tak - odpowiedziałam po chwili namysłu.
- Ciekawie się składa - powiedział tajemniczo.
Kiedy wszyłam z budynku, on nadal tam stał. Uśmiechnęłam się w duchu. Przynajmniej byłam bezpieczna.
Rozluźniłam się i mogłam odpowiadać na wszystkie pytania. Nie miałam już problemów z poruszaniem nogami.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Patrzyłam na niego, a on na mnie. Widziałam, że nad czymś się zastanawia. Nagle drgnął, jakby wpadło mu coś do głowy.
- Alice? - uśmiechnął się do mnie - Masz ochotę zwiedzić zaplecze?
Tagi: opowiadanie
Scenariusz się powtarzał.
Czułam, że zaraz upadnę, ale nie mówiłam nic Julie, nie chciałam zepsuć jej wieczoru.
Dziewczyny dookoła mnie krzyczały. Julie krzyczała. Ja natomiast umierałam.
Teraz zastanawiałam się po co tu przyszłam? Dlaczego byłam taka głupia? Czego szukałam? Miałam ochotę wybiec i schować się w swoim pokoju.
Zastanawiałam się, czy gdybym faktycznie wybiegła, to czy moja przyjaciółka by to zauważyła? Po przemyśleniu stwierdziłam, że lepiej zostanę na miejscu.
Występ się dłużył, ale nie był taki zachwycający jak poprzednio. Oczywiście biorąc pod uwagę to, że nie potrafiłam ocenić tego obiektywnie, z podstawowego powodu - NIE BYŁAM JEGO FANKĄ!
A może jednak byłam? Może nie lubiłam jego muzyki, nie słuchałam jej, ale co jeśli kierowała mną tylko chęć, żeby go zobaczyć? Znowu? Co jeśli tak naprawdę to nie chodziło mi o uszczęśliwienie Julie? Jeśli po prostu za nim tęskniłam?
Wróć. Nie mogłam tęsknić. Nie znałam go, a on mnie zostawił. Bawił się w swoim odjechanym busie, którego nie dane mi było zobaczyć, podczas gdy ja robiłam z siebie kompletną idiotkę.
Idiotkę, którą w rzeczy samej byłam, przychodząc na koncert.
***
Show się skończyło, a my stałyśmy w wielkim tłumie, próbując wydostać się z tłoku. Większość ludzi szła w stronę ulicy, nieliczni zostali, aby kupić sobie watę cukrową i napoje.
Napoje. O tym nie pomyślałam. Rozejrzałam się dookoła, ale szansa, że wyjdziemy stąd przed upływem 20 minut była marna. Do tego powrót jakieś 10 minut. Nie wytrzymam tyle czasu...
- Julie! Muszę do toalety - powiedziałam zakłopotana.
- Teraz? - Popatrzyła na mnie jakbym powiedział coś bardzo głupiego.
- Tak. Nie wytrzymam długo.
Westchnęła.
- Iść z tobą?
- Nie, poczekaj w aucie.
Przytaknęła.
Zaczęłam pchać się w stronę sceny. Pamiętałam, że gdzieś tam z tyłu był budynek z toaletami.
I faktycznie był. Tylko, że na parkingu, na którym poprzednio, jak i teraz stały busy, samochody i kręciło się dużo ludzi.
Podeszłam do metalowego płotu który otaczał parking przez który poprzednio dostałam się na drugą stronę.
Parking kiedyś był powszechnie używany, ale teraz stosuje się go tylko na okazje takie jak ta. Festynów w tym parku było mnóstwo, a zawsze trzeba było gdzieś postawić sprzęt. Dlatego był ogrodzony.
Stałam pod płotem i patrzyłam się przed siebie. Było już ciemno. Wiedziałam, że nie ma sensu krążyć po lesie który otaczał parking. Nic bym tam nie znalazła. Miałam już odejść, ale nagle stanęłam jak wryta. On tam stał. Białe spodnie było wyraźnie widać, nawet po ciemku. Nieliczne lampy oświetlały czapkę i fioletowy T - shirt.
Zanim zdążyłam nawet pomyśleć, wspinałam się po płocie. Wylądowałam po drugiej stronie na dwóch nogach. Od razu zaczęłam biec w stronę chłopaka. Byłam już blisko, ale zatrzymałam się gwałtownie. Co ja robiłam? Miałam teraz poważne kłopoty. Jeśli ktoś mnie zobaczy, to myślę, że nikogo nie będzie obchodzić to, że znam się z Justinem. A on nawet nie dowie się, że tu byłam. Stałam tam wpatrzona w chłopaka. Nie miałam siły postawić choćby kroku. Nie mogłam ruszyć do przodu. Nie mogłam zawrócić. Po prostu osunęłam się na kolana.
----------------------------------------------------
Wróciłam! Byłam w Hajduszoboszlo, na Węgrzech :). Nie mogłam się doczekać, aż napiszę kolejny rozdział. Czy mogę liczyć na komentarze? Podoba wam się opowiadanie? Jeśli tak, to byłby bardzo milo o tym poczytać.
Pozdrawiam! I bardzo proszę o opinię na temat mojego opowiadania, która jest dla mnie bardzo ważna. Bo w końcu od tego czy wam się podoba zależą dalsze losy Alice :*
Czułam, że zaraz upadnę, ale nie mówiłam nic Julie, nie chciałam zepsuć jej wieczoru.
Dziewczyny dookoła mnie krzyczały. Julie krzyczała. Ja natomiast umierałam.
Teraz zastanawiałam się po co tu przyszłam? Dlaczego byłam taka głupia? Czego szukałam? Miałam ochotę wybiec i schować się w swoim pokoju.
Zastanawiałam się, czy gdybym faktycznie wybiegła, to czy moja przyjaciółka by to zauważyła? Po przemyśleniu stwierdziłam, że lepiej zostanę na miejscu.
Występ się dłużył, ale nie był taki zachwycający jak poprzednio. Oczywiście biorąc pod uwagę to, że nie potrafiłam ocenić tego obiektywnie, z podstawowego powodu - NIE BYŁAM JEGO FANKĄ!
A może jednak byłam? Może nie lubiłam jego muzyki, nie słuchałam jej, ale co jeśli kierowała mną tylko chęć, żeby go zobaczyć? Znowu? Co jeśli tak naprawdę to nie chodziło mi o uszczęśliwienie Julie? Jeśli po prostu za nim tęskniłam?
Wróć. Nie mogłam tęsknić. Nie znałam go, a on mnie zostawił. Bawił się w swoim odjechanym busie, którego nie dane mi było zobaczyć, podczas gdy ja robiłam z siebie kompletną idiotkę.
Idiotkę, którą w rzeczy samej byłam, przychodząc na koncert.
***
Show się skończyło, a my stałyśmy w wielkim tłumie, próbując wydostać się z tłoku. Większość ludzi szła w stronę ulicy, nieliczni zostali, aby kupić sobie watę cukrową i napoje.
Napoje. O tym nie pomyślałam. Rozejrzałam się dookoła, ale szansa, że wyjdziemy stąd przed upływem 20 minut była marna. Do tego powrót jakieś 10 minut. Nie wytrzymam tyle czasu...
- Julie! Muszę do toalety - powiedziałam zakłopotana.
- Teraz? - Popatrzyła na mnie jakbym powiedział coś bardzo głupiego.
- Tak. Nie wytrzymam długo.
Westchnęła.
- Iść z tobą?
- Nie, poczekaj w aucie.
Przytaknęła.
Zaczęłam pchać się w stronę sceny. Pamiętałam, że gdzieś tam z tyłu był budynek z toaletami.
I faktycznie był. Tylko, że na parkingu, na którym poprzednio, jak i teraz stały busy, samochody i kręciło się dużo ludzi.
Podeszłam do metalowego płotu który otaczał parking przez który poprzednio dostałam się na drugą stronę.
Parking kiedyś był powszechnie używany, ale teraz stosuje się go tylko na okazje takie jak ta. Festynów w tym parku było mnóstwo, a zawsze trzeba było gdzieś postawić sprzęt. Dlatego był ogrodzony.
Stałam pod płotem i patrzyłam się przed siebie. Było już ciemno. Wiedziałam, że nie ma sensu krążyć po lesie który otaczał parking. Nic bym tam nie znalazła. Miałam już odejść, ale nagle stanęłam jak wryta. On tam stał. Białe spodnie było wyraźnie widać, nawet po ciemku. Nieliczne lampy oświetlały czapkę i fioletowy T - shirt.
Zanim zdążyłam nawet pomyśleć, wspinałam się po płocie. Wylądowałam po drugiej stronie na dwóch nogach. Od razu zaczęłam biec w stronę chłopaka. Byłam już blisko, ale zatrzymałam się gwałtownie. Co ja robiłam? Miałam teraz poważne kłopoty. Jeśli ktoś mnie zobaczy, to myślę, że nikogo nie będzie obchodzić to, że znam się z Justinem. A on nawet nie dowie się, że tu byłam. Stałam tam wpatrzona w chłopaka. Nie miałam siły postawić choćby kroku. Nie mogłam ruszyć do przodu. Nie mogłam zawrócić. Po prostu osunęłam się na kolana.
----------------------------------------------------
Wróciłam! Byłam w Hajduszoboszlo, na Węgrzech :). Nie mogłam się doczekać, aż napiszę kolejny rozdział. Czy mogę liczyć na komentarze? Podoba wam się opowiadanie? Jeśli tak, to byłby bardzo milo o tym poczytać.
Pozdrawiam! I bardzo proszę o opinię na temat mojego opowiadania, która jest dla mnie bardzo ważna. Bo w końcu od tego czy wam się podoba zależą dalsze losy Alice :*
Tagi: opowiadanie
Wstałam wcześnie. Julie jeszcze smacznie chrapała.
Wzięłam prysznic i ubrałam się.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Postanowiłam napić się kawy.
Wracałam ostrożnie po schodach, żeby ich nie oblać.
W domu było bardzo cicho. Pewnie państwo Brickowie wyszli już do pracy.
Podeszłam do komputera.
Popatrzyłam ślepo w przestrzeń.
Zanim zdążyłam o czymkolwiek pomyśleć włączyłam już komputer i weszłam na Twittera. Miałam 3 nowe wiadomości. Od Justina.
1) (dwa dni temu) Hej Alice! Gdzie zniknęłaś? Koncert przesunęli, bo było mało ludzi. A ty, gdzie byłaś jak cię nie było?
2) (wczoraj) Spotkamy się? I pamiętaj, że musisz mi opowiedzieć co się stało! Koncert jest jutro o 19.00 w tym samym miejscu.
3) (wczoraj) Alice? Przyjdziesz jutro? Ze swoją kumpelą? Muszę Cię jeszcze raz zobaczyć :)
To był świetny pomysł.
Popatrzyłam na Julie.
Może odwiedzi ją w jej urodziny?
Jakimś dziwnym sposobem byłam teraz cała mokra. Od kawy.
To parzy!
Pobiegłam szybko do łazienki.
Stałam tam bez koszulki czyszcząc ją pod bieżącą wodą kiedy do pomieszczenia weszła rozczochrana Julie.
- Następnym razem daj mi pospać, ok?
- Przepraszam - odpowiedziałam ze skruchą.
- Co robisz?
- Oblałam się kawą - zarumieniłam się trochę.
Westchnęła i poszła do pokoju.
Ku memu zdziwieniu wróciła z sukienką dla mnie. Musiała zauważyć, że spodnie też są teraz do niczego.
Jej ubrania były dla mnie całkiem dobre.
Ja byłam od niej nieco szczuplejsza, ale ona za to była o pół centymetra wyższa ode mnie.
Pod tymi względami byłyśmy do siebie bardzo podobne.
Reszta to już nie za bardzo. Ona miała proste blond włosy, a ja kręcone i ciemnobrązowe. Moje oczy były również brązowe natomiast jej intensywnie niebieskie.
Jednak pasujemy do siebie. Cieszę się, że mam Julie za przyjaciółkę.
Kiedy w końcu zostawiłam moje spodnie w spokoju, postanowiłam wrócić do przyjaciółki.
Stała wpatrzona w ekran komputera.
- Alice - wyszeptała.
Zatrzymałam się w drzwiach. Bałam się podejść bliżej.
Odwróciła się do mnie.
- Czy jest coś co chcesz mi powiedzieć? - spytała.
Westchnęłam.
- Myślę, że nie.
- To w takim razie ja będę mówić. - popatrzyła na mnie ponurym spojrzeniem - czy odkąd byłyśmy na koncercie widziałaś jeszcze Justina?
- Eeeh. Tak.
- Czy rozmawiałaś z nim?
- Tak.
- W takim razie dlaczego ja o tym nie wiem?
- Bo ja...
- Dlaczego?! - przerwała mi
- Julie. Ty nie chciałaś nic wiedzieć.
- Co?
- Powiedziałaś, że mam nic więcej nie mówić na temat tego w wesołym miasteczku. Ja chciałam, ty nie chciałaś.
- Aha. Rozumiem - myślę, że nie rozumie. Jest na mnie wściekła.
- Julie nie złość się.
- Oczywiście, że nie. Przecież to ja kazałam Ci się zamknąć. - nadal patrzyła nic niewidzącym wzrokiem przed siebie.
- Wynagrodzę Ci to. Obiecuję. Zacznę dzisiaj. Idziemy na koncert?
- Tak, pewnie.
Podeszłam do niej i objęłam ją ramieniem.
- Wszystko dobrze - powiedziała - nie martw się o mnie.
I po jakimś czasie, faktycznie czuła się lepiej.
Po południu wróciłam do domu, żeby się przygotować.
Dzień bardzo się dłużył, ale w końcu usłyszałam znajomy klakson autka Julie.
Pożegnałam się z rodzicami. Uznałam, że muszę spędzać z nimi trochę więcej czasu.
I pojechałyśmy.
Świetnie się bawiłyśmy, jeszcze w samochodzie.
Kiedy tam dotarłyśmy, znalazłyśmy sobie dobre miejsca i czekałyśmy skupione. Znaczy Julie czekała. Mi nadal było wszystko obojętne.
Zgasły światła. Scenę wypełnił dym.
Show się zaczynało.
------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za nudny rozdział :P. Trochę też ciężko mi się pisało, bo muszę się pakować.
Jadę w sobotę na obóz i nie będzie mnie 2 tygodnie.
Mam nadzieję, że kiedy wrócę, to wy nadal tu będziecie :).
Chciałabym wiedzieć, czy na tej stronie są chętni do czytania mojego bloga? Drugi blog z tą samą treścią mam na onecie - http://alicewrites.blog.onet.pl/
Bardzo proszę o komentarze :)
Pozdrawiam!
Wzięłam prysznic i ubrałam się.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Postanowiłam napić się kawy.
Wracałam ostrożnie po schodach, żeby ich nie oblać.
W domu było bardzo cicho. Pewnie państwo Brickowie wyszli już do pracy.
Podeszłam do komputera.
Popatrzyłam ślepo w przestrzeń.
Zanim zdążyłam o czymkolwiek pomyśleć włączyłam już komputer i weszłam na Twittera. Miałam 3 nowe wiadomości. Od Justina.
1) (dwa dni temu) Hej Alice! Gdzie zniknęłaś? Koncert przesunęli, bo było mało ludzi. A ty, gdzie byłaś jak cię nie było?
2) (wczoraj) Spotkamy się? I pamiętaj, że musisz mi opowiedzieć co się stało! Koncert jest jutro o 19.00 w tym samym miejscu.
3) (wczoraj) Alice? Przyjdziesz jutro? Ze swoją kumpelą? Muszę Cię jeszcze raz zobaczyć :)
To był świetny pomysł.
Popatrzyłam na Julie.
Może odwiedzi ją w jej urodziny?
Jakimś dziwnym sposobem byłam teraz cała mokra. Od kawy.
To parzy!
Pobiegłam szybko do łazienki.
Stałam tam bez koszulki czyszcząc ją pod bieżącą wodą kiedy do pomieszczenia weszła rozczochrana Julie.
- Następnym razem daj mi pospać, ok?
- Przepraszam - odpowiedziałam ze skruchą.
- Co robisz?
- Oblałam się kawą - zarumieniłam się trochę.
Westchnęła i poszła do pokoju.
Ku memu zdziwieniu wróciła z sukienką dla mnie. Musiała zauważyć, że spodnie też są teraz do niczego.
Jej ubrania były dla mnie całkiem dobre.
Ja byłam od niej nieco szczuplejsza, ale ona za to była o pół centymetra wyższa ode mnie.
Pod tymi względami byłyśmy do siebie bardzo podobne.
Reszta to już nie za bardzo. Ona miała proste blond włosy, a ja kręcone i ciemnobrązowe. Moje oczy były również brązowe natomiast jej intensywnie niebieskie.
Jednak pasujemy do siebie. Cieszę się, że mam Julie za przyjaciółkę.
Kiedy w końcu zostawiłam moje spodnie w spokoju, postanowiłam wrócić do przyjaciółki.
Stała wpatrzona w ekran komputera.
- Alice - wyszeptała.
Zatrzymałam się w drzwiach. Bałam się podejść bliżej.
Odwróciła się do mnie.
- Czy jest coś co chcesz mi powiedzieć? - spytała.
Westchnęłam.
- Myślę, że nie.
- To w takim razie ja będę mówić. - popatrzyła na mnie ponurym spojrzeniem - czy odkąd byłyśmy na koncercie widziałaś jeszcze Justina?
- Eeeh. Tak.
- Czy rozmawiałaś z nim?
- Tak.
- W takim razie dlaczego ja o tym nie wiem?
- Bo ja...
- Dlaczego?! - przerwała mi
- Julie. Ty nie chciałaś nic wiedzieć.
- Co?
- Powiedziałaś, że mam nic więcej nie mówić na temat tego w wesołym miasteczku. Ja chciałam, ty nie chciałaś.
- Aha. Rozumiem - myślę, że nie rozumie. Jest na mnie wściekła.
- Julie nie złość się.
- Oczywiście, że nie. Przecież to ja kazałam Ci się zamknąć. - nadal patrzyła nic niewidzącym wzrokiem przed siebie.
- Wynagrodzę Ci to. Obiecuję. Zacznę dzisiaj. Idziemy na koncert?
- Tak, pewnie.
Podeszłam do niej i objęłam ją ramieniem.
- Wszystko dobrze - powiedziała - nie martw się o mnie.
I po jakimś czasie, faktycznie czuła się lepiej.
Po południu wróciłam do domu, żeby się przygotować.
Dzień bardzo się dłużył, ale w końcu usłyszałam znajomy klakson autka Julie.
Pożegnałam się z rodzicami. Uznałam, że muszę spędzać z nimi trochę więcej czasu.
I pojechałyśmy.
Świetnie się bawiłyśmy, jeszcze w samochodzie.
Kiedy tam dotarłyśmy, znalazłyśmy sobie dobre miejsca i czekałyśmy skupione. Znaczy Julie czekała. Mi nadal było wszystko obojętne.
Zgasły światła. Scenę wypełnił dym.
Show się zaczynało.
------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za nudny rozdział :P. Trochę też ciężko mi się pisało, bo muszę się pakować.
Jadę w sobotę na obóz i nie będzie mnie 2 tygodnie.
Mam nadzieję, że kiedy wrócę, to wy nadal tu będziecie :).
Chciałabym wiedzieć, czy na tej stronie są chętni do czytania mojego bloga? Drugi blog z tą samą treścią mam na onecie - http://alicewrites.blog.onet.pl/
Bardzo proszę o komentarze :)
Pozdrawiam!
Tagi: opowiadanie
Za bardzo się przejmujesz, Alice - powtarzała po raz dziesiąty Clarie. - Ona chyba wie, że z pamięcią u ciebie nie najlepiej - uśmiechnęła się do mnie.
Z moją ciocią, która miała zaledwie 27 lat byłyśmy dla siebie, jak siostry. Była dla mnie również przyjaciółką i w trudnych chwilach zawsze mi pomagała.
- Mam nadzieję, że masz rację.
Westchnęłam przeciągle.
- Och skarbie, ty naprawdę cierpisz, prawda?
Przytaknęłam.
- Szkoda mi Cię. Ale wszystko się ułoży, uwierz mi.
- Na to liczę.
Siedziałam przed domem mojej cioci, na werandzie i jadłam spaghetti. Albo raczej dłubałam widelcem w makaronie. Nie chciało mi się jeść.
Od wczoraj Julie się nie odezwała. Justin również. Co prawda on nie ma mojego numeru, a na Twittera nie wchodziłam, ale czuję, że nic nie napisał. A jeśli nawet to mnie to nie obchodzi. Dobra, chciałabym, żeby mnie to nie obchodziło.
- Zostawić Ci klucze? - spytała Clarie.
- A co już wychodzisz?
- No, muszę lecieć do pracy, ale możesz zostać, aż twoi rodzice wrócą.
- Nie dzięki, Clarie. Ale jesteś kochana - uśmiechnęłam się do niej - chyba pójdę odwiedzić Julie.
- I tak trzymaj skarbie.
Wyszłyśmy 10 minut później.
Od cioci poszłam prosto na stację metra, a stamtąd pojechałam do mojej przyjaciółki.
W domu paliły się światła, jednak było wcześnie, więc stwierdziłam, że rodzice Julie jeszcze nie wrócili z pracy.
Podeszłam do furtki i nacisnęłam dzwonek.
- Tak? - usłyszałam znajomy głos Wendy.
Wendy była kimś w rodzaju gosposi. Pilnowała domu gdy państwa Bricków nie było, sprzątała tam i gotowała.
- Cześć Wendy, tu Alice. Czy Julie jest w domu? - mówiłam tak szybko, żeby gosposia nie wypowiedziała mojego imienia. Wtedy Julie mogłaby mnie odesłać, a tak to jest szansa na to, że ona mnie po prostu wpuści.
- Tak jest, wejdź proszę.
Popchnęłam furtkę i chodnikiem doszłam do drzwi.
Wendy już je otworzyła. Pokazała mi gestem, żebym wchodziła.
- Witaj Alice! Dawno Cię nie widziałam. Co u ciebie słychać?
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. A ty? Dobrze się czujesz?
Wendy miała około 54 lat. Była bardzo miłą i ciepłą starszą panią. Chyba wszyscy ją lubili.
- Ja nawet bardzo dobrze. - uśmiechnęła się do mnie. - Julie! Masz gościa!
Po marmurowych schodach zbiegła Julie. Ubrana była w obcisłą sukienkę w niebieskie kwiatki. Jej blond włosy opadały na ramiona, a oczy błyszczały. Pomalowała się bardzo starannie, a paznokcie jej rąk i stóp błyszczały na niebiesko. Na nogach miała sandały na koturnie, bez palców, wiązane przy kostce.
Otworzyłam szeroko oczy.
Podniecenie które błyszczało w jej oczach zgasło, z chwilą gdy mnie zobaczyła.
- Cześć Julie - starałam się być bardzo miła.
- Witaj Alice - ona za to starała się być jak najbardziej szorstka. Niestety się jej to udało.
Wendy wycofała się do kuchni.
- Co ty tutaj robisz, Alice?
- Przyszłam z tobą porozmawiać. Chciałam Ci coś wytłumaczyć.
- To super. Przyszłaś, a teraz możesz już wyjść. - gdy to powiedziała, poczułam ukłucie w sercu. Jej słowa strasznie mnie zabolały.
Wzięłam płytki oddech.
- A czy tego właśnie chcesz? Chcesz, żebym wyszła i nigdy więcej nie wróciła?
Zobaczyłam w jej oczach łzy.
- Nie. Nie chcę tego - odpowiedziała łamiącym się głosem.
Zeszła ze schodów, na których wcześniej stała.
Podeszła do mnie.
- Ale jeśli zawsze mam być na drugim miejscu, to równie dobrze możesz sobie iść.
- Przepraszam - tylko tyle byłam w stanie wybełkotać.
- Przeprosiny przyjęte.
Objęłam ją ramieniem, a ona mnie. Nie wiem jak długo tak stałyśmy.
- Ale więcej nie chcę słyszeć o tym co się wczoraj działo, jasne?
- No, ale...
- Jasne? - przerwała mi.
- No dobrze.
Przytuliłyśmy się jeszcze raz i poszłyśmy na górę, a potem do późnego wieczora oglądałyśmy filmy. Świetnie się bawiłyśmy. Było zupełnie tak jak wcześniej. Zostałam u Julie na noc, a najlepsze było to, że od tamtej pory w ogóle nie myślałam o Justinie.
Z moją ciocią, która miała zaledwie 27 lat byłyśmy dla siebie, jak siostry. Była dla mnie również przyjaciółką i w trudnych chwilach zawsze mi pomagała.
- Mam nadzieję, że masz rację.
Westchnęłam przeciągle.
- Och skarbie, ty naprawdę cierpisz, prawda?
Przytaknęłam.
- Szkoda mi Cię. Ale wszystko się ułoży, uwierz mi.
- Na to liczę.
Siedziałam przed domem mojej cioci, na werandzie i jadłam spaghetti. Albo raczej dłubałam widelcem w makaronie. Nie chciało mi się jeść.
Od wczoraj Julie się nie odezwała. Justin również. Co prawda on nie ma mojego numeru, a na Twittera nie wchodziłam, ale czuję, że nic nie napisał. A jeśli nawet to mnie to nie obchodzi. Dobra, chciałabym, żeby mnie to nie obchodziło.
- Zostawić Ci klucze? - spytała Clarie.
- A co już wychodzisz?
- No, muszę lecieć do pracy, ale możesz zostać, aż twoi rodzice wrócą.
- Nie dzięki, Clarie. Ale jesteś kochana - uśmiechnęłam się do niej - chyba pójdę odwiedzić Julie.
- I tak trzymaj skarbie.
Wyszłyśmy 10 minut później.
Od cioci poszłam prosto na stację metra, a stamtąd pojechałam do mojej przyjaciółki.
W domu paliły się światła, jednak było wcześnie, więc stwierdziłam, że rodzice Julie jeszcze nie wrócili z pracy.
Podeszłam do furtki i nacisnęłam dzwonek.
- Tak? - usłyszałam znajomy głos Wendy.
Wendy była kimś w rodzaju gosposi. Pilnowała domu gdy państwa Bricków nie było, sprzątała tam i gotowała.
- Cześć Wendy, tu Alice. Czy Julie jest w domu? - mówiłam tak szybko, żeby gosposia nie wypowiedziała mojego imienia. Wtedy Julie mogłaby mnie odesłać, a tak to jest szansa na to, że ona mnie po prostu wpuści.
- Tak jest, wejdź proszę.
Popchnęłam furtkę i chodnikiem doszłam do drzwi.
Wendy już je otworzyła. Pokazała mi gestem, żebym wchodziła.
- Witaj Alice! Dawno Cię nie widziałam. Co u ciebie słychać?
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. A ty? Dobrze się czujesz?
Wendy miała około 54 lat. Była bardzo miłą i ciepłą starszą panią. Chyba wszyscy ją lubili.
- Ja nawet bardzo dobrze. - uśmiechnęła się do mnie. - Julie! Masz gościa!
Po marmurowych schodach zbiegła Julie. Ubrana była w obcisłą sukienkę w niebieskie kwiatki. Jej blond włosy opadały na ramiona, a oczy błyszczały. Pomalowała się bardzo starannie, a paznokcie jej rąk i stóp błyszczały na niebiesko. Na nogach miała sandały na koturnie, bez palców, wiązane przy kostce.
Otworzyłam szeroko oczy.
Podniecenie które błyszczało w jej oczach zgasło, z chwilą gdy mnie zobaczyła.
- Cześć Julie - starałam się być bardzo miła.
- Witaj Alice - ona za to starała się być jak najbardziej szorstka. Niestety się jej to udało.
Wendy wycofała się do kuchni.
- Co ty tutaj robisz, Alice?
- Przyszłam z tobą porozmawiać. Chciałam Ci coś wytłumaczyć.
- To super. Przyszłaś, a teraz możesz już wyjść. - gdy to powiedziała, poczułam ukłucie w sercu. Jej słowa strasznie mnie zabolały.
Wzięłam płytki oddech.
- A czy tego właśnie chcesz? Chcesz, żebym wyszła i nigdy więcej nie wróciła?
Zobaczyłam w jej oczach łzy.
- Nie. Nie chcę tego - odpowiedziała łamiącym się głosem.
Zeszła ze schodów, na których wcześniej stała.
Podeszła do mnie.
- Ale jeśli zawsze mam być na drugim miejscu, to równie dobrze możesz sobie iść.
- Przepraszam - tylko tyle byłam w stanie wybełkotać.
- Przeprosiny przyjęte.
Objęłam ją ramieniem, a ona mnie. Nie wiem jak długo tak stałyśmy.
- Ale więcej nie chcę słyszeć o tym co się wczoraj działo, jasne?
- No, ale...
- Jasne? - przerwała mi.
- No dobrze.
Przytuliłyśmy się jeszcze raz i poszłyśmy na górę, a potem do późnego wieczora oglądałyśmy filmy. Świetnie się bawiłyśmy. Było zupełnie tak jak wcześniej. Zostałam u Julie na noc, a najlepsze było to, że od tamtej pory w ogóle nie myślałam o Justinie.
Tagi: opowiadanie
Zatrzymaj się! - krzyknęłam przerażona.
- Co się stało? - popatrzył na mnie ze strachem w oczach.
- Jaka ja jestem głupia!
- O co chodzi?
- Musisz się zatrzymać, albo zawrócić. Nie wiem!
- Alice! Czemu mam zawracać? Powiedz mi co się stało - przybrał surowszy ton. - Weź głęboki oddech, bo nie wiem o co chodzi.
Odetchnęłam. Spróbowałam się uspokoić.
- Alice? - spytał z troską.
Jeszcze jeden oddech.
- Zupełnie zapomniałam o mojej przyjaciółce! - wykrzyczałam.
Popatrzył na mnie z podniesionymi brwiami. Próbował się ze mnie nie śmiać.
Faktycznie zabrzmiało to głupio.
- Nie śmiej się! Zaraz po wyjściu z tunelu miałam do niej pójść, a ja ją zostawiłam. Zupełnie o niej zapomniałam! Teraz jest wściekła!
- To mam zawracać?
- Nie wiem! - krzyknęłam naprawdę głośno.
Teraz zauważyłam, że cały ten czas jechaliśmy. Justin był bardzo zręcznym kierowcą.
- Alice. Zadzwoń do niej.
- Ok.
-Alice! Ja cię chyba zamorduję! Czemu nie oddzwaniałaś? Nawet nie odpisałaś! Wiesz jak się o ciebie martwiłam? Gdzie jesteś? - krzyczała tak głośno, że byłam pewna, że Justin ją słyszy. - Wiesz kiedy miałyśmy się spotkać? Ponad godzinę temu. A kolejka w domu strachów jedzie przez 10 minut! Gdzie ty jesteś?!
Zachichotałam.
- Jak ci powiem to nie uwierzysz.
- Alice! Błagam.
- Możemy się spotkać na festynie?
Po drugiej stronie panowała cisza. W końcu odpowiedziała:
- Możemy. Ale najpierw mi powiedz gdzie jesteś.
Wzięłam głęboki oddech.
- W samochodzie.
- W jakim samochodzie?
- No więc...
- Tak? - była na mnie naprawdę zła.
- Siedzę w samochodzie Justina Biebera.
Chłopak na mnie popatrzył, lekko się uśmiechając.
- Alice, dałabyś już spokój. Nie chcesz mówić to nie mów. W ogóle nie musisz się do mnie odzywać.
- Julie, ale...
Rozłączyła się.
- No to mam przechlapane - powiedziałam.
- Głupio mi. To moja wina. Przepraszam, jakoś to odkręcę...
- Justin! Daj spokój...
Jak pomyślałam o tym co powiedział to zrobiło mi się trochę lepiej. Może Justin zaśpiewa dla Julie? Byłoby suuuper! I chyba by mi wybaczyła.
- No to jedziemy do Parku, tak? - spytał.
Westchnęłam.
- Tak, jedziemy.
Spojrzałam na zegarek w samochodzie. Była godzina 17:57.
Postanowiłam przeczytać wszystkie smsy.
"Czekam na ciebie", " Pośpiesz się, musimy zaraz jechać", "Alice!", "Martwię się o ciebie, gdzie jesteś?", "Czekam przy wyjściu", "Daj jakiś znak życia!", "Jeśli w ciągu 5 minut się nie odezwiesz to wracam do domu sama...", "Jestem w samochodzie, zaraz wyjeżdżam", "Masz ostatnią szansę Alice", "ALICE!", "Zabiję cię jak cię zobaczę", " Jak się spóźnimy, to masz przekichane...", "Alice! Gdzie ty do diabła jesteś?!"
- Jesteśmy - oznajmił.
Wysiadłam z samochodu.
Nadal lało.
- To gdzie teraz idziemy? -Spytałam, nie mając w zasięgu wzroku żadnego busa.
Zaśmiał się i wskazał mi kierunek.
- Na parking. Gdzieś to wszystko musi przecież stać - westchnął. - przychodzimy za późno.
- Za późno? - Popatrzyłam na zegarek. Była 18:10. No może trochę za późno.
- Musimy się pośpieszyć. Dziewczyny chyba mnie nie wpuszczą.
- Eeee, fanki?
- Tak. Możesz biec?
- Pewnie. Czemu miałabym nie móc?
Biegliśmy równolegle do siebie. Po krótkim czasie ujrzałam ogrodzony parking, na nim mnóstwo ludzi i przed nim również mnóstwo. Samych dziewczyn. Krzyczały i skakały. Przypomniał mi się koncert.
- No to teraz musimy wejść tak, żeby one nas nie rozszarpały.
- I ty teraz mi to mówisz?
- Dobra mam pomysł. Chodź - mówiąc to pociągnął mnie za sobą wzdłuż ogrodzenia, ale tak, żeby drzewa nas zakrywały. Nadal biegliśmy. Gdy znaleźliśmy się po drugiej stronie rozkrzyczanych dziewczyn, Justin zaczął wchodzić przez płot.
Bez namysłu zaczęłam się wspinać. Dopiero kiedy byłam już na górze zdałam sobie sprawę, że przy moim szczęściu to na sto procent spadnę. Justin właśnie zeskoczył.
Trudno, najwyżej się wywalę.
Skoczyłam.
Spadanie było bardzo przyjemne. Kiedy moje nogi dotknęły ziemi, zaczynałam lecieć do przodu. Zatrzymałam się jednak na czymś, ale to nie pomogło bo razem runęliśmy na ziemię.
- Przepraszam, strasznie przepraszam! - wychrypiałam.
Wstałam i pomogłam kobiecie wstać.
Otrzepała się z kamieni i popatrzyła na mnie surowo.
Była drobniutka, ale widać było, że jest pod trzydziestką. Miała brązowe włosy, do ramion.
Ubrana była w obcisłą, fioletową tunikę i błyszczące leginsy.
Patrzyła na mnie surowo.
- Co ty sobie wyobrażasz? - Spytała.
- Przepraszam, że panią przewróciłam.
- To tyle?
- Znaczy...
- Co ty tutaj robisz?
- Ja przyszłam z Justinem, zaprosił mnie.
- Oczywiście. - NIE WIERZYŁA MI!
- No tak. Nazywam się Alice. Alice Burns.
- No to super, ale to wcale nie tłumaczy tego co tu robisz, Alice. - moje imię powiedziała tak, jakby to było coś obrzydliwego.
- A gdzie jest Justin? Nie wiedzieliśmy jak wejść niezauważeni przez dziewczyny, więc przeszliśmy przez płot i dlatego na panią upadłam. Chwilę wcześniej go jeszcze widziałam...
- Te bajeczki to sobie daruj, dobrze dziewczynko? A teraz pójdziesz ze mną do bardzo miłego pana z ochrony.
- Ale proszę mnie wysłuchać!
- Ależ słucham.
- Proszę porozmawiać z Justinem, on pani wszystko powie!
- Oczywiście, że to zrobię.
Nie wierzyła mi, a ja jej. Zawołała barczystego faceta, o imieniu John. Odprowadził mnie do bramy i powiedział, żebym więcej nie próbowała takich numerów, bo nie będzie tak miło.
Czułam się jak idiotka.
Szłam mokrymi dróżkami w parku. Teraz już tylko mżyło, ale było mi zimno i nieprzyjemnie. Włosy miałam całe mokre, naciągnęłam na nie kaptur. Wracałam powoli.
Kiedy minęłam zaparkowane czarne auto, przyśpieszyłam kroku.
Musiałam dojść do stacji metra, co zajęło mi trochę czasu.
Wchodząc po schodach szurałam nogami.
Nie miałam na nic siły.
Po prostu rzuciłam się na łóżko.
- Co się stało? - popatrzył na mnie ze strachem w oczach.
- Jaka ja jestem głupia!
- O co chodzi?
- Musisz się zatrzymać, albo zawrócić. Nie wiem!
- Alice! Czemu mam zawracać? Powiedz mi co się stało - przybrał surowszy ton. - Weź głęboki oddech, bo nie wiem o co chodzi.
Odetchnęłam. Spróbowałam się uspokoić.
- Alice? - spytał z troską.
Jeszcze jeden oddech.
- Zupełnie zapomniałam o mojej przyjaciółce! - wykrzyczałam.
Popatrzył na mnie z podniesionymi brwiami. Próbował się ze mnie nie śmiać.
Faktycznie zabrzmiało to głupio.
- Nie śmiej się! Zaraz po wyjściu z tunelu miałam do niej pójść, a ja ją zostawiłam. Zupełnie o niej zapomniałam! Teraz jest wściekła!
- To mam zawracać?
- Nie wiem! - krzyknęłam naprawdę głośno.
Teraz zauważyłam, że cały ten czas jechaliśmy. Justin był bardzo zręcznym kierowcą.
- Alice. Zadzwoń do niej.
- Ok.
-Alice! Ja cię chyba zamorduję! Czemu nie oddzwaniałaś? Nawet nie odpisałaś! Wiesz jak się o ciebie martwiłam? Gdzie jesteś? - krzyczała tak głośno, że byłam pewna, że Justin ją słyszy. - Wiesz kiedy miałyśmy się spotkać? Ponad godzinę temu. A kolejka w domu strachów jedzie przez 10 minut! Gdzie ty jesteś?!
Zachichotałam.
- Jak ci powiem to nie uwierzysz.
- Alice! Błagam.
- Możemy się spotkać na festynie?
Po drugiej stronie panowała cisza. W końcu odpowiedziała:
- Możemy. Ale najpierw mi powiedz gdzie jesteś.
Wzięłam głęboki oddech.
- W samochodzie.
- W jakim samochodzie?
- No więc...
- Tak? - była na mnie naprawdę zła.
- Siedzę w samochodzie Justina Biebera.
Chłopak na mnie popatrzył, lekko się uśmiechając.
- Alice, dałabyś już spokój. Nie chcesz mówić to nie mów. W ogóle nie musisz się do mnie odzywać.
- Julie, ale...
Rozłączyła się.
- No to mam przechlapane - powiedziałam.
- Głupio mi. To moja wina. Przepraszam, jakoś to odkręcę...
- Justin! Daj spokój...
Jak pomyślałam o tym co powiedział to zrobiło mi się trochę lepiej. Może Justin zaśpiewa dla Julie? Byłoby suuuper! I chyba by mi wybaczyła.
- No to jedziemy do Parku, tak? - spytał.
Westchnęłam.
- Tak, jedziemy.
Spojrzałam na zegarek w samochodzie. Była godzina 17:57.
Postanowiłam przeczytać wszystkie smsy.
"Czekam na ciebie", " Pośpiesz się, musimy zaraz jechać", "Alice!", "Martwię się o ciebie, gdzie jesteś?", "Czekam przy wyjściu", "Daj jakiś znak życia!", "Jeśli w ciągu 5 minut się nie odezwiesz to wracam do domu sama...", "Jestem w samochodzie, zaraz wyjeżdżam", "Masz ostatnią szansę Alice", "ALICE!", "Zabiję cię jak cię zobaczę", " Jak się spóźnimy, to masz przekichane...", "Alice! Gdzie ty do diabła jesteś?!"
- Jesteśmy - oznajmił.
Wysiadłam z samochodu.
Nadal lało.
- To gdzie teraz idziemy? -Spytałam, nie mając w zasięgu wzroku żadnego busa.
Zaśmiał się i wskazał mi kierunek.
- Na parking. Gdzieś to wszystko musi przecież stać - westchnął. - przychodzimy za późno.
- Za późno? - Popatrzyłam na zegarek. Była 18:10. No może trochę za późno.
- Musimy się pośpieszyć. Dziewczyny chyba mnie nie wpuszczą.
- Eeee, fanki?
- Tak. Możesz biec?
- Pewnie. Czemu miałabym nie móc?
Biegliśmy równolegle do siebie. Po krótkim czasie ujrzałam ogrodzony parking, na nim mnóstwo ludzi i przed nim również mnóstwo. Samych dziewczyn. Krzyczały i skakały. Przypomniał mi się koncert.
- No to teraz musimy wejść tak, żeby one nas nie rozszarpały.
- I ty teraz mi to mówisz?
- Dobra mam pomysł. Chodź - mówiąc to pociągnął mnie za sobą wzdłuż ogrodzenia, ale tak, żeby drzewa nas zakrywały. Nadal biegliśmy. Gdy znaleźliśmy się po drugiej stronie rozkrzyczanych dziewczyn, Justin zaczął wchodzić przez płot.
Bez namysłu zaczęłam się wspinać. Dopiero kiedy byłam już na górze zdałam sobie sprawę, że przy moim szczęściu to na sto procent spadnę. Justin właśnie zeskoczył.
Trudno, najwyżej się wywalę.
Skoczyłam.
Spadanie było bardzo przyjemne. Kiedy moje nogi dotknęły ziemi, zaczynałam lecieć do przodu. Zatrzymałam się jednak na czymś, ale to nie pomogło bo razem runęliśmy na ziemię.
- Przepraszam, strasznie przepraszam! - wychrypiałam.
Wstałam i pomogłam kobiecie wstać.
Otrzepała się z kamieni i popatrzyła na mnie surowo.
Była drobniutka, ale widać było, że jest pod trzydziestką. Miała brązowe włosy, do ramion.
Ubrana była w obcisłą, fioletową tunikę i błyszczące leginsy.
Patrzyła na mnie surowo.
- Co ty sobie wyobrażasz? - Spytała.
- Przepraszam, że panią przewróciłam.
- To tyle?
- Znaczy...
- Co ty tutaj robisz?
- Ja przyszłam z Justinem, zaprosił mnie.
- Oczywiście. - NIE WIERZYŁA MI!
- No tak. Nazywam się Alice. Alice Burns.
- No to super, ale to wcale nie tłumaczy tego co tu robisz, Alice. - moje imię powiedziała tak, jakby to było coś obrzydliwego.
- A gdzie jest Justin? Nie wiedzieliśmy jak wejść niezauważeni przez dziewczyny, więc przeszliśmy przez płot i dlatego na panią upadłam. Chwilę wcześniej go jeszcze widziałam...
- Te bajeczki to sobie daruj, dobrze dziewczynko? A teraz pójdziesz ze mną do bardzo miłego pana z ochrony.
- Ale proszę mnie wysłuchać!
- Ależ słucham.
- Proszę porozmawiać z Justinem, on pani wszystko powie!
- Oczywiście, że to zrobię.
Nie wierzyła mi, a ja jej. Zawołała barczystego faceta, o imieniu John. Odprowadził mnie do bramy i powiedział, żebym więcej nie próbowała takich numerów, bo nie będzie tak miło.
Czułam się jak idiotka.
Szłam mokrymi dróżkami w parku. Teraz już tylko mżyło, ale było mi zimno i nieprzyjemnie. Włosy miałam całe mokre, naciągnęłam na nie kaptur. Wracałam powoli.
Kiedy minęłam zaparkowane czarne auto, przyśpieszyłam kroku.
Musiałam dojść do stacji metra, co zajęło mi trochę czasu.
Wchodząc po schodach szurałam nogami.
Nie miałam na nic siły.
Po prostu rzuciłam się na łóżko.
Tagi: opowiadanie
Nie byłam w stanie skupić się na tym przez co krzyczały dzieciaki z tyłu. Cały czas myślałam o siedzącym obok mnie Justinie.
I znowu. Gdyby Julie ze mną przyszła, to by go spotkała, a możliwe, że nawet by z nim siedziała.
Nie wiedziałam co zrobić. Nie chciałam udawać, że go lubię, ale jakoś nie mogłam też zostawić go tak po prostu. Może uda mi się go poznać z Julie. Tak jak chciała.
Postanowiłam, że przynajmniej będę udawać, że oglądam to wszystko w tunelu.
Od czasu do czasu miałam wrażenie, że chłopak mi się przygląda.
***
Wyjechaliśmy. Chciałam właśnie wysiąść, ale Justin złapał mnie za rękę.
Popatrzyłam na niego z niedowierzeniem.
- Co... ty... robisz? - spytałam.
- Pilnuję, żebyś się nie wywróciła. Gdybyś wtedy wysiadła, to zaliczyłabyś glebę - uśmiechnął się do mnie. A mi było głupio.
- Eeeh, dzięki.
- Nie ma za co.
Chłopak wysiadł i podszedł z drugiej strony do mnie. Podał mi rękę, żeby pomóc mi wyjść z wagonika. Między torami, a podestem była dziura. Mogłaby mi tam wpaść noga.
- Dzięki... Znowu.
- Nie ma sprawy.
Stanął naprzeciwko mnie i złapał się za głowę.
Ja schowałam ręce do kieszeni bluzy.
Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć.
- Eee, to co ty tu właściwie robisz? - spytałam.
Zaśmiał się.
- Mam tu dzisiaj koncert. Z tego co mi mówili, jest festyn.
- No tak - to było oczywiste, ale obchodziło mnie coś innego. - A nie powinieneś ćwiczyć, czy coś tego rodzaju? Nie boisz się fanek?
- Boję się i to jak - przewrócił oczami. - Ale bardzo dawno nie byłem w Wesołym Miasteczku. Pomyślałem, że to fajnie się tak wyrwać. Gdyby nie to, to właśnie siedziałbym w autobusie i grał w karty. Nic fajnego.
Przytaknęłam.
- Masz ochotę na watę cukrową? - spytał.
- Chętnie.
- To idziemy.
I poszliśmy.
Gdy już jedliśmy, mieliśmy pretekst, żeby za wiele nie gadać. Po prostu, nie wiedzieliśmy o czym.
- Opowiesz mi coś o sobie? - spytał wkońcu.
- Noo, dobrze. A co chcesz wiedzieć?
- Ile masz lat, gdzie mieszkasz, co lubisz robić. Po prostu mi o sobie opowiedz - znowu się uśmiechnął.
- Ok. No więc, mam 17 lat, mieszkam tu w Los Angeles. Mam prawo jazdy i lubię jeździć moim autem. Nie mam rodzeństwa i mieszkam z rodzicami. Gram trochę na pianinie, a moja najlepsza przyjaciółka ma na imię Julie. Napisałam do ciebie na Twitterze, żebyś ją follował, ale nie wiem czy to przeczytałeś. Jest twoją wielką fanką i dałaby wszystko, żeby Cię poznać.
Zdałam sobie sprawę, że miałam coś zrobić. Ale nie pamiętałam co.
- To może niech mnie pozna - mrugnął do mnie.
Te słowa dały mi do myślenia.
- Tak! Mam świetny pomysł. Słuchaj, ona ma urodziny w tą sobotę, może mógł byś przyjść i dla niej zaśpiewać? To byłaby super niespodzianka!
- Fajny pomysł. Ale ja nie wiem czy wtedy jeszcze będę w L.A.
- Och - mój entuzjazm wygasł tak szybko jak się pojawił.
- Postaram się. Napiszę do Ciebie na Twitterze. Ok?
- Spoko. Byłoby fajnie.
Zajęliśmy się jedzeniem.
- Wiesz która godzina? - spytał - Nie wiem ile mam jeszcze czasu, a nie wziąłem telefonu z busa.
- Jest 17:18 - oznajmiłam patrząc na zegarek.
- No to wiele czasu nam nie zostało. Koncert jest o 19, a ja muszę się jeszcze przygotować. Szkoda.
- Dlaczego?
- Bo nie rzucasz mi się na szyję i nie wrzeszczysz na cały głos, że jestem Justinem Bieberem.
- No tak.
Skończyliśmy jeść watę i szliśmy w stronę wyjścia.
Zaczęło padać.
Popatrzyłam w niebo. Zbierały się brzydkie fioletowe chmury. Zapowiadała się burza.
- No nie - westchnął. - Nie przyjdzie wiele ludzi jak będzie walić piorunami.
-To co teraz?
- Nie mam pojęcia. Muszę wrócić do busa po telefon. Scootera jeszcze nie ma. Poleciał do swojej dziewczyny do Atlanty, bo miała urodziny. Wrócą razem, jak koncert się już zacznie.
- A po co musisz do niego dzwonić? - Nie miałam pojęcia o kim on mówi.
- Bo możliwe, że koncert zostanie odwołany. Nic nie uzbierają, jeśli nikt nie przyjdzie. Wtedy trzeba będzie go przełożyć. No ale muszę tam wrócić. Chcesz pójść ze mną?
Popatrzył na mnie Spod czapki. Teraz była mokra i przykryta kapturem. Ciekła z niej woda. A jego oczy miały wyraz, który nazwałabym błagalnym.
- Chętnie. Nigdy nie byłam w środku czegoś takiego.
- To musimy pojechać do Parku Miejskiego.
Pobiegliśmy w stronę ulicy. Stał tam zaparkowany, czarny wóz. Otworzyłam szeroko oczy. Mimo, że deszcz bębnił o szyby, miałam wrażenie, że auto lśniło. Nigdy nie widziałam, czegoś takiego.
Justin wsiadł od strony kierowcy. Podbiegłam do drzwiczek dla pasażera. I wsiadłam. Auto pachniało nowością.
Odpalił silnik.
- Nie chciałabym ci zniszczyć auta - Popatrzył na mnie marszcząc brwi - jestem cała mokra.
- Oj się przejmujesz.
- A ty pozostajesz niewzruszony. Przecież to śliczne autko. Powinieneś o nie dbać.
- I dbam. Ale to chyba lepsze rozwiązanie niż iść w deszczu, nieprawdaż?
- Już nic nie mówię - uśmiechnęłam się pod nosem.
Jechaliśmy bardzo szybko, właściwie to było tak jakbyśmy płynęli.
Żadne z nas się nie odezwało. Ale nie była to niezręczna cisza, jak na początku naszej " znajomości ". Ja czułam, że jesteśmy do siebie przyjacielsko nastawieni. To było całkiem fajne. Bo nie był jakimś snobem, tak jak się tego spodziewałam. Był całkiem fajny.
Nie musiałam być jego fanką. I nią nie byłam. Ale on chyba to już zauważył. Ja go po prostu lubiłam. Czułam się przy nim dobrze, ale niczego od niego nie chciałam. Bylibyśmy dobrymi przyjaciółmi. Ja to tak odbierałam. I on chyba też.
- Twój telefon - powiedział.
- Co? - wyrwał mnie tymi słowami z zamyślenia. Nie zrozumiałam o co mu chodzi.
- Dostałaś smsa - zaśmiał się pod nosem. Powiedział coś jeszcze ale tak cicho, że nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam. Brzmiało to jak "naprawdę inna".
Wyjęłam telefon z kieszeni i odblokowałam go. I wtedy zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o czymś bardzo ważnym.
13 nieprzeczytany sms brzmiał : "Alice! gdzie ty do diabła jesteś?!".
------------------------------------------------------------------------------------------
Witam ponownie na moim blogu.
Podoba wam się ciąg dalszy historii? Jeśli tak to byłoby miło o tym poczytać : )
Pozdrawiam!
I znowu. Gdyby Julie ze mną przyszła, to by go spotkała, a możliwe, że nawet by z nim siedziała.
Nie wiedziałam co zrobić. Nie chciałam udawać, że go lubię, ale jakoś nie mogłam też zostawić go tak po prostu. Może uda mi się go poznać z Julie. Tak jak chciała.
Postanowiłam, że przynajmniej będę udawać, że oglądam to wszystko w tunelu.
Od czasu do czasu miałam wrażenie, że chłopak mi się przygląda.
***
Wyjechaliśmy. Chciałam właśnie wysiąść, ale Justin złapał mnie za rękę.
Popatrzyłam na niego z niedowierzeniem.
- Co... ty... robisz? - spytałam.
- Pilnuję, żebyś się nie wywróciła. Gdybyś wtedy wysiadła, to zaliczyłabyś glebę - uśmiechnął się do mnie. A mi było głupio.
- Eeeh, dzięki.
- Nie ma za co.
Chłopak wysiadł i podszedł z drugiej strony do mnie. Podał mi rękę, żeby pomóc mi wyjść z wagonika. Między torami, a podestem była dziura. Mogłaby mi tam wpaść noga.
- Dzięki... Znowu.
- Nie ma sprawy.
Stanął naprzeciwko mnie i złapał się za głowę.
Ja schowałam ręce do kieszeni bluzy.
Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć.
- Eee, to co ty tu właściwie robisz? - spytałam.
Zaśmiał się.
- Mam tu dzisiaj koncert. Z tego co mi mówili, jest festyn.
- No tak - to było oczywiste, ale obchodziło mnie coś innego. - A nie powinieneś ćwiczyć, czy coś tego rodzaju? Nie boisz się fanek?
- Boję się i to jak - przewrócił oczami. - Ale bardzo dawno nie byłem w Wesołym Miasteczku. Pomyślałem, że to fajnie się tak wyrwać. Gdyby nie to, to właśnie siedziałbym w autobusie i grał w karty. Nic fajnego.
Przytaknęłam.
- Masz ochotę na watę cukrową? - spytał.
- Chętnie.
- To idziemy.
I poszliśmy.
Gdy już jedliśmy, mieliśmy pretekst, żeby za wiele nie gadać. Po prostu, nie wiedzieliśmy o czym.
- Opowiesz mi coś o sobie? - spytał wkońcu.
- Noo, dobrze. A co chcesz wiedzieć?
- Ile masz lat, gdzie mieszkasz, co lubisz robić. Po prostu mi o sobie opowiedz - znowu się uśmiechnął.
- Ok. No więc, mam 17 lat, mieszkam tu w Los Angeles. Mam prawo jazdy i lubię jeździć moim autem. Nie mam rodzeństwa i mieszkam z rodzicami. Gram trochę na pianinie, a moja najlepsza przyjaciółka ma na imię Julie. Napisałam do ciebie na Twitterze, żebyś ją follował, ale nie wiem czy to przeczytałeś. Jest twoją wielką fanką i dałaby wszystko, żeby Cię poznać.
Zdałam sobie sprawę, że miałam coś zrobić. Ale nie pamiętałam co.
- To może niech mnie pozna - mrugnął do mnie.
Te słowa dały mi do myślenia.
- Tak! Mam świetny pomysł. Słuchaj, ona ma urodziny w tą sobotę, może mógł byś przyjść i dla niej zaśpiewać? To byłaby super niespodzianka!
- Fajny pomysł. Ale ja nie wiem czy wtedy jeszcze będę w L.A.
- Och - mój entuzjazm wygasł tak szybko jak się pojawił.
- Postaram się. Napiszę do Ciebie na Twitterze. Ok?
- Spoko. Byłoby fajnie.
Zajęliśmy się jedzeniem.
- Wiesz która godzina? - spytał - Nie wiem ile mam jeszcze czasu, a nie wziąłem telefonu z busa.
- Jest 17:18 - oznajmiłam patrząc na zegarek.
- No to wiele czasu nam nie zostało. Koncert jest o 19, a ja muszę się jeszcze przygotować. Szkoda.
- Dlaczego?
- Bo nie rzucasz mi się na szyję i nie wrzeszczysz na cały głos, że jestem Justinem Bieberem.
- No tak.
Skończyliśmy jeść watę i szliśmy w stronę wyjścia.
Zaczęło padać.
Popatrzyłam w niebo. Zbierały się brzydkie fioletowe chmury. Zapowiadała się burza.
- No nie - westchnął. - Nie przyjdzie wiele ludzi jak będzie walić piorunami.
-To co teraz?
- Nie mam pojęcia. Muszę wrócić do busa po telefon. Scootera jeszcze nie ma. Poleciał do swojej dziewczyny do Atlanty, bo miała urodziny. Wrócą razem, jak koncert się już zacznie.
- A po co musisz do niego dzwonić? - Nie miałam pojęcia o kim on mówi.
- Bo możliwe, że koncert zostanie odwołany. Nic nie uzbierają, jeśli nikt nie przyjdzie. Wtedy trzeba będzie go przełożyć. No ale muszę tam wrócić. Chcesz pójść ze mną?
Popatrzył na mnie Spod czapki. Teraz była mokra i przykryta kapturem. Ciekła z niej woda. A jego oczy miały wyraz, który nazwałabym błagalnym.
- Chętnie. Nigdy nie byłam w środku czegoś takiego.
- To musimy pojechać do Parku Miejskiego.
Pobiegliśmy w stronę ulicy. Stał tam zaparkowany, czarny wóz. Otworzyłam szeroko oczy. Mimo, że deszcz bębnił o szyby, miałam wrażenie, że auto lśniło. Nigdy nie widziałam, czegoś takiego.
Justin wsiadł od strony kierowcy. Podbiegłam do drzwiczek dla pasażera. I wsiadłam. Auto pachniało nowością.
Odpalił silnik.
- Nie chciałabym ci zniszczyć auta - Popatrzył na mnie marszcząc brwi - jestem cała mokra.
- Oj się przejmujesz.
- A ty pozostajesz niewzruszony. Przecież to śliczne autko. Powinieneś o nie dbać.
- I dbam. Ale to chyba lepsze rozwiązanie niż iść w deszczu, nieprawdaż?
- Już nic nie mówię - uśmiechnęłam się pod nosem.
Jechaliśmy bardzo szybko, właściwie to było tak jakbyśmy płynęli.
Żadne z nas się nie odezwało. Ale nie była to niezręczna cisza, jak na początku naszej " znajomości ". Ja czułam, że jesteśmy do siebie przyjacielsko nastawieni. To było całkiem fajne. Bo nie był jakimś snobem, tak jak się tego spodziewałam. Był całkiem fajny.
Nie musiałam być jego fanką. I nią nie byłam. Ale on chyba to już zauważył. Ja go po prostu lubiłam. Czułam się przy nim dobrze, ale niczego od niego nie chciałam. Bylibyśmy dobrymi przyjaciółmi. Ja to tak odbierałam. I on chyba też.
- Twój telefon - powiedział.
- Co? - wyrwał mnie tymi słowami z zamyślenia. Nie zrozumiałam o co mu chodzi.
- Dostałaś smsa - zaśmiał się pod nosem. Powiedział coś jeszcze ale tak cicho, że nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam. Brzmiało to jak "naprawdę inna".
Wyjęłam telefon z kieszeni i odblokowałam go. I wtedy zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o czymś bardzo ważnym.
13 nieprzeczytany sms brzmiał : "Alice! gdzie ty do diabła jesteś?!".
------------------------------------------------------------------------------------------
Witam ponownie na moim blogu.
Podoba wam się ciąg dalszy historii? Jeśli tak to byłoby miło o tym poczytać : )
Pozdrawiam!
Tagi: opowiadanie
Julie sterczała nade mną od 20 minut. Jadłam śniadanie, ledwo widząc co właściwie jem. Byłam padnięta.
- No proszę! Alice! Posłuchaj mnie. To będzie świetna zabawa. Najpierw pójdziemy do Wesołego Miasteczka i tam poczekamy na festyn. Ja tam po prostu muszę tam być! Alice! Wiesz jakie to dla mnie ważne. Proszęęęęę!
W Parku niedaleko mojego domu odbywał się festyn. Julie dzisiaj się dowiedziała, że odbędzie się koncert i zagrają tam sławne gwiazdy. Między innymi Justin Bieber. Akcja jest na rzecz jakiejś dużej fundacji.
- Ale dlaczego? Po co chcesz tam iść? Byłaś na jego koncercie wczoraj, a poza tym jeszcze z 4 razy wcześniej. Przecież nic tam się nie będzie działo.
- Oj będzie. Wystarczy, że on się tam pojawi.
- Julie. Błagam - powiedziałam błagalnym tonem - jestem strasznie zmęczona. Nie wyspałam się.
- No to trzeba cię rozbudzić.
Gdy to powiedziała. wyobraziłam sobie siebie całą mokrą i Julie która trzymała pusty dzbanek po soku. Ta wizja była naprawdę realna, więc wolałam się już nie sprzeczać.
- Jeśli zrobię Ci kawę to pójdziesz teraz się ubrać i umyć zęby?
- A czy mam wybór?
Uśmiechnęła się triumfalnie.
***
Po 20 minutach byłam już w samochodzie przyjaciółki. Miałam nadzieję, że nie będzie tak źle jak się zapowiadało.
- Byłaś na Twitterze? - spytałam
- Dzisiaj? Nie - odpowiedziała.
To słysząc odpaliłam w komórce internet.
- Ja muszę jeszcze podjechać do domu zmienić buty - skrzywiła się. - Te mnie strasznie obcierają. Nie wytrzymam w nich długo.
Miała na sobie turkusowe balerinki z kokardką. Wyglądały całkiem nieźle.
Spojrzałam na swoje wytarte trampki. Chyba trzeba sobie kupić coś nowego.
Julie zaparkowała pod swoim domem i wysiadła z samochodu. Ja w tym czasie włączyłam Twittera.
Od razu wpisałam "Justin Bieber". Ostatni wpis był godzinę temu. Brzmiał " Dzisiaj ciąg dalszy w L.A. Może was zaskoczę : ) Never Say Never ".
Spojrzałam na to co było pod tym postem. I mnie zatkało. @aliceburns " Dziękuję za miły wieczór ".
ON MNIE RETWEETOWAŁ!
Ale ja to pisałam do Julie! Pewnie każdy kto wiedział, że byłam na tym koncercie i na tej scenie pomyślałby, że to było do niego. No ale nie było!
Nie wiedziałam co mam zrobić. No ale musiałam coś sprawdzić. I tak jak myślałam. Follował mnie.
To chyba dobrze. Mogę do niego napisać, żeby Follował też Julie. Więc akceptowałam.
I zaczęłam pisać : Hej! Czy możesz też Follować @juliebrick? To moja przyjaciółka i bardzo jej na tym zależy ;).
Kliknęłam WYŚLIJ.
Julie wróciła do samochodu.
- I jak? Co tam w świecie słychać?
- Dla mnie nic specjalnego.
Popatrzyła na mnie wielkimi oczami.
- Co masz na myśli?
- Jak ci powiem to pewnie nie wyjedziemy.
- ALICE!
- No dobrze. Więc ten twój Justin - przewróciłam teatralnie oczami - Follował mnie i Retweetował mój wczorajszy post. Napisałam do niego wiadomość, żeby Ciebie również follował, bo jesteś jego wielką fanką - moja przyjaciółka zaczęła skakać w fotelu i piszczeć.
Ale ja teraz nie byłam pewna czy ma się z czego cieszyć. Przecież ten chłopak Followuje mnóstwo dziewczyn. Codziennie dostaje mnóstwo wiadomości. Jaka jest szansa, że odczyta akurat moją?
Nie chciałam jej zasmucić więc siedziałam cicho.
- Ty to masz szczęście! Naprawdę! Może mnie z nim poznasz na dzisiejszym koncercie.
Zaśmiałam się.
- To jak? Jedziemy?
- A może lepiej będzie jeśli pójdziemy na nogach? No wiesz wypadki chodzą po ludziach...
- Myślałam, że chcesz iść do Wesołego Miasteczka?
- Ważne, żeby zdążyć na koncert.
- Daj mi kluczyki - powiedziałam stanowczo.
- Co?
- Ja chcę mieć chociaż trochę frajdy z dzisiejszego dnia - uśmiechnęłam się - więc jedziemy do wesołego miasteczka.
Zaśmiała się po czym dała mi kluczyki i zamieniła się ze mną miejscem. Ruszyłyśmy i 10 minut później byłyśmy już na miejscu.
Chodziłyśmy na różne atrakcje, świetnie się przy tym bawiąc.
***
- Alice, ja już nie mogę - powiedziała moja przyjaciółka po tym jak wysiadłyśmy z kolejki górskiej. - Jest mi nie dobrze.
- To szkoda, bo chciałabym jeszcze pójść do tunelu strachów. Podobno jest naprawdę straszny.
- To idź, ja muszę usiąść i odetchnąć.
- A może na ciebie poczekam i pojedziemy razem?
- Niee. Ja już nie mogę wsiąść do żadnej kolejki.
- To szkoda.
- Będę siedzieć przy budce z lodami.
- Ok.
No i poszłam. Z łatwością znalazłam Dom strachów, ale ku mojej uciesze, było tam tylko paru ludzi. Patrząc na to z drugiej strony, to dobrze, bo jeśli ten tunel jest naprawdę taki straszny, to wolałabym nie być w środku sama.
Wagony były dwuosobowe, a samych wagoników było około 8.
Ustawiłam się do kolejki.
Gruby facet zaczął nas wpuszczać.
Z przodu ludzie byli ustawieni parami, potem z 3 osoby w pojedynkę, a potem ja.
Usłyszałam jakieś pokrzykiwania z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam grupkę dzieciaków, biegnących w stronę kolejki.
Super. Wygląda na to, że przez cały czas będą się tylko chichrać.
Kiedy odwróciłam się z powrotem w stronę kolejki, chłopak przede mną, też właśnie się odwracał. Mignęła mi tylko jego twarz.
Właśnie wsiadał do wagonika. A ja musiałam usiąść z nim.
Popatrzył na mnie spod czapki. Wyglądał znajomo.
Jego brwi powędrowały ku górze i się odwrócił.
Gruby facet wpuszczał pozostałe dzieci.
Miałam wrażenie, że chłopak obok mnie obserwuje.
Chciałam właśnie coś mu powiedzieć ale mnie uprzedził.
- Hej.
- Cześć.
- Czy my się znamy?
- Trudno powiedzieć. - odpowiedziałam. Gdyby nie ta czapka, to byłoby łatwiej.
Uśmiechnął się.
- Jak masz na imię? To może nam pomóc - powiedział.
- Jestem Alice - zamrugał, jakby coś mu wpadło do oka.
- Aha....
- A ty?
Chyba westchnął.
- Ja jestem Justin.
Spojrzałam na niego lekko zszokowana. Czy to jest możliwe? Że ten sam Justin co dzień wcześniej mnie przytulał na scenie, siedzi własnie obok mnie w wagoniku? Że też mnie pamięta? I że chyba też nie wie co ma powiedzieć lub zrobić? Patrzyłam na niego a on na mnie. W końcu powiedział :
- To chyba już wiemy skąd się znamy.
- Eeee
Zaśmiał się. Był to taki śmiech, który uznałam za bardzo melodyjny.
To był on. Obok mnie. Siedział. Ale czemu czułam się z tym tak nieswojo? Przecież nie byłam jego fanką. Spotkanie go, nie było moim marzeniem, nigdy. A już na pewno nie takie spotkanie, gdy mamy zaraz wjechać do tunelu strachów. Znowu na niego patrzyłam, a on na mnie.
Wagonik lekko się poruszył.
- No to jedziemy - Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam ten uśmiech.
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w chwili gdy otworzył usta, wjechaliśmy do tunelu.
- No proszę! Alice! Posłuchaj mnie. To będzie świetna zabawa. Najpierw pójdziemy do Wesołego Miasteczka i tam poczekamy na festyn. Ja tam po prostu muszę tam być! Alice! Wiesz jakie to dla mnie ważne. Proszęęęęę!
W Parku niedaleko mojego domu odbywał się festyn. Julie dzisiaj się dowiedziała, że odbędzie się koncert i zagrają tam sławne gwiazdy. Między innymi Justin Bieber. Akcja jest na rzecz jakiejś dużej fundacji.
- Ale dlaczego? Po co chcesz tam iść? Byłaś na jego koncercie wczoraj, a poza tym jeszcze z 4 razy wcześniej. Przecież nic tam się nie będzie działo.
- Oj będzie. Wystarczy, że on się tam pojawi.
- Julie. Błagam - powiedziałam błagalnym tonem - jestem strasznie zmęczona. Nie wyspałam się.
- No to trzeba cię rozbudzić.
Gdy to powiedziała. wyobraziłam sobie siebie całą mokrą i Julie która trzymała pusty dzbanek po soku. Ta wizja była naprawdę realna, więc wolałam się już nie sprzeczać.
- Jeśli zrobię Ci kawę to pójdziesz teraz się ubrać i umyć zęby?
- A czy mam wybór?
Uśmiechnęła się triumfalnie.
***
Po 20 minutach byłam już w samochodzie przyjaciółki. Miałam nadzieję, że nie będzie tak źle jak się zapowiadało.
- Byłaś na Twitterze? - spytałam
- Dzisiaj? Nie - odpowiedziała.
To słysząc odpaliłam w komórce internet.
- Ja muszę jeszcze podjechać do domu zmienić buty - skrzywiła się. - Te mnie strasznie obcierają. Nie wytrzymam w nich długo.
Miała na sobie turkusowe balerinki z kokardką. Wyglądały całkiem nieźle.
Spojrzałam na swoje wytarte trampki. Chyba trzeba sobie kupić coś nowego.
Julie zaparkowała pod swoim domem i wysiadła z samochodu. Ja w tym czasie włączyłam Twittera.
Od razu wpisałam "Justin Bieber". Ostatni wpis był godzinę temu. Brzmiał " Dzisiaj ciąg dalszy w L.A. Może was zaskoczę : ) Never Say Never ".
Spojrzałam na to co było pod tym postem. I mnie zatkało. @aliceburns " Dziękuję za miły wieczór ".
ON MNIE RETWEETOWAŁ!
Ale ja to pisałam do Julie! Pewnie każdy kto wiedział, że byłam na tym koncercie i na tej scenie pomyślałby, że to było do niego. No ale nie było!
Nie wiedziałam co mam zrobić. No ale musiałam coś sprawdzić. I tak jak myślałam. Follował mnie.
To chyba dobrze. Mogę do niego napisać, żeby Follował też Julie. Więc akceptowałam.
I zaczęłam pisać : Hej! Czy możesz też Follować @juliebrick? To moja przyjaciółka i bardzo jej na tym zależy ;).
Kliknęłam WYŚLIJ.
Julie wróciła do samochodu.
- I jak? Co tam w świecie słychać?
- Dla mnie nic specjalnego.
Popatrzyła na mnie wielkimi oczami.
- Co masz na myśli?
- Jak ci powiem to pewnie nie wyjedziemy.
- ALICE!
- No dobrze. Więc ten twój Justin - przewróciłam teatralnie oczami - Follował mnie i Retweetował mój wczorajszy post. Napisałam do niego wiadomość, żeby Ciebie również follował, bo jesteś jego wielką fanką - moja przyjaciółka zaczęła skakać w fotelu i piszczeć.
Ale ja teraz nie byłam pewna czy ma się z czego cieszyć. Przecież ten chłopak Followuje mnóstwo dziewczyn. Codziennie dostaje mnóstwo wiadomości. Jaka jest szansa, że odczyta akurat moją?
Nie chciałam jej zasmucić więc siedziałam cicho.
- Ty to masz szczęście! Naprawdę! Może mnie z nim poznasz na dzisiejszym koncercie.
Zaśmiałam się.
- To jak? Jedziemy?
- A może lepiej będzie jeśli pójdziemy na nogach? No wiesz wypadki chodzą po ludziach...
- Myślałam, że chcesz iść do Wesołego Miasteczka?
- Ważne, żeby zdążyć na koncert.
- Daj mi kluczyki - powiedziałam stanowczo.
- Co?
- Ja chcę mieć chociaż trochę frajdy z dzisiejszego dnia - uśmiechnęłam się - więc jedziemy do wesołego miasteczka.
Zaśmiała się po czym dała mi kluczyki i zamieniła się ze mną miejscem. Ruszyłyśmy i 10 minut później byłyśmy już na miejscu.
Chodziłyśmy na różne atrakcje, świetnie się przy tym bawiąc.
***
- Alice, ja już nie mogę - powiedziała moja przyjaciółka po tym jak wysiadłyśmy z kolejki górskiej. - Jest mi nie dobrze.
- To szkoda, bo chciałabym jeszcze pójść do tunelu strachów. Podobno jest naprawdę straszny.
- To idź, ja muszę usiąść i odetchnąć.
- A może na ciebie poczekam i pojedziemy razem?
- Niee. Ja już nie mogę wsiąść do żadnej kolejki.
- To szkoda.
- Będę siedzieć przy budce z lodami.
- Ok.
No i poszłam. Z łatwością znalazłam Dom strachów, ale ku mojej uciesze, było tam tylko paru ludzi. Patrząc na to z drugiej strony, to dobrze, bo jeśli ten tunel jest naprawdę taki straszny, to wolałabym nie być w środku sama.
Wagony były dwuosobowe, a samych wagoników było około 8.
Ustawiłam się do kolejki.
Gruby facet zaczął nas wpuszczać.
Z przodu ludzie byli ustawieni parami, potem z 3 osoby w pojedynkę, a potem ja.
Usłyszałam jakieś pokrzykiwania z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam grupkę dzieciaków, biegnących w stronę kolejki.
Super. Wygląda na to, że przez cały czas będą się tylko chichrać.
Kiedy odwróciłam się z powrotem w stronę kolejki, chłopak przede mną, też właśnie się odwracał. Mignęła mi tylko jego twarz.
Właśnie wsiadał do wagonika. A ja musiałam usiąść z nim.
Popatrzył na mnie spod czapki. Wyglądał znajomo.
Jego brwi powędrowały ku górze i się odwrócił.
Gruby facet wpuszczał pozostałe dzieci.
Miałam wrażenie, że chłopak obok mnie obserwuje.
Chciałam właśnie coś mu powiedzieć ale mnie uprzedził.
- Hej.
- Cześć.
- Czy my się znamy?
- Trudno powiedzieć. - odpowiedziałam. Gdyby nie ta czapka, to byłoby łatwiej.
Uśmiechnął się.
- Jak masz na imię? To może nam pomóc - powiedział.
- Jestem Alice - zamrugał, jakby coś mu wpadło do oka.
- Aha....
- A ty?
Chyba westchnął.
- Ja jestem Justin.
Spojrzałam na niego lekko zszokowana. Czy to jest możliwe? Że ten sam Justin co dzień wcześniej mnie przytulał na scenie, siedzi własnie obok mnie w wagoniku? Że też mnie pamięta? I że chyba też nie wie co ma powiedzieć lub zrobić? Patrzyłam na niego a on na mnie. W końcu powiedział :
- To chyba już wiemy skąd się znamy.
- Eeee
Zaśmiał się. Był to taki śmiech, który uznałam za bardzo melodyjny.
To był on. Obok mnie. Siedział. Ale czemu czułam się z tym tak nieswojo? Przecież nie byłam jego fanką. Spotkanie go, nie było moim marzeniem, nigdy. A już na pewno nie takie spotkanie, gdy mamy zaraz wjechać do tunelu strachów. Znowu na niego patrzyłam, a on na mnie.
Wagonik lekko się poruszył.
- No to jedziemy - Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam ten uśmiech.
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w chwili gdy otworzył usta, wjechaliśmy do tunelu.
Tagi: opowiadanie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz