Wchodząc na swoją ulicę, na przeciwko mojego domu zobaczyłam czarne auto.
Błyszczało jak nowe, ale właściwie nie zwróciłam na nie uwagi. To osoba opierająca się o maskę sprawiła, że zwolniłam kroku.
- Co? - burknęłam, kiedy znalazłam się wystarczająco blisko.
Selena zdjęła okulary przeciwsłoneczne i spojrzała na mnie zawstydzona.
- Myślałam, że dłużej wam to zajmie i chciałam się przewietrzyć... Ale czemu tutaj jesteś?
- Jakbyś nie wiedziała.
Spuściła wzrok.
- Alice...
- Bo ja zawsze dowiaduję się ostatnia, tak?
- Alice... - wyciągnęła do mnie rękę.
Odepchnęłam ją.
- Ale przecież powinniście się teraz przytulać i tęsknić za sobą... Cieszyć się swoim towarzystwem! Przecież wiesz, że on nie chce cię skrzywdzić.
Westchnęłam.
- A kto powiedział, że nie tęsknię?
Spojrzała mi w oczy.
- Przykro mi - powiedziała i wyciągnęła do mnie ręce.
Podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Co się ze mną dzieje? - szepnęłam z gwałtowną zmianą nastroju.
- Nic. Po prostu masz dużo zmartwień i jesteś poddenerwowana.
Odkleiłam się od niej. Postanowiłam zaakceptować jej wersję.
- Przynajmniej ty zostajesz.
Spuściła wzrok.
- Selena!
- Przepraszam, ale muszę! Jutro wypada gala MTV i muszę tam być z Justinem. Ale potem wracam. Od razu po gali.
Przytaknęłam z niechęcią.
Miałam straszne wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że głupio zrobiłam, ale nie mogłam się zmusić, żeby wrócić do chłopaka.
Albo inaczej - nie pozwalała mi na to moja uparta "godność".
***
Następnego dnia, rano pojechałam do Justina, aby się z nim pożegnać. Od Sel wiedziałam, że jadą dopiero o 12.
Trochę martwiłam się tym, co mu powiem. Ale nie mogłam dłużej nad tym myśleć. To sprawiało, że chciałam uciec.
Westchnęłam.
Naprawdę cofałam się w rozwoju.
Wysiadłszy na świeże powietrze, wcale nie poczułam się dobrze. Przytłaczała mnie myśl o rozmowie, a w gardle czułam kluchę. Biedna, niedojrzała ośmiolatka.
Stanęłam przed furtką.
Zadzwoniłam.
Nikt nie otworzył.
Wmawiając sobie, że jest mi bardzo smutno, ponieważ nie mogę się wytłumaczyć, zawróciłam w stronę auta.
- Alice! - usłyszałam czyjś znajomo-nieznajomy krzyk.
Odwróciłam się.
Podchodził do mnie mężczyzna. Miał przyjazną twarz i uśmiechał się szeroko. Jęknęłam. Kolejny raz musiałam się zmagać z tym cholernym Déjà vu.
- Cześć... My się znamy?
- Jasne! Jestem Scooter, manager.
Przytaknęłam.
- Przyszłaś do niego? Pewnie śpi, skoro nie otworzył - Scooter pokręcił głową i złapał się za podbródek.
Pokiwałam głową, zmieszana i odwróciłam się do samochodu.
- Nie wejdziesz? - spytał zaskoczony.
- Ehm... Przecież śpi.
- Oh, on zawsze śpi. Chodź - powiedział i wskazał ręką dom.
Zaśmiałam się sztucznie i zawróciłam do willi
Scooter wyjął klucze i po chwili byliśmy w środku.
Facet wszedł po prostu do kuchni i wstawił ekspres do kawy. Ja nie czułam się tak komfortowo jak on.
Przez dłuższą chwilę, nie wiedziałam co zrobić z rękami. Kiedy zostawiałam je luźno, wzdłuż ciała, bardzo mnie to irytowało, postanowiłam więc je skrzyżować. Szybko zrezygnowałam i oparłam się o ścianę. Wtedy jednak przyszło mi do głowy, że mogę ją pobrudzić, więc szybko się podniosłam. Zrezygnowana schowałam je do kieszeni bluzy. Czy nie były aby za długie?
- Wchodź, śmiało! - Wyrwał mnie z zamyślenia manager Justina.
Potrząsnęłam głową w celu zapomnienia o moich rękach na których długość nie miałam wpływu i podeszłam do kuchni.
- Może... Może go obudzę? - spytałam.
- Jasne, idź. Napijesz się kawy?
- Ehm, spasuję.
Najszybciej jak się dało ulotniłam się z pokoju i wbiegłam po schodach, potykając się co chwila. Zmuszałam się, żeby nie myśleć teraz o tym, że moje nogi są za długie.
Zapukałam lekko w drzwi. Kiedy to zrobiłam zdałam sobie sprawę, że nie przemyślałam tego co mu powiem.
Nie bądź tchórzem - pomyślałam.
Zrobiłam pewny krok i weszłam do pokoju.
On... wyglądał tak słodko gdy spał!
- Justin - mruknęłam cicho, ale chłopak ani drgnął - Justin - powtórzyłam. Wzięłam głęboki oddech i nachyliłam się nad nim - Justin!!! - ryknęłam.
Zerwał się, okręcił dookoła siebie i spadł z łóżka na podłogę.
Zaczęłam się głośno śmiać, nie mogąc się powstrzymać.
- Ha, ha, ha - przedrzeźniał mnie.
Podniósł się z podłogi, a ja przyglądałam się jego bokserkom Calvina Kleina i nagiemu torsowi.
Odchrząknęłam, a on założył szybko długi podkoszulek, który wcześniej niedbale leżał na szafce nocnej.
- Nie spodziewałem się... gości.
Spuściłam wzrok.
- Chciałam cię przeprosić - wyznałam. - Wczoraj mocno przesadziłam.
Pokiwał głową, lekko obrażony.
Przygryzłam wargę. Co teraz?
- Dzięki. To miłe, że - przerwał na moment i spojrzał mi w oczy - rozumiesz.
- W takim razie powodzenia na gali - szepnęłam i odwróciłam się na pięcie.
- Zaraz - zawołał i złapał mnie za ramię.
Nie odwróciłam się, bo bałam spojrzeć się mu w oczy. Nie chciałam się rozpłakać.
- Alice - mruknął seksownie, chyba sam tego nie świadomy i delikatnie przyciągnął mnie do siebie.
Zadrżałam.
Złapał mój podbródek i obrócił moją głowę w swoją stronę.
- Tak? - spytałam.
- Nie uciekaj.
Uśmiechnęłam się blado.
- Tak będzie najlepiej - powiedziałam.
Zamarł.
- Czemu? - spuścił wzrok.
Bo będzie boleć. Bo będę płakać. Bo będę tęsknić.
- Tak będzie lepiej - powtórzyłam.
Przyjrzał mi się dokładniej.
- Dobrze - rozluźnił uścisk.
Przygryzłam wargę.
- Będę was oglądać - zapowiedziałam, chociaż nie byłam pewna czy zdołam się na to zdobyć. Oglądanie przyjaciółki z chłopakiem który - bądźmy szczerzy - jest moją sympatią, znajdowało się na liście rzeczy których wolałam uniknąć.
Pokiwał głową.
Zamyślił się na chwilę.
- A co byś powiedziała na to, gdybym zaproponował Ci, żebyś pojechała z nami?
Usta same mi się otworzyły.
- Serio?
- No serio, serio.
Uśmiechnęłam się. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że muszę to przemyśleć, obgadać z rodzicami i zrobić kupę innych rzeczy związanych z wyjazdem.
- Nie... Ja nie mogę.
- Czemu?
- Bo jest za mało czasu. Nie zdążę wszystkiego zrobić.
Zaczerwienił się.
- No tak. Mogłem wcześniej o tym pomyśleć.
- To ja już pójdę. Nie chcę Ci przeszkadzać - powiedziałam ukrywając swoja niechęć do rozstania.
- Nie przeszkadzasz.
Uśmiechnęłam się, po czym pocałowałam go w policzek.
- Powodzenia - powiedziałam i zupełnie ignorując Scootera na dole, wyszłam z willi i pojechałam do swojego domu.
***
Stałam przed drzwiami, kiedy moich uszu doszedł znajomy krzyk.
- Alice!
Odwróciłam się i uśmiechnęłam na widok Mike'a
- Hej!- zawołałam i podbiegłam do furtki.
Przytuliliśmy się na przywitanie.
- Co tam u Ciebie? - spytałam.
- Jakoś leci. Gdzie byłaś?
- U... kolegi.
- Tego Roberta? - spytał oskarżycielskim tonem.
- Nie. U Justina.
- Och - zmieszał się.
- A ty?
- Ja... Właściwie to przyszedłem do ciebie. Nie odbierasz telefonów.
- A coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku. Chcieliśmy Ci tylko zaproponować wyjście na imprezę.
Bingo.
- Wy? - rozglądnęłam się.
- Ja z Zackiem.
- Jasne, chętnie.
- Super. Start o 19 u Iana.
- Iana? Iana Ackarda?
Imprezy u Iana zawsze były wydarzeniem roku. Mieszkał w jednym z tych wielkich domów, które mają po 24 pokoje, wielkie ogrody z basenami, kortami tenisowymi i mnóstwem innych drogich rzeczy.
- Tak, u niego.
- Zaprosił was?
- Tak i powiedział, żebyś też wpadła.
- To super! Będę na pewno.
- Okej, to do zobaczenia!
Tym, że Ian zaprosił mnie na imprezę, byłam bardzo podekscytowana. Właśnie tego mi było trzeba.
------------------------------------------------------------
Kochani!
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział. Co do głosowania to znajduję się na 24 miejscu. Trochę mnie to zawiodło bo na samym początku miałam miejsce 12. Wiem, że męczę was tymi prośbami, ale gdybyście poprosiły przyjaciół, rodziców czy kogokolwiek innego o zagłosowanie na moje opowiadanie, byłabym wam bardzo wdzięczna.
Kocham i proszę o wsparcie.
Błyszczało jak nowe, ale właściwie nie zwróciłam na nie uwagi. To osoba opierająca się o maskę sprawiła, że zwolniłam kroku.
- Co? - burknęłam, kiedy znalazłam się wystarczająco blisko.
Selena zdjęła okulary przeciwsłoneczne i spojrzała na mnie zawstydzona.
- Myślałam, że dłużej wam to zajmie i chciałam się przewietrzyć... Ale czemu tutaj jesteś?
- Jakbyś nie wiedziała.
Spuściła wzrok.
- Alice...
- Bo ja zawsze dowiaduję się ostatnia, tak?
- Alice... - wyciągnęła do mnie rękę.
Odepchnęłam ją.
- Ale przecież powinniście się teraz przytulać i tęsknić za sobą... Cieszyć się swoim towarzystwem! Przecież wiesz, że on nie chce cię skrzywdzić.
Westchnęłam.
- A kto powiedział, że nie tęsknię?
Spojrzała mi w oczy.
- Przykro mi - powiedziała i wyciągnęła do mnie ręce.
Podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Co się ze mną dzieje? - szepnęłam z gwałtowną zmianą nastroju.
- Nic. Po prostu masz dużo zmartwień i jesteś poddenerwowana.
Odkleiłam się od niej. Postanowiłam zaakceptować jej wersję.
- Przynajmniej ty zostajesz.
Spuściła wzrok.
- Selena!
- Przepraszam, ale muszę! Jutro wypada gala MTV i muszę tam być z Justinem. Ale potem wracam. Od razu po gali.
Przytaknęłam z niechęcią.
Miałam straszne wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że głupio zrobiłam, ale nie mogłam się zmusić, żeby wrócić do chłopaka.
Albo inaczej - nie pozwalała mi na to moja uparta "godność".
***
Następnego dnia, rano pojechałam do Justina, aby się z nim pożegnać. Od Sel wiedziałam, że jadą dopiero o 12.
Trochę martwiłam się tym, co mu powiem. Ale nie mogłam dłużej nad tym myśleć. To sprawiało, że chciałam uciec.
Westchnęłam.
Naprawdę cofałam się w rozwoju.
Wysiadłszy na świeże powietrze, wcale nie poczułam się dobrze. Przytłaczała mnie myśl o rozmowie, a w gardle czułam kluchę. Biedna, niedojrzała ośmiolatka.
Stanęłam przed furtką.
Zadzwoniłam.
Nikt nie otworzył.
Wmawiając sobie, że jest mi bardzo smutno, ponieważ nie mogę się wytłumaczyć, zawróciłam w stronę auta.
- Alice! - usłyszałam czyjś znajomo-nieznajomy krzyk.
Odwróciłam się.
Podchodził do mnie mężczyzna. Miał przyjazną twarz i uśmiechał się szeroko. Jęknęłam. Kolejny raz musiałam się zmagać z tym cholernym Déjà vu.
- Cześć... My się znamy?
- Jasne! Jestem Scooter, manager.
Przytaknęłam.
- Przyszłaś do niego? Pewnie śpi, skoro nie otworzył - Scooter pokręcił głową i złapał się za podbródek.
Pokiwałam głową, zmieszana i odwróciłam się do samochodu.
- Nie wejdziesz? - spytał zaskoczony.
- Ehm... Przecież śpi.
- Oh, on zawsze śpi. Chodź - powiedział i wskazał ręką dom.
Zaśmiałam się sztucznie i zawróciłam do willi
Scooter wyjął klucze i po chwili byliśmy w środku.
Facet wszedł po prostu do kuchni i wstawił ekspres do kawy. Ja nie czułam się tak komfortowo jak on.
Przez dłuższą chwilę, nie wiedziałam co zrobić z rękami. Kiedy zostawiałam je luźno, wzdłuż ciała, bardzo mnie to irytowało, postanowiłam więc je skrzyżować. Szybko zrezygnowałam i oparłam się o ścianę. Wtedy jednak przyszło mi do głowy, że mogę ją pobrudzić, więc szybko się podniosłam. Zrezygnowana schowałam je do kieszeni bluzy. Czy nie były aby za długie?
- Wchodź, śmiało! - Wyrwał mnie z zamyślenia manager Justina.
Potrząsnęłam głową w celu zapomnienia o moich rękach na których długość nie miałam wpływu i podeszłam do kuchni.
- Może... Może go obudzę? - spytałam.
- Jasne, idź. Napijesz się kawy?
- Ehm, spasuję.
Najszybciej jak się dało ulotniłam się z pokoju i wbiegłam po schodach, potykając się co chwila. Zmuszałam się, żeby nie myśleć teraz o tym, że moje nogi są za długie.
Zapukałam lekko w drzwi. Kiedy to zrobiłam zdałam sobie sprawę, że nie przemyślałam tego co mu powiem.
Nie bądź tchórzem - pomyślałam.
Zrobiłam pewny krok i weszłam do pokoju.
On... wyglądał tak słodko gdy spał!
- Justin - mruknęłam cicho, ale chłopak ani drgnął - Justin - powtórzyłam. Wzięłam głęboki oddech i nachyliłam się nad nim - Justin!!! - ryknęłam.
Zerwał się, okręcił dookoła siebie i spadł z łóżka na podłogę.
Zaczęłam się głośno śmiać, nie mogąc się powstrzymać.
- Ha, ha, ha - przedrzeźniał mnie.
Podniósł się z podłogi, a ja przyglądałam się jego bokserkom Calvina Kleina i nagiemu torsowi.
Odchrząknęłam, a on założył szybko długi podkoszulek, który wcześniej niedbale leżał na szafce nocnej.
- Nie spodziewałem się... gości.
Spuściłam wzrok.
- Chciałam cię przeprosić - wyznałam. - Wczoraj mocno przesadziłam.
Pokiwał głową, lekko obrażony.
Przygryzłam wargę. Co teraz?
- Dzięki. To miłe, że - przerwał na moment i spojrzał mi w oczy - rozumiesz.
- W takim razie powodzenia na gali - szepnęłam i odwróciłam się na pięcie.
- Zaraz - zawołał i złapał mnie za ramię.
Nie odwróciłam się, bo bałam spojrzeć się mu w oczy. Nie chciałam się rozpłakać.
- Alice - mruknął seksownie, chyba sam tego nie świadomy i delikatnie przyciągnął mnie do siebie.
Zadrżałam.
Złapał mój podbródek i obrócił moją głowę w swoją stronę.
- Tak? - spytałam.
- Nie uciekaj.
Uśmiechnęłam się blado.
- Tak będzie najlepiej - powiedziałam.
Zamarł.
- Czemu? - spuścił wzrok.
Bo będzie boleć. Bo będę płakać. Bo będę tęsknić.
- Tak będzie lepiej - powtórzyłam.
Przyjrzał mi się dokładniej.
- Dobrze - rozluźnił uścisk.
Przygryzłam wargę.
- Będę was oglądać - zapowiedziałam, chociaż nie byłam pewna czy zdołam się na to zdobyć. Oglądanie przyjaciółki z chłopakiem który - bądźmy szczerzy - jest moją sympatią, znajdowało się na liście rzeczy których wolałam uniknąć.
Pokiwał głową.
Zamyślił się na chwilę.
- A co byś powiedziała na to, gdybym zaproponował Ci, żebyś pojechała z nami?
Usta same mi się otworzyły.
- Serio?
- No serio, serio.
Uśmiechnęłam się. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że muszę to przemyśleć, obgadać z rodzicami i zrobić kupę innych rzeczy związanych z wyjazdem.
- Nie... Ja nie mogę.
- Czemu?
- Bo jest za mało czasu. Nie zdążę wszystkiego zrobić.
Zaczerwienił się.
- No tak. Mogłem wcześniej o tym pomyśleć.
- To ja już pójdę. Nie chcę Ci przeszkadzać - powiedziałam ukrywając swoja niechęć do rozstania.
- Nie przeszkadzasz.
Uśmiechnęłam się, po czym pocałowałam go w policzek.
- Powodzenia - powiedziałam i zupełnie ignorując Scootera na dole, wyszłam z willi i pojechałam do swojego domu.
***
Stałam przed drzwiami, kiedy moich uszu doszedł znajomy krzyk.
- Alice!
Odwróciłam się i uśmiechnęłam na widok Mike'a
- Hej!- zawołałam i podbiegłam do furtki.
Przytuliliśmy się na przywitanie.
- Co tam u Ciebie? - spytałam.
- Jakoś leci. Gdzie byłaś?
- U... kolegi.
- Tego Roberta? - spytał oskarżycielskim tonem.
- Nie. U Justina.
- Och - zmieszał się.
- A ty?
- Ja... Właściwie to przyszedłem do ciebie. Nie odbierasz telefonów.
- A coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku. Chcieliśmy Ci tylko zaproponować wyjście na imprezę.
Bingo.
- Wy? - rozglądnęłam się.
- Ja z Zackiem.
- Jasne, chętnie.
- Super. Start o 19 u Iana.
- Iana? Iana Ackarda?
Imprezy u Iana zawsze były wydarzeniem roku. Mieszkał w jednym z tych wielkich domów, które mają po 24 pokoje, wielkie ogrody z basenami, kortami tenisowymi i mnóstwem innych drogich rzeczy.
- Tak, u niego.
- Zaprosił was?
- Tak i powiedział, żebyś też wpadła.
- To super! Będę na pewno.
- Okej, to do zobaczenia!
Tym, że Ian zaprosił mnie na imprezę, byłam bardzo podekscytowana. Właśnie tego mi było trzeba.
------------------------------------------------------------
Kochani!
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział. Co do głosowania to znajduję się na 24 miejscu. Trochę mnie to zawiodło bo na samym początku miałam miejsce 12. Wiem, że męczę was tymi prośbami, ale gdybyście poprosiły przyjaciół, rodziców czy kogokolwiek innego o zagłosowanie na moje opowiadanie, byłabym wam bardzo wdzięczna.
Kocham i proszę o wsparcie.
Tagi: 48
Zaczął się konkurs!
Wysyłajcie smsy o treści J00061 na numer 7122 i głosujcie na mnie! Koszt smsa to 1,23 brutto PLN z VAT.
Z jednego numeru można wysłać tylko jednego smsa.
Bardzo was proszę o głosy. Na pewno domyślacie się ile to dla mnie znaczy ;*
Więcej informacji nahttp://www.blogroku.pl/kategorie/alicewrites,gwimu,blog.html
Kocham <3
Wysyłajcie smsy o treści J00061 na numer 7122 i głosujcie na mnie! Koszt smsa to 1,23 brutto PLN z VAT.
Z jednego numeru można wysłać tylko jednego smsa.
Bardzo was proszę o głosy. Na pewno domyślacie się ile to dla mnie znaczy ;*
Więcej informacji nahttp://www.blogroku.pl/kategorie/alicewrites,gwimu,blog.html
Kocham <3
Tagi: głosowanie
Wszystkiego najlepszego w 2012 roku! Spełnienia marzeń, szczęścia, zdrowia i miłości! Sobie życzę, żebyście nadal tu zaglądali i już za 2 tygodnie głosowali na mojego bloga w konkursie na Bloga Roku!
Pozdrawiam i Kocham <3
Pozdrawiam i Kocham <3
Tagi: nowy rok
- Nie wierzę, że ona tak głupio się zachowuje. Naprawdę zdziczała przez tego chłopaka.
Popołudnie następnego dnia spędzałam z Sel. Opowiedziałam jej to, co widziałam poprzedniego dnia, kiedy byłam u Julie.
- Mi też trudno było uwierzyć - mruknęłam.
- No nic, trudno - powiedziała i napiła się swojej kawy, zamyślona. - A teraz opowiadaj jak z Justinem?
Przygryzłam dolną wargę.
- A co ma być? - wzruszyłam ramionami.
- Nie próbuj mnie wkręcać! Jak to się stało, że byliście razem?
- Co? - zdziwiłam się. Nie zrozumiałam pytania.
- Był z tobą u Julie... Tak mówiłaś.
- No bo był.
- Alice! - krzyknęła mi w twarz zdenerwowana.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Lubimy się, po prostu.
Pokiwała głową, nie do końca zadowolona z mojej odpowiedzi.
Przez głowę przemknęła mi myśl, że jest zazdrosna.
- Tylko lubicie? - z jej głosu wnioskowałam, że liczyła na więcej.
- Selena! Przestań, my się przecież nie znamy...
- Oczywiście, że się znacie. Tylko... - urwała.
- Tylko nie pamiętam - dokończyłam za nią.
Pokiwała powoli głową.
- Przepraszam.
- Nie masz za co! - zaprotestowałam.
- Przypomnisz sobie. Na pewno - powiedziała, po czym przytuliła mnie do siebie. Właściwie, to w tej chwili bardzo tego potrzebowałam.
***
Dwie godziny później jechałyśmy autem Sel pod willę w której mieszkał Justin.
Patrząc na drogę, uświadomiłam sobie, że bardzo dawno nie siedziałam za kółkiem.
- Planujemy coś? - spytałam.
- Czy ja wiem... - odpowiedziała zamyślona dziewczyna - Pewnie gdzieś pójdziemy, ale jest tak gorąco, że najchętniej nic bym nie robiła.
Upały w ostatnich dniach faktycznie dużo o sobie przypomniały. Odgarnęłam do tyłu lepkie od potu włosy i podniosłam je wysoko. Od razu poczułam chłód na karku.
- Ta klimatyzacja to fajna sprawa - stwierdziłam, nie wiedząc co właściwie powiedzieć.
Kilka minut później byłyśmy na miejscu.
- Nie chcę wysiadać - sapnęła Selena, kiedy się zatrzymałyśmy - Tutaj jest tak dobrze!
Zaśmiałam się, chociaż sama miałam o tym takie samo zdanie.
Z niechęcią otworzyłam drzwiczki i - biegnąc - chwilę później stanęłam przed bramą.
W domu poczułam ulgę - było tu o wiele chłodniej niż w samochodzie.
- Hej! - zawołałam, ponieważ w holu nikogo nie było.
Chłopak zbiegł po schodach i objął mnie, a potem Selenę.
Ten uścisk niczym nie różnił się od tych, jakimi witaliśmy się wcześniej. Trochę mnie to... zawiodło.
Stanęłam obok Seleny i cicho wypuściłam powietrze.
Myślałam, że zrobiłam to cicho. Justin niczego nie zauważył, ale kiedy tylko się odwrócił, dziewczyna złapała mnie za rękę i patrzyła przez chwilę w oczy.
Spuściłam wzrok.
Weszliśmy na górę, do białego pokoju.
- Idziemy gdzieś? – spytała Sel.
Justin wzruszył ramionami. Oboje spojrzeli na mnie.
- Co? – spytałam odrętwiała.
- Muszę Ci coś powiedzieć.
Popatrzyłam na chłopaka.
- Hmm?
Wziął głęboki oddech i wskazał gestem na kanapę. Usiedliśmy.
______________________Oczami Justina_____________________
Strasznie się zestresowałem.
Nie byłem w stanie jej tego powiedzieć.
Spojrzałem na Selenę. Wiedziała, że nie mogę wykrztusić słowa.
Wskazała ręką na siebie i pokręciła głową. Wróciłem myślami do czekającej na to co powiem Alice.
- O co chodzi? – spytała.
- Ja... Znaczy… My... Znaczy ty…
- Justin? – ukrywała swoje rozbawienie.
- Bo chodzi nam o to… - wtrąciła się Selena – znaczy Justinowi…
- Znaczy nam chodzi o to – wróciłem do swojej wersji – Że… musisz o czymś wiedzieć.
-To już chyba mówiłeś – stwierdziła Alice.
- Jus, powiedz jej.
- Ktoś mi wytłumaczy o co tutaj chodzi?
Poczułem na sobie spojrzenie obu dziewczyn.
- Tylko o to… Jedziemy do Wesołego Miasteczka!
Stchórzyłem. Brawa dla mnie.
________________________Oczami Alice_____________________
Osłupiała, zaczęłam wracać myślami do początku naszej rozmowy.
- Żartujesz sobie?
- Nie! – wykrzyknął chłopak.
- Tak! – krzyknęła Selena.
Pokręciłam szybko głową.
- O co wam chodzi?
- O…
- Taką…
- Niespodziankę! – wykrzyknął Justin.
- O czym wy do jasnej cholery mówicie?!
Nastała cisza.
Oczami wędrowałam to na Sel, to na Justina.
Po chwili zauważyłam, że w trakcie tej głupiej gatki wstałam z miejsca.
Wyminęłam ich i zbiegłam po schodach na dół.
Skrycie liczyłam na to, że Justin pobiegnie za mną.
Ale nic takiego się nie wydarzyło.
***
Dochodziłam do domu, kiedy zadzwonił mój telefon.
JUSTIN
Nie mogłam sobie odmówić, więc po chwili odebrałam i z teatralnym westchnięciem do mikrofonu spytałam:
- Halo?
- Alice, nie gniewaj się. Możemy się spotkać?
- Gdzie? W Wesołym Miasteczku? – zadrwiłam.
- Nie… Chyba, że chcesz.
- Daj spokój.
- To jak?
Ponownie – chociaż byłam zła – nie mogłam sobie odmówić i zgodziłam się spotkać na plaży.
„Niech stracę” – pomyślałam.
Bo naprawdę czułam, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
***
Kiedy tylko weszłam na piasek, zdjęłam buty i rozglądnęłam się dookoła. Nie miałam dobrych skojarzeń z tą plażą, chociaż nie wiedziałam czemu.
Stał przy brzegu i patrzył się w fale.
- Hej – zawołałam, kiedy byłam wystarczająco blisko niego.
Drgnął i odwrócił się do mnie.
- Cześć.
- To co chciałeś? – starałam się przybrać znudzony ton głosu.
- Ja… Głupio wyszło.
Zastanawiałam się, czy to wszystko i czy powinnam się teraz obrócić się i wrócić do domu. Przerwał moje rozmyślania.
- Stchórzyłem, bo nie chcę tego, co muszę zrobić.
- Czyli?
- Wiesz, że nagrywam płytę, prawda?
Pokiwałam głową. Co to ma do „niespodzianki” ?
- Tylko, że muszę to zrobić w Atlancie.
Znowu pokiwałam głową. Miałam zadać pytanie typu ”I co dalej?”, ale wtedy zrozumiałam.
- Ah – wyrwało mi się.
- I to niestety nie wszystko.
- Oświeć mnie.
Wziął głęboki oddech.
- Mam trasę po stanach.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Kiedy?
- Wyjeżdżam jutro.
Zatkało mnie.
- Przepraszam… Tak mi przykro…
Pokręciłam głową.
Nie mógł wiedzieć, jak bardzo mnie to zabolało. Ja sama nie chciałam się do tego przyznać.
- To jedź – syknęłam i tak jak miałam to w planach wcześniej, odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do swojego domu.
Popołudnie następnego dnia spędzałam z Sel. Opowiedziałam jej to, co widziałam poprzedniego dnia, kiedy byłam u Julie.
- Mi też trudno było uwierzyć - mruknęłam.
- No nic, trudno - powiedziała i napiła się swojej kawy, zamyślona. - A teraz opowiadaj jak z Justinem?
Przygryzłam dolną wargę.
- A co ma być? - wzruszyłam ramionami.
- Nie próbuj mnie wkręcać! Jak to się stało, że byliście razem?
- Co? - zdziwiłam się. Nie zrozumiałam pytania.
- Był z tobą u Julie... Tak mówiłaś.
- No bo był.
- Alice! - krzyknęła mi w twarz zdenerwowana.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Lubimy się, po prostu.
Pokiwała głową, nie do końca zadowolona z mojej odpowiedzi.
Przez głowę przemknęła mi myśl, że jest zazdrosna.
- Tylko lubicie? - z jej głosu wnioskowałam, że liczyła na więcej.
- Selena! Przestań, my się przecież nie znamy...
- Oczywiście, że się znacie. Tylko... - urwała.
- Tylko nie pamiętam - dokończyłam za nią.
Pokiwała powoli głową.
- Przepraszam.
- Nie masz za co! - zaprotestowałam.
- Przypomnisz sobie. Na pewno - powiedziała, po czym przytuliła mnie do siebie. Właściwie, to w tej chwili bardzo tego potrzebowałam.
***
Dwie godziny później jechałyśmy autem Sel pod willę w której mieszkał Justin.
Patrząc na drogę, uświadomiłam sobie, że bardzo dawno nie siedziałam za kółkiem.
- Planujemy coś? - spytałam.
- Czy ja wiem... - odpowiedziała zamyślona dziewczyna - Pewnie gdzieś pójdziemy, ale jest tak gorąco, że najchętniej nic bym nie robiła.
Upały w ostatnich dniach faktycznie dużo o sobie przypomniały. Odgarnęłam do tyłu lepkie od potu włosy i podniosłam je wysoko. Od razu poczułam chłód na karku.
- Ta klimatyzacja to fajna sprawa - stwierdziłam, nie wiedząc co właściwie powiedzieć.
Kilka minut później byłyśmy na miejscu.
- Nie chcę wysiadać - sapnęła Selena, kiedy się zatrzymałyśmy - Tutaj jest tak dobrze!
Zaśmiałam się, chociaż sama miałam o tym takie samo zdanie.
Z niechęcią otworzyłam drzwiczki i - biegnąc - chwilę później stanęłam przed bramą.
W domu poczułam ulgę - było tu o wiele chłodniej niż w samochodzie.
- Hej! - zawołałam, ponieważ w holu nikogo nie było.
Chłopak zbiegł po schodach i objął mnie, a potem Selenę.
Ten uścisk niczym nie różnił się od tych, jakimi witaliśmy się wcześniej. Trochę mnie to... zawiodło.
Stanęłam obok Seleny i cicho wypuściłam powietrze.
Myślałam, że zrobiłam to cicho. Justin niczego nie zauważył, ale kiedy tylko się odwrócił, dziewczyna złapała mnie za rękę i patrzyła przez chwilę w oczy.
Spuściłam wzrok.
Weszliśmy na górę, do białego pokoju.
- Idziemy gdzieś? – spytała Sel.
Justin wzruszył ramionami. Oboje spojrzeli na mnie.
- Co? – spytałam odrętwiała.
- Muszę Ci coś powiedzieć.
Popatrzyłam na chłopaka.
- Hmm?
Wziął głęboki oddech i wskazał gestem na kanapę. Usiedliśmy.
______________________Oczami Justina_____________________
Strasznie się zestresowałem.
Nie byłem w stanie jej tego powiedzieć.
Spojrzałem na Selenę. Wiedziała, że nie mogę wykrztusić słowa.
Wskazała ręką na siebie i pokręciła głową. Wróciłem myślami do czekającej na to co powiem Alice.
- O co chodzi? – spytała.
- Ja... Znaczy… My... Znaczy ty…
- Justin? – ukrywała swoje rozbawienie.
- Bo chodzi nam o to… - wtrąciła się Selena – znaczy Justinowi…
- Znaczy nam chodzi o to – wróciłem do swojej wersji – Że… musisz o czymś wiedzieć.
-To już chyba mówiłeś – stwierdziła Alice.
- Jus, powiedz jej.
- Ktoś mi wytłumaczy o co tutaj chodzi?
Poczułem na sobie spojrzenie obu dziewczyn.
- Tylko o to… Jedziemy do Wesołego Miasteczka!
Stchórzyłem. Brawa dla mnie.
________________________Oczami Alice_____________________
Osłupiała, zaczęłam wracać myślami do początku naszej rozmowy.
- Żartujesz sobie?
- Nie! – wykrzyknął chłopak.
- Tak! – krzyknęła Selena.
Pokręciłam szybko głową.
- O co wam chodzi?
- O…
- Taką…
- Niespodziankę! – wykrzyknął Justin.
- O czym wy do jasnej cholery mówicie?!
Nastała cisza.
Oczami wędrowałam to na Sel, to na Justina.
Po chwili zauważyłam, że w trakcie tej głupiej gatki wstałam z miejsca.
Wyminęłam ich i zbiegłam po schodach na dół.
Skrycie liczyłam na to, że Justin pobiegnie za mną.
Ale nic takiego się nie wydarzyło.
***
Dochodziłam do domu, kiedy zadzwonił mój telefon.
JUSTIN
Nie mogłam sobie odmówić, więc po chwili odebrałam i z teatralnym westchnięciem do mikrofonu spytałam:
- Halo?
- Alice, nie gniewaj się. Możemy się spotkać?
- Gdzie? W Wesołym Miasteczku? – zadrwiłam.
- Nie… Chyba, że chcesz.
- Daj spokój.
- To jak?
Ponownie – chociaż byłam zła – nie mogłam sobie odmówić i zgodziłam się spotkać na plaży.
„Niech stracę” – pomyślałam.
Bo naprawdę czułam, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
***
Kiedy tylko weszłam na piasek, zdjęłam buty i rozglądnęłam się dookoła. Nie miałam dobrych skojarzeń z tą plażą, chociaż nie wiedziałam czemu.
Stał przy brzegu i patrzył się w fale.
- Hej – zawołałam, kiedy byłam wystarczająco blisko niego.
Drgnął i odwrócił się do mnie.
- Cześć.
- To co chciałeś? – starałam się przybrać znudzony ton głosu.
- Ja… Głupio wyszło.
Zastanawiałam się, czy to wszystko i czy powinnam się teraz obrócić się i wrócić do domu. Przerwał moje rozmyślania.
- Stchórzyłem, bo nie chcę tego, co muszę zrobić.
- Czyli?
- Wiesz, że nagrywam płytę, prawda?
Pokiwałam głową. Co to ma do „niespodzianki” ?
- Tylko, że muszę to zrobić w Atlancie.
Znowu pokiwałam głową. Miałam zadać pytanie typu ”I co dalej?”, ale wtedy zrozumiałam.
- Ah – wyrwało mi się.
- I to niestety nie wszystko.
- Oświeć mnie.
Wziął głęboki oddech.
- Mam trasę po stanach.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Kiedy?
- Wyjeżdżam jutro.
Zatkało mnie.
- Przepraszam… Tak mi przykro…
Pokręciłam głową.
Nie mógł wiedzieć, jak bardzo mnie to zabolało. Ja sama nie chciałam się do tego przyznać.
- To jedź – syknęłam i tak jak miałam to w planach wcześniej, odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do swojego domu.
Tagi: 47
Chciałabym życzyć wam wszystkiego dobrego z okazji Świąt. Myślę, że jest to także świetna okazja, żeby podziękować wam wszystkim za wsparcie i za samą Alice. Dziękuję wam, Kochani.
Wesołych Świąt!
Wesołych Świąt!
Tagi: swieta
Gapiłam się na Justina, ale unikał mojego spojrzenia. Zastanawiałam się, czy robi to celowo.
- Jak możesz być taka bezczelna? - spytał surowo.
Julie zaczęła się szerzej uśmiechać.
- Za to co zrobiłaś, możesz trafić do sądu - wciął się Robert.
Przemyślałam to. Faktycznie, Julie naruszyła prywatność gwiazdy. Kto by pomyślał, żeby całować Justina Biebera, bez jego zgody?
Zaśmiała się.
- Co najwyżej Justinek dostanie karę, za nachodzenie mnie w domu.
Cholera, o tym nie pomyślałam.
- Julie, skończ to - powiedziałam stanowczo.
- Odwal się - syknęła - Justin musi mi odpowiedzieć.
- Nic nie musi - zaczęłam go bronić.
- Alice, weź wyjdź.
Jakbym bała się, że mnie wyniesie, stanęłam mocno na stopach.
- Tak, to dobry pomysł - powiedział Robert - wyjdziemy razem - po czym wziął mnie pod ramię.
Julie syknęła, ale się nie odwróciła.
Robert wyprowadził mnie na korytarz, niszcząc moje plany wrycia się w podłogę i zamknął drzwi.
- Co ty robisz? - spytałam.
- Po prostu wiem, że cię to boli.
- Wcale nie - zaprzeczyłam.
Przewrócił oczami.
- Tym lepiej dla mnie. Masz jakieś plany na wieczór?
- Chyba nie - przyznałam, chociaż nie byłam tego pewna. Pewnie Justin zadzwonił do Seleny jak zasnęłam, bo nie męczyły nas telefony.
Wróciłam myślami do Roberta, który uśmiechał się szeroko.
- To chyba nie jest odpowiedni moment. Widziałam, co się z nią stało - przestał się uśmiechać. - Wtedy, w klubie powiedziałeś, że była smutna... Czyli teraz się pogorszyło?
- Tak, z pewnością. Ale ja mam tego dość, nigdy więcej mnie tu nie zobaczy.
- Ona cię kocha.
- Wiem.
- I nic z tym nie zrobisz?
- Nie potrafię.
- Dlaczego dawałeś jej nadzieję? Teraz ona robi sobie to, czego zawsze nienawidziła u innych dziewczyn. Robi sobie krzywdę!
Złapał mnie za ręce i patrzył mi prosto w oczy.
- Ale ja nie mogę za nią odpowiadać. Alice, proszę Cię, uwierz mi, że próbowałem.
Pokiwałam głową, nie do końca przekonana jego metodami.
Wtedy moja głowa uprzytomniła sobie, że za drzwiami czeka odpowiedź na dręczące mnie pytanie. Ruszyłam w kierunku drzwi, ale Robert mnie zatrzymał.
- Nie rób tego - powiedział - tylko pogorszysz sprawę.
- A to, to niby co? Chciałeś ją jeszcze bardziej wkurzyć? Dlatego ze mną wyszedłeś?
- Oczywiście, że nie. Chciałem dać im prywatność.
Prywatność! Miałam ochotę go walnąć.
Westchnęłam i pokręciłam głową, po czym krótko się zaśmiałam.
- O co ci chodzi? - burknęłam.
- Zależy mi na tobie - powiedział i ponownie złapał moją rękę.
Przymknęłam oczy i zwiesiłam głowę. Wyrwało mi się ciche mruknięcie.
- Alice, nienawidzę się za to, że nie mogę być dla ciebie wystarczająco dobry. Nie umiem śpiewać, jak ten tam - wskazał głową drzwi - ale pamiętam to, jaka byłaś szczęśliwa, tańcząc ze mną. Daj mi tą szanse. Wiesz jak bardzo chciałbym, żebyś traktowała mnie no poważnie?
Zaskoczył mnie.
- Robert...
- Błagam.
- Nie. Nie mogę, to jest dla mnie za dużo, ja... Chodziłeś z moją przyjaciółką.
- To dlatego mnie nie chcesz?
- To nie tak, ja po prostu w ogóle nie czuję tego co ty. Przykro mi.
Ścisnął wargi.
- W ogóle?
Pokiwałam delikatnie głową.
Zdziwiło mnie to, z jakim trudem mu to mówię. Był mi bliski, chociaż go nie znałam... Coś mnie do niego ciągnęło. Ale nie na tyle, żeby zgodzić się z nim w tej kwestii.
- To może chociaż przyjacielski uścisk? - spytał.
Zaśmiałam się, ale przyjęłam propozycję.
Przytuliliśmy się, ale jak na mój instynkt trwało to ciut za długo. I wszystko byłoby właściwie dobrze, gdyby drzwi od pokoju nagle się nie otworzyły.
- Nie chciałem przeszkadzać - rozległ się głos Justina.
Odskoczyłam od Roberta jak oparzona.
Wyminął nas starannie i zbiegł po schodach.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć, przerwał mi Robert.
- Rozumiem, musisz iść.
Uśmiechnęłam się, wdzięczna i zbiegłam na dół.
Dobiegłam do samochodu, kiedy otwierał drzwiczki.
Przywarłam do niego całym ciałem, tym samym powodując, że otwierane przez niego drzwiczki zamknęły się pod naszym ciężarem.
- Nie zostawiaj mnie - szepnęłam.
Przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej i złapał mnie za podbródek.
- Wiesz, że nie możemy tego robić? - spytał.
- Wiem.
- Ja też - uśmiechnął się, po czym bardzo namiętnie mnie pocałował.
- Ale rozumiesz, że między mną i Robertem nic nie ma? - spytałam naiwnie.
- Nie mam wpływu na to co do siebie czujecie. Sam fakt, że udaję chodzenie z Seleną sprawia, że nie mam takiego przywileju.
- Przywileju - mruknęłam.
- Myślę, że masz bardzo zaniżoną samoocenę - powiedział po chwili.
- Ale ja do niego nic nie czuję! - Powróciłam do tematu.
- Wszystko jest okej - zapewnił mnie.
Nastąpiła chwila ciszy.
- To jak? Jedziemy? - spytał swoim słodkim głosem
Przytaknęłam. Byłam gotowa pojechać z nim wszędzie.
------------------------------------------------------------
Wybaczcie mi krótki rozdział. Następny na pewno będzie dłuższy, już teraz zaczynam go pisać ;)
Nie będę was zanudzać, w razie jakichkolwiek pytań piszcie do mnie w wiadomościach, na gg czy na adres e-mail (Miło by było poczytać także wasze komentarze! :P )
Czekam! :)
- Jak możesz być taka bezczelna? - spytał surowo.
Julie zaczęła się szerzej uśmiechać.
- Za to co zrobiłaś, możesz trafić do sądu - wciął się Robert.
Przemyślałam to. Faktycznie, Julie naruszyła prywatność gwiazdy. Kto by pomyślał, żeby całować Justina Biebera, bez jego zgody?
Zaśmiała się.
- Co najwyżej Justinek dostanie karę, za nachodzenie mnie w domu.
Cholera, o tym nie pomyślałam.
- Julie, skończ to - powiedziałam stanowczo.
- Odwal się - syknęła - Justin musi mi odpowiedzieć.
- Nic nie musi - zaczęłam go bronić.
- Alice, weź wyjdź.
Jakbym bała się, że mnie wyniesie, stanęłam mocno na stopach.
- Tak, to dobry pomysł - powiedział Robert - wyjdziemy razem - po czym wziął mnie pod ramię.
Julie syknęła, ale się nie odwróciła.
Robert wyprowadził mnie na korytarz, niszcząc moje plany wrycia się w podłogę i zamknął drzwi.
- Co ty robisz? - spytałam.
- Po prostu wiem, że cię to boli.
- Wcale nie - zaprzeczyłam.
Przewrócił oczami.
- Tym lepiej dla mnie. Masz jakieś plany na wieczór?
- Chyba nie - przyznałam, chociaż nie byłam tego pewna. Pewnie Justin zadzwonił do Seleny jak zasnęłam, bo nie męczyły nas telefony.
Wróciłam myślami do Roberta, który uśmiechał się szeroko.
- To chyba nie jest odpowiedni moment. Widziałam, co się z nią stało - przestał się uśmiechać. - Wtedy, w klubie powiedziałeś, że była smutna... Czyli teraz się pogorszyło?
- Tak, z pewnością. Ale ja mam tego dość, nigdy więcej mnie tu nie zobaczy.
- Ona cię kocha.
- Wiem.
- I nic z tym nie zrobisz?
- Nie potrafię.
- Dlaczego dawałeś jej nadzieję? Teraz ona robi sobie to, czego zawsze nienawidziła u innych dziewczyn. Robi sobie krzywdę!
Złapał mnie za ręce i patrzył mi prosto w oczy.
- Ale ja nie mogę za nią odpowiadać. Alice, proszę Cię, uwierz mi, że próbowałem.
Pokiwałam głową, nie do końca przekonana jego metodami.
Wtedy moja głowa uprzytomniła sobie, że za drzwiami czeka odpowiedź na dręczące mnie pytanie. Ruszyłam w kierunku drzwi, ale Robert mnie zatrzymał.
- Nie rób tego - powiedział - tylko pogorszysz sprawę.
- A to, to niby co? Chciałeś ją jeszcze bardziej wkurzyć? Dlatego ze mną wyszedłeś?
- Oczywiście, że nie. Chciałem dać im prywatność.
Prywatność! Miałam ochotę go walnąć.
Westchnęłam i pokręciłam głową, po czym krótko się zaśmiałam.
- O co ci chodzi? - burknęłam.
- Zależy mi na tobie - powiedział i ponownie złapał moją rękę.
Przymknęłam oczy i zwiesiłam głowę. Wyrwało mi się ciche mruknięcie.
- Alice, nienawidzę się za to, że nie mogę być dla ciebie wystarczająco dobry. Nie umiem śpiewać, jak ten tam - wskazał głową drzwi - ale pamiętam to, jaka byłaś szczęśliwa, tańcząc ze mną. Daj mi tą szanse. Wiesz jak bardzo chciałbym, żebyś traktowała mnie no poważnie?
Zaskoczył mnie.
- Robert...
- Błagam.
- Nie. Nie mogę, to jest dla mnie za dużo, ja... Chodziłeś z moją przyjaciółką.
- To dlatego mnie nie chcesz?
- To nie tak, ja po prostu w ogóle nie czuję tego co ty. Przykro mi.
Ścisnął wargi.
- W ogóle?
Pokiwałam delikatnie głową.
Zdziwiło mnie to, z jakim trudem mu to mówię. Był mi bliski, chociaż go nie znałam... Coś mnie do niego ciągnęło. Ale nie na tyle, żeby zgodzić się z nim w tej kwestii.
- To może chociaż przyjacielski uścisk? - spytał.
Zaśmiałam się, ale przyjęłam propozycję.
Przytuliliśmy się, ale jak na mój instynkt trwało to ciut za długo. I wszystko byłoby właściwie dobrze, gdyby drzwi od pokoju nagle się nie otworzyły.
- Nie chciałem przeszkadzać - rozległ się głos Justina.
Odskoczyłam od Roberta jak oparzona.
Wyminął nas starannie i zbiegł po schodach.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć, przerwał mi Robert.
- Rozumiem, musisz iść.
Uśmiechnęłam się, wdzięczna i zbiegłam na dół.
Dobiegłam do samochodu, kiedy otwierał drzwiczki.
Przywarłam do niego całym ciałem, tym samym powodując, że otwierane przez niego drzwiczki zamknęły się pod naszym ciężarem.
- Nie zostawiaj mnie - szepnęłam.
Przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej i złapał mnie za podbródek.
- Wiesz, że nie możemy tego robić? - spytał.
- Wiem.
- Ja też - uśmiechnął się, po czym bardzo namiętnie mnie pocałował.
- Ale rozumiesz, że między mną i Robertem nic nie ma? - spytałam naiwnie.
- Nie mam wpływu na to co do siebie czujecie. Sam fakt, że udaję chodzenie z Seleną sprawia, że nie mam takiego przywileju.
- Przywileju - mruknęłam.
- Myślę, że masz bardzo zaniżoną samoocenę - powiedział po chwili.
- Ale ja do niego nic nie czuję! - Powróciłam do tematu.
- Wszystko jest okej - zapewnił mnie.
Nastąpiła chwila ciszy.
- To jak? Jedziemy? - spytał swoim słodkim głosem
Przytaknęłam. Byłam gotowa pojechać z nim wszędzie.
------------------------------------------------------------
Wybaczcie mi krótki rozdział. Następny na pewno będzie dłuższy, już teraz zaczynam go pisać ;)
Nie będę was zanudzać, w razie jakichkolwiek pytań piszcie do mnie w wiadomościach, na gg czy na adres e-mail (Miło by było poczytać także wasze komentarze! :P )
Czekam! :)
Tagi: 46
Chciałabym wam bardzo podziękować za to, że tak mnie wspieracie. Zgłosiłam bloga do konkursu na Bloga Roku
http://www.blogroku.pl/kategorie/alicewrites,gwimu,blog.html
Od 12 stycznia będziecie mogli głosować na mojego bloga, za co byłabym bardzo wdzięczna :)
Dziękuję za wszystko.
Ps. NN najprawdopodobniej jutro! <3
http://www.blogroku.pl/kategorie/alicewrites,gwimu,blog.html
Od 12 stycznia będziecie mogli głosować na mojego bloga, za co byłabym bardzo wdzięczna :)
Dziękuję za wszystko.
Ps. NN najprawdopodobniej jutro! <3
Tagi: konkurs
Kiedy obudziłam się ponownie, była już 11.
Leżałam plecami do chłopaka, ale ściskał mnie tak, że nie mogłam się ruszyć.
Spróbowałam odwrócić, głowę, żeby upewnić się, że śpi. Nie udało mi się tego jednak dokonać.
Złapałam jego ręce i spróbowałam je delikatnie rozłączyć.
Wzywały mnie moje fizjologiczne potrzeby i tylko to sprawiło, że chciałam, żeby mnie puścił.
Trzymał mnie za mocno.
Po kilku próbach się poddałam.
Musiałam przekomicznie wyglądać.
Wzięłam głęboki oddech. Miałam ochotę krzyknąć "Justin", ale opanowałam się.
Mruknęłam wkurzona.
- Po co się tak denerwować - szepnął czyjś głos do mojego ucha.
- Justin! - teraz się nie opanowałam.
- Czemu uciekasz?
- Bo chciałam się odświeżyć - mruknęłam - to było zdaje się powodem, dla którego tu przyjechaliśmy.
Zaśmiał się, ale rozluźnił uścisk.
Usiadłam na łóżku.
- Ładnie wyglądasz, gdy śpisz - powiedział cicho.
Zaczerwieniłam się.
Wstałam i się przeciągnęłam.
- Ciekawe co na to moi rodzice - mruknęłam.
Chłopak też się podniósł.
- Chciałabym dzisiaj odwiedzić Julie - stwierdziłam.
- To odwiedźmy ją.
Zastanowiłam się chwilę. Może mógł pomóc w pocieszeniu Julie? Ale mogła też mnie znienawidzić za to, że przyprowadzam do niej jakiegokolwiek chłopaka.
- Może - powiedziałam i wyszłam z pokoju.
***
Po skończonej gorącej kąpieli, przy której trochę sobie podśpiewywałam,ubrałam się i wróciłam do pokoju.
Zatrzymałam się w drzwiach i oparłam się o framugę drzwi.
Stał przy biurku i oglądał zdjęcia, które tam stały.
Wyrwało mi się westchnięcie, kiedy tak na niego patrzyłam. Oczywiście to zauważył i obdarzył mnie czułym uśmiechem.
- Zdjęcie... Julie. Dlaczego je odwróciłaś?
- Co zrobiłam? - spytałam zupełnie nie rozumiejąc o co mu chodzi.
Wskazał palcem zdjęcie.
Faktycznie, było odwrócone.
- Nigdy tego nie zrobiłam! - wykrzyknęłam z łzami w oczach. Wiedziałam, że przesadzam, ale nie wiedzieć czemu, bardzo rozdrażniło mnie to, że ktoś bezkarnie odwraca zdjęcia mojej byłej najlepszej przyjaciółki.
- Przepraszam - powiedział - Moje pytanie było głupie.
Czułam się kompletnie zbita z tropu.
- Ja naprawdę to zrobiłam, prawda? Zrobiłam, ale nie pamiętam?
Przytulił mnie do siebie.
- Będzie dobrze. Odwiedzimy ją dzisiaj.
Pokiwałam głową.
Od razu pomyślałam o Robercie. Chciałam go spotkać.
***
- Wchodzimy razem? - spytałam niepewna co zrobić.
Siedzieliśmy w samochodzie przed domem dziewczyny.
- Nie musisz iść tam ze mną. Wiem, że chcesz z nią pogadać.
Przytaknęłam i wyszłam na zewnątrz.
Dostawszy się do domu i powitawszy z Wendy, udałam się na górę.
Zapukałam w zamknięte drzwi.
Nikt mi nie odpowiedział, ale słyszałam telewizor, więc lekko uchyliłam drzwi.
- Julie? - spytałam nieśmiało.
Dziewczyna siedziała przed telewizorem w dresach, dookoła walały się śmieci po jedzeniu, a sterty ubrań zawalały kanapę, łóżko i wszystkie pozostałe meble.
Kiedy mnie usłyszała, odwróciła głowę i spojrzała mi prosto w oczy.
Jej wzrok był pełen nienawiści, jadu i odrzucenia.
Nigdy czegoś takiego u niej nie widziałam.
Prychnęła ze wstrętem.
- Któż to się pojawił? - spytała zawistnie.
Nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do niej i usiadłam obok, na podłodze.
- Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? - odezwałam się.
- Jesteśmy przyjaciółkami - przedrzeźniała mnie.
- Nie rozumiem - zwiesiłam głowę - o co ci chodzi?
- Jak możesz w ogóle podawać się za moją przyjaciółkę? Ty... ty...
- Julie! - przerwałam jej, zanim powiedziałaby o te kilka słów za dużo. - Wytłumacz mi co zrobiłam źle?
Tak naprawdę, byłam wściekła za to, co odwala. Przecież to ja leżałam w szpitalu i czekałam aż odwiedzi mnie moja najlepsza przyjaciółka! Nie byłam egoistką, tylko stwierdzałam ten fakt. Nie ośmieliłam się jednak powiedzieć tego na głos.
- Jak możesz podawać się za moją przyjaciółkę... To co zrobiłaś wtedy na plaży zupełnie zrujnowało mój związek! Jak mogłaś?! Nienawidzę cię za to!
- Co ty wygadujesz? Na jakiej plaży... - głos mi ucichł. Gdy ujrzałam nadgarstki przyjaciółki, wszystko zlało mi się w jedno.
- Jak możesz sobie to robić?! - wykrzyknęłam i złapałam jej dłonie. Sznyty na jej skórze, przecinały ją w wielu miejscach. Wyrwała mi się i odwróciła wzrok.
- To nie twoja sprawa - syknęła.
- Oczywiście, że moja! To przez Roberta, tak? Coś co zrobiłam, a tego nie pamiętam?
- Jak możesz nie pamiętać! Ty cholerna...
- Miałam wypadek. - Próbowałam uspokoić siebie, żeby brzmieć jak najbardziej pewnie. - I od tamtej pory nie pamiętam tygodni wstecz.
Zatkało ją.
Wyłączyła dźwięk w filmie, w którego oglądaniu jej przerwałam.
- Co się stało?
- Podobno uderzyłam głową w krawężnik. Koleżanka twierdzi, że popchnął mnie... ktoś.
Pokiwała powoli głową.
- To Rob. On cię popchnął, bo go zdenerwowałaś. Nie rozumiem, jak mogłaś być taka głupia, żeby go denerwować.
W normalnych okolicznościach roześmiałabym się. Ale Julie mówiła to zupełnie na poważnie i dlatego nie było mi do śmiechu.
- Nie wierzę, że to powiedziałaś.
- Alice, dobrze się czujesz? Przecież on jest... no wiesz. Każdego mógł łatwo powalić, ale to sprawia, że jest taki... męski. Jak ja go za to kocham!
- Słucham? Kochasz go? To dlaczego się tniesz?!
- Bo on mnie nie kocha - stwierdziła po prostu, a potem obdarzyła mnie szyderczym uśmiechem. - Ale to nic. Jestem szczęśliwa, kiedy jest tutaj ze mną i tak błagalnie na mnie patrzy. To takie fajne uczucie, kiedy całuje mnie w nadgarstki i błaga, żebym tego nie robiła. Wie, że to jego wina. Jest taki kochany!
Nie wiedziałam co powiedzieć.
Dotknęłam czoła przyjaciółki.
- Gorączki nie masz. To może coś brałaś?
Zaśmiała się i pokręciła głową.
W tym samym momencie drzwi się otworzyły.
- Alice, a co ty tutaj robisz? - To był Robert. Najpierw był zaskoczony, a potem się uśmiechnął. Nie sposób było odwzajemnić tego uśmiechu.
Podniosłam się z podłogi.
Przytulił mnie krótko.
- Zniknęłaś jak kopciuszek.
Odchrząknęłam, przypominając sobie ów wieczór.
Prawdopodobnie w tym samym momencie spojrzeliśmy na Julie. Siedziała z otwartą buzią. Jej spojrzenie wędrowało to na mnie, to na chłopaka.
- Ty... Ty... - podniosła się powoli.
Nie dokończyła zdania. Ryknęła i pobiegła, rzucając się na mnie.
Szarpała mnie za włosy, waliła w twarz i po ciele, a ja próbowałam tylko ją od siebie oderwać.
Na pomoc przybył mi Robert.
- Kochanie, przestań. Alice nic nie zrobiła, chodź tutaj nie bądź niemądra - i tak w kółko.
Jakaś rzecz, którą Julie pchnęła spadła i się stłukła. Co chwile coś leciało na podłogę.
Miałam dość, ale ona chciała mnie po prostu zniszczyć.
Nagle drzwi od pokoju się otworzyły.
_________________________Oczami Justina_____________________
Siedziałem w aucie i słuchałem muzyki.
W pewnym momencie zobaczyłem jak do środka wchodzi ten kolega Alice... nie pamiętałem imienia.
Wtedy postanowiłem wyjść na zewnątrz.
Kręciłem się koło auta.
Musiało minąć 40 minut, kiedy moja cierpliwość się skończyła.
Co ona tam robiła?
Postanowiłem zaryzykować i wszedłem do domu.
Nikogo nie zobaczyłem, ale z góry dobiegał głośny łomot.
Pobiegłem na górę i łatwo odnalazłem pokój.
Julie siedziała okrakiem na Alice i szarpała ją za ubrania.
Moja reakcja była natychmiastowa. Pomogłem temu chłopakowi rozdzielić bijące się dziewczyny.
________________________Oczami Alice________________________
Justin odciągnął mnie na bok i trzymał za ramię, jakby bał się, że mu się wyrwę, żeby rzucić się na Julie.
Było mi z tym źle.
Robert tak samo trzymał Julie.
Patrzyłyśmy na siebie, słychać było tylko nasze przyśpieszone oddechy.
Spuściłam wzrok po czym spojrzałam na Justina.
- Nie musisz tego robić - powiedziałam - panuję nad sobą.
- Wiem - powiedział - Ale wolę, żeby nic ci się nie stało.
- To twój chłopak? - spytał Robert, a Julie wyraźnie się zaciekawiła, chociaż nie zmieniła wyrazu twarzy.
- Oczywiście, że nie! - odpowiedziałam, co było prawdą.
- Oni się tylko przyjaźnią - syknęła Julie - Przecież nie okłamują całego świata, prawda?
Zamurowało mnie, a Justin ścisnął moje ramię.
- O czym ty mówisz?
- Alice, już dawno cię przejrzałam. Nie zostałabyś na tej trasie, gdybyś go nie lubiła. Wróciłabyś pierwszym możliwym samolotem!
- Nie pamiętam trasy - postanowiłam wybrnąć z sytuacji.
- Wierzę - nie wierzyła. - Tylko nie rozumiem jak możesz się kleić do Roberta!
Justin obdarzył mnie zszokowanym spojrzeniem.
- Nie kleję się do niego - teraz to ja syknęłam.
- Nie klei się do mnie - stwierdził rozbawiony Robert. - To moja wina.
Julie spojrzała mu w oczy i strzepnęła jego rękę.
- Takie to śmieszne? - spytała i podeszła w moją stronę.
Odepchnęła mnie, po czym przyciągnęła Justina za koszulkę i pocałowała go w usta.
Chłopak szybko jej się wyrwał.
Ja poczułam natychmiastowe ukłucie zazdrości.
Zacisnęłam usta.
Julie dotknęła jego twarzy.
- Kochasz mnie? Jestem przecie twoją fanką. Chyba, że okłamujesz wszystkie belieberki?
Nie ważne było dla mnie co powiedziała dalej. Zatrzymałam się na tych dwóch kluczowych słowach.
Cierpliwie czekałam na odpowiedź, która jak na złość, nie nadchodziła.
------------------------------------------------------------
Kochani!
Mam nadzieję, że rozdział w miarę ujdzie.
Starałam się jak mogłam, nie wiem jednak czy mi wyszło, więc oceńcie sami ;)
Czekam na opinię.
Kocham <3
Leżałam plecami do chłopaka, ale ściskał mnie tak, że nie mogłam się ruszyć.
Spróbowałam odwrócić, głowę, żeby upewnić się, że śpi. Nie udało mi się tego jednak dokonać.
Złapałam jego ręce i spróbowałam je delikatnie rozłączyć.
Wzywały mnie moje fizjologiczne potrzeby i tylko to sprawiło, że chciałam, żeby mnie puścił.
Trzymał mnie za mocno.
Po kilku próbach się poddałam.
Musiałam przekomicznie wyglądać.
Wzięłam głęboki oddech. Miałam ochotę krzyknąć "Justin", ale opanowałam się.
Mruknęłam wkurzona.
- Po co się tak denerwować - szepnął czyjś głos do mojego ucha.
- Justin! - teraz się nie opanowałam.
- Czemu uciekasz?
- Bo chciałam się odświeżyć - mruknęłam - to było zdaje się powodem, dla którego tu przyjechaliśmy.
Zaśmiał się, ale rozluźnił uścisk.
Usiadłam na łóżku.
- Ładnie wyglądasz, gdy śpisz - powiedział cicho.
Zaczerwieniłam się.
Wstałam i się przeciągnęłam.
- Ciekawe co na to moi rodzice - mruknęłam.
Chłopak też się podniósł.
- Chciałabym dzisiaj odwiedzić Julie - stwierdziłam.
- To odwiedźmy ją.
Zastanowiłam się chwilę. Może mógł pomóc w pocieszeniu Julie? Ale mogła też mnie znienawidzić za to, że przyprowadzam do niej jakiegokolwiek chłopaka.
- Może - powiedziałam i wyszłam z pokoju.
***
Po skończonej gorącej kąpieli, przy której trochę sobie podśpiewywałam,ubrałam się i wróciłam do pokoju.
Zatrzymałam się w drzwiach i oparłam się o framugę drzwi.
Stał przy biurku i oglądał zdjęcia, które tam stały.
Wyrwało mi się westchnięcie, kiedy tak na niego patrzyłam. Oczywiście to zauważył i obdarzył mnie czułym uśmiechem.
- Zdjęcie... Julie. Dlaczego je odwróciłaś?
- Co zrobiłam? - spytałam zupełnie nie rozumiejąc o co mu chodzi.
Wskazał palcem zdjęcie.
Faktycznie, było odwrócone.
- Nigdy tego nie zrobiłam! - wykrzyknęłam z łzami w oczach. Wiedziałam, że przesadzam, ale nie wiedzieć czemu, bardzo rozdrażniło mnie to, że ktoś bezkarnie odwraca zdjęcia mojej byłej najlepszej przyjaciółki.
- Przepraszam - powiedział - Moje pytanie było głupie.
Czułam się kompletnie zbita z tropu.
- Ja naprawdę to zrobiłam, prawda? Zrobiłam, ale nie pamiętam?
Przytulił mnie do siebie.
- Będzie dobrze. Odwiedzimy ją dzisiaj.
Pokiwałam głową.
Od razu pomyślałam o Robercie. Chciałam go spotkać.
***
- Wchodzimy razem? - spytałam niepewna co zrobić.
Siedzieliśmy w samochodzie przed domem dziewczyny.
- Nie musisz iść tam ze mną. Wiem, że chcesz z nią pogadać.
Przytaknęłam i wyszłam na zewnątrz.
Dostawszy się do domu i powitawszy z Wendy, udałam się na górę.
Zapukałam w zamknięte drzwi.
Nikt mi nie odpowiedział, ale słyszałam telewizor, więc lekko uchyliłam drzwi.
- Julie? - spytałam nieśmiało.
Dziewczyna siedziała przed telewizorem w dresach, dookoła walały się śmieci po jedzeniu, a sterty ubrań zawalały kanapę, łóżko i wszystkie pozostałe meble.
Kiedy mnie usłyszała, odwróciła głowę i spojrzała mi prosto w oczy.
Jej wzrok był pełen nienawiści, jadu i odrzucenia.
Nigdy czegoś takiego u niej nie widziałam.
Prychnęła ze wstrętem.
- Któż to się pojawił? - spytała zawistnie.
Nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do niej i usiadłam obok, na podłodze.
- Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? - odezwałam się.
- Jesteśmy przyjaciółkami - przedrzeźniała mnie.
- Nie rozumiem - zwiesiłam głowę - o co ci chodzi?
- Jak możesz w ogóle podawać się za moją przyjaciółkę? Ty... ty...
- Julie! - przerwałam jej, zanim powiedziałaby o te kilka słów za dużo. - Wytłumacz mi co zrobiłam źle?
Tak naprawdę, byłam wściekła za to, co odwala. Przecież to ja leżałam w szpitalu i czekałam aż odwiedzi mnie moja najlepsza przyjaciółka! Nie byłam egoistką, tylko stwierdzałam ten fakt. Nie ośmieliłam się jednak powiedzieć tego na głos.
- Jak możesz podawać się za moją przyjaciółkę... To co zrobiłaś wtedy na plaży zupełnie zrujnowało mój związek! Jak mogłaś?! Nienawidzę cię za to!
- Co ty wygadujesz? Na jakiej plaży... - głos mi ucichł. Gdy ujrzałam nadgarstki przyjaciółki, wszystko zlało mi się w jedno.
- Jak możesz sobie to robić?! - wykrzyknęłam i złapałam jej dłonie. Sznyty na jej skórze, przecinały ją w wielu miejscach. Wyrwała mi się i odwróciła wzrok.
- To nie twoja sprawa - syknęła.
- Oczywiście, że moja! To przez Roberta, tak? Coś co zrobiłam, a tego nie pamiętam?
- Jak możesz nie pamiętać! Ty cholerna...
- Miałam wypadek. - Próbowałam uspokoić siebie, żeby brzmieć jak najbardziej pewnie. - I od tamtej pory nie pamiętam tygodni wstecz.
Zatkało ją.
Wyłączyła dźwięk w filmie, w którego oglądaniu jej przerwałam.
- Co się stało?
- Podobno uderzyłam głową w krawężnik. Koleżanka twierdzi, że popchnął mnie... ktoś.
Pokiwała powoli głową.
- To Rob. On cię popchnął, bo go zdenerwowałaś. Nie rozumiem, jak mogłaś być taka głupia, żeby go denerwować.
W normalnych okolicznościach roześmiałabym się. Ale Julie mówiła to zupełnie na poważnie i dlatego nie było mi do śmiechu.
- Nie wierzę, że to powiedziałaś.
- Alice, dobrze się czujesz? Przecież on jest... no wiesz. Każdego mógł łatwo powalić, ale to sprawia, że jest taki... męski. Jak ja go za to kocham!
- Słucham? Kochasz go? To dlaczego się tniesz?!
- Bo on mnie nie kocha - stwierdziła po prostu, a potem obdarzyła mnie szyderczym uśmiechem. - Ale to nic. Jestem szczęśliwa, kiedy jest tutaj ze mną i tak błagalnie na mnie patrzy. To takie fajne uczucie, kiedy całuje mnie w nadgarstki i błaga, żebym tego nie robiła. Wie, że to jego wina. Jest taki kochany!
Nie wiedziałam co powiedzieć.
Dotknęłam czoła przyjaciółki.
- Gorączki nie masz. To może coś brałaś?
Zaśmiała się i pokręciła głową.
W tym samym momencie drzwi się otworzyły.
- Alice, a co ty tutaj robisz? - To był Robert. Najpierw był zaskoczony, a potem się uśmiechnął. Nie sposób było odwzajemnić tego uśmiechu.
Podniosłam się z podłogi.
Przytulił mnie krótko.
- Zniknęłaś jak kopciuszek.
Odchrząknęłam, przypominając sobie ów wieczór.
Prawdopodobnie w tym samym momencie spojrzeliśmy na Julie. Siedziała z otwartą buzią. Jej spojrzenie wędrowało to na mnie, to na chłopaka.
- Ty... Ty... - podniosła się powoli.
Nie dokończyła zdania. Ryknęła i pobiegła, rzucając się na mnie.
Szarpała mnie za włosy, waliła w twarz i po ciele, a ja próbowałam tylko ją od siebie oderwać.
Na pomoc przybył mi Robert.
- Kochanie, przestań. Alice nic nie zrobiła, chodź tutaj nie bądź niemądra - i tak w kółko.
Jakaś rzecz, którą Julie pchnęła spadła i się stłukła. Co chwile coś leciało na podłogę.
Miałam dość, ale ona chciała mnie po prostu zniszczyć.
Nagle drzwi od pokoju się otworzyły.
_________________________Oczami Justina_____________________
Siedziałem w aucie i słuchałem muzyki.
W pewnym momencie zobaczyłem jak do środka wchodzi ten kolega Alice... nie pamiętałem imienia.
Wtedy postanowiłem wyjść na zewnątrz.
Kręciłem się koło auta.
Musiało minąć 40 minut, kiedy moja cierpliwość się skończyła.
Co ona tam robiła?
Postanowiłem zaryzykować i wszedłem do domu.
Nikogo nie zobaczyłem, ale z góry dobiegał głośny łomot.
Pobiegłem na górę i łatwo odnalazłem pokój.
Julie siedziała okrakiem na Alice i szarpała ją za ubrania.
Moja reakcja była natychmiastowa. Pomogłem temu chłopakowi rozdzielić bijące się dziewczyny.
________________________Oczami Alice________________________
Justin odciągnął mnie na bok i trzymał za ramię, jakby bał się, że mu się wyrwę, żeby rzucić się na Julie.
Było mi z tym źle.
Robert tak samo trzymał Julie.
Patrzyłyśmy na siebie, słychać było tylko nasze przyśpieszone oddechy.
Spuściłam wzrok po czym spojrzałam na Justina.
- Nie musisz tego robić - powiedziałam - panuję nad sobą.
- Wiem - powiedział - Ale wolę, żeby nic ci się nie stało.
- To twój chłopak? - spytał Robert, a Julie wyraźnie się zaciekawiła, chociaż nie zmieniła wyrazu twarzy.
- Oczywiście, że nie! - odpowiedziałam, co było prawdą.
- Oni się tylko przyjaźnią - syknęła Julie - Przecież nie okłamują całego świata, prawda?
Zamurowało mnie, a Justin ścisnął moje ramię.
- O czym ty mówisz?
- Alice, już dawno cię przejrzałam. Nie zostałabyś na tej trasie, gdybyś go nie lubiła. Wróciłabyś pierwszym możliwym samolotem!
- Nie pamiętam trasy - postanowiłam wybrnąć z sytuacji.
- Wierzę - nie wierzyła. - Tylko nie rozumiem jak możesz się kleić do Roberta!
Justin obdarzył mnie zszokowanym spojrzeniem.
- Nie kleję się do niego - teraz to ja syknęłam.
- Nie klei się do mnie - stwierdził rozbawiony Robert. - To moja wina.
Julie spojrzała mu w oczy i strzepnęła jego rękę.
- Takie to śmieszne? - spytała i podeszła w moją stronę.
Odepchnęła mnie, po czym przyciągnęła Justina za koszulkę i pocałowała go w usta.
Chłopak szybko jej się wyrwał.
Ja poczułam natychmiastowe ukłucie zazdrości.
Zacisnęłam usta.
Julie dotknęła jego twarzy.
- Kochasz mnie? Jestem przecie twoją fanką. Chyba, że okłamujesz wszystkie belieberki?
Nie ważne było dla mnie co powiedziała dalej. Zatrzymałam się na tych dwóch kluczowych słowach.
Cierpliwie czekałam na odpowiedź, która jak na złość, nie nadchodziła.
------------------------------------------------------------
Kochani!
Mam nadzieję, że rozdział w miarę ujdzie.
Starałam się jak mogłam, nie wiem jednak czy mi wyszło, więc oceńcie sami ;)
Czekam na opinię.
Kocham <3
Tagi: 45
Od razu odwzajemnił pocałunek.
Splotłam dłonie na jego karku, a on przycisnął mnie do siebie.
Po chwili oderwaliśmy od siebie nasze twarze.
Uśmiechnął się i pocałował mnie jeszcze raz.
Stanęłam ponownie na całych stopach.
Złapał mnie za rękę i zaczął bawić się moimi palcami.
Zaśmiałam się.
Splotłam swoją dłoń z jego dłonią i pociągnęłam go w kierunku ławki.
Usiadłam, a on obok mnie i objął mnie ramieniem.
Przytuliłam się do niego i zamknęłam oczy.
- O czym myślisz? - spytał pociągającym, niskim głosem.
- O tobie.
- A ja o tobie.
- O czym dokładnie? - spytałam.
Cmoknął mnie w czubek głowy.
- O tym, że chcę, żeby tak było już zawsze.
Promienie słońca przebijały się między koronami drzew. Jeden z tych promieni padał teraz na moją twarz
Westchnęłam.
Chłopak odebrał to inaczej.
- Przepraszam.
- Za co? - spytałam odrętwiała.
- Nie powinienem mówić takich rzeczy. Domyślam się, że nie myślisz tak jak ja.
- Ależ skąd! - sprostowałam - Ja też jestem szczęśliwa.
Chyba się uśmiechnął.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę w takiej pozycji, nie odzywając się. Otworzyłam oczy i przyglądałam się kształtom zbliżającym się z oddali.
Matki z dziećmi zaczynały się schodzić.
Podniosłam się i spojrzałam na Justina.
- Chyba musimy już iść - powiedziałam.
Pokiwał głową i się podniósł.
Szliśmy ramię w ramię, ale nie mogłam trzymać go za rękę. Trochę mi to ciążyło. Nie byłam do końca pewna, czy to dobrze, że tak się zachowuję. Niby nic nie ryzykowałam, ale czułam, że muszę zwolnić tempo. Jeśli miałam mu wierzyć - a wierzyłam - to znał mnie bardzo dobrze. Zresztą zdążyłam się już o tym przekonać.
Ja jednak, prawie wcale go nie znałam, albo raczej nie wiedziałam o tym, że go znam.
Czułam się z nim dobrze. Bardzo dobrze.
- Eghmm... Justin?
- Tak?
- Kiedy to się skończy? To z Seleną?
- Już niedługo - ku memu pełnemu zaskoczeniu przyciągnął mnie do siebie na ułamek sekundy i pocałował w policzek - Obiecuję.
Ucieszyłam się. Nie przejmował się tak strasznie, że ktoś mógł nas zobaczyć, w każdym razie tego nie okazywał. Super.
- Ale... nadal będziesz się przyjaźnić z Seleną?
Pytanie miało zabrzmieć inaczej. Chciałam wiedzieć, czy ja będę mogła się z nią przyjaźnić. Ale nie potrafiłam się zdobyć na to, żeby zadać tak głupie, chociaż ważne pytanie.
- Jak najbardziej. Jest dla mnie bardzo ważna.
Dobrze wiedzieć - miałam ochotę mruknąć. Na szczęście tego nie zrobiłam. Nie mogłam być zazdrosna o przyjaciółkę! Jest dla mnie za dobra, żeby tak ją traktować.
Przechodziliśmy koło kawiarni, z której wyszły właśnie dwie dziewczyny. Miały około 16 lat.
Przykuły moją uwagę, bo jedna z nich zaczęła piszczeć i szturchać drugą.
Podbiegły do Justina.
- Jestem fanką - przekrzykiwały się jedna przez drugą. - Mogę zrobić zdjęcie?
- Jasne - odpowiedział im chłopak.
Usunęłam się na boczny tor i przyglądałam wydarzeniu.
Przytulił każdą kilka razy, zrobił sobie zdjęcie, powiedział jak bardzo je kocha i podziękował im za to że są "Beliebers", czego do końca nie zrozumiałam.
Po powstałym zamieszaniu dziewczyny nadal stały i piszczały na ulicy, a Justin pociągnął mnie dalej ulicą.
Zaśmiał się.
- Strasznie je kochasz, co? - Wyrwało mi się.
- To dzięki nim jestem kim jestem.
Pokiwałam głową.
Podeszliśmy do samochodu. Justin otworzył przede mną drzwi, a kilka sekund później siedział obok mnie, na miejscu kierowcy.
- Gdzie jedziemy? - spytałam po chwili jazdy.
- Pomyślałem, że chyba chciałabyś się odświeżyć... Mogę odwieźć cię do domu.
- Okej - spróbowałam udawać, że mi to nie przeszkadza.
Jego wzrok na chwilę padł z drogi na mnie.
Zdjął jedną rękę z kierownicy i położył ją na mojej dłoni.
- Jeśli chcesz to na ciebie poczekam.
- Okej - zdziwiłam się zwykłością mojej odpowiedzi, na pytanie które tak wiele dla mnie znaczyło.
Kilkanaście minut później auto się zatrzymało.
- Poczekam tutaj - oznajmił.
Przytaknęłam i wyszłam na zewnątrz.
Wchodząc do domu czułam się nieco niezręcznie. Dopiero teraz do mnie dotarło, że spędziłam całą noc poza domem. Cholera, mama była w domu.
- Cześć - krzyknęłam.
- Alice? - wyszła z kuchni i oparła się o framugę drzwi.
- Tak? - zajęłam się ściąganiem butów.
- Gdzieś ty do diabła była?
Zmieszałam się. Przeszukałam w głowie wszystkie możliwe odpowiedzi i po sekundzie wybrałam najodpowiedniejszą z opcji.
- Przepraszam, zasnęłam u koleżanki. Obie zasnęłyśmy.
- U Julie?
- Tak - skłamałam.
Pokręciła głową.
- Myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic - powiedziała ukrywając swoje zdenerwowanie - Dzwoniłam do Susanne, Alice.
Przygryzłam wargę.
- To bardzo skomplikowane. Nie mogę Ci powiedzieć.
- W takim razie masz szlaban. Do odwołania.
- Mamo! Ale ja nie zrobiłam nic złego!
- Skąd mam to wiedzieć?
Umilkłam.
- Dlaczego dostaję szlaban? - spytałam naiwnie.
- Bo włóczysz się po nocy z nie wiadomo kim i nie chcesz
się do tego przyznać.
- Spałam! Naprawdę!
- Nawet jeśli, to mnie okłamałaś.
- Tylko dlatego, bo obiecałam nikomu nie mówić!
- Od kiedy jestem dla ciebie nikim?
Zatkało mnie. Na to nie miałam już odpowiedzi. Spuściłam głowę.
- Zawiodłam się na tobie, Alice.
- Mamo... Powiem ci. Wszystko, tylko pozwól mi wyjść na 5 minut, dobrze?
- Masz szlaban.
- Mamo, ale przecież chcesz wiedzieć, prawda? I ja też chcę Ci powiedzieć.
- Jestem zła, Alice. Tata miał rację. Ta trasa tak cię rozpuściła...
- Wiesz o trasie?
W sumie to nie powinno to dla mnie być takim zaskoczeniem. Jakiś czas nie było mnie w domu, a to oznaczało, że musiała wiedzieć. Ale mimo tego nie mogłam się nadziwić.
Idiotka ze mnie!
Nim mama zdążyła mi odpowiedzieć, podbiegłam do niej i złapałam ją za ręce.
- To z nimi byłam! Z Justinem i z Seleną! Wcześniej byliśmy w Scorpionie z Mikiem, Zackiem i Robertem - uśmiechnęłam się na wspomnienie z wczoraj. Jakby nie było - świetnie się bawiłam.
- Alice? Nie wiedziałam, że nadal utrzymujesz kontakt z tym... ehem Justinem. Nie, w ogóle o tym nie mówiłaś. Wrabiasz mnie, prawda?
- Nie, skąd! Udowodnię Ci, tylko pozwól mi wyjść na 2 minuty! Pokarzę Ci!
Nastała pełna zwątpienia cisza. Wyczekiwałam odpowiedzi, ręce składając w błagalny gest. Po prostu nie mogłam mieć szlabanu!
- Leć. Ale masz wrócić. Za minutę, jasne?
- Dziękuję! - wykrzyknęłam i pocałowałam ją w policzek.
Wybiegłam z domu, pomijając rzeczy tak bezsensowne, jak zamknięcie drzwi, czy ubranie butów.
Chłopak siedział w aucie. Ruszłą rytmicznie głową, domyśliłam się więc, że słucha muzyki. Zauważył mnie, dopiero gdy nacisnęłam klamkę.
- Już? - spytał zdziwiony.
Uklęknęłam na siedzeniu pasażera.
- Moja mama wie, że my się znamy. Więc czy możesz tam pójść i się jej pokazać? - Pominęłam odpowiedź na jego pytanie.
Podniósł wysoko brwi.
- Ale czemu?
- Bo zapomniałam o tym, żeby jej powiedzieć! Jest wkurzona i nie chce uwierzyć, że byłam z wami. Dlatego proszę, chodź tam ze mną, jako przyjaciel i spraw, żebym nie miała szlabanu! - wysapałam na jednym oddechu.
Pokiwał głową.
- Okej. Ale mam pytanie.
- Wal - odpowiedziałam krótko.
Zaśmiał się z mojego stanu.
- Nie mogę trzymać cię za rękę?
Otworzyłam usta z wrażenia.
Wyleciało z nich tylko jedno, oschłe zdanie:
- Przyjaciele nie trzymają się za ręce.
Spuścił wzrok.
- Okej.
- Justin, to nie tak. Ja po prostu jestem bardzo zdenerwowana i tobie się obrywa - złapałam go za rękę. - Przepraszam.
Ścisnął moją dłoń i spojrzał mi w oczy.
- To chodźmy, przyjaciółko.
Powiedział to tak miłym głosem, że aż zastanawiałam się czy nie był to sarkazm.
- No już. Chodźmy - i odpowiedział na moje nieme pytanie cmoknięciem mnie w policzek.
Przeszliśmy szerokość podjazdu przed domem i stanęliśmy w drzwiach.
- Mamo? - zawołałam.
Kiedy wyszła z kuchni, z uwagą obserwowałam jej brwi unoszące się powoli do góry.
- Mamo, poznaj Justina. Justin, to jest moja mama.
- Dzień dobry - powiedziała jakby nieobecna i wyciągnęła w jego stronę rękę.
- Bardzo mi miło - odwzajemnił uścisk dłoni i schował ręce za plecami.
- Ehmm... napijecie się czegoś? - spytała rozkojarzona.
- Właściwie to chętnie, dziękuję - powiedział chłopak.
Spojrzałam błagalnie na mamę.
- To może ja coś przygotuję.
Poszła do kuchni.
Zostaliśmy w holu sami.
- No to jak? - spytał Justin.
- Chodź - powiedziałam i wskazałam na schody.
Poszliśmy na górę.
Otworzyłam drzwi do pokoju.
Rozglądnął się trochę, a ja poczułam lekki wstyd. Chociaż mój pokój mi się podobał i panował w nim niecodzienny porządek, miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Ale to chyba normalne. Prawda?
Wzięłam głęboki oddech.
- To jest mój pokój.
Zaśmiał się.
- Co? - spytałam.
- Już to mówiłaś.
Dobrze wiedzieć, niema co...
- Ładnie - oznajmił.
- Dziękuję.
Usiadł na łóżku, więc zajęłam miejsce obok niego.
Oparłam głowę na jego ramieniu i mruknęłam.
- Coś się stało? - spytał troskliwie.
- Troszkę boli mnie głowa - przyznałam.
Podniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć.
- Chciałabym pamiętać.
Uśmiechnął się smutno.
Wsunął palce w moje włosy i przyciągnął moją twarz do swojej.
Całował mnie namiętnie.
Déjà vu. Tak, właśnie to czułam.
Oderwałam się od niego.
Jego oczy miały smutny wyraz.
- Przepraszam - zaczęłam - Już to widziałam.
- Co? - zaniepokoił się.
- Chodzi mi o Déjà vu. (dop. aut. Déjà vu - już widziane)
Przytaknął.
Nagle drgnął.
- Przypominasz sobie! - wykrzyknął w moją twarz.
- Nie do końca... Po prostu mam przebłyski. Ale to tylko moje odczucie. Nic nie pamiętam.
Zasmucił się na chwilę. Potem dostrzegłam błysk w jego oku.
- To trzeba będzie Ci przypomnieć.
Zawtórowałam mu ze śmiechem.
Przyniosło to napad bólu głowy.
Pisnęłam z bólu.
- Biedna ty moja - powiedział i położył moją głowę, na swoich kolanach.
Kiedy się obudziłam, był środek nocy, a Justin spał obok mnie, w moim łóżku.
Przytuliłam się do niego i oddałam się sennym marzeniom.
------------------------------------------------------------
Kochani!
Tak jak obiecałam, pojawił się 4 rozdział w tym miesiącu. Co o nim sądzicie? Liczę na waszą ocenę.
Dziękuję za wsparcie w poprzednich rozdziałach.
Mam nadzieję, że nadal tu jesteście :*
Dziękuję wam za Alice. Za to, że istnieje.
Kocham was <3
Splotłam dłonie na jego karku, a on przycisnął mnie do siebie.
Po chwili oderwaliśmy od siebie nasze twarze.
Uśmiechnął się i pocałował mnie jeszcze raz.
Stanęłam ponownie na całych stopach.
Złapał mnie za rękę i zaczął bawić się moimi palcami.
Zaśmiałam się.
Splotłam swoją dłoń z jego dłonią i pociągnęłam go w kierunku ławki.
Usiadłam, a on obok mnie i objął mnie ramieniem.
Przytuliłam się do niego i zamknęłam oczy.
- O czym myślisz? - spytał pociągającym, niskim głosem.
- O tobie.
- A ja o tobie.
- O czym dokładnie? - spytałam.
Cmoknął mnie w czubek głowy.
- O tym, że chcę, żeby tak było już zawsze.
Promienie słońca przebijały się między koronami drzew. Jeden z tych promieni padał teraz na moją twarz
Westchnęłam.
Chłopak odebrał to inaczej.
- Przepraszam.
- Za co? - spytałam odrętwiała.
- Nie powinienem mówić takich rzeczy. Domyślam się, że nie myślisz tak jak ja.
- Ależ skąd! - sprostowałam - Ja też jestem szczęśliwa.
Chyba się uśmiechnął.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę w takiej pozycji, nie odzywając się. Otworzyłam oczy i przyglądałam się kształtom zbliżającym się z oddali.
Matki z dziećmi zaczynały się schodzić.
Podniosłam się i spojrzałam na Justina.
- Chyba musimy już iść - powiedziałam.
Pokiwał głową i się podniósł.
Szliśmy ramię w ramię, ale nie mogłam trzymać go za rękę. Trochę mi to ciążyło. Nie byłam do końca pewna, czy to dobrze, że tak się zachowuję. Niby nic nie ryzykowałam, ale czułam, że muszę zwolnić tempo. Jeśli miałam mu wierzyć - a wierzyłam - to znał mnie bardzo dobrze. Zresztą zdążyłam się już o tym przekonać.
Ja jednak, prawie wcale go nie znałam, albo raczej nie wiedziałam o tym, że go znam.
Czułam się z nim dobrze. Bardzo dobrze.
- Eghmm... Justin?
- Tak?
- Kiedy to się skończy? To z Seleną?
- Już niedługo - ku memu pełnemu zaskoczeniu przyciągnął mnie do siebie na ułamek sekundy i pocałował w policzek - Obiecuję.
Ucieszyłam się. Nie przejmował się tak strasznie, że ktoś mógł nas zobaczyć, w każdym razie tego nie okazywał. Super.
- Ale... nadal będziesz się przyjaźnić z Seleną?
Pytanie miało zabrzmieć inaczej. Chciałam wiedzieć, czy ja będę mogła się z nią przyjaźnić. Ale nie potrafiłam się zdobyć na to, żeby zadać tak głupie, chociaż ważne pytanie.
- Jak najbardziej. Jest dla mnie bardzo ważna.
Dobrze wiedzieć - miałam ochotę mruknąć. Na szczęście tego nie zrobiłam. Nie mogłam być zazdrosna o przyjaciółkę! Jest dla mnie za dobra, żeby tak ją traktować.
Przechodziliśmy koło kawiarni, z której wyszły właśnie dwie dziewczyny. Miały około 16 lat.
Przykuły moją uwagę, bo jedna z nich zaczęła piszczeć i szturchać drugą.
Podbiegły do Justina.
- Jestem fanką - przekrzykiwały się jedna przez drugą. - Mogę zrobić zdjęcie?
- Jasne - odpowiedział im chłopak.
Usunęłam się na boczny tor i przyglądałam wydarzeniu.
Przytulił każdą kilka razy, zrobił sobie zdjęcie, powiedział jak bardzo je kocha i podziękował im za to że są "Beliebers", czego do końca nie zrozumiałam.
Po powstałym zamieszaniu dziewczyny nadal stały i piszczały na ulicy, a Justin pociągnął mnie dalej ulicą.
Zaśmiał się.
- Strasznie je kochasz, co? - Wyrwało mi się.
- To dzięki nim jestem kim jestem.
Pokiwałam głową.
Podeszliśmy do samochodu. Justin otworzył przede mną drzwi, a kilka sekund później siedział obok mnie, na miejscu kierowcy.
- Gdzie jedziemy? - spytałam po chwili jazdy.
- Pomyślałem, że chyba chciałabyś się odświeżyć... Mogę odwieźć cię do domu.
- Okej - spróbowałam udawać, że mi to nie przeszkadza.
Jego wzrok na chwilę padł z drogi na mnie.
Zdjął jedną rękę z kierownicy i położył ją na mojej dłoni.
- Jeśli chcesz to na ciebie poczekam.
- Okej - zdziwiłam się zwykłością mojej odpowiedzi, na pytanie które tak wiele dla mnie znaczyło.
Kilkanaście minut później auto się zatrzymało.
- Poczekam tutaj - oznajmił.
Przytaknęłam i wyszłam na zewnątrz.
Wchodząc do domu czułam się nieco niezręcznie. Dopiero teraz do mnie dotarło, że spędziłam całą noc poza domem. Cholera, mama była w domu.
- Cześć - krzyknęłam.
- Alice? - wyszła z kuchni i oparła się o framugę drzwi.
- Tak? - zajęłam się ściąganiem butów.
- Gdzieś ty do diabła była?
Zmieszałam się. Przeszukałam w głowie wszystkie możliwe odpowiedzi i po sekundzie wybrałam najodpowiedniejszą z opcji.
- Przepraszam, zasnęłam u koleżanki. Obie zasnęłyśmy.
- U Julie?
- Tak - skłamałam.
Pokręciła głową.
- Myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic - powiedziała ukrywając swoje zdenerwowanie - Dzwoniłam do Susanne, Alice.
Przygryzłam wargę.
- To bardzo skomplikowane. Nie mogę Ci powiedzieć.
- W takim razie masz szlaban. Do odwołania.
- Mamo! Ale ja nie zrobiłam nic złego!
- Skąd mam to wiedzieć?
Umilkłam.
- Dlaczego dostaję szlaban? - spytałam naiwnie.
- Bo włóczysz się po nocy z nie wiadomo kim i nie chcesz
się do tego przyznać.
- Spałam! Naprawdę!
- Nawet jeśli, to mnie okłamałaś.
- Tylko dlatego, bo obiecałam nikomu nie mówić!
- Od kiedy jestem dla ciebie nikim?
Zatkało mnie. Na to nie miałam już odpowiedzi. Spuściłam głowę.
- Zawiodłam się na tobie, Alice.
- Mamo... Powiem ci. Wszystko, tylko pozwól mi wyjść na 5 minut, dobrze?
- Masz szlaban.
- Mamo, ale przecież chcesz wiedzieć, prawda? I ja też chcę Ci powiedzieć.
- Jestem zła, Alice. Tata miał rację. Ta trasa tak cię rozpuściła...
- Wiesz o trasie?
W sumie to nie powinno to dla mnie być takim zaskoczeniem. Jakiś czas nie było mnie w domu, a to oznaczało, że musiała wiedzieć. Ale mimo tego nie mogłam się nadziwić.
Idiotka ze mnie!
Nim mama zdążyła mi odpowiedzieć, podbiegłam do niej i złapałam ją za ręce.
- To z nimi byłam! Z Justinem i z Seleną! Wcześniej byliśmy w Scorpionie z Mikiem, Zackiem i Robertem - uśmiechnęłam się na wspomnienie z wczoraj. Jakby nie było - świetnie się bawiłam.
- Alice? Nie wiedziałam, że nadal utrzymujesz kontakt z tym... ehem Justinem. Nie, w ogóle o tym nie mówiłaś. Wrabiasz mnie, prawda?
- Nie, skąd! Udowodnię Ci, tylko pozwól mi wyjść na 2 minuty! Pokarzę Ci!
Nastała pełna zwątpienia cisza. Wyczekiwałam odpowiedzi, ręce składając w błagalny gest. Po prostu nie mogłam mieć szlabanu!
- Leć. Ale masz wrócić. Za minutę, jasne?
- Dziękuję! - wykrzyknęłam i pocałowałam ją w policzek.
Wybiegłam z domu, pomijając rzeczy tak bezsensowne, jak zamknięcie drzwi, czy ubranie butów.
Chłopak siedział w aucie. Ruszłą rytmicznie głową, domyśliłam się więc, że słucha muzyki. Zauważył mnie, dopiero gdy nacisnęłam klamkę.
- Już? - spytał zdziwiony.
Uklęknęłam na siedzeniu pasażera.
- Moja mama wie, że my się znamy. Więc czy możesz tam pójść i się jej pokazać? - Pominęłam odpowiedź na jego pytanie.
Podniósł wysoko brwi.
- Ale czemu?
- Bo zapomniałam o tym, żeby jej powiedzieć! Jest wkurzona i nie chce uwierzyć, że byłam z wami. Dlatego proszę, chodź tam ze mną, jako przyjaciel i spraw, żebym nie miała szlabanu! - wysapałam na jednym oddechu.
Pokiwał głową.
- Okej. Ale mam pytanie.
- Wal - odpowiedziałam krótko.
Zaśmiał się z mojego stanu.
- Nie mogę trzymać cię za rękę?
Otworzyłam usta z wrażenia.
Wyleciało z nich tylko jedno, oschłe zdanie:
- Przyjaciele nie trzymają się za ręce.
Spuścił wzrok.
- Okej.
- Justin, to nie tak. Ja po prostu jestem bardzo zdenerwowana i tobie się obrywa - złapałam go za rękę. - Przepraszam.
Ścisnął moją dłoń i spojrzał mi w oczy.
- To chodźmy, przyjaciółko.
Powiedział to tak miłym głosem, że aż zastanawiałam się czy nie był to sarkazm.
- No już. Chodźmy - i odpowiedział na moje nieme pytanie cmoknięciem mnie w policzek.
Przeszliśmy szerokość podjazdu przed domem i stanęliśmy w drzwiach.
- Mamo? - zawołałam.
Kiedy wyszła z kuchni, z uwagą obserwowałam jej brwi unoszące się powoli do góry.
- Mamo, poznaj Justina. Justin, to jest moja mama.
- Dzień dobry - powiedziała jakby nieobecna i wyciągnęła w jego stronę rękę.
- Bardzo mi miło - odwzajemnił uścisk dłoni i schował ręce za plecami.
- Ehmm... napijecie się czegoś? - spytała rozkojarzona.
- Właściwie to chętnie, dziękuję - powiedział chłopak.
Spojrzałam błagalnie na mamę.
- To może ja coś przygotuję.
Poszła do kuchni.
Zostaliśmy w holu sami.
- No to jak? - spytał Justin.
- Chodź - powiedziałam i wskazałam na schody.
Poszliśmy na górę.
Otworzyłam drzwi do pokoju.
Rozglądnął się trochę, a ja poczułam lekki wstyd. Chociaż mój pokój mi się podobał i panował w nim niecodzienny porządek, miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Ale to chyba normalne. Prawda?
Wzięłam głęboki oddech.
- To jest mój pokój.
Zaśmiał się.
- Co? - spytałam.
- Już to mówiłaś.
Dobrze wiedzieć, niema co...
- Ładnie - oznajmił.
- Dziękuję.
Usiadł na łóżku, więc zajęłam miejsce obok niego.
Oparłam głowę na jego ramieniu i mruknęłam.
- Coś się stało? - spytał troskliwie.
- Troszkę boli mnie głowa - przyznałam.
Podniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć.
- Chciałabym pamiętać.
Uśmiechnął się smutno.
Wsunął palce w moje włosy i przyciągnął moją twarz do swojej.
Całował mnie namiętnie.
Déjà vu. Tak, właśnie to czułam.
Oderwałam się od niego.
Jego oczy miały smutny wyraz.
- Przepraszam - zaczęłam - Już to widziałam.
- Co? - zaniepokoił się.
- Chodzi mi o Déjà vu. (dop. aut. Déjà vu - już widziane)
Przytaknął.
Nagle drgnął.
- Przypominasz sobie! - wykrzyknął w moją twarz.
- Nie do końca... Po prostu mam przebłyski. Ale to tylko moje odczucie. Nic nie pamiętam.
Zasmucił się na chwilę. Potem dostrzegłam błysk w jego oku.
- To trzeba będzie Ci przypomnieć.
Zawtórowałam mu ze śmiechem.
Przyniosło to napad bólu głowy.
Pisnęłam z bólu.
- Biedna ty moja - powiedział i położył moją głowę, na swoich kolanach.
Kiedy się obudziłam, był środek nocy, a Justin spał obok mnie, w moim łóżku.
Przytuliłam się do niego i oddałam się sennym marzeniom.
------------------------------------------------------------
Kochani!
Tak jak obiecałam, pojawił się 4 rozdział w tym miesiącu. Co o nim sądzicie? Liczę na waszą ocenę.
Dziękuję za wsparcie w poprzednich rozdziałach.
Mam nadzieję, że nadal tu jesteście :*
Dziękuję wam za Alice. Za to, że istnieje.
Kocham was <3
Tagi: 44
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz