- Naprawdę się o mnie bałaś? - spytał Jus, odrywając się na chwilę ode mnie.
Zagryzłam nerwowo dolną wargę.
- Nie, przyjechałam tu bo mi się nudziło - warknęłam i odwróciłam się na pięcie, kontynuując rozpakowywanie walizki. Po chwili poczułam na tali ciepłe ręce chłopaka. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, ale dalej udawałam, że mnie to nie rusza.
- No przyznaj, że się bałaś - szepnął mi nad uchem, po chwili jego ciepłe wargi pieściły moją szyję.
- Tak, bałam się - szepnęłam niemalże niesłyszalnie.
- Co? Nie słyszałem - droczy się
- Bałam się - jęknęłam
- Głośniej - zaśmiał się
- Bałam się! - krzyknęłam i w tym samym czasie się do niego odwróciłam.
- Bałam się, że już Cię nie zobaczę, nie przytulę, nie pocałuję. Cholernie się bałam. Czułam się jakby mi się cały świat zawalił w jednej sekundzie. - powiedziałam na jednym tchu.
- Kocham Cię - szepnął szatyn i mocno mnie do siebie przytulił.
Wzięłam głęboki wdech, po czym lekko się od niego odchyliłam.
- Dlaczego musisz zniknąć? - spytałam patrząc na niego podejrzliwie.
Chłopak głośno westchnął i wypuścił mnie z objęć, odchodząc ode mnie na krok.
- No? Słucham? Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia?
- Jess...nie chcę Cię w to mieszać.
- Justin! Wmieszałam się w to wszystko odkąd się tu wprowadziłam. - warknęłam.
- Jess..
- Odpowiedz!
Chłopak przewrócił oczami, i zrobił minę jakby mi łaskę robił. Jeszcze raz wziął głęboki wdech.
- Bo...Jest pewien facet, który mnie już dooość długo ściga. I niedawno mnie namierzył - powiedział drapiąc się nerwowo po karku
- Za co Cię ściga? - spytałam krzyżując ręce na piersiach
- Po prostu mnie ściga!
- Justin...- nalegałam
- Jessi...zrobiłem coś strasznego- powiedział podchodząc do mnie i obejmując w pasie.
- Zabiłeś kogoś? - spytałam szeroko otwierając oczy
Oczy szatyna natychmiast pociemniały, a twarz skamieniała.
- Justin? Odpowiedz!
- Shawty, nie mieszaj się w to proszę - szepnął całując mnie w czubek głowy
Cholera! Czy on kogoś zabił? Mam się go bać?
- Aha...a więc na ile znikasz?
- Nie wiem. - powiedział wykrzywiając usta.
- Justin, nie zostawiaj mnie - szepnęłam.
- Nie zostawiam Cię - uśmiechnął się lekko
- Mogę jechać z tobą?
- W żadnym wypadku! To zbyt niebezpieczne - podniósł głos. - On nie może się o tobie dowiedzieć.
- Justin, przerażasz mnie - spojrzałam na niego do góry.
- Wyjadę po prostu na kilka miesięcy...
- Miesięcy? - krzyknęłam, nie dając mu dokończyć.
- Shawty...
- Chyba Cię do reszty popieprzyło! - krzyknęłam
Machnęłam rękoma, dając mu do zrozumienia, że muszę to przemyśleć i zeszłam na dół. Dopiero co przyjechałam, a on już wyjeżdża i to na kilka MIESIĘCY? Co on takiego zrobił, że aż tak długo musi się ukrywać?
- Cześć Chaz - uśmiechnęłam się do wysokiego chłopaka i mocno uściskałam.
- Hej, hej - odwzajemnił uścisk dwa razy mocniej.
- Chaz, dusisz mnie - zaśmiałam się.
- Przepraszam - wypuścił mnie z objęć i posłał uśmiech. Podeszłam do Ryana, który siedział obok Alfreda. Objęłam go ramieniem i ucałowałam w policzek, to samo zrobiłam z Alfredem.
- Czym to sobie zasłużyliśmy na takie powitanie? - zaśmiał się Alf.
- Och, stęskniłam się za wami - uśmiechnęłam się do chłopaków i wcisnęłam między nich.
- Wiesz, że jutro wracasz do szkoły? - spytał Mike pijąc piwo z butelki.
- Wiem - westchnęłam głośno i oparłam głowę o ramię Ryana.
Zaraz w salonie pojawił się Justin.
- Możemy pogadać? - spytał.
Przewróciłam oczami i pokiwałam przecząco głową.
- Jestem zmęczona - powiedziałam od niechcenia i zaczesałam włosy do tyłu.
- Z wami jest gorzej jak z małżeństwem - zaśmiał się Alf.
- Spadaj - warknęłam i dźgnęłam go łokciem w żebra.
- Sorry - jęknął.
Wyprostowałam się i postanowiłam, że powinnam wiedzieć co tu się wyrabia.
- A więc...o co...- nie skończyłam kiedy wszyscy się poderwali.
- Mamo? - Krzyknął Ryan
- To ten...ja muszę tam...- zaczął Alfredo pocierając rękoma o spodnie.
- A ja tam - powiedział Mike wstając od stołu i poszedł do swojego pokoju.
- No co jest? - krzyknęłam, ale nikt nie odpowiedział.
Teraz na miejsce bruneta usiadł Justin, czyli siedział na wprost mnie i po prostu na mnie patrzył.
- Możesz przestać tak na mnie patrzeć? - spytałam zbulwersowana.
- Nie - odpowiedział krótko.
Przewróciłam oczami i obróciłam głowę w lewą stronę rozglądając się po suficie.
- Pogadamy?
- Jestem zmęczona - wymusiłam ziewanie.
- Rano?
- Rano idę do szkoły
- Po szkole?
- Hm...nie wiem, może pójdę do Cassie.
- Jessica! Nie możesz mnie teraz unikać! - uniósł się szatyn.
Spojrzałam na niego, jego oczy były niemalże czarne ze złości.
- Jak będziesz chciał mi powiedzieć prawdę, to pogadamy. - powiedziałam i wstałam z kanapy kierując się na górę do siebie.
Weszłam do pokoju i od razu zaczęłam zdejmować z siebie ciuchy, aż pozostałam w samej bieliźnie. Podeszłam do komody i wyjęłam z niej świeżą bieliznę.
- Jessica - usłyszałam lekko zachrypnięty głos szatyna, aż podskoczyłam.
- Boże! Puka się! - warknęłam.
Chłopak zlustrował mnie kilka razy od góry do dołu i oblizał usta. No tak! Jestem w samej bieliźnie! Skrzyżowałam ręce próbując się jakoś zasłonić.
- Wstydzisz się mnie? - spytał podchodząc do mnie bliżej.
- Jestem zmęczona
Chłopak pokręcił z rozbawieniem głową i stanął na przeciwko mnie. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Delikatnie wsunął rękę pod moją rękę łapiąc mnie w tali i mocno do siebie docisnął, aż ledwo łapałam powietrze. W tej chwili mój oddech był przyspieszony i urywany, zresztą jego też. Odłożyłam bieliznę na komodę i powoli nasze twarze się zbliżały. Patrzyłam to na jego usta, to na oczy. W końcu połączyliśmy się w jeden pocałunek. Chłopak przejechał językiem po mojej dolnej wardze, po czym rozchylił mi nim usta. Nasze języki od razu zaczęły ze sobą współgrać. Jego druga ręka powędrowała na mój odkryty do połowy pośladek, ponieważ miałam na sobie koronkowe bokserki. Jego ręka zjechała na moją nogę podkulając ją. Zaplotłam ją na jego nodze, nie przerywając pocałunku.
- Justin...nie jesteśmy samy - szybko oderwałam się od szatyna i odeszłam na krok.
Chłopak nabrał powietrza do płuc i przeczesał palcami idealnie ułożone włosy.
- Idę pod prysznic - oznajmiłam starając się uspokoić swój oddech .
- To ja poczekam - uśmiechnął się zadziornie i usiadł na moim łóżku.
Poszłam do łazienki. Włączyłam sobie muzykę na telefonie i rozebrałam sie z bielizny. Cholera! Zapomniałam czystej bielizny!
- Justin! Przynieś mi bieliznę z komody - krzyknęłam i zagryzłam dolną wargę. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Owinęłam się w ręcznik i wystawiłam głowę.
- Mike? - spytałam zdziwiona
- Przyszedłem sprawdzić, czy już śpisz. Justin śpi na dole. Nie będziecie przecież spali razem - zaśmiał się i podał mi bieliznę.
- To jest mój chłopak! Mogę z nim spać - warknęłam.
- Idź się kąp - skrzywił się i zamknął mi drzwi.
Co on sobie myśli? Przecież jetem już prawie pełnoletnie. Niektóre dziewczyny w moim wieku już dawno chodzą z brzuchem, a ja nie mogę spać z chłopakiem w jednym łóżku. Boże! Co on by zrobił jakby się dowiedział, że tyle razy już spał w moim łóżku. Wolę nie myśleć. Weszłam pod prysznic, wtarłam w ciało wiśniowy żel, po czym spłukałam powstałą pianę. Nie potrafię się długo gniewać na Justina, no chyba, że w bardzo, bardzo słusznej sprawie. Rozumiem, że się o mnie boi i dlatego nie chce powiedzieć o co chodzi.
Rozczesałam włosy, ubrałam bieliznę, nakremowałam ciało, ściągnęłam z wieszaka bluzkę Justina i swoje szorty, po czym ubrana wyszłam, gasząc za sobą światło. Myślałam, że będę mogła z nim spać. Usiadłam na łóżku i zadzwoniłam do Cassie.
- Hej Cassie
- Och, Jess. Co z Justinem?
Hm...skoro ma się ukrywać, to chyba nie powinnam jej o tym mówić?
- Nic nie wiem - szepnęłam.
- Jej...- usłyszałam jak bierze wdech.
- Chciałam tylko powiedzieć, że wróciłam.
- Przyjadę po ciebie o 7:40, dobrze?
- Jasne, dzięki - uśmiechnęłam się do telefonu.
- Do zobaczenia jutro, pa
- Pa, Kocham Cię - rozłączyłam się.
Opadłam plecami na łóżko. Ktoś puka.
- Tak? - podniosłam się leniwie.
- Ćśś...- Justin przystawił sobie wskazujący palec do ust, zamknął za sobą drzwi na klucz i szybko wskoczył na łóżko.
- Nie lubię jak się na mnie gniewasz - mruknął.
- Już się nie gniewam - szepnęłam i cmoknęłam go w nos.
- Cholernie za tobą tęskniłem - wyznał.
- Ja za tobą też - uśmiechnęłam się i splotłam nasze dłonie.
- Justin, kocham Cię. Nie rób mi tego więcej - spojrzałam mu prosto w oczy
- Przepraszam - szepnął.
- Jessica! - krzyknął zza drzwi Mike
- Kurwa - przeklął pod nosem Justin i cicho się zaśmiał.
- Do łazienki - szepnęłam i pociągnęłam za sobą szatyna.
- Jestem w łazience! - krzyknęłam.
- Nie kłam! Otwórz te drzwi, bo wejdę z nimi! Justin ma wrócić do siebie
- Nie ma go tu!
- Wiem, ze jest
- Kłamiesz!
Justin tylko przysłuchiwał się naszej kłótni i cały czas mnie rozpraszał, całując po szyi.
- Jessica! - warknął brunet.
- Jestem w ubikacji! - Dusiłam w sobie śmiech.
- Za pięć minut wchodzę!
- Justin - szepnęłam, wzdrygając się.
- Musisz wyjść - zaśmiałam się cicho.
- A przyjdziesz? - spytał
- Nie przepuszczę takiej okazji - zaśmiałam się.
- Okey - ostatni raz pocałował mnie namiętnie, po czym obydwoje wyszliśmy z łazienki.
- Już otwieram!
Otworzyłam drzwi i przepuściłam Justina. Mike zmierzył go tylko mroźnym wzrokiem i spojrzał na mnie.
- Masz szczęście, bo już miałem wchodzić - powiedział Mike krzyżując ręce na piersi.
- Mhm - zaśmiałam się.
- Dobranoc - uśmiechnęłam i posłałam bratu buziaka.
- Dobranoc - uśmiechnął się Justin, stojący za Mike'iem
- A ty! do swojego pokoju! - warknął brunet.
- Tylko z tobą - zaśmiał się szatyn.
- Ktoś tu się żartów trzyma - warknął.
- Mogę iść spać? - przeskakiwałam z nogi na nogę.
- Ta - mruknął i odeszli razem.
Czekałam do pierwszej w nocy. W końcu poszłam do pokoju gościnnego w którym spał Justin. Dom był duży, za duży dla nas, dlatego się wyprowadziliśmy.
Cicho weszłam do pokoju i położyłam się pod kołdrą.
- Justin? - szepnęłam uśmiechając się sama do siebie.
- Nie ma Justina
- Mike? - poderwałam się z łóżka i zapaliłam lampkę.
- Niespodzianka - warknął.
- Ty idioto! - krzyknęłam
- Cicho! Wszyscy śpią - próbował mnie uciszyć.
- Gdzie jest Justin? - krzyknęłam szeptem
- W moim pokoju. Nie będziecie spali razem. Jestem twoim bratem i teraz prawnym opiekunem. - wydymał usta dumnie.
- Tu się puknij idioto - popukałam się w głowę.
- Idę do Justina!
- Nie!
- Tak! To mój chłopak, a skoro zaraz wyjeżdża chcę z nim pobyć te ostatnie dnie - warknęłam.
- To tylko kilka miesięcy - zadrwił.
Zmrużyłam oczy i pokręciłam głową.
- Wychodzę - syknęłam.
- Nie przychodź mi później z dzieciakiem!
- Z jakim dzieciakiem? Boże! Przestań wreszcie oglądać nastoletnie matki!
- Ale to jest fajne - burknął obrażony.
Pokręciłam głową i wyszłam z pokoju.
- Dobranoc! - warknęłam jeszcze.
Poszłam do pokoju Mike'a tak jak mówił. Weszłam po cichu i zaraz skoczyłam pod kołdrę.
- Już jestem - szepnęłam.
- Co?
- Justin?
- Dla Ciebie mogę być kim tylko zechcesz - usłyszałam głos Ryana.
- Kurwa! Gdzie śpi Justin? - wyskoczyłam z łóżka.
- Wracaj do łóżka - zaśmiał się
Przyłożyłam rękę do czoła i wyszłam z pokoju. Weszłam do następnego wolnego pokoju.
- Justin?
Cisza
- Justin? - ponowiłam
- Chaz! - warknął.
- Sorka - zagryzłam dolną wargę i zamknęłam za sobą drzwi.
- Czekaj! - krzyknął.
- Justin poszedł do Ciebie.
- Dzięki - szepnęłam.
Poszłam do swojego pokoju, na łóżku czekał oczywiście Justin. BEZ KOSZULKI! W SAMYCH DRESACH! Boże, jak ja tęskniłam za tym ciałkiem.
- Gdzieś ty była?
- Wskoczyłam bratu do łóżka - warknęłam
- A później odwiedziłam prawie każdego z twoich kolegów, ale Ciebie nie mogłam znaleźć. - zaśmiałam się i zamknęłam na klucz drzwi.
- Sorka, zapomniałem Ci powiedzieć, że śpię w jednym pokoju z Chazem - zaśmiał się i podszedł do mnie.
- Taki tam szczegół - zadrwiłam kpiąco.
- No przepraszam - mruknął
- Dobra już - zaśmiałam się.
- Mamy błogosławieństwo od Mike'a, ale z dzieciakiem mamy nie przychodzić - parsknęłam śmiechem.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony lekko rozchylając usta. Widząc jego minę szybko wetknęłam mu język w buzię, co odwzajemnił.
Poszliśmy na łóżko. Zgasiłam lampkę i leżeliśmy w całkowitej ciemności.
- Naprawdę musisz wyjeżdżać? - mruknęłam wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Nie chcę, ale muszę - szepnął gładząc mnie po głowie.
- O co chodzi? Proszę powiedz mi
Chłopak wziął głęboki wdech, aż poczułam ja jego klatka się unosi.
Zagryzłam nerwowo dolną wargę.
- Nie, przyjechałam tu bo mi się nudziło - warknęłam i odwróciłam się na pięcie, kontynuując rozpakowywanie walizki. Po chwili poczułam na tali ciepłe ręce chłopaka. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, ale dalej udawałam, że mnie to nie rusza.
- No przyznaj, że się bałaś - szepnął mi nad uchem, po chwili jego ciepłe wargi pieściły moją szyję.
- Tak, bałam się - szepnęłam niemalże niesłyszalnie.
- Co? Nie słyszałem - droczy się
- Bałam się - jęknęłam
- Głośniej - zaśmiał się
- Bałam się! - krzyknęłam i w tym samym czasie się do niego odwróciłam.
- Bałam się, że już Cię nie zobaczę, nie przytulę, nie pocałuję. Cholernie się bałam. Czułam się jakby mi się cały świat zawalił w jednej sekundzie. - powiedziałam na jednym tchu.
- Kocham Cię - szepnął szatyn i mocno mnie do siebie przytulił.
Wzięłam głęboki wdech, po czym lekko się od niego odchyliłam.
- Dlaczego musisz zniknąć? - spytałam patrząc na niego podejrzliwie.
Chłopak głośno westchnął i wypuścił mnie z objęć, odchodząc ode mnie na krok.
- No? Słucham? Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia?
- Jess...nie chcę Cię w to mieszać.
- Justin! Wmieszałam się w to wszystko odkąd się tu wprowadziłam. - warknęłam.
- Jess..
- Odpowiedz!
Chłopak przewrócił oczami, i zrobił minę jakby mi łaskę robił. Jeszcze raz wziął głęboki wdech.
- Bo...Jest pewien facet, który mnie już dooość długo ściga. I niedawno mnie namierzył - powiedział drapiąc się nerwowo po karku
- Za co Cię ściga? - spytałam krzyżując ręce na piersiach
- Po prostu mnie ściga!
- Justin...- nalegałam
- Jessi...zrobiłem coś strasznego- powiedział podchodząc do mnie i obejmując w pasie.
- Zabiłeś kogoś? - spytałam szeroko otwierając oczy
Oczy szatyna natychmiast pociemniały, a twarz skamieniała.
- Justin? Odpowiedz!
- Shawty, nie mieszaj się w to proszę - szepnął całując mnie w czubek głowy
Cholera! Czy on kogoś zabił? Mam się go bać?
- Aha...a więc na ile znikasz?
- Nie wiem. - powiedział wykrzywiając usta.
- Justin, nie zostawiaj mnie - szepnęłam.
- Nie zostawiam Cię - uśmiechnął się lekko
- Mogę jechać z tobą?
- W żadnym wypadku! To zbyt niebezpieczne - podniósł głos. - On nie może się o tobie dowiedzieć.
- Justin, przerażasz mnie - spojrzałam na niego do góry.
- Wyjadę po prostu na kilka miesięcy...
- Miesięcy? - krzyknęłam, nie dając mu dokończyć.
- Shawty...
- Chyba Cię do reszty popieprzyło! - krzyknęłam
Machnęłam rękoma, dając mu do zrozumienia, że muszę to przemyśleć i zeszłam na dół. Dopiero co przyjechałam, a on już wyjeżdża i to na kilka MIESIĘCY? Co on takiego zrobił, że aż tak długo musi się ukrywać?
- Cześć Chaz - uśmiechnęłam się do wysokiego chłopaka i mocno uściskałam.
- Hej, hej - odwzajemnił uścisk dwa razy mocniej.
- Chaz, dusisz mnie - zaśmiałam się.
- Przepraszam - wypuścił mnie z objęć i posłał uśmiech. Podeszłam do Ryana, który siedział obok Alfreda. Objęłam go ramieniem i ucałowałam w policzek, to samo zrobiłam z Alfredem.
- Czym to sobie zasłużyliśmy na takie powitanie? - zaśmiał się Alf.
- Och, stęskniłam się za wami - uśmiechnęłam się do chłopaków i wcisnęłam między nich.
- Wiesz, że jutro wracasz do szkoły? - spytał Mike pijąc piwo z butelki.
- Wiem - westchnęłam głośno i oparłam głowę o ramię Ryana.
Zaraz w salonie pojawił się Justin.
- Możemy pogadać? - spytał.
Przewróciłam oczami i pokiwałam przecząco głową.
- Jestem zmęczona - powiedziałam od niechcenia i zaczesałam włosy do tyłu.
- Z wami jest gorzej jak z małżeństwem - zaśmiał się Alf.
- Spadaj - warknęłam i dźgnęłam go łokciem w żebra.
- Sorry - jęknął.
Wyprostowałam się i postanowiłam, że powinnam wiedzieć co tu się wyrabia.
- A więc...o co...- nie skończyłam kiedy wszyscy się poderwali.
- Mamo? - Krzyknął Ryan
- To ten...ja muszę tam...- zaczął Alfredo pocierając rękoma o spodnie.
- A ja tam - powiedział Mike wstając od stołu i poszedł do swojego pokoju.
- No co jest? - krzyknęłam, ale nikt nie odpowiedział.
Teraz na miejsce bruneta usiadł Justin, czyli siedział na wprost mnie i po prostu na mnie patrzył.
- Możesz przestać tak na mnie patrzeć? - spytałam zbulwersowana.
- Nie - odpowiedział krótko.
Przewróciłam oczami i obróciłam głowę w lewą stronę rozglądając się po suficie.
- Pogadamy?
- Jestem zmęczona - wymusiłam ziewanie.
- Rano?
- Rano idę do szkoły
- Po szkole?
- Hm...nie wiem, może pójdę do Cassie.
- Jessica! Nie możesz mnie teraz unikać! - uniósł się szatyn.
Spojrzałam na niego, jego oczy były niemalże czarne ze złości.
- Jak będziesz chciał mi powiedzieć prawdę, to pogadamy. - powiedziałam i wstałam z kanapy kierując się na górę do siebie.
Weszłam do pokoju i od razu zaczęłam zdejmować z siebie ciuchy, aż pozostałam w samej bieliźnie. Podeszłam do komody i wyjęłam z niej świeżą bieliznę.
- Jessica - usłyszałam lekko zachrypnięty głos szatyna, aż podskoczyłam.
- Boże! Puka się! - warknęłam.
Chłopak zlustrował mnie kilka razy od góry do dołu i oblizał usta. No tak! Jestem w samej bieliźnie! Skrzyżowałam ręce próbując się jakoś zasłonić.
- Wstydzisz się mnie? - spytał podchodząc do mnie bliżej.
- Jestem zmęczona
Chłopak pokręcił z rozbawieniem głową i stanął na przeciwko mnie. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Delikatnie wsunął rękę pod moją rękę łapiąc mnie w tali i mocno do siebie docisnął, aż ledwo łapałam powietrze. W tej chwili mój oddech był przyspieszony i urywany, zresztą jego też. Odłożyłam bieliznę na komodę i powoli nasze twarze się zbliżały. Patrzyłam to na jego usta, to na oczy. W końcu połączyliśmy się w jeden pocałunek. Chłopak przejechał językiem po mojej dolnej wardze, po czym rozchylił mi nim usta. Nasze języki od razu zaczęły ze sobą współgrać. Jego druga ręka powędrowała na mój odkryty do połowy pośladek, ponieważ miałam na sobie koronkowe bokserki. Jego ręka zjechała na moją nogę podkulając ją. Zaplotłam ją na jego nodze, nie przerywając pocałunku.
- Justin...nie jesteśmy samy - szybko oderwałam się od szatyna i odeszłam na krok.
Chłopak nabrał powietrza do płuc i przeczesał palcami idealnie ułożone włosy.
- Idę pod prysznic - oznajmiłam starając się uspokoić swój oddech .
- To ja poczekam - uśmiechnął się zadziornie i usiadł na moim łóżku.
Poszłam do łazienki. Włączyłam sobie muzykę na telefonie i rozebrałam sie z bielizny. Cholera! Zapomniałam czystej bielizny!
- Justin! Przynieś mi bieliznę z komody - krzyknęłam i zagryzłam dolną wargę. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Owinęłam się w ręcznik i wystawiłam głowę.
- Mike? - spytałam zdziwiona
- Przyszedłem sprawdzić, czy już śpisz. Justin śpi na dole. Nie będziecie przecież spali razem - zaśmiał się i podał mi bieliznę.
- To jest mój chłopak! Mogę z nim spać - warknęłam.
- Idź się kąp - skrzywił się i zamknął mi drzwi.
Co on sobie myśli? Przecież jetem już prawie pełnoletnie. Niektóre dziewczyny w moim wieku już dawno chodzą z brzuchem, a ja nie mogę spać z chłopakiem w jednym łóżku. Boże! Co on by zrobił jakby się dowiedział, że tyle razy już spał w moim łóżku. Wolę nie myśleć. Weszłam pod prysznic, wtarłam w ciało wiśniowy żel, po czym spłukałam powstałą pianę. Nie potrafię się długo gniewać na Justina, no chyba, że w bardzo, bardzo słusznej sprawie. Rozumiem, że się o mnie boi i dlatego nie chce powiedzieć o co chodzi.
Rozczesałam włosy, ubrałam bieliznę, nakremowałam ciało, ściągnęłam z wieszaka bluzkę Justina i swoje szorty, po czym ubrana wyszłam, gasząc za sobą światło. Myślałam, że będę mogła z nim spać. Usiadłam na łóżku i zadzwoniłam do Cassie.
- Hej Cassie
- Och, Jess. Co z Justinem?
Hm...skoro ma się ukrywać, to chyba nie powinnam jej o tym mówić?
- Nic nie wiem - szepnęłam.
- Jej...- usłyszałam jak bierze wdech.
- Chciałam tylko powiedzieć, że wróciłam.
- Przyjadę po ciebie o 7:40, dobrze?
- Jasne, dzięki - uśmiechnęłam się do telefonu.
- Do zobaczenia jutro, pa
- Pa, Kocham Cię - rozłączyłam się.
Opadłam plecami na łóżko. Ktoś puka.
- Tak? - podniosłam się leniwie.
- Ćśś...- Justin przystawił sobie wskazujący palec do ust, zamknął za sobą drzwi na klucz i szybko wskoczył na łóżko.
- Nie lubię jak się na mnie gniewasz - mruknął.
- Już się nie gniewam - szepnęłam i cmoknęłam go w nos.
- Cholernie za tobą tęskniłem - wyznał.
- Ja za tobą też - uśmiechnęłam się i splotłam nasze dłonie.
- Justin, kocham Cię. Nie rób mi tego więcej - spojrzałam mu prosto w oczy
- Przepraszam - szepnął.
- Jessica! - krzyknął zza drzwi Mike
- Kurwa - przeklął pod nosem Justin i cicho się zaśmiał.
- Do łazienki - szepnęłam i pociągnęłam za sobą szatyna.
- Jestem w łazience! - krzyknęłam.
- Nie kłam! Otwórz te drzwi, bo wejdę z nimi! Justin ma wrócić do siebie
- Nie ma go tu!
- Wiem, ze jest
- Kłamiesz!
Justin tylko przysłuchiwał się naszej kłótni i cały czas mnie rozpraszał, całując po szyi.
- Jessica! - warknął brunet.
- Jestem w ubikacji! - Dusiłam w sobie śmiech.
- Za pięć minut wchodzę!
- Justin - szepnęłam, wzdrygając się.
- Musisz wyjść - zaśmiałam się cicho.
- A przyjdziesz? - spytał
- Nie przepuszczę takiej okazji - zaśmiałam się.
- Okey - ostatni raz pocałował mnie namiętnie, po czym obydwoje wyszliśmy z łazienki.
- Już otwieram!
Otworzyłam drzwi i przepuściłam Justina. Mike zmierzył go tylko mroźnym wzrokiem i spojrzał na mnie.
- Masz szczęście, bo już miałem wchodzić - powiedział Mike krzyżując ręce na piersi.
- Mhm - zaśmiałam się.
- Dobranoc - uśmiechnęłam i posłałam bratu buziaka.
- Dobranoc - uśmiechnął się Justin, stojący za Mike'iem
- A ty! do swojego pokoju! - warknął brunet.
- Tylko z tobą - zaśmiał się szatyn.
- Ktoś tu się żartów trzyma - warknął.
- Mogę iść spać? - przeskakiwałam z nogi na nogę.
- Ta - mruknął i odeszli razem.
Czekałam do pierwszej w nocy. W końcu poszłam do pokoju gościnnego w którym spał Justin. Dom był duży, za duży dla nas, dlatego się wyprowadziliśmy.
Cicho weszłam do pokoju i położyłam się pod kołdrą.
- Justin? - szepnęłam uśmiechając się sama do siebie.
- Nie ma Justina
- Mike? - poderwałam się z łóżka i zapaliłam lampkę.
- Niespodzianka - warknął.
- Ty idioto! - krzyknęłam
- Cicho! Wszyscy śpią - próbował mnie uciszyć.
- Gdzie jest Justin? - krzyknęłam szeptem
- W moim pokoju. Nie będziecie spali razem. Jestem twoim bratem i teraz prawnym opiekunem. - wydymał usta dumnie.
- Tu się puknij idioto - popukałam się w głowę.
- Idę do Justina!
- Nie!
- Tak! To mój chłopak, a skoro zaraz wyjeżdża chcę z nim pobyć te ostatnie dnie - warknęłam.
- To tylko kilka miesięcy - zadrwił.
Zmrużyłam oczy i pokręciłam głową.
- Wychodzę - syknęłam.
- Nie przychodź mi później z dzieciakiem!
- Z jakim dzieciakiem? Boże! Przestań wreszcie oglądać nastoletnie matki!
- Ale to jest fajne - burknął obrażony.
Pokręciłam głową i wyszłam z pokoju.
- Dobranoc! - warknęłam jeszcze.
Poszłam do pokoju Mike'a tak jak mówił. Weszłam po cichu i zaraz skoczyłam pod kołdrę.
- Już jestem - szepnęłam.
- Co?
- Justin?
- Dla Ciebie mogę być kim tylko zechcesz - usłyszałam głos Ryana.
- Kurwa! Gdzie śpi Justin? - wyskoczyłam z łóżka.
- Wracaj do łóżka - zaśmiał się
Przyłożyłam rękę do czoła i wyszłam z pokoju. Weszłam do następnego wolnego pokoju.
- Justin?
Cisza
- Justin? - ponowiłam
- Chaz! - warknął.
- Sorka - zagryzłam dolną wargę i zamknęłam za sobą drzwi.
- Czekaj! - krzyknął.
- Justin poszedł do Ciebie.
- Dzięki - szepnęłam.
Poszłam do swojego pokoju, na łóżku czekał oczywiście Justin. BEZ KOSZULKI! W SAMYCH DRESACH! Boże, jak ja tęskniłam za tym ciałkiem.
- Gdzieś ty była?
- Wskoczyłam bratu do łóżka - warknęłam
- A później odwiedziłam prawie każdego z twoich kolegów, ale Ciebie nie mogłam znaleźć. - zaśmiałam się i zamknęłam na klucz drzwi.
- Sorka, zapomniałem Ci powiedzieć, że śpię w jednym pokoju z Chazem - zaśmiał się i podszedł do mnie.
- Taki tam szczegół - zadrwiłam kpiąco.
- No przepraszam - mruknął
- Dobra już - zaśmiałam się.
- Mamy błogosławieństwo od Mike'a, ale z dzieciakiem mamy nie przychodzić - parsknęłam śmiechem.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony lekko rozchylając usta. Widząc jego minę szybko wetknęłam mu język w buzię, co odwzajemnił.
Poszliśmy na łóżko. Zgasiłam lampkę i leżeliśmy w całkowitej ciemności.
- Naprawdę musisz wyjeżdżać? - mruknęłam wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Nie chcę, ale muszę - szepnął gładząc mnie po głowie.
- O co chodzi? Proszę powiedz mi
Chłopak wziął głęboki wdech, aż poczułam ja jego klatka się unosi.
***
Jestem pod ogromnym wrażeniem, że pod poprzednim rozdziałem tyle komentarzy się pojawiło! o.O! Ale miło mi, że jednak wam się podobało. To tyle. Do następnego :** Zapraszam na Never Let You Go, proszę wypełnijcie ankiety ;/// Są mi potrzebne do drugiego opowiadania;*
Tagi: rozdział 21
- Nie po to o Ciebie walczyłem, żebyś to teraz spieprzyła! - wrzasnąłem i szarpnąłem ją za nadgarstek.
- Czy ktoś mi wytłumaczy co tu się dzieje? - usłyszałem za sobą głos Riah.
- Co TY tutaj robisz? - W końcu się odezwała Jess.
- Zapytaj swoją przyjaciółkę - warknąłem i kiwnąłem głową na dziewczynę.
- Ej! Stary, uspokój się - ktoś szarpnął mnie za ramię
- Lepiej usiądź! - wycedziłem przez zaciśnięte zęby i popchałem chłopaka, żeby usiadł.
- Jessica! Kim on dla Ciebie jest? - krzyknęła Mia
- To..To..- nie mogła wydusić z siebie słowa
Właśnie, kim ja teraz dla niej jestem? Jej byłym?
- To jest kumpel mojego brata - wydusiła
Nagle brunetka wyrwała mi się z uścisku. Kompletnie nie rozumiałem dlaczego się mnie bała.
- Justin! Ja nie biorę! - krzyknęła łamiącym się głosem
- To nie wygląda jak kumpel brata - spojrzała na nas pytając Riah.
- Dobra! - krzyknęła Jess wystawiając ręce jak w obronie.
- Justin! To jest mój były chłopak! - warknęła i wybiegła z domu z płaczem. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Czym prędzej wybiegłem za dziewczyną.
Wybiegłam szybko na podwórko. Pochyliłam się opierając ręce na kolanach i łapczywie nabierałam powietrza do płuc, dławiąc się łzami.
- Jess - usłyszałam obok siebie jego ciepły głos. Był już spokojny. Lekko objął mnie w pasie. Otarłam łzy i wyprostowałam się.
- Wyjechałam tu, żeby odpocząć. Justin...duszę się - szepnęłam patrząc na niego przez załzawione oczy.
- Nie zrobiłem tego specjalnie. Nie wiedziałem, że będziesz tu akurat.
- Więc bawisz się w narkotyki...po tym wszystkim? - przełknęłam głośno ślinę.
- To nie tak...ja po prostu...Tylko to mi zostało - szepnął spuszczając głowę w dół.
Głośno westchnęłam.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że twoi rodzicie płacili za mój szpital?
Chłopak szybko podniósł głowę zaskoczony najwyraźniej moim pytaniem.
- Skąd o tym wiesz? - spytał
- Rodzice mi powiedzieli
- To było jedyne wyjście. Tamten szpital Ci nie pomógł
- Więc dlaczego Jaxon nie jest w Seattle?
- Bo...bo Jaxon sam tego chciał. Nie chciał niczyjej pomocy. - powiedział patrząc w ziemię.
- Bierzesz? - spytał po chwili ciszy.
- Naprawdę myślisz, że mogłabym brać to świństwo? nigdy tego nie wzięłam z własnej woli - spojrzałam prosto w oczy szatyna i..utonęłam. Justin również patrzył mi w oczy, ale po chwili oderwał wzrok.
- Będę już leciał, mam długą drogę przed sobą. - szepnął.
- Tęsknię za tobą. Naprawdę żałuję to co zrobiłem - mruknął. Podniósł mój podbródek i złożył pojedynczy pocałunek na moich usta, po czym odszedł w stronę samochodu.
Lekko się uśmiechnęłam i wróciłam z powrotem do domu. No przecież, nie pobiegnę i nie rzucę mu się na szyję krzycząc 'wybaczam Ci'' bo powiedział, że żałuje.
- Dlaczego nie mówiłaś, że masz takiego gorącego chłopak? - zaatakowała mnie na wejściu Riah.
- Bo to nie jest już mój chłopak? - warknęłam i usiadłam na kanapie.
- Boże, a ja się tak starałam o jego względy - zaśmiała sie szatynka.
- Teraz jest wolny - mruknęłam. Sama nie wierzyłam w to co mówię.
- Zależy mu na tobie - wypaliła Mia
Podniosłam na nią wzrok.
- Dlaczego tak uważasz? Przecież widzieliście tylko naszą kłótnie.
- Jego mina jak Cię zobaczył. A później...krzyczał na Ciebie bo się martwi - uśmiechnęła się serdecznie.
- Właśnie...z czego on Cię wyciągnął? Brałaś? - spytał Ethan
- Nieważne - szepnęła odwracając wzrok.
- No...nam chyba możesz powiedzieć - lekko podniósł głos, jakby to było coś strasznego, ze nie chcę im czegoś powiedzieć.
- Muszę się zbierać. Za dwa dni wracam. - pożegnałam sie z każdym z osobna i wyszłam.
Jutro wyjeżdżam. Usiadłam na łóżku i odetchnęłam z ulgą. Przed chwilą pożegnałam się z Megan. Zaplanowałyśmy, że następnym razem to ona do mnie przyjedzie. Moje rozmyślenia parzerwał głośny dzwonek telefonu. Wyjęłam go z kieszenie i przystawiłam do ucha.
- Tak?
- Boże Jessica! Dom Justina się pali! - wykrzyczała Cass
- Co? - natychmiast wstałam z łóżka, ogarnęła mnie fala gorąca, a serce podskoczyło do gardła.
- Nie wiadomo, czy był w środku. Jessica! Wracaj szybko - krzyknęła roztrzęsiona blondynka do telefonu.
Rozłączyłam się i zaczęłam szybko pakować swoje rzeczy.
- Mamo! - krzyknęłąm drżącym głosem.
- Słucham kochanie? - w pokoju zaraz pojawiła się kobieta
- Co się stało? - spytała zaskoczona
- Proszę, zamów mi najszybszy lot do Kanady - wydukałam.
- Do..brze - powiedziała i wyszła z pokoju.
Kiedy już wszystko spakowałam, prędko zbiegłam na dół z walizkami.
- Masz samolot za piętnaście minut. Nie wiem czy zdążymy - powiedziała kobieta i szybko złapała za kluczyki od samochodu.
- Alaric! Jadę z Jessicą na lotnisko - krzyknęła i razem wyszłyśmy do samochodu.
- Co się stało? - ponowiła pytanie szatynka
- Nie teraz mamo - szepnęłam ocierając mokre policzki.
Próbowałam wybrać numer Mike'a, ale nie odbierał. Reszta chłopaków tak samo. Co tu się do cholery jasnej dzieje?
Nogi miałam jak z waty. Muszę się tak znaleźć jak najszybciej.
- Kocham Cię mamo. Przepraszam za kłopoty - powiedziałam i ucałowałam mamę w policzek.
- Pa, Kocham Cię - rzuciła, kiedy już odchodziłam.
Co jeśli Justin był w domu? Nie! Nie! Nie! Nawet tak nie myśl Jess. Biegłam z walizką prze lotnisko i w ostatniej chwili zdążyłam. To wszystko dzieje się tak szybko, że sama się gubię. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. No w końcu chyba nie codziennie widzi się zapłakaną dziewczynę na lotnisku. Teraz na pewno nie dowiem się co z Justinem. Nie można używać telefonów w samolocie. Zostałam ja i mój głupi mózg, który co chwilę wymyślał najgorsze scenariusze. Lot cholernie się dłużył. Już się nieco uspokoiłam, ale serce nadal biło mi jak szalone. Włożyłam słuchawki do uszu i mając nadzieję, że jakoś mnie to uspokoi wygodnie się rozsiadłam w fotelu. Nie skupiłam się nawet na lecącej melodii, co chwilę myślałam o Justinie. Mam tylko nadzieję, że nic mu nie jest. Boże! Nie wybaczę sobie tego, że mu nie wybaczyłam jeśli ostatni raz go widziałam w Nowym Jorku. W końcu mogłam trochę odpocząć i zasnęłam. Obudziłam się przed samym lądowaniem. Wyjęłam szybko walizkę z górnej półki i wybiegłam z samolotu. Łzy znowu cisnęły mi się do oczu. Kiedy już wybiegłam z lotniska, wyszłam na środek ulicy i łapałam taxi. Podałam adres mężczyźnie i zaraz odjechaliśmy.
Minęło już tyle godzin od pożaru.
- Mike! -krzyknęłam kiedy w końcu odebrał.
- Co się dzieje z Justinem? - spytałam drżącym głosem.
- Jess? Skąd wiesz o Justinie?
- Boże Mike! Co się z nim dzieje? - spytałam bezradna. Po moich policzkach znowu płynęły łzy.
- Jest u nas...- Nie dałam mu dokończyć kiedy się rozłączyłam.
- Może pan szybciej jechać? - spytałam nerwowo bawiąc się kawałkiem materiału od mojej bluzki.
- Przykro mi, ograniczenie prędkości panienko.
- Kurwa! - Przeklęłam pod nosem
Kiedy byliśmy już na miejscu. Szybko zapłaciłam mężczyźnie i wybiegłam z walizką z samochodu. Z rozmachem otworzyłam drzwi.
- Gdzie Justin? - spytałam na wejściu.
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotkę. Na chwilę przerywając grę.
- W kuchni?? - odezwał się Chaz.
Rzuciłam walizkę w kąt i pobiegłam do kuchni. Boże! Co za ulga, widząc go żywego i całego.
- Justin! - krzyknęłam przez płacz i mocno wtuliłam się w szatyna.
- Jessica? Co ty tu robisz? - spytał zdziwiony Bieber odsuwając mnie od siebie lekko.
- Cassie zadzwoniła do mnie, że twój dom się pali. Bałam się o ciebie - powiedziałam na jednym tchu.
- Ale miałaś wrócić dopiero jutro - przytulił mnie ponownie szatyna.
- Boże! Martwiłam się o ciebie kretynie! A ty jak gdyby, nigdy nic. Siedzisz sobie z chłopakami i grasz w gry, kiedy twój dom się pali? - krzyknęłam ocierając swoje mokre policzki.
- To było ukartowane - wtrącił się Mike
- Co? - spytałam z niedowierzaniem
- Justin musi na jakiś czas zniknąć, więc ukartowaliśmy, że się spalił.
- I nie mogliście mnie poinformować? - wydarłam się.
Emocje jakie we mnie się teraz zebrały, były nie do opisania. Miałam ochotę ich wszystkich rozszarpać.
- Idioci! - warknęłam, odepchnęłam od siebie szatyna i poszłam na górę. To ja na łeb na szyję szybko tu leciałam, a oni sobie grają w gry szczęśliwi. Ścierałam kolejne porcje łez z policzków i powoli się rozpakowywałam. Zajęcie przerwało mi pukanie do drzwi.
- Proszę - szepnęłam i spojrzałam na drzwi.
- Przepraszam, że Ci nie powiedzieliśmy - do pokoju wszedł Justin.
- Co wyście sobie myśle....- nie dane było mi skończyć, kiedy w moje usta wpił się szatyn.
Ale chujstwo wyszło -,- Tyle w tym temacie. Nie zdziwię się nawet jak nie będzie tu komentarzy -.- Zaparszam na mojego TT @Juuust_Smile
- Czy ktoś mi wytłumaczy co tu się dzieje? - usłyszałem za sobą głos Riah.
- Co TY tutaj robisz? - W końcu się odezwała Jess.
- Zapytaj swoją przyjaciółkę - warknąłem i kiwnąłem głową na dziewczynę.
- Ej! Stary, uspokój się - ktoś szarpnął mnie za ramię
- Lepiej usiądź! - wycedziłem przez zaciśnięte zęby i popchałem chłopaka, żeby usiadł.
- Jessica! Kim on dla Ciebie jest? - krzyknęła Mia
- To..To..- nie mogła wydusić z siebie słowa
Właśnie, kim ja teraz dla niej jestem? Jej byłym?
- To jest kumpel mojego brata - wydusiła
Nagle brunetka wyrwała mi się z uścisku. Kompletnie nie rozumiałem dlaczego się mnie bała.
- Justin! Ja nie biorę! - krzyknęła łamiącym się głosem
- To nie wygląda jak kumpel brata - spojrzała na nas pytając Riah.
- Dobra! - krzyknęła Jess wystawiając ręce jak w obronie.
- Justin! To jest mój były chłopak! - warknęła i wybiegła z domu z płaczem. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Czym prędzej wybiegłem za dziewczyną.
Jess
Wybiegłam szybko na podwórko. Pochyliłam się opierając ręce na kolanach i łapczywie nabierałam powietrza do płuc, dławiąc się łzami.
- Jess - usłyszałam obok siebie jego ciepły głos. Był już spokojny. Lekko objął mnie w pasie. Otarłam łzy i wyprostowałam się.
- Wyjechałam tu, żeby odpocząć. Justin...duszę się - szepnęłam patrząc na niego przez załzawione oczy.
- Nie zrobiłem tego specjalnie. Nie wiedziałem, że będziesz tu akurat.
- Więc bawisz się w narkotyki...po tym wszystkim? - przełknęłam głośno ślinę.
- To nie tak...ja po prostu...Tylko to mi zostało - szepnął spuszczając głowę w dół.
Głośno westchnęłam.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że twoi rodzicie płacili za mój szpital?
Chłopak szybko podniósł głowę zaskoczony najwyraźniej moim pytaniem.
- Skąd o tym wiesz? - spytał
- Rodzice mi powiedzieli
- To było jedyne wyjście. Tamten szpital Ci nie pomógł
- Więc dlaczego Jaxon nie jest w Seattle?
- Bo...bo Jaxon sam tego chciał. Nie chciał niczyjej pomocy. - powiedział patrząc w ziemię.
- Bierzesz? - spytał po chwili ciszy.
- Naprawdę myślisz, że mogłabym brać to świństwo? nigdy tego nie wzięłam z własnej woli - spojrzałam prosto w oczy szatyna i..utonęłam. Justin również patrzył mi w oczy, ale po chwili oderwał wzrok.
- Będę już leciał, mam długą drogę przed sobą. - szepnął.
- Tęsknię za tobą. Naprawdę żałuję to co zrobiłem - mruknął. Podniósł mój podbródek i złożył pojedynczy pocałunek na moich usta, po czym odszedł w stronę samochodu.
Lekko się uśmiechnęłam i wróciłam z powrotem do domu. No przecież, nie pobiegnę i nie rzucę mu się na szyję krzycząc 'wybaczam Ci'' bo powiedział, że żałuje.
- Dlaczego nie mówiłaś, że masz takiego gorącego chłopak? - zaatakowała mnie na wejściu Riah.
- Bo to nie jest już mój chłopak? - warknęłam i usiadłam na kanapie.
- Boże, a ja się tak starałam o jego względy - zaśmiała sie szatynka.
- Teraz jest wolny - mruknęłam. Sama nie wierzyłam w to co mówię.
- Zależy mu na tobie - wypaliła Mia
Podniosłam na nią wzrok.
- Dlaczego tak uważasz? Przecież widzieliście tylko naszą kłótnie.
- Jego mina jak Cię zobaczył. A później...krzyczał na Ciebie bo się martwi - uśmiechnęła się serdecznie.
- Właśnie...z czego on Cię wyciągnął? Brałaś? - spytał Ethan
- Nieważne - szepnęła odwracając wzrok.
- No...nam chyba możesz powiedzieć - lekko podniósł głos, jakby to było coś strasznego, ze nie chcę im czegoś powiedzieć.
- Muszę się zbierać. Za dwa dni wracam. - pożegnałam sie z każdym z osobna i wyszłam.
Jutro wyjeżdżam. Usiadłam na łóżku i odetchnęłam z ulgą. Przed chwilą pożegnałam się z Megan. Zaplanowałyśmy, że następnym razem to ona do mnie przyjedzie. Moje rozmyślenia parzerwał głośny dzwonek telefonu. Wyjęłam go z kieszenie i przystawiłam do ucha.
- Tak?
- Boże Jessica! Dom Justina się pali! - wykrzyczała Cass
- Co? - natychmiast wstałam z łóżka, ogarnęła mnie fala gorąca, a serce podskoczyło do gardła.
- Nie wiadomo, czy był w środku. Jessica! Wracaj szybko - krzyknęła roztrzęsiona blondynka do telefonu.
Rozłączyłam się i zaczęłam szybko pakować swoje rzeczy.
- Mamo! - krzyknęłąm drżącym głosem.
- Słucham kochanie? - w pokoju zaraz pojawiła się kobieta
- Co się stało? - spytała zaskoczona
- Proszę, zamów mi najszybszy lot do Kanady - wydukałam.
- Do..brze - powiedziała i wyszła z pokoju.
Kiedy już wszystko spakowałam, prędko zbiegłam na dół z walizkami.
- Masz samolot za piętnaście minut. Nie wiem czy zdążymy - powiedziała kobieta i szybko złapała za kluczyki od samochodu.
- Alaric! Jadę z Jessicą na lotnisko - krzyknęła i razem wyszłyśmy do samochodu.
- Co się stało? - ponowiła pytanie szatynka
- Nie teraz mamo - szepnęłam ocierając mokre policzki.
Próbowałam wybrać numer Mike'a, ale nie odbierał. Reszta chłopaków tak samo. Co tu się do cholery jasnej dzieje?
Nogi miałam jak z waty. Muszę się tak znaleźć jak najszybciej.
- Kocham Cię mamo. Przepraszam za kłopoty - powiedziałam i ucałowałam mamę w policzek.
- Pa, Kocham Cię - rzuciła, kiedy już odchodziłam.
Co jeśli Justin był w domu? Nie! Nie! Nie! Nawet tak nie myśl Jess. Biegłam z walizką prze lotnisko i w ostatniej chwili zdążyłam. To wszystko dzieje się tak szybko, że sama się gubię. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. No w końcu chyba nie codziennie widzi się zapłakaną dziewczynę na lotnisku. Teraz na pewno nie dowiem się co z Justinem. Nie można używać telefonów w samolocie. Zostałam ja i mój głupi mózg, który co chwilę wymyślał najgorsze scenariusze. Lot cholernie się dłużył. Już się nieco uspokoiłam, ale serce nadal biło mi jak szalone. Włożyłam słuchawki do uszu i mając nadzieję, że jakoś mnie to uspokoi wygodnie się rozsiadłam w fotelu. Nie skupiłam się nawet na lecącej melodii, co chwilę myślałam o Justinie. Mam tylko nadzieję, że nic mu nie jest. Boże! Nie wybaczę sobie tego, że mu nie wybaczyłam jeśli ostatni raz go widziałam w Nowym Jorku. W końcu mogłam trochę odpocząć i zasnęłam. Obudziłam się przed samym lądowaniem. Wyjęłam szybko walizkę z górnej półki i wybiegłam z samolotu. Łzy znowu cisnęły mi się do oczu. Kiedy już wybiegłam z lotniska, wyszłam na środek ulicy i łapałam taxi. Podałam adres mężczyźnie i zaraz odjechaliśmy.
Minęło już tyle godzin od pożaru.
- Mike! -krzyknęłam kiedy w końcu odebrał.
- Co się dzieje z Justinem? - spytałam drżącym głosem.
- Jess? Skąd wiesz o Justinie?
- Boże Mike! Co się z nim dzieje? - spytałam bezradna. Po moich policzkach znowu płynęły łzy.
- Jest u nas...- Nie dałam mu dokończyć kiedy się rozłączyłam.
- Może pan szybciej jechać? - spytałam nerwowo bawiąc się kawałkiem materiału od mojej bluzki.
- Przykro mi, ograniczenie prędkości panienko.
- Kurwa! - Przeklęłam pod nosem
Kiedy byliśmy już na miejscu. Szybko zapłaciłam mężczyźnie i wybiegłam z walizką z samochodu. Z rozmachem otworzyłam drzwi.
- Gdzie Justin? - spytałam na wejściu.
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotkę. Na chwilę przerywając grę.
- W kuchni?? - odezwał się Chaz.
Rzuciłam walizkę w kąt i pobiegłam do kuchni. Boże! Co za ulga, widząc go żywego i całego.
- Justin! - krzyknęłam przez płacz i mocno wtuliłam się w szatyna.
- Jessica? Co ty tu robisz? - spytał zdziwiony Bieber odsuwając mnie od siebie lekko.
- Cassie zadzwoniła do mnie, że twój dom się pali. Bałam się o ciebie - powiedziałam na jednym tchu.
- Ale miałaś wrócić dopiero jutro - przytulił mnie ponownie szatyna.
- Boże! Martwiłam się o ciebie kretynie! A ty jak gdyby, nigdy nic. Siedzisz sobie z chłopakami i grasz w gry, kiedy twój dom się pali? - krzyknęłam ocierając swoje mokre policzki.
- To było ukartowane - wtrącił się Mike
- Co? - spytałam z niedowierzaniem
- Justin musi na jakiś czas zniknąć, więc ukartowaliśmy, że się spalił.
- I nie mogliście mnie poinformować? - wydarłam się.
Emocje jakie we mnie się teraz zebrały, były nie do opisania. Miałam ochotę ich wszystkich rozszarpać.
- Idioci! - warknęłam, odepchnęłam od siebie szatyna i poszłam na górę. To ja na łeb na szyję szybko tu leciałam, a oni sobie grają w gry szczęśliwi. Ścierałam kolejne porcje łez z policzków i powoli się rozpakowywałam. Zajęcie przerwało mi pukanie do drzwi.
- Proszę - szepnęłam i spojrzałam na drzwi.
- Przepraszam, że Ci nie powiedzieliśmy - do pokoju wszedł Justin.
- Co wyście sobie myśle....- nie dane było mi skończyć, kiedy w moje usta wpił się szatyn.
***
Ale chujstwo wyszło -,- Tyle w tym temacie. Nie zdziwię się nawet jak nie będzie tu komentarzy -.- Zaparszam na mojego TT @Juuust_Smile
Tagi: rozdział 20
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz