wtorek, 20 sierpnia 2013

Wiadmości od Roba nadchodziły ze wszystkich stron.
Pisał smsy - nie wiem skąd miał mój numer, pisał na tweeterze, facebooku, aż nie mogłam się doczekać, kiedy wyśle mi prawdziwy list.
Oddziaływało to także na Selenie. Nie było chwili, żeby zostawiła mnie samą. Została u mnie nawet na noc.
Nie powiem, żebym czuła się z tym komfortowo. Kiedy wchodziłam do łazienki, miałam wrażenie, jakby stała pod nią i nasłuchiwała czy oddycham.
- Dość - wrzasnęłam nagle, przerywając jej paplaninę, której nawet nie słuchałam - Idę do niego.
- Nie! Co ty robisz! - podniosła się gwałtownie z podłogi, na której siedziała.
- Raczej co TY robisz?
- Nie rozumiem - spuściła wzrok.
- Traktujesz mnie jak dziecko! Mam dość! Gdybym wiedziała, że tak ma to wyglądać, wolałabym, żebyś pojechała z nim do tego cholernego Seattle!
- Atlanty - poprawiła mnie.
- Jeden pies - mruknęłam zniesmaczona.
Umilkłyśmy. Selena zapatrzyła się w ścianę i gorączkowo nad czymś myślała. Wypuściła ze świstem powietrze.
- Skoro tego chcesz - spojrzała na mnie. - Skoro tego chcesz, to chyba faktycznie powinnam do niego pojechać.
Podniosła się z miejsca i poprawiła fioletową koszulkę bez rękawów.
- Naprawdę do niego pojedziesz? - spytałam z niedowierzeniem.
- A co mam zrobić? Sprzedaję dom, nie mam na razie gdzie zostać... Polecę do niego i może odwiedzę rodziców.
Dotarło do mnie, że nigdy nie interesowałam się jej sprawami. Takimi prywatnymi. Chyba byłam przekonana, że jeśli byłoby coś ważnego, to sama by mi o tym powiedziała. Co ze mnie za przyjaciółka?
Sel myślała chyba, że nie chcę już nic powiedzieć, więc tylko pokiwała głową i zwróciła się do drzwi.
- Czekaj! - złapałam ją za rękę.
Zdziwiła się trochę, ale nie zaprotestowała.
- Byłam... złą przyjaciółką. Pozwalałam sobie myśleć, że co by się nie stało, to mnie nie zostawisz i z tym przeholowałam. Tyle dla mnie zrobiłaś, a ja nigdy nie zainteresowałam się tobą bardziej... Strasznie mi głupio. Przepraszam.
Obserwowałam jak ze zdumienia otwierają jej się oczy.
- Naprawdę tak myślisz? Że jesteś złą przyjaciółką?
Pokiwałam głową.
- Może... Może obie powinnyśmy pojechać? Żeby przypomnieć sobie jak to było na początku? Przecież... to tam się poznałyśmy. A może nawet odzyskasz pamięć? Co jeśli to nasz klucz do sukcesu? - Wbijała we mnie wzrok i paznokcie.
- Ale mama...
- Poradzi sobie. Nie przejmuj się tak wszystkimi dookoła. Pomyśl o sobie. Niedługo kończą się wakacje! Przecież nie możesz przez ten czas siedzieć w domu! Na pewno się zgodzi! Więc?
Powoli zaczynałam się uśmiechać. Chciałam tego, bardziej niż czegokolwiek.
- Jasne, że chcę!
Objęłam ją z całej siły, a ona odwzajemniła uścisk.
Zaczęłyśmy się śmiać.
- Pogadaj z mamą, a ja załatwię nam bilety.
- Jak to, już?
- A na co czekać? - uśmiechnęła się.
Pocałowała mnie w policzek i wybiegła z pokoju. Chwilę później trzasnęły drzwi wejściowe.
- Mamo? - zawołałam.
- Na dole! - odpowiedziała.
Zbiegłam po schodach i weszłam do kuchni.
- Co robisz? - spytałam, obserwując jak czyta jakieś dokumenty.
- Nowa umowa - mruknęła i upiła łyk kawy.
- Mogę cię o coś spytać? - usiadłam na przeciwko niej.
- Jasne. - Oderwała wzrok od kartki, którą trzymała.
- Bo Selena chce polecieć do Atlanty i poprosiła, żebym poleciała razem z nią.
- Do Atlanty? To drugi koniec kraju!
- Wiem, ale Justina nagrywa tam płytę...
- To o to chodzi? O niego?
- Nie... Ale przed rozpoczęciem szkoły, fajnie byłoby gdzieś pojechać, a że on musi pracować, to może można by pojechać właśnie do niego? Z Seleną oczywiście.
- No nie wiem...
- Mamuś, proszę. Wiem, że ostatnio nie spisywałam się najlepiej, ale postaram się to naprawić. Tylko pozwól mi jechać. To prawdopodobnie ostatnia okazja, żeby go spotkać.
- A nie przyjaźnicie się?
- No tak, ale...
- Więc na pewno nie ostatnia. Ale rozumiem, że w czasie szkoły nie będziesz mieć tyle czasu, co teraz... Niech będzie. Zgadzam się.
- Naprawdę?
- Tak, o ile nie będę Cię musiała szukać policją - zaśmiała się.
- Dziękuję! Dziękuję, dziękuję!
Podbiegłam do niej i bardzo mocno ją przytuliłam.
Poklepała mnie po plecach.
- Selena pojechała po bilety...
- Już?
Uśmiechnęłam się.
- A zresztą - machnęła ręką. - Przecież każdy potrzebuje odrobiny szaleństwa!
Tagi: 54
10.03.2012 o godz. 21:47
AliceWrites
Następnego dnia uświadomiłam sobie jak mało czasu pozostało do końca wakacji.
Ściskał mnie żołądek na myśl, że istnieje możliwość, że nie zobaczę już Justina. To się chyba nazywa "wakacyjna miłość", czy coś.
Dręczyła mnie również inna myśl.
Co jeśli niejaki Russel okazał się chłopakiem, o którym mówił Robert? Jeśli to z nim właśnie Rob zastał Spencer? Tak, czy siak było mi go szkoda.
Pomimo sprzeczki postanowiłam, że gdy tylko go spotkam, zagadam do niego jakby nigdy nic. Był ode mnie o te dwa lata starszy, ale czułam, że naprawdę mi ufa. Albo raczej ufał, do feralnego wieczoru.
Nie musiałam długo czekać, na upragnioną rozmowę.
Pogrążona w zamyśleniu przerzucałam mechanicznie kartki kolorowego pisemka, które zabrałam ze stołu, gdy wychodziłam z Seleną na plażę.
- Alice! Ileż można?
- Hmm? - wyrwałam się z transu i spojrzałam na przyjaciółkę.
- Co robisz? - spytała sarkastycznie.
- Czytam - wzruszyłam ramionami.
Przekrzywiła głowę na bok i uniosła brwi. Kiedy zauważyła, że nadal nie wiem o co jej chodzi, westchnęła cicho i zabrała ode mnie magazyn.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie preferuję czytania do góry nogami. - powiedziała obracając gazetę.
- Oh - wyrwało mi się. Czułam, że się czerwienię.
- O co chodzi? - spytała spuszczając z tonu.
- Zamyśliłam się - przygryzłam wargę.
- O czym myślisz? - Zaciekawiła się. - Albo raczej, o kim? - uśmiechnęła się spod okularów.
- O nikim.
- Alice! - uderzyła mnie gazetą, którą nadal trzymała.
- No dobrze... Myślę o końcu wakacji.
- Serio? - zdziwiła się.
Powiedziałabym jej więcej, gdyby nie nagły szok.
Oto przede mną, z wody wychodził właśnie Robert. W ręku trzymał deskę surfingową, a obok niego stała jakaś opalona dziewczyna w kusym, czerwonym stroju kąpielowym, trzymając swoją deskę.
Usta same mi się otworzyły.
- Pieprzony kobieciarz! - nie wytrzymałam.
Chociaż uważałam go tylko za przyjaciela, głęboko dotknęło mnie to, że dwa dni wcześniej, chciał mnie pocałować, a teraz nakręca jakąś kolejną dziewczynę.
Poczułam na sobie wzrok Seleny.
W jej oczach zobaczyłam przerażenie, strach i lęk.
- Co? - sapnęłam.
- To Robert?
Zdziwiło mnie, że pamięta jeszcze jego imię, ale pokiwałam głową.
- Znasz ją? - spytała.
- Nie... Chyba nie jest z naszej szkoły.
Pewności nie miałam. Chodziło do nas zbyt wielu uczniów, żebym mogła ocenić to na sto procent.
Podniosłam się z ziemi.
- Co ty robisz? - syknęła moja przyjaciółka. - A jeśli coś Ci zrobi?
- Daj spokój, nie jest taki.
Wiedziałam, że tym ją zamknę.
- Alice - szepnęła.
- Trzeba było reagować, kiedy nie było za późno.
Wiedziałam, że jestem wredna. Ale musiałam do niego pójść i mu wygarnąć. To był najlepszy argument, bo Selena nie chciała nikomu nic powiedzieć.
Mi wystarczyło, że Robert się przyznał. Chociaż chyba oczywistą rzeczą było, że chciałabym odzyskać pamięć.
Obserwowałam tylko, jak dziewczyna zaciska szczękę.
Ruszyłam przed siebie.
Im bardziej się zbliżyłam, tym więcej słyszałam śmiechów.
Stali do mnie tyłem, Dziewczyna wycierała włosy, a Robert właśnie rzucał na piasek ręcznik.
Zauważył, że ktoś idzie i spojrzał w moją stronę.
- Zaraz wracam - szepnął do dziewczyny i podszedł w moim kierunku.
Ciemnowłosa przestała się uśmiechać i spojrzała na mnie z wrogością. Zabierałam jej zabawkę.
- Cześć - powiedział, gdy się do mnie zbliżył.
- Kolejną już naciągasz? - darowałam sobie przywitanie.
Zaśmiał się.
- Nie.
- To co to jest? - spytałam.
- To? - spytał i odwrócił się w stronę dziewczyny. - To jest moja siostra Ellie.
- Oh - wyrwało mi się.
- A co myślałaś?
- Oj, już przestań. Nie wiedziałam, że masz siostrę
- Mieszka z matką w Jacksonville.
- Przepraszam... Głupio wyszło.
- Nie przepraszaj. Rozumiem, o co Ci chodzi. I... przepraszam za tą imprezę...
- Jest w porządku - zapewniłam.
- To dobrze. Tęsknię za tobą.
Zmieszało mnie to wyznanie.
- Rob... Ja bardzo Cię lubię. I też za tobą tęsknię, ale...
- To niczego nie zmienia. Rozumiem. Nie musisz mi się tłumaczyć. Leć do Justina. Na pewno ma dla ciebie czas.
- Przestań. To zupełnie coś innego. Próbuję poznać moich przyjaciół od nowa. Nie pamiętam ich.
- W takim razie, pewnie nie byli warci tej przyjaźni.
- Co? - Nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam.
- Alice, posłuchaj...
- Nie, to ty mnie posłuchaj. Nie masz prawa obrażać moich przyjaciół, jasne? Znaczą dla mnie dużo więcej, niż Ci się wydaje i nie pozwolę Ci źle o nich mówić. Zawdzięczam im wszystko, co mam. Tobie zawdzięczam jedno i nie jestem z tego powodu bynajmniej szczęśliwa.
- Wiesz, że nie chciałem. - zmieszał się.
- Wiem. I ci to wybaczyłam. Ale nie zgadzam się z tym co powiedziałeś.
- Wszystko w porządku? - podeszła do nas Selena.
- Tak - odpowiedziałam.
- Alice - szepnął Rob i złapał mnie za rękę. - Nie zostawiaj mnie.
- Muszę już iść - spojrzałam w bok.
- Musimy już iść - poprawiła mnie przyjaciółka i złapała za ramię.
- Nie odpuszczę - zwrócił się do mnie. - Zapłacę za swoje grzechy.
- To może idź to robić gdzieś indziej? - spytała sarkastycznie Selena i pociągnęła mnie za sobą.
- Nie odwracaj się - syknęła do mnie, gdy oddaliłyśmy od wody.
- Nie chciałam tego - zapewniłam, wsiadając do auta.
- Czemu zawsze ładujesz się w kłopoty? - spytała.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
Jakaś część odłamała się ode mnie. To chyba oznaczało koniec przyjaźni z Robertem.
Chociaż bardzo się starałam, nie udało mi się nie pomyśleć, że to wszystko wina Seleny.
Nigdy nie byłam na nią tak wściekła.
------------------------------------------------------------
Przepraszam, za ten rozdział.
Liczę na to, że mimo tego, że jest nieudany, nie zostawicie mnie i dacie mi szansę się poprawić.
Kocham.
Tagi: 53
03.03.2012 o godz. 10:58
AliceWrites
Nie wyrobię się z rozdziałem, który chciałam dodać dzisiaj. Nie mam jeszcze nic napisane, a dzień powoli dobiega końca. Bardzo was przepraszam, jeśli was zawiodłam.
Trochę mnie to wszystko przerasta.
Dziękuję wszystkim tym, którzy nadal tutaj są.
<3
Tagi: przepraszam
29.02.2012 o godz. 20:26
AliceWrites
Nagle wszystko się przejaśniło i byłam prawie pewna, że nie zatoczę się, gdy spróbuję się podnieść.
To było dziwne. Bardzo dziwne.
Przestałam się trząść i po prostu usiadłam na krześle.
Rodzice obserwowali mnie, z szeroko otwartymi oczami.
- Co? - spytałam.
- Dzwoń po karetkę - szepnęła mama.
- Nie widzisz, że już wszystko z nią dobrze? - sapnął zirytowany tata.
- Nie, jest w porządku - zapewniłam.
Mama złapała mnie za czoło i ukucnęła obok mojej nogi.
Jej palce przyjemnie mnie ochłodziły. Poczułam dreszcz na plecach.
- Co się stało, córeczko? - spytała. Była zupełnie blada i drżała jej szczęka. Zawsze tak wyglądała w stresie.
- To... Nie wiem. Zobaczyłam telefon i smsa... To co powiedziałaś.
Chociaż było to chyba niemożliwe, zbladła jeszcze bardziej.
- Pokazałaś jej to? - wybuchnął - w przeciwieństwie do mojej rodzicielki - cały czerwony ojciec.
Mama przygryzła wargę.
- Jesteś okropna! Jak możesz tak ją traktować? Kto to dla ciebie jest? I ty chcesz mnie pouczać o tym jak być rodzicem, kiedy sama mieszasz w nasze kłopoty córkę!
- Odpuść - syknęła matka.
- Nie, Abby, to koniec. - Zająknął się - Odchodzę. Mam dość tego wszystkiego.
- Już dawno odszedłeś. Od dawna nie masz dla nas żadnego znaczenia - odpowiedziała mama, patrząc w dół, cały czas kucając przy moim boku.
Umilkliśmy.
- Alice - szepnął tata.
Spojrzałam w jego oczy.
- Nie chcę stracić z tobą kontaktu - powiedział,próbując się uspokoić.
- Ja też - czułam w gardle wielką kluchę, której nie mogłam przełknąć.
Pokiwał powoli głową i wyszedł.
Tak po prostu. Nic więcej nie mówiąc.
Wciągnęłam ze świstem powietrze.
- Już, kochanie - powiedziała mama, przysuwając sobie krzesło obok mojego i obejmując mnie ramieniem.
- Tak musiało być - stwierdziłam.
Mama spojrzała mi w oczy. W jej dostrzegłam ból i cierpienie.
- Naprawdę tak myślisz? - spytała z nutką nadziei w głosie.
Pokiwałam głową.
- Inaczej tak by się nie stało.
Uśmiechnęła się smutno i złapała mnie za rękę.
- Jesteś bardzo mądra, wiesz? Pamiętaj, że możesz mi o wszystkim powiedzieć. Zawsze. Cokolwiek by się działo.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Wiem - szepnęłam.
Cieszyłam się, że mamy to wszystko już za sobą.

Mama postanowiła nie wracać do tematu telefonu, ani w o ogóle do dzisiejszego poranka. Tak było... lepiej.
Zanim zdążyłam wziąć prysznic i zrobić wszystko to, czego potrzebuje nastolatka po przebudzeniu, zrobiło się już niemal południe.
Właśnie wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Pierwsza myśl jaka mi się nasunęła, to oczywiście ojciec. Kiedyś musiał przecież przyjść, chociaż nie spodziewałam się tego tak szybko.
Słysząc jak w łazience, do której weszła mama leje się woda, zbiegłam po schodach na dół i podeszłam do drzwi.
Kiedy już je otworzyłam, poczułam wielką ulgę.
- Czy mogę zająć pani trochę czasu? - powiedziała powstrzymując śmiech Selena. Spuściła okulary słoneczne na czubek nosa, a potem uśmiechnęła się szeroko, nie mogąc już dłużej powstrzymać chichotu.
- Chodź tu - zawołałam i ją przytuliłam.
Później przyjrzałem jej się dokładniej.
Miała na sobie jeansowe, jasne szorty, luźną, białą koszulkę z flagą Wielkiej Brytanii i czarne sandałki z koralikami. Oprócz tego jeszcze milion bransoletek na lewej ręce i wielki pierścionek z czarnym kamieniem.
- Co? - spytała przez śmiech.
- Nic - wzruszyłam ramionami. - Jak gala?
Wpuściłam ją do środka i wskazałam ręką kuchnię.
Weszła, odgarniając do tyłu długie, lśniące i kręcone włosy.
W moich wytartych trampkach, t-shircie w paski i czarnych szortach wyglądałam przy niej beznadziejnie. No, ale chyba musiałam przywyknąć do tego, że moja przyjaciółka jest gwiazdą i musi wyglądać dobrze na każdym kroku.
- Szkoda gadać - wyznała. Musiała minąć chwila, żebym przypomniała sobie, że zadałam jej pytanie.
- Czemu? - podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej sok pomarańczowy.
- Nie lubię kłamać. Źle mi z tym.
Usiadłam na przeciwko niej i podałam jej zaparowaną szklaneczkę.
- Jesteś aktorką - miałam nadzieję, że się nie pomyliłam.
- Owszem. Ale to coś innego, to jest... zabawa. A czuję się źle, musząc udawać, że chodzę z kumplem.
- Ale wychodzi Ci to świetnie! Na gali w ogóle nie dałaś nic po sobie poznać.
Przełknęłam głośno ślinę. W pamięci utknęła mi scena pocałunku Seleny i Justina.
- Oglądałaś? - zdziwiła się.
Potrząsnęłam głową.
- Nie wszystko. Miałam... problemy.
- Coś się stało? - przyglądała mi się uważnie.
Westchnęłam.
- Rodzice się rozstali.
- Oh - wyrwało jej się. - Przykro mi.
- Nie trzeba. Nie jest mi z tym źle. Od dawna byłam na to gotowa... chociaż o tym nie myślałam. Chyba, że nie pamiętam, że o tym myślałam.
Nastąpiła cisza.
- Selena... Mogę Cię o coś spytać?
- O wszystko - uśmiechnęła się z zainteresowaniem.
Zaczęłam stukać palcami o blat.
- Wal - zaśmiała się.
- Znasz Russela? - wypaliłam.
Przez ułamek sekundy zobaczyłam na jej twarzy napięcie. Zmieniło się to tak szybko, że zastanawiałam się, czy to nie moja wyobraźnia płata mi figle.
- Russela?
- Nie wiem, czemu pytam. Wydawało mi się, że... ale nie ważne.
- A kto to? - spytała drętwo.
- Spotkałam go wczoraj, a potem miałam taką wizję... I jestem pewna, że ma na imię Russel.
- Wizję? - uniosła wydepilowaną brew do góry.
Westchnęłam.
- Nie umiem tego nazwać. Poczułam ukłucie w głowie, takie przeraźliwe a potem go zobaczyłam.
- Alice?
- Tak wiem, to co mówię jest śmieszne, ale to prawda!
Spojrzała na blat. Obserwowałam jak jej skupione oczy wpatrują się w jeden punkt. W końcu podniosła wzrok i spojrzała mi w oczy.
- Wierzę Ci.
Uśmiechnęłam się, a ona odpowiedziała raczej grymasem, chociaż starała się to ukryć.
Coś było na rzeczy. Jeżeli było coś, co przede mną ukrywała, to byłam pewna, że nie spocznę, dopóki nie dowiem się o co chodzi.
-----------------------------------------------------------
Kochane czytelniczki!
Jak wam się podoba rozdział?
Planuję założyć konto na Facebooku dla Alice, ale niestety próbuję od kilku dni, a za każdym razem natykam się na "błąd". Zapewne robią jakieś zmiany itd., a przez to my nie możemy nic ;P Jak wam się podoba pomysł? Bo mi bardzo!
To chyba tyle na dziś. Postaram się dodać jeszcze jeden rozdział w tym miesiącu, gdyby nie wyszło, to bardzo was przepraszam, ale tyle nauki co teraz, to nie miałam chyba nigdy -.-
Dziękuję, że wciąż tu jesteście!
Tagi: 52
26.02.2012 o godz. 12:15
AliceWrites
Życzę wszystkim dużo miłości i ciepła, z okazji Walentynek!
Jestem co prawda jedną z osób które obchodzą dzień singla, więc życzę wszystkim którzy tak jak ja nie mają jeszcze swojej drugiej połówki, aby każdy następny dzień był dla nich udany
:D

Moc uścisków dla czytelników! ;*
Tagi: walentynki
14.02.2012 o godz. 17:22
AliceWrites
Zdyszana dobiegłam do drzwi.
Zaczęłam się z nimi szarpać, uprzytomniwszy sobie po chwili, że klucze mam przecież w torebce.
Odetchnęłam i po kilku sekundach dostałam się wreszcie do środka.
Wbiegłam do salonu, po czym włączyłam telewizor i odrzuciłam gdzieś w kąt buty.
Śpiewała Katy Perry, jakąś piosenkę, która kiedyś obiła mi się o uszy, ale tytułu nie pamiętałam.
- Alice? - usłyszałam lekko zachrypnięty głos mamy.
- Jestem tutaj! - zawołałam.
Po chwili weszła do pokoju. Jej blond włosy były trochę rozczochrane, a zielona koszulka lekko wymięta. Na nogach miała stare, szerokie spodnie od dresu i różowe skarpetki w misie. Wyglądała na zmęczoną i niewyspaną.
- Czemu tak wcześnie? - spytała, siadając obok mnie na kanapie.
- Trochę mi się nudziło - skłamałam, chcąc ukryć prawdziwy powód.
- Okej... - udała, że akceptuje moją wersję. Znała mnie za dobrze. - Tak sobie pomyślałam... Nie spędzamy ostatnio dużo czasu razem, więc może chciałabyś pogadać?
- Jasne - zgodziłam się.
Mama wyciągnęła do przodu splecione dłonie i cicho jęknęła.
Przypatrzyłam się jej długim, zgrabnym palcom i paznokciom, które delikatnie mówiąc wymagały wizyty w salonie kosmetycznym.
Przyjrzałam się im jeszcze raz. Połączyłam ze sobą fakty. I po prostu musiałam zadać to pytanie.
- Mamo, gdzie jest tata? - spytałam, a głos mi zadrżał.
Przygryzła wargę.
- Kochanie, to jedna z rzeczy, o których chciałabym porozmawiać.
Spojrzała mi w oczy, a po chwili zaczęła mówić dalej.
- Zanim byłaś w szpitalu, z tatą trochę się sprzeczaliśmy. Oprócz tego właściwie nie rozmawialiśmy ze sobą. I potem... No cóż, oddalamy się od siebie. Chciałabym, żebyś wiedziała, że cokolwiek się stanie, zawsze możesz się do mnie zwrócić. Wiem, że to boli, ale... To chyba koniec.
Chociaż tak bardzo bałam się odpowiedzi mamy, w środku czułam, że to powie. Nie wiedziałam skąd.
- Mamo?
- Tak skarbie?
- To moja wina? To przez tą trasę, prawda?
- Ależ skąd! Nie wolno Ci tak mówić!
Objęła mnie ramieniem, a ja poczułam się znacznie lepiej. Teraz byłam gotowa. Gotowa na to, żeby się rozpłakać.

Łzy szybko przestały lecieć. I chociaż zmuszałam się, żeby myśleć o tych dobrych chwilach spędzonych z tatą, to wiedziałam, że nie mam o co walczyć. Nigdy nie łączyła mnie z tatą więź. Nigdy.
Zupełnie zapomniałam o rozmowie prowadzonej z mamą, kiedy usłyszałam ten głos. Ten męski, wspaniały głos dobiegający z telewizora. Od razu się podniosłam i chociaż było to nie stosowne, dałam głośniej dźwięk.
Poczułam na sobie uważne spojrzenie matki. Kątem oka dostrzegłam, że ona też zaczęła oglądać show.
Justin odbierał właśnie jakąś nagrodę. Wziął mikrofon od prowadzącej i zaczął mówić.
Wow. Ja... Nie wiem co powiedzieć - zaśmiał się -Dziękuję wam, kochani! To dzięki wam jestem tu, gdzie jestem. Dziękuję wszystkim Beliebers i mojej rodzinie i - zamilkł na chwile, po czym spuścił wzrok - i wszystkim którzy zawsze mnie wspierają. Wiecie, że was kocham. Never Say Never! - zawołał i podniósł statuetkę do góry.
Potem prowadząca zaczęła coś mówić, a kamera powędrowała, za Justinem na jego miejsce. Selena, która siedziała obok niego, wstała, przytuliła go i się pocałowali. W usta. Bardzo, bardzo czule. I bardzo, bardzo, bardzo miałam ochotę coś uderzyć.
Westchnęłam.
- Zależy Ci na nim, co? - mama wyrwała mnie z zamyślenia.
- Przepraszam - powiedziałam i ściszyłam telewizor.
- Nie masz za co - uśmiechnęła się. - Ale Selena... Nie lubisz jej?
- Czemu miałabym jej nie lubić?
Mama uśmiechnęła się pod nosem.
- Tak tylko myślałam.
Siedziałyśmy przed telewizorem, rozmawiając ze sobą otwarcie i śmiejąc się bardzo często. Właściwie to zachowywałyśmy się tak, jakby rodzice mieli się nie rozstawać.
I chociaż się sobie dziwiłam, to zupełnie się tym nie przejmowałam.

Zasnęłam na kanapie, razem z moją mamą i mimo tego, że często się budziłam, to nie miałam ochoty się stamtąd ruszyć.
Jedynym minusem był uciążliwy ból pleców, ale stwierdziłam, że po prostu muszę to rozchodzić.
Rano mama już krzątała się po kuchni, z której dochodził zapach jajecznicy. Uśmiechnęłam się i powoli otworzyłam oczy. Podniosłam się z kanapy i wyszłam na korytarz. Zatrzymałam się przed wejściem.
- Myślę, że tak będzie dla niej najlepiej - usłyszałam głos mamy.
- Nic więcej nie mówiła? - spytał tata
- Nie wiem dlaczego tak się uparłeś. Mówiłam Ci, że lepiej powiedzieć jej wspólnie. Chociaż to i tak bez różnicy,bo się tym nie przejęła.
- W ogóle?
Schowałam się za ścianą i przysłuchiwałam rozmowie.
- W ogóle - odpowiedziała mama oschle.
- No cóż... To chyba dobrze?
- Dobrze? - wybuchnęła moja rodzicielka. - To znaczy, że się nią nie opiekowaliśmy! Ulżyło jej, że nie musi się już z nami męczyć.
- Jest prawie dorosła... Może po prostu nie chciała pokazać jak ją to boli?
- Nie powiedziałam,że nie płakała... Ale i tak, gdy tylko pojawił się Justin, od razu przestała i wróciła do oglądania telewizji.
- To mój gwóźdź do trumny.
- Co?
- Ten chłopak. Od niego się zaczęło. I teraz on jest ważniejszy dla niej niż jej ojciec! - tata walnął pięścią w stół.
- Słucham? - zadrwiła mama- Teraz przejmujesz się swoją córeczką? Poza tym, David ona nic nie pamięta.
- Ta trasa tak ją rozpuściła... - kontynuował.
- Jak możesz tak mówić? Jest już praktycznie dorosła i ma prawo decydować o tym z kim się spotyka.
- Słucham?! - huknął tata. - Póki mieszka pod moim dachem, nie ma prawa o tym decydować!
- Cicho! Obudzisz ją.
Usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła i tupot kroków na posadzce. Uciekłam na palcach do salonu, po czym postarałam się wyglądać na zmęczoną i podeszłam wolnym krokiem do kuchni. Ręką złapałam się za włosy i odgarnęłam je do tyłu.
- Cześć - mruknęłam, bojąc się spojrzeć im w oczy.
- Cześć skarbie - powiedziała mama, uśmiechając się przesłodko.
- Jak się spało? - spytał niezgrabnie tata, marszcząc brwi.
- W porządku - odpowiedziałam po chwili.
Zgarbił się i mruknął pod nosem coś w stylu "to dobrze".
Usiadłam przy stole, a miejsce na przeciwko mnie zajęła mama. Po chwili dosiadł się do nas mój ojciec.
- Musimy porozmawiać - zaczął.
Pokiwałam głową. Zaczęłam bawić się pierścionkiem, którego nie zdjęłam po wczorajszej imprezie.
- Mama z tobą rozmawiała, prawda?
Znowu pokiwałam głową.
- W takim razie mam nadzieję, że rozumiesz... I wiesz, że to nie jest niczyja wina... Tak po prostu wyszło.
Spojrzałam na niego. Patrzyłam tak długo, aż odwrócił wzrok.
- Wyszło?
- Alice - mama wyciągnęła rękę i dotknęła mojego przedramienia.
- Tylko odpowiedzcie na jedno pytanie. - spojrzałam po nich i upewniwszy się, że żadne z nich nie zaprzecza kontynuowałam - Czy któreś z was, kogoś ma? - postanowiłam być doszczętną zołzą, która nie powstrzyma się od uzyskania odpowiedzi.
Popatrzyli po sobie.
- Powiedziałbym raczej, że nie dogadujemy się w najważniejszych sprawach.
Mama parsknęła zirytowana.
- Serio? Nie dogadujemy się w najważniejszych sprawach? Czyli co? Znudziłam ci się?
- Abby! Jak możesz?
- Tak? Jak ja mogę? Czyli co, tylko wydaje mi się, że mnie zdradzałeś? Serio?
- Słucham?
- To z kim pisałeś? Kto na ciebie czekał? Co? Powiedz mi, skoro nie masz nic do ukrycia!
Patrzyłam na nich. Oboje tak się zdenerwowali, że aż wstali z krzeseł. Miałam wrażenie, że zaraz dorwą się sobie do gardeł.
- Tak! - tata był cały czerwony - Tak! Czytaj moje wiadomości! Czytaj wiadomości prawnika i narzekaj, że nie rozumiesz ich sensu! Ty całe życie siedzisz w jednym miejscu! W ogóle się nie rozwijasz! Udajesz, że umiesz pomóc innym z ich problemami, a sama nie radzisz sobie z własnymi!
- Posuwasz się za daleko... I co jest niezrozumiałego w tekście "przychodź szybko, nie mogę się już doczekać?"!
Nagle przed oczami pojawił mi się telefon komórkowy. Oczywiście w przenośni. Widziałam jak go trzymam i czytam treść smsa. Dokładnie to co powiedziała przed chwilą mama.
Chwyciłam się za głowę, czując przeraźliwy ból. Spadłam z krzesła, na podłogę. Musiałam krzyknąć, bo mama od razu się przy mnie znalazła.
- Alice? Alice! Co Ci jest? Słyszysz mnie?
Nie czułam się na siłach, żeby odpowiedzieć.
Nagle "wizję" telefonu przerwała kolejna. Był w niej chłopak.
O matko.
Chociaż nie pamiętałam skąd go znam, byłam pewna 2 rzeczy.
Po pierwsze, to właśnie on był na imprezie u Iana.
A po drugie - co mnie zszokowało - byłam pewna, pewna w stu procentach, że chłopak ma na imię Russel.
------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo zajęło mi napisanie tego rozdziału. Nie wiem,czy mi wyszedł... Mam wątpliwości.
Mam nadzieję, że nadal tu jesteście i będziecie kontynuować czytanie.
Kocham! <3
Tagi: 51
14.02.2012 o godz. 17:15
AliceWrites
Nie skończyło się na jednej piosence.
Tańczyliśmy nawet do tej, do której tańczyliśmy w klubie. A ja świetnie się bawiłam.
Muzyka zwolniła, a pary wokół nas zaczęły się do siebie przytulać.
Spojrzałam na Roberta, kiedy on spojrzał na mnie.
- Mogę? - spytał.
Pokiwałam głową i splotłam dłonie na jego szyi.
- I jak się bawisz?
- Dobrze - odpowiedziałam szczerze. - Skąd znasz Iana?
Zastanowił się.
- Nie znam.
- To co tutaj robisz?
- Oj, Alice, jestem pewien, że nie zna połowy osób z tych które przyszły.
Pokiwałam głową. Coś w tym było.
- Mówiłem Ci jak pięknie dzisiaj wyglądasz?
Zaczerwieniłam się.
- Chyba nie.
- Mój błąd. Pięknie wyglądasz.
Zaśmiałam się nerwowo.
- Wcale nie...
- A patrzyłaś w lustro?
Spojrzałam w jego oczy. Pierwszą rzeczą którą w nich zobaczyłam, było moje odbicie. Dziwne.
- Znowu palnąłem gafę. Przecież ty zawsze pięknie wyglądasz.
- Przestań - syknęłam - to nie jest prawda.
Umilkł.
- Wiem, że nie jestem nim, ale daj mi szansę. Nie chcesz, to nie będę nic mówić. Chcę, żebyś była szczęśliwa i czuła się dobrze w moim towarzystwie.
Mówił to tak pewnie, że aż się zastanowiłam, czy wcześniej myślał nad tym co powiedzieć. Potrząsnęłam głową.
- Spencer tutaj jest - zmieniłam temat.
Panował nad swoją twarzą, ale poczułam jak jego mięśnie się napięły.
- Naprawdę? - mówił tak, jakby to go nie obchodziło, ale w jego oczach widziałam ciekawość.
- Zastanawiam się... Czy to dziecko...
- Nie. Znaczy... Tak nie powinno być.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że rozstaliśmy się dużo wcześniej. Wiem, że miała kogoś na boku. Dlatego zerwałem.
- A wiesz kogo?
Zacisnął szczękę.
- To nie istotne.
- Czyli wiesz, ale nie chcesz powiedzieć?
- To nie tak. Ona oszukała wszystkich. Według niej spotykaliśmy się dwa tygodnie, a tak naprawdę wyglądało to zupełnie inaczej. - Wziął głęboki oddech. - Ale nie chcę Cię zanudzać.
- Nie zanudzasz - zapewniłam.
Piosenka się skończyła, a on na mnie popatrzył. Trzymał mnie za nadgarstki i delikatnie machał moimi rękami.
- Chodź - rzucił i odszedł w stronę oczka wodnego, na granicach posesji.
Ruszyłam za nim.
Długo żadne z nas nie zabierało głosu. W końcu Robert oparł się ręką o drzewo, które stało obok wody i zaczął mówić.
- Poznałem ją tutaj dwa lata temu. Jej brat Ben był moim najlepszym kumplem. Wbiliśmy się na imprezę, którą zrobiła siostra tego całego Iana. Wtedy okazało się, że Spence też tutaj jest. Ben był wściekły. Wydarł się na nią, bo przecież miała tylko 13 lat. Wtedy ją poznałem. Strasznie mi się spodobała. Nie wiedziałem czemu, to chyba ten jej wojowniczy charakter tak na mnie zadziałał. I chociaż wiedziałem, że nie powinienem się z nią spotykać, to robiłem to po kryjomu. Nie chciałem wkurzyć Bena, który strasznie szalał na punkcie swojej małej siostrzyczki. Tylko, że nie wiedział jakie z niej ziółko. Ja też nie wiedziałem.
- Czyli spotykałeś się z nią za plecami Bena? - przerwałam.
Zrobił minę, jakby zapomniał, że go słucham.
- Tak. Ale to dopiero później. Zaczęło się kiedy przyszedłem do nich do domu, chyba rok później, a okazało się, że Bena nie ma. Właściwie to już o niej zapomiałem. Nie miałam z nią żadnego kontaktu, więc musiałem odpuścić. Kiedy przyszedłem, Spence chciała "umilić" mi czas. Tak powiedziała. Więc poszliśmy do niej i zaczęliśmy gadać. Okazało się, że ma urodziny. I zaprosiła mnie na imprezę. Ale najpierw powiedziała " Wiem, co możesz mi dać". A ja szalałem na jej punkcie, więc zgodziłem się na wszystko.
Ben nas nakrył, kiedy któregoś dnia odprowadzałem ją do domu. Od tamtej pory ze mną nie gada.
Wtedy stwierdziłem, że musimy skończyć nasz związek. Bardzo się wkurzyła. Zaczęła mnie nachodzić. A ja znowu do niej wróciłem. Potem już wiedziałem, że ona... Nie traktuje mnie poważnie. To była dla niej zabawa, wiesz - ze straszym facetem. Czytałem jej smsy do koleżanek. Przez to się dowiedziałem o co naprawdę jej chodzi. Kiedy przyszedłem do niej następnego dnia, żeby zerwać, dostałem kolejny powód, żeby to zrobić. Chyba jej nie wystarczałem i musiała sobie kogoś znaleźć.
Kilka miesięcy po rozstaniu znowu do mnie przyszła i powiedziała, że jest w ciąży. Ale nie było nic widać. Kompletnie nic. Od tamtej pory dokładnie liczyłem czas do jej porodu. Chyba 8 i pół miesiąca. A nie byliśmy razem dłużej niż ten pozostały miesiąc. Więc to nie ja jestem ojcem.
- A kto jest?
- Naprawdę, to nie jest istotne.
- Ale widziałeś go? Tego chłopaka?
Pokiwał głową.
- To czemu nie chcesz powiedzieć?
Kiedy otworzył buzię, podbiegła do nas jakaś dziewczyna. Nie widziałam jej twarzy, bo miała ubraną czapkę z daszkiem, poza tym skierowała się prosto do Roberta. No i było ciemno.
Robert zmarszczył czoło.
- Co tutaj robisz? - spytał.
- Przyszłam się przywitać. I liczyłam na choć trochę entuzjazmu z twojej strony. Tak dawno się nie widzieliśmy.
O. Mój. Boże.
- Już naciągasz kolejną?
Odwróciła się, a ja obserwowałam jak jej buzia się otwiera.
- Już rozumiem dlaczego tak się wkurzałaś gdy z nim byłam. Ty po prostu byłaś zazdrosna!
Julie, ubrana w skórzaną, obcisłą sukienkę, ledwo zakrywającą jej majtki patrzyła na mnie i uśmiechała się drwiąco.
- Co? - spytałam. Chociaż spodziewałam się, że po prstu stało się to zanim straciłam pamięć.
- No tak - udawanym gestem puknęła się w czoło - Nie pamiętasz! Tak samo jak tego, że to właśnie przez niego tak jest.
Robert zmrużył oczy ze złości.
- Przestań tak mówić.
- Bo co? Przywalisz mi?
- Przestań. Najlepiej stąd idź.
Julie przestała się uśmiechać.
- Pożałujesz tego. Zobaczysz. - syknęła.
- Julie - spróbowałam ją zatrzymać.
- Coś ci powiem. Nie pamiętasz tego, jak mnie ostrzegałaś. I... Żałuję, że wtedy cię nie posłuchałam. Bo teraz jest już za późno, żeby naprawić... pewne sprawy. - Umilkła na chwilę i uśmiechnęła się do swoich wspomnień, co według mnie zupełnie nie pasowało do tego co mówiła. - Chociaż teraz cię nienawidzę, to wiedz, że kiedyś, kiedy byłaś moją najlepszą przyjaciółką, nie było chłopaka którego kochałabym bardziej niż ciebie. Powoli zaczynam przywykać do tego, że już tak nie będzie. Chociaż... Może nie wszystko stracone. Nienawidzę Cię, bo jesteś lepsza niż ja. Szanujesz się i to sprawia, że ludzie szanują ciebie. Też bym tak chciała, ale mnie już ktoś wykorzystał. Straciłam całą siłę, która kiedyś pozwalała mi walczyć o szczęście i... miłość. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie jestem taka jak kiedyś. Pewne sprawy się zmieniły. O 180 stopni.
Słuchałam jej ze zdziwieniem. Nie sądziłam, że ona jest w stanie coś takiego powiedzieć. A kiedy nasze oczy się spotkały, dostrzegłam w nich prawdziwy ból i smutek. Zrobiło mi się jej żal.
Złapała moją rękę i ją ścisnęła. A potem ku mojemu pełnemu zaskoczeniu, pochyliła się i pocałowała mnie w policzek. Zdziwiło mnie to. Nawet bardzo. Sama powiedziała przecież, że mnie nienawidzi.
Obdarzyła mnie jeszcze szybkim spojrzeniem i odeszła. A ja, nie wiedziałam co mam zrobić.
Bezwiednie położyłam dłoń na policzku.
- Wow - powiedział Robert. Zupełnie o nim zapomniałam.
- To... Było dziwne.
Przytaknął.
- Muszę ją znaleźć - powiedziałam i zwróciłam się w stronę, w którą odeszła Julie.
- Nie! Stój! - krzyknął i złapał mnie za łokcie.
Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
Przełknęłam ślinę.
- Muszę - szepnęłam i odwróciłam wzrok.
- Alice... Tak... Tak mi przykro, za to co się stało.
Nie umiałam tego skomentować. Przecież już wcześniej Julie mi mówiła, o tym co mi zrobił.
Zadrżałam.
Złapał mnie za podbródek.
- Proszę.
- O co mnie prosisz? - spytałam.
Zbiłam go z tropu.
- Żałuję wielu rzeczy, które zrobiłem w swoim życiu. Żałuję tego, że byłem ze Spencer, tego, że nie słuchałem Bena i tego jak bardzo skrzywdziłem Julie. Ale żadna z tych rzeczy nie jest równa temu, jak bardzo żałuję, że zrobiłem to, co zrobiłem tobie.
- Czyli to prawda.
- Tak. Niestety. Nienawidzę siebie za to.
- Dlaczego? - spytałam po chwili.
Zaśmiał się nerwowo.
- Wiesz, że jesteś jedyną osobą, której opowiedziałem o sprawie Spencer? Jesteś jedyną osobą w moim życiu, której ufam.
Zaczął powoli zbliżać twarz do mojej.
Rękę położyłam na jego torsie.
- Tak się zastanawiam - powiedziałam, kiedy nasze usta dzieliły dosłownie milimetry - ilu dziewczynom już to mówiłeś.
Odepchnęłam go i przeszłam pod jego ręką, którą opierał się o drzewo.
Zaśmiał się nerwowo i spuścił głowę.
Nie przerywając marszu ruszyłam w stronę domu.
- Coś... się stało? - dopiero teraz zauważyłam, że stoję obok Mike'a.
- Nic - warknęłam.
Podszedł do mnie powoli.
- Mi możesz powiedzieć - zapewnił.
- Wiem - wymusiłam u siebie uśmiech, ale wyszedł mi bardziej grymas.
Skrzywił się lekko.
- Ale i tak nie powiesz - stwierdził.
Wzięłam głęboki oddech.
- To nie jest coś o czym chciałabym mówić. W ogóle.
Pokiwał powoli głową.
- A jak tam ten... no... Justin?
- O czym mówisz? - spytałam zbita z tropu.
- A nic, tak tylko...
Wolałam nie drążyć tematu.
Odwróciłam się z powrotem w stronę domu.
- Gdzie idziesz? - spytał. Czy nie mógł po prostu mnie nie zauważyć?
- Do domu. Źle się czuję - skłamałam.
Weszłam do środka domu Iana, aby wyjść tak jak weszłam.
Kiedy przechodziłam przez salon, kątem oka na ścianie dostrzegłam zegar. Była dopiero 22.
Zwolniłam kroku.
22...
- Cholera - zaklęłam pod nosem i najszybciej jak mogłam pobiegłam w stronę drzwi.
Rozpędzona, przez przypadek wpadłam na szafkę stojącą przy drzwiach wyjściowych. Przy samych drzwiach stała całująca się para. Kiedy wpadłam na stolik, spadł z niego plastikowy kubek z czymś do picia, a nieszczęście sprawiło, że napój rozlał się na spódnice tej dziewczyny.
Schyliłam się po kubek.
- Strasznie przepraszam, ja...
Przerwałam, gdy mój wzrok padł na - teraz mokrą - spódnicę. Widziałam ją już dzisiaj. Widziałem te nogi. A potem zobaczyłam twarz Spencer.
Tylko, że nie to mnie tak zszokowało.
Raczej chłopak, stojący obok. Wyglądał tak znajomo...
- To ty Iris? - spytał.
Nie chciało mi się go poprawiać, nie miałam na to nawet czasu.
Pokiwałam tylko głową i wybiegłam przez drzwi.
- Ej, stój! - zawołał za mną.
Odwróciłam się jeszcze, żeby na niego spojrzeć.
Nie słuchał Spencer, która teraz nawijała o swojej plamie, która na pewno nie zejdzie. Patrzył na mnie i szyderczo się uśmiechał.
Czułam, że dzisiejszej nocy rozwiąże się sen, który kilka dni temu bezustannie mnie nawiedzał.
Tagi: 50
27.01.2012 o godz. 20:53
AliceWrites
- Mamo? - zawołałam wchodząc po schodach.
- Jestem w łazience!
Mama stała przy pralce i wyjmowała pranie.
- Coś się stało? Wyglądasz na... pobudzoną.
- Bo dzisiaj jest ta impreza u Iana...
- O nie! - przerwała mi.
- Czemu nie?
- Bo ostatnio nie wróciłaś do domu i nie chciałaś się przyznać, pamiętasz?
- Tylko dlatego, bo on jest sławny...
- Ale nie chciałaś powiedzieć.
- Myślałam, że nie mogę - zaparłam się.
- A jednak.
Umilkłyśmy na chwilę.
Mama przerwała wyciąganie prania i oparła się biodrami o pralkę.
- Mamo... Proszę. Będę z Mikiem i Zackiem. Wszystko będzie w porządku. Wrócę do domu, a ta impreza... tylko raz tam byłam.
Z niechęcią wspominałam tamten wieczór.
Trzy lata temu. Ja założyłam jeansy i cekinową bluzkę. Za to Julie z toną makijażu, w krótkiej cekinowej sukience i szpilkach odstawiła się nie do poznania. Ale miałyśmy 14 lat! Właściwie to świetnie się bawiłam. Ale wtedy pojawił się pierwszy na poważnie chłopak Julie - James. Uchlała się z nim tak, że potem przez trzy dni nie wstawała z łóżka. Ja byłam ostrożniejsza.
Nie licząc tego, że przy wychodzeniu z imprezy Julie wyrzygała się Ianowi na buty, to właściwie było całkiem fajnie. Ale potem nie mogłam tam przyjść ze względu na przyjaciółkę, której rodzice odmawiali tylko w tym jednym przypadku. Nie mogła iść do Iana.
- Też o niej myślisz? - wyrwała mnie z zamyślenia mama.
Pokiwałam głową.
- Więc już rozumiesz?
- Nigdy nie byłam taka jak ona. Zawsze uważałam, a teraz proszę cię tylko o zaufanie. Tylko raz nie mogłam powiedzieć ci prawdy, bo nawet nie wiedziałam, że wiesz, że znam Justina! Nie sądziłam, że mogę powiedzieć. Idę z przyjaciółmi. I wrócę. Dobrze?
Myślałam, że już nie odpowie.
- Dobrze - powiedziała.
- Dziękuję! - krzyknęłam i ją przytuliłam.
Weszłam do swojego pokoju. Tylko w co by się tutaj ubrać?
***
Wzięłam głębszy oddech.
- No to jazda - szepnęłam sama do siebie i wyciągnęłam z kosmetyczki maskarę.
Długo nie mogłam się zdecydować, czy faktycznie się pomaluję. Miałam 17 lat, ale i tak czułam się nieswojo w mocniejszym makijażu.
Dlatego - idąc z samą sobą na kompromis - postawiłam na trzy rzeczy: kredkę, maskarę i błyszczyk
Rozpuściłam włosy i ostatni raz spojrzałam w lustro.
Cały dzień spędziłam w swoim pokoju i dopasowywałam elementy ubioru. Wiedziałam, że inne dziewczyny i tak będą wyglądać o niebo lepiej niż ja, ale postanowiłam zaryzykować.
Ubrałam zieloną sukienkę na ramiączkach, sięgającą trochę powyżej kolan a na nią nałożyłam czarny sweter, który w talii przewiązałam czarnym paskiem. Do tego założyłam czarne szpilki.
Wyszłam z domu i na nogach - ćwicząc poruszanie się bez potykania - skierowałam się w stronę domu Iana. Na szczęście nie był daleko, więc nie musiałam się ewentualnie martwić tym, że nie mam jak wrócić.
Razem z grupką odpicowanych dziewczyn weszłam do środka. Nie miałam przy nich szans zrobić większego wrażenia na kimkolwiek. Ale czemu mnie to w ogóle obchodziło?
- Hej! - podeszłam do gospodarza.
- Wow! Alice... To ty?
- Oj przestań! - uderzyłam go delikatnie ręką w ramię i zaśmiałam się razem z nim.
- Dawno Cię tutaj nie było - stwierdził.
- No wiesz... Okoliczności mi nie sprzyjały.
Przytaknął.
- No to mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech i weszłam do ogrodu.
- Hej! - przywitałam się z chłopakami.
- Ładnie wyglądasz - powiedział Mike.
- Hej, Alice - przerwał Zack - Zatańczysz ze mną?
- Oczywiście - zaśmiałam się - ale później - dodałam, a on udawał zawiedzionego.
Powoli impreza się rozkręcała, zrobiło się ciemniej i wszyscy świetnie się bawili. Z Zackiem tańczyłam niezliczoną ilość razy i kiedy szliśmy w stronę baru, żeby odsapnąć zobaczyłam Mike'a.
- Czemu nie tańczysz? - spytałam.
- Nie mam z kim - przyznał.
- Tu jest tyle ładnych dziewczyn, a ty nie masz z kim tańczyć?
- Najładniejszą już zająłeś - mruknął, a mi zrobiło się głupio. Do tego na pewno byłam cała czerwona.
- Zobacz, tam jest Spencer! Jak ja jej dawno nie widziałem!
Odwróciłam się we wskazanym kierunku.
Faktycznie tam stała.
Spencer - krótkowłosa brunetka, zaniedbana z pewnością z powodu dziecka. Tak, właśnie. Urodziła dziecko. I to dziecko najprawdopodobniej było Roberta, ale ten się do tego nie przyznał.
- Nie wygląda najlepiej - stwierdził Mike.
- Oj przestańcie! - wykrzyknęłam.
Chociaż po części była to prawda. Tłuste włosy, niedokładny makijaż i owłosienie na nogach, doskonale widoczne, bo ubrała krótką spódniczkę.
Spojrzała na mnie, a ja nieznacznie pokiwałam głową na przywitanie.
Patrzyła na mnie przez chwilę, a potem się odwróciła.
- Pewnie słyszała - mruknęłam.
- Patrz kto jeszcze przyszedł - dodał Mike swoim, doskonale mi znanym, oskarżycielskim tonem.
Odwróciłam się na pięcie.
Rob.
Chociaż przed chwilą widziałam Spencer i tak wierzyłam, że on jest inny. Zmienił się, czułam to w środku.
Podeszłam do niego uśmiechając się i co chwila spuszczając wzrok.
- Cześć Piękna - powiedział i mnie przytulił.
- Cześć.
- A ty sama? - spytał i się rozglądnął.
- Z Zackiem i Mikiem.
- A Justinek?
- Nie ma go.
- Czemu?
Wzruszyłam ramionami.
- Gala.
- Ale nie będzie Ci się nudzić - zapewnił mnie.
Uśmiechnęłam się.
- Na to liczę - wyznałam i potrząsnęłam delikatnie głową, uśmiechając się.
Zmarszczył czoło, chociaż się uśmiechał.
- No to chodźmy - objął mnie ramieniem.
Podeszliśmy do stołu z napojami.
- Czego się napijesz? - spytał. - Szkockiej?
- Aha - przytaknęłam, chociaż nie byłam pewna czy tego chcę.
Podał mi szklaneczkę.
- Zdrowie - krzyknął i wypił swoją.
Upiłam łyk i się skrzywiłam.
Przewrócił oczami i zabrał mi ją, po czym się napił.
- Ile masz lat? - spytałam naprawdę tego ciekawa.
- A co? - spytał zadziornie.
- Chciałabym wiedzieć.
- Dziewiętnaście.
Przytaknęłam.
- Tańczysz? - z moich ust padło kolejne pytanie.
- Przecież wiesz, że dla ciebie wszystko.
- Ale pytam poważnie - zaśmiałam się.
- Nie. Nie tańczę, ale mogę zatańczyć.
- To tak jak ja - wyznałam.
- To zapraszam na parkiet.
- Nie...
Bałam się, że to nie jest najlepszy pomysł.
- Nie daj się prosić. Jeden taniec?
Zamyśliłam się. To chyba nie było nic złego. Poza tym - sama twierdziłam, że to jest to, czego potrzebuję. Wyluzować, odpocząć.
A on pozwalał mi się wyłączyć. Myśleć tylko o zabawie.
Bez dalszych przemyśleń pozwoliłam mu złapać się za rękę i zaciągnąć w wir muzyki, której tak bardzo potrzebowałam.
------------------------------------------------------------
Kochani! Tak bardzo wam dziękuję! Udało mi się dostać do kolejnego etapu konkursu!
Skończyłam na 10 miejscu, a kiedy się tego dowiedziałam, byłam taka szczęśliwa... Dziękuję, naprawdę.
W tym etapie równolegle odbywają się dwie konkurencje. Pierwszą z nich jest kolejne głosowanie. Liczniki się zerują, więc jeśli wcześniej wysłaliście smsa, to możecie to zrobić kolejny raz - ale tylko raz z jednego numeru. Bardzo bym was o to prosiła. Zaszłam już tak daleko! Z 521 blogów mój był na 10 miejscu... To wasza zasługa.
Tak więc, głosowanie trwa. Wysyłajcie smsy o treściJ00061 pod numer 7122 i pomóżcie mojemu blogowi stać się Blogiem Blogerów!
Równolegle z głosowaniem odbywa się ocena jurora. Będzie czytać mój i inne blogi z kategorii TEEN i z 10 blogów które dostały się do tego etapu wybierze 3 blogi, które najbardziej mu się spodobają. Trzymajcie więc za mnie kciuki :)
Jeszcze raz wam dziękuję. I piszcie jak wam się podobał rozdział!
Kocham was!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz